Koniec nowicjatu. Cierpienie nic się nie zmniejsza. Osłabienie
fizyczne, zwolnienie ze wszystkich ćwiczeń duchownych, czyli zamiana
na modlitwę strzelistą. Wielki Piątek - Jezus porywa serce moje w
sam żar miłości. Było to w czasie wieczornej adoracji. Nagle ogarnęła
mnie obecność Boża. Zapomniałam o wszystkim. Jezus daje mi poznać,
jak wiele cierpiał dla mnie. Trwało to bardzo krótko. Tęsknota straszna.
Pragnienie kochania Boga.
Śluby pierwsze. Gorące pragnienie wyniszczenia się dla
Boga przez miłość czynną, a jednak niedostrzegalną nawet dla najbliższych
sióstr.
Jednak i po ślubach ciemność panowała w duszy blisko
pół roku. Podczas modlitwy Jezus przeniknął całą duszę moją. Ustąpiła
ciemność. Usłyszałam w duszy te słowa: Tyś radością moją, tyś rozkoszą
serca mojego. Od tej chwili uczułam w sercu - czyli we wnętrzu -
Trójcę Przenajświętszą. W sposób odczuwalny czułam się zalana światłem
Bożym. Od tej chwili dusza moja obcuje z Bogiem, jako dziecię ze
swym ukochanym Ojcem.
W pewnej chwili powiedział mi Jezus: Idź o matki przełożonej
i poproś, żeby ci pozwoliła przez siedem dni nosić włosiennicę i
raz w nocy wstaniesz i przyjdziesz do kaplicy. Odpowiedziałam, że
dobrze, jednak miałam pewną trudność pójść do przełożonej. Wieczorem
Jezus mi się zapytał: Dokąd odkładać będziesz? Postanowiłam przy
pierwszym spotkaniu powiedzieć o tym matce przełożonej. Na drugi
dzień przed południem zauważyłam, że matka przełożona idzie do refektarza,
a że kuchnia, refektarz i pokoik siostry Alojzy jest prawie razem,
więc poprosiłam matkę przełożoną do pokoiku siostry Alojzy i powiedziałam
żądanie Pana Jezusa. Na to odpowiedziała mi matka, że: Nie pozwalam
siostrze na żadne noszenie włosiennicy. Nic absolutnie. Jeżeli Pan
Jezus da siostrze siły kolosa, to ja pozwolę na te umartwienia. Przeprosiłam
matkę, że zabieram czas, i wyszłam z pokoiku. Wtem ujrzałam Pana
Jezusa, który stał w drzwiach kuchni, i powiedziałam Panu: Każesz
mi iść prosić o te umartwienia, a matka przełożona nie chce mi pozwolić.
Wtem Jezus rzekł do mnie: Byłem tutaj podczas tej rozmowy z przełożoną
i wiem wszystko, i nie żądam twoich umartwień, ale posłuszeństwa.
Przez to oddajesz mi wielką chwalę, a sobie skarbisz zasługę.
Kiedy się dowiedziała jedna z matek o moim stosunku tak
bliskim z Panem Jezusem, odpowiedziała mi, że jestem w złudzeniu.
Mówi mi, że Pan Jezus w ten sposób obcuje tylko ze świętymi, ale
nie z takimi duszami jak siostra, grzesznymi. Od tej chwili jakobym
nie dowierzała Jezusowi. W rannej rozmowie powiedziałam Jezusowi:
Jezu, czy Ty nie jesteś złudzeniem? - Jezus mi odpowiedział: Miłość
moja nikogo nie zawodzi.
W pewnej chwili zastanawiałam się o Trójcy Świętej, o
istocie Bożej. Koniecznie chciałam zgłębić i poznać, kto jest ten
Bóg... W jednej chwili duch mój został porwany jakoby w zaświaty,
ujrzałam jasność nieprzystępną, a w niej jakoby trzy źródła jasności,
której pojąć nie mogłam. A z tej jasności wychodziły słowa w postaci
gromu i okrążały niebo i ziemię. Nic nie rozumiejąc z tego, zasmuciłam
się bardzo. Wtem z morza jasności nieprzystępnej wyszedł nasz ukochany
Zbawiciel w piękności niepojętej, z ranami jaśniejącymi. A z onej
jasności było słychać głos taki: Jakim jest Bóg w istocie swojej,
nikt nie zgłębi, ani umysł anielski, ani ludzki. Jezus mi powiedział:
Poznawaj Boga przez rozważanie przymiotów Jego. Po chwili Jezus zakreślił
ręką znak krzyża i znikł.
W pewnej chwili ujrzałam całe tłumy ludzi w naszej kaplicy
i przed kaplicą, i na ulicy, bo się pomieścić nie mogli. Kaplica
była uroczyście przybrana. Przy ołtarzu było mnóstwo duchownych,
później nasze siostry i wiele innych zgromadzeń. Wszyscy oczekiwali
osoby, która miała zająć miejsce w ołtarzu. Naraz usłyszałam głos,
że ja mam zająć miejsce w ołtarzu. Ale jak tylko wyszłam z mieszkania,
czyli z korytarza, ażeby przejść przez dziedziniec i pójść do kaplicy
za głosem, który mnie wzywał - a tu wszyscy ludzie zaczynają we mnie
rzucać, czym kto może: błotem, kamieniami, piaskiem, miotłami, tak
że w pierwszej chwili zachwiałam się, czy iść dalej, a jednak ten
głos wzywał mnie jeszcze silniej i pomimo wszystkiego zaczęłam iść
odważnie. Kiedy weszłam w próg kaplicy, zaczęli uderzać we mnie i
przełożeni, i siostry, i wychowanki, a nawet rodzice, czym kto mógł,
tak że, czy chciałam, czy nie, prędziutko musiałam wstępować w miejsce
przeznaczone w ołtarzu. Jak tylko zajęłam miejsce przeznaczone, zaraz
ten sam lud i wychowanki, i siostry, i przełożeni, i rodzice, wszyscy
zaczęli wyciągać swe ręce i prosić o łaski, a ja nie miałam im tego
za złe, że we mnie tak rzucali tymi rozmaitościami, i właśnie dziwnie
czułam szczególniejszą miłość właśnie dla tych osób, które mnie przymusiły
do szybszego wstąpienia w miejsce przeznaczone. W tej chwili duszę
moją zalało szczęście niepojęte i usłyszałam takie słowa: Czyń, co
chcesz, rozdawaj łaski, jak chcesz, komu chcesz i kiedy chcesz. Natychmiast
widzenie znikło.
W pewnej chwili usłyszałam te słowa: Idź do przełożonej
i proś, żeby ci pozwoliła odprawić codziennie godzinę adoracji przez
9 dni; [w] tej adoracji staraj się modlitwę swoją połączyć z Matką
moją. Módl się z serca w złączeniu z Maryją, także staraj się w tym
czasie odprawić drogę krzyżową. Otrzymałam pozwolenie, ale nie na
całą godzinę, tylko na ile mi czas pozwoli poza obowiązkami.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu