Reklama

Abp Michalik nie ma nic do ukrycia

Abp Józef Michalik ujawnił 15 lutego br. zawartość swojej teczki w IPN. Materiały te zostały w ostatnich dniach przebadane na jego prośbę przez Kościelną Komisję Historyczną. Wynika z nich, że abp Michalik był zarejestrowany przez SB jako „tajny współpracownik” w latach 1975-78. Nie ma jednak żadnych podpisów z jego strony ani innych dowodów na współpracę. Sam Arcybiskup zdecydowanie zaprzecza możliwości jakiejkolwiek współpracy. Obok drukujemy pełny tekst rozmowy Katolickiej Agencji Informacyjnej z abp. Józefem Michalikiem - przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katolicka Agencja Informacyjna: - Przed dwoma dniami Kościelna Komisja Historyczna odnalazła w IPN materiały stwierdzające, że Ksiądz Arcybiskup w latach 1975-78 był wpisany na listę „tajnych współpracowników” Służby Bezpieczeństwa. Nie ma tam jednak żadnych podpisów Księdza Arcybiskupa ani innych dowodów współpracy. Czy Ksiądz Arcybiskup jest zaskoczony informacjami zawartymi w dokumentach IPN?

Abp Józef Michalik: - Jestem zaskoczony, gdyż jestem do końca przekonany, że znam swój życiorys. Nigdy nie podjąłem żadnej formy współpracy z SB. Przyznam, że w tej dziedzinie, tzn. jeśli chodzi o ewentualne kontakty z SB, zawsze byłem bardzo ostrożny. Pochodzę bowiem ze środowiska, w którym te tematy, od mojego dzieciństwa, były traktowane poważnie, z wyraźną dezaprobatą. Tajna współpraca, manipulacje czy postawa udawania czegoś, co nie jest zgodne z prawdą, były w mojej rodzinie zdecydowanie potępiane. Od najmłodszych lat tego typu dwuznaczne postawy zawsze były mi obce.
Jestem przekonany, że nigdy nie dałem powodu, aby w tej dziedzinie zrodziło się jakiekolwiek podejrzenie co do mojej osoby. Nigdy nie podpisywałem żadnych oświadczeń o ewentualnej współpracy, nigdy nie przyjmowałem żadnych prezentów od przedstawicieli służb ani jakichkolwiek wynagrodzeń.

- Czy zdarzył się przypadek zaproponowania Księdzu Arcybiskupowi współpracy?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Tak, jeden raz, kiedy zdecydowanie odmówiłem. Pierwszy raz przyszło mi się spotkać z przedstawicielem służb w 1961 r., kiedy byłem klerykiem seminarium łomżyńskiego. Wyjechałem wtedy na wakacje do rodziców, a wówczas wydano prawo, iż każdy musi się meldować, nawet w przypadku, gdy odwiedza własnych rodziców. Nie dopełniłem tego i natychmiast wezwano mnie na rozmowę, gdzie mi powiedziano, że grozi mi za to grzywna lub nawet więzienie. Dodano uprzejmie, że sankcje mogą być pominięte, jeśli w jakiś sposób zechcę współpracować.
Oczywiście, nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek współpracę i powiedziałem, że gotów jestem nawet na więzienie. Odpowiedziano: No, niech ksiądz nie będzie taki zuchwały, ale zachowajmy dyskrecję co do tego spotkania. Obiecałem, owszem, że tego dnia nic nikomu nie powiem, bo był wieczór, ale że jutro opowiem o tym proboszczowi, a przy najbliższym spotkaniu rektorowi seminarium. Tak też uczyniłem. Wydawało mi się wówczas, że sprawa została definitywnie załatwiona, gdyż nigdy później współpracy mi nie proponowano. Tymczasem akta znalezione w IPN pokazują, że w tym momencie zarejestrowano mnie jako kandydata do współpracy, czyli figuranta.

- Czy i kiedy były następne kontakty ze służbami lub propozycje z ich strony?

- Tak jak wspomniałem, bezpośrednich propozycji współpracy nigdy już nie było. Natomiast kolejnymi okazjami do rozmów były moje prośby o paszport. W 1969 r. zostałem skierowany przez mojego biskupa na studia do Rzymu. Kiedy odbierałem paszport w urzędzie paszportowym, owszem, była rozmowa, ale propozycja współpracy nie padła. Nikt też w Rzymie podczas studiów nie zgłaszał się do mnie z żadnymi podobnymi propozycjami.
Kiedy już wróciłem ze studiów w 1973 r. i podjąłem pracę w Kurii, to przy którymś kolejnym wyjeździe za granicę urzędnik biura paszportowego zaproponował mi, abym z Rzymu przysłał mu pocztówkę. Nie byłem naiwny. Odpowiedziałem, że nasz kontakt ma charakter wyłącznie służbowy, a nie towarzyski, trudno więc w takiej sytuacji wysyłać do siebie pocztówki.

- Jakie stanowiska zajmował Ksiądz Arcybiskup po powrocie do kraju w 1973 r.?

Reklama

- Pracowałem w Kurii Łomżyńskiej jako sekretarz bp. Mikołaja Sasinowskiego. Byłem wicekanclerzem i jednym z jego najbliższych współpracowników. Jeździłem wraz z nim na różne spotkania w Urzędzie ds. Wyznań. Później sam na zlecenie biskupa załatwiałem tam pewne sprawy. Starałem się w imieniu Kurii m.in. o pozwolenie na założenie wydawnictwa. Załatwiałem wiele spraw związanych z tym wydawnictwem, m.in. papier. Odwiedzałem więc zarówno wojewódzki Urząd ds. Wyznań w Białymstoku, jak i główny - w Warszawie. Spotkania te odbywały się albo w Kurii, albo w Urzędzie ds. Wyznań. Rozmowy, jakie prowadziłem, odbywały się między mną a urzędnikami Urzędu ds. Wyznań, a nie przedstawicielami SB.

- Po trzech latach Ksiądz Arcybiskup odszedł z Kurii?

- Odszedłem z Kurii w czerwcu 1975 r., a od września zostałem profesorem seminarium diecezjalnego w Łomży. Nadal jednak prowadziłem pewne agendy biskupa, np. jego korespondencję zagraniczną. Pozostaliśmy w bardzo bliskich relacjach, gdyż bp Sasinowski był moim ojcem duchownym i spowiednikiem.

- Według akt IPN, Ksiądz Arcybiskup w tym właśnie momencie przejścia do seminarium został zarejestrowany jako tajny współpracownik. Czy nastąpił wówczas jakiś kontakt ze „smutnymi panami”?

- Nie.

- Jak Ksiądz Arcybiskup wytłumaczyłby ten fakt rejestracji?

- Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie miałem w tym okresie żadnego spotkania ani żadnej rozmowy.

- A czy były próby rozmów ze strony SB na inne tematy?

- Nie. Jedyne rozmowy, jakie musiałem odbywać, to były rozmowy przy okazji odbierania paszportu przy kolejnych wyjazdach. Dobrze wiedziałem, że tych urzędników mogły interesować różne szczegóły nt. życia biskupa czy inne, ale nie byłem naiwny. Nigdy nie pozwoliłem sobie na żadną niedyskrecję, gdyż wiedziałem, o co chodzi. Poza tym po każdej takiej rozmowie dzieliłem się jej treścią z biskupem.

Reklama

- Ponoć do dziś żyje oficer, który rzekomo zajmował się Księdzem Arcybiskupem. Czy Ksiądz Arcybiskup zna to nazwisko i co ono Księdzu mówi?

- Znam to nazwisko z akt IPN, ale nic mi ono nie mówi. Nie wiem zresztą, czy jest to nazwisko, czy pseudonim. Podobnie nic nie wiedziałem o pseudonimie „Zefir”, który rzekomo został mi nadany. Dowiedziałem się o tym dopiero teraz, kiedy Kościelna Komisja Historyczna zbadała moje akta w IPN. Nikt nigdy mi nie powiedział, że mam się teraz nazywać „Zefir”. Zawsze nazywałem się Michalik i zawsze pozostałem sobą.

- A co konkretnie działo się po 1975 r.? Czym się Ksiądz Arcybiskup zajmował?

- Pracowałem w seminarium łomżyńskim. Jako wykładowca niejednokrotnie wyjeżdżałem za granicę, przygotowując wykłady podczas wakacji. Jechałem na miesiąc do Rzymu i dzień w dzień chodziłem do biblioteki. Byłem też za granicą na Kongresie Eucharystycznym, uczestniczyłem w różnych zjazdach naukowych itp. W mojej teczce w IPN te wszystkie wyjazdy są odnotowane, ale nie ma sprawozdań z żadnych rozmów. Są tylko notatki, że otrzymałem lub oddałem paszport. Przy okazji jednego pobytu w Portugalii jest notatka, że odłożono ze mną rozmowę.

- Gdzie są te materiały? W warszawskim IPN?

Reklama

- Nie wiem dokładnie. Badała to Kościelna Komisja Historyczna, która przekazała mi ich kopie. Jest to tylko teczka paszportowa, zawierająca kilkadziesiąt stron, począwszy od otrzymania pierwszego paszportu przy okazji wyjazdu na studia, aż do ostatniego otrzymania i odebrania paszportu w końcu lat 80. Są też fotokopie, pięć kartek, rzekomego zarejestrowania mnie najpierw jako figuranta w 1961 r., a potem jako „tajnego współpracownika” w 1975 r. Nie ma żadnych innych dokumentów, nie ma żadnych moich podpisów. Słowem - nie ma żadnych dowodów ani mojej winy, ani mojej cnoty. I na tym cały ten „dowcip” ubecji polega.

- A czy nie miał Ksiądz Arcybiskup wrażenia, że był śledzony, inwigilowany, podsłuchiwany?

- Przez całe życie wiedziałem, że byłem podsłuchiwany. Dlatego zachowywałem ostrożność. Kiedy pod koniec lat 80. zostałem biskupem w Gorzowie, to przyszli do mnie panowie z tych służb, prosząc o kapelana. W dowód wdzięczności chcieli mi pokazać, gdzie są dawne podsłuchy. Odpowiedziałem, że nie muszą mi mówić, ale ja im to powiem.

- W 1978 r. w aktach IPN znajduje się informacja o wyrejestrowaniu Księdza Arcybiskupa. Czy to wiązało się z jakimś spotkaniem i odmową współpracy?

- Nie, nie było żadnej rozmowy. W lutym 1978 r. wyjechałem do Rzymu do pracy w Papieskiej Radzie Świeckich i jako rektor Papieskiego Kolegium Polskiego. To wyrejestrowanie nastąpiło bez mojej wiedzy. Może te kilka miesięcy mojego pobytu w Rzymie były potrzebne komuś, aby się jeszcze wykazać. Nie rozumiem tego.

- A kiedy Ksiądz Arcybiskup wyjeżdżał na tak ważne stanowiska do Rzymu, to czy przy odbieraniu paszportu nie przekazano informacji, że ktoś będzie się chciał w Rzymie z Księdzem spotkać?

Reklama

- Nie było o niczym takim mowy. Nie było prób takich spotkań, poza jedną, kiedy przyjechał do mnie jakiś „fałszywy” ksiądz, który choć był w koloratce, nie miał zaświadczenia, że jest księdzem, i ja natychmiast to wykryłem. Więcej się nie pojawił.
Czasami w Kolegium pojawiał się jakiś świecki pan, który zagadywał księży na różne tematy. Traktowałem go z kulturą, ale nigdy nie podjąłem z nim żadnej rozmowy. Tego typu postacie pojawiały się, ale na tyle budziły podejrzliwość, że człowiek od razu wiedział, z kim może mieć do czynienia. Nigdy więc nie wchodziłem w tego typu relacje.

- Akta Księdza Arcybiskupa w IPN są nadzwyczaj szczątkowe. Czy Kościelna Komisja Historyczna będzie prowadzić dalszą kwerendę na ten temat?

- Jeśli coś nowego się ukaże, nie będę tego ukrywał, chętnie się ustosunkuję. Kard. Wyszyński mówił, że najlepiej i najłatwiej jest zawsze mówić prawdę. Natomiast jeśli się powie kłamstwo, to jest się jego niewolnikiem i trzeba się bardzo pilnować, aby nic innego nie powiedzieć.
Jestem więc spokojny. Kiedy się dowiedziałem o zawartości moich akt w IPN, to pomodliłem się za tych ludzi, którzy te papiery wytworzyli.

- Dziś Ksiądz Arcybiskup otwarcie informuje o swojej sytuacji i o zawartości swoich akt. Co spowodowało, że Ksiądz Arcybiskup zdecydował się na taką szczerość?

- Zawsze głosiłem, że należy stanąć w prawdzie. Uważam, że jeśli odnalazły się takie akta, to natychmiast muszę to powiedzieć ludziom i wiernym Kościoła. Zawsze uważałem, że trzeba stać w prawdzie. Nigdy nie uciekałem przed prawdą, dlatego i dziś otwarcie to mówię. Niech więc mnie teraz ludzie ocenią: odrzucą bądź zaakceptują.

- Czy Ksiądz Arcybiskup liczy, że taka właśnie postawa otwartości będzie zachętą dla innych biskupów i księży, których akta są znacznie bardziej obciążające?

Reklama

- Uważam, że taka forma otwartości i szczerości jest jedynym słusznym wyjściem z tej sytuacji. Natomiast nikomu niczego nie będę radzić, bo każdy ma własne sumienie.
Druga sprawa, o której chcę powiedzieć, to fakt, że moja obecna sytuacja powinna być przyczynkiem do tematu wiarygodności akt znajdujących się w IPN. Potrzebna jest ich rzetelna analiza i krytyka zgodnie z warsztatem, jakim dysponuje historyk. Natomiast nie można przed tymi papierami „klękać” i traktować ich jako ostateczną wyrocznię.
Trzeba pamiętać, że ci ubecy, którzy wyprodukowali dokumenty na mój temat, służyli systemowi i jego celom. Z mojej strony prawda na ten temat wygląda zupełnie inaczej. Nigdy nie byłem tajnym współpracownikiem. Wpisano mnie na tę listę bez mojej wiedzy i zgody. Nie jest to więc żaden dowód. Taka informacja może być traktowana wyłącznie jako poszlaka, wymagająca rzetelnych badań.
Ze smutkiem obserwuję reakcje niektórych historyków, dla których te akta są „biblią” czy świętością. Jest to naiwna i fałszywa postawa. Zarówno do tych akt, jak i do oceny ludzi należy podchodzić z dużym krytycyzmem. Informacje tego typu trzeba, owszem, przyjmować, ale nie należy im święcie wierzyć. Trzeba je dokładnie sprawdzać. Zresztą tajna instrukcja SB z 1973 r. mówiła, że można zarejestrować rzekomego współpracownika bez jego wiedzy i bez jego podpisu.

- Czy odkrycie przez Kościelną Komisję Historyczną tych niewiarygodnych - jak twierdzi Ksiądz Arcybiskup - akt na jego temat nie zmienia opinii Księdza co do potrzeby kontynuowania weryfikacji akt IPN na temat biskupów i księży, o czym zdecydowali biskupi 12 stycznia br.?

- Nie ma innej drogi niż droga stawania w prawdzie. Nawet jeśli ta prawda jest bolesna. Trzeba też umieć znieść oszczerstwo. Bo przecież dokumenty na mój temat są zwykłym oszczerstwem. Mam jednak spokojne sumienie.

Rozmowę przeprowadzono 15 lutego 2007 r.

2007-12-31 00:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Epifania - wielkie święto wiary

Uroczystość Epifanii lub Teofanii, czyli Objawienia Pańskiego, jest jednym z najstarszych świąt ku czci Chrystusa. Obchodzone jest 6 stycznia, popularnie zwane świętem Trzech Króli. Jak wskazuje już sama nazwa, uroczystość ta jest pochodzenia wschodniego. Greckie słowa: epifaneia, teofaneia - ukazanie się, objawienie - rozumiano na Wschodzie jako widzialne ukazanie się bóstwa, albo też za pomocą tych słów określano uroczyste odwiedziny cesarza w mieście lub świętowanie ważnych dni z życia władcy. Ogólnie rzecz ujmując, jest to każde objawienie się bóstwa w czasie i przestrzeni (por. Wj 3, 12; 19, 18; Dz 2, 3-4). Pierwsze wzmianki o świętowaniu Epifanii na Wschodzie spotykamy u Klemensa Aleksandryjskiego (ok. 212 r.). Na Zachodzie natomiast wzmiankę o obchodach tej uroczystości znajdujemy w Galii ok. 361 r. Epifania jest pierwszym historycznie świętem związanym z tajemnicą Wcielenia. Św. Augustyn nazywa je "bliźniaczą uroczystością Narodzenia Pańskiego (geminata sollemnitas). Początkowo obchodzono dwa święta razem: święto Bożego Narodzenia i Objawienia się ludzkości Jezusa jako Zbawiciela. Na Zachodzie zaczęto obchodzić je oddzielnie dopiero od IV w. Epifania stała się wspomnieniem i uobecnieniem trzykrotnego objawienia się Chrystusa światu - tria miracula, jakie dokonało się podczas chrztu Jezusa w Jordanie, w chwili pokłonu trzech Mędrców oraz w czasie pierwszego cudu Pana Jezusa na weselu w Kanie Galilejskiej. Natomiast w liturgii Kościoła Zachodniego podkreślono szczególnie w uroczystości Epifanii objawienie się Syna Bożego jako oczekiwanego Zbawiciela poganom w osobie trzech Mędrców i dlatego dzień ten jest określany jako święto Trzech Króli. Motyw ten jest główną treścią Mszy św. i tematem dominującym w Liturgii Godzin. Natomiast w Jutrzni i Nieszporach wspomina się również tria miracula. Kluczem do zrozumienia tego święta jest Ewangelia św. Mateusza (Mt 2, 1-12), w której znajdujemy wzmiankę o Magach (Mędrcach) ze Wschodu, przedstawicielach świata pogańskiego, którzy podążając za gwiazdą, przebyli drogę około tysiąca kilometrów, aby złożyć hołd Dzieciątku Jezus i ofiarować Mu dary w postaci złota, kadzidła i mirry. Ostatecznie ustalono ich liczbę na trzech, co wiąże się z liczbą wymienionych przez Ewangelię darów, które mają znaczenie symboliczne. Ojcowie Kościoła odnosili je do troistej postaci Chrystusa. Składając je, Mędrcy wyznali wiarę w Jezusa, który jest Bogiem - ofiarując kadzidło, uznali oni w Chrystusie Króla - na co wskazuje złoto, prawdziwego Człowieka - mirra. Prawdopodobnie po wpływem interpretacji fragmentu Ps 72, 10-11 i Iz 60, 3 zaczęto w Magach upatrywać Królów. W związku z uroczystością Epifanii powstały różne zwyczaje. Podczas Mszy św. odbywa się błogosławieństwo kadzidła i kredy, czasem wody - o czym mówią aktualnie polskie agendy. Zwyczaj błogosławienia wody wywodzi się z przypomnienia chrztu, a ze wspomnienia o Mędrcach z darami - zwyczaj błogosławienia kadzidła i kredy. Mieszkania napełniamy wonią kadzidła na znak, że wszystko pragniemy czynić na chwałę Boga, natomiast święconą kredą znaczymy drzwi domów i umieszczamy datę bieżącego roku na znak, że mieszkańcy przyjęli Wcielonego Syna Bożego. Ten piękny zwyczaj zachował się do dziś nie tylko w tradycji polskiej, ale też w innych krajach. Jak relacjonuje Oskar Kolberg, dawniej po powrocie z kościoła wierni kadzidłem okadzali mieszkania, a kredą gospodarz wraz z całą rodziną kreślił z powagą na drzwiach wejściowych inicjały Trzech Króli K + M + B. Interpretuje się te skróty jako inicjały legendarnych imion trzech Mędrców: Kacper, Melchior, Baltazar ( wskazanymi w IX w.). Spotyka się też inną interpretację tego skrótu, tak jak odczytywały go wieki średnie. Inicjały Trzech Mędrców w pisowni łacińskiej: C + M + B są pierwszymi literami słów Christus mansionem benedicat, co oznacza: "Niech Chrystus błogosławi mieszkanie". Znaczenie kredą drzwi nawiązuje do zdarzenia z Księgi Wyjścia (Wj 12, 21-33). Naród Wybrany przed wyjściem z niewoli znaczył drzwi i progi domów krwią baranka, wówczas Bóg "nie pozwolił niszczycielowi wejść do tych domów" (Wj 12, 23). Drzwi i próg naszego mieszkania stanowią zarówno granice naszego domostwa, jak i łącznik ze światem zewnętrznym. Znacząc drzwi świętymi inicjałami i znakami, chcemy wyrazić nasze pragnienie, by tylko dobro i błogosławieństwo przekraczało próg naszego domu. Jan Paweł II na początku swego pontyfikatu tak wyraził istotę tego święta: "Serce twe zadrży i rozszerzy się - mówi Izajasz do Jeruzalem. (...) Właśnie ten krzyk proroka jest kluczowym słowem uroczystości Trzech Króli". W uroczystości tej "Kościół dziękuje Bogu za dar wiary, która stała się i wciąż na nowo staje się udziałem tylu ludzi, ludów, narodów. Świadkami tego daru, jego nosicielami jednymi z pierwszych byli właśnie owi trzej ludzie ze Wschodu, Mędrcy, którzy przybyli do stajenki, do Betlejem. Znajduje w nich swój przejrzysty wyraz wiara jako wewnętrzne otwarcie człowieka, jako odpowiedź na światło, na Epifanię Boga. W tym otwarciu na Boga człowiek odwiecznie dąży do spełnienia siebie. Wiara jest początkiem tego spełnienia i jego warunkiem. (...) Trzeba pozwolić Mędrcom iść do Betlejem. Z nimi razem idzie każdy człowiek, który za definicję swego człowieczeństwa uznaje prawdę o otwarciu ducha ku Bogu, prawdę wyrażoną w zdaniu: altiora te quaeras! (szukaj rzeczy od ciebie wyższych)". Kościół staje się sobą, "kiedy ludzie - tak jak pasterze i Trzej Królowie ze Wschodu - dochodzą do Jezusa Chrystusa za pośrednictwem wiary. Kiedy w Chrystusie, Człowieku, i przez Chrystusa odnajdują Boga. Epifania jest więc wielkim świętem wiary" (7 stycznia 1979). Wiara jest gwiazdą wskazującą nam drogę do Chrystusa. Powinniśmy się cieszyć łaską wiary i ją umacniać oraz prosić Boga o jej pomnożenie.
CZYTAJ DALEJ

Zmarł ks. kan. Stanisław Starczyński

2025-01-06 12:00

[ TEMATY ]

nekrolog

Zielona Góra

Gorzów Wielkopolski

Materiały kurialne

Śp. ks. Stanisław Starczyński

Śp. ks. Stanisław Starczyński

5 stycznia 2025, w 90. roku życia i 59. roku kapłaństwa, w szpitalu w Zielonej Górze zmarł śp. ks. kan. Stanisław Starczyński, emerytowany kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

Ks. Stanisław Starczyński urodził się 8 maja 1935 we wsi Strzałków (pow. Busko-Zdrój, woj. świętokrzyskie). W 1947 roku jego rodzina przeprowadziła się do Róży Wielkiej koło Wałcza. Tam Zmarły ukończył szkołę podstawową, a następnie kontynuował naukę w szkole zawodowej w Wałczu. Po zdobyciu zawodu ślusarza podjął pracę w Zakładach Sprzętu Budowlanego w Katowicach, a później w kopalni Gottwald. Po pomyślnym przebyciu doświadczenia ciężkiej choroby postanowił zostać kapłanem. Powrócił do Wałcza i rozpoczął naukę w Liceum Ogólnokształcącym dla Pracujących. W 1955 roku przerwał naukę i odbył dwuletnią zasadniczą służbę wojskową. Po powrocie z wojska kontynuował naukę i w 1959 roku uzyskał świadectwo dojrzałości.
CZYTAJ DALEJ

Wrocław oddał hołd Jezusowi

2025-01-06 19:03

Tomasz Lewandowski

Orszak Trzech Króli wyruszył z Ostrowa Tumskiego.

Orszak Trzech Króli wyruszył z Ostrowa Tumskiego.

19 tysięcy osób przeszło ulicami Wrocławia w Orszaku Trzech Króli!

Jak podają organizatorzy, to rekordowa liczba uczestników wrocławskiego Orszaku. Było głośno, radośnie i kolorowo. Szły całe rodziny, maluchy, młodzież i wielu starszych wrocławian, by dać świadectwo wiary i jedności. Ponad 200 młodych aktorów wcieliło się w orszak Trzech Króli, nie zabrakło aniołów, pastuszków, rycerzy czy dwórek. Królowie jechali konno z Ostrowa Tumskiego na wrocławski Rynek, a oprócz tradycyjnych gwiazdora i latarnika pochód prowadził też król Bolesław Chrobry, bł. Carlo Akutis i chłopiec niosący symboliczny klucz do Świętych Drzwi Roku Jubileuszowego. W kolumnie orszakowej zaprezentowane zostało także logo wybrane przez papieża na Rok Jubileuszowy, nie zabrakło aniołów na szczudłach a nawet… smoka.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję