Niektórzy, spoglądając na radosne, afirmatywne marsze obrońców życia i rodziny, pytają: Jaki jest sens takich działań? Czy realnie wpływają na rzeczywistość?
Tu bije serce Polski
Ubiegłoroczny marsz zgromadził 14 kwietnia ponad 50 tys. Polaków z całego kraju. Takich tłumów, jak podkreślał wówczas ks. Bogdan Bartołd, proboszcz archikatedry warszawskiej, nie było od czasów kard. Wyszyńskiego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– W ubiegłym roku do Sejmu trafiło kilka projektów ustaw poszerzających możliwości zabijania dzieci nienarodzonych. Najbardziej perfidny, procedowany w lipcu ub.r., dawał aborterom bardzo szerokie możliwości. Koalicja rządząca, która w Sejmie ma ogromną większość, odrzuciła ten projekt. Jesteśmy absolutnie przekonani, że jednym z elementów, które na to wpłynęły, był właśnie marsz – mówi Lidia Sankowska-Grabczuk, rzecznik Narodowego Marszu Życia, z Koalicji dla Życia i Rodziny.
Jak akcentuje nasza rozmówczyni, to nie jest tylko maszerowanie, na zasadzie: „Jestem za życiem, to się pokażę”. – Owszem, jest bardzo ważne, aby pokazać, że nie wstydzimy się swoich poglądów. Jesteśmy dumni z tego, że chcemy chronić każde życie. Zwłaszcza tu, w stolicy, musimy się bardzo mobilizować – zaznacza Sankowska-Grabczuk.
Reklama
A właśnie marsze dają poczucie jedności, która mobilizuje do dalszych działań. – Polska nie chce zabijać swoich dzieci, wbrew temu, o czym mówi mainstream. Bicie serca, które brzmi podczas marszów, przypomina, że tu bije serce Polski i tu jest Polska, która chce chronić każde życie poczęte.
Nie dajmy się sformatować!
Narodowy Marsz Życia to także przypomnienie, aby kształtować dzieci w duchu patriotycznym, w duchu odpowiedzialności za Ojczyznę. – Bez tego lewicowi ideolodzy sformatują nasze dzieci tak jak byśmy tego nie chcieli. Marsze przypominają rodzicom, społeczeństwu o wychowaniu do odpowiedzialności za przyszłość naszej Ojczyzny, narodu – mówi Paweł Kwaśniak, wieloletni koordynator ruchu Marszów dla Życia i Rodziny w Polsce oraz koordynator projektów społecznych Instytutu Ordo Iuris.
Jak podkreśla, to właśnie nasza Ojczyzna powinna być królestwem życia i rodziny. – Polska, która ma swoją Królową na Jasnej Górze, powinna być przykładem dla Europy i świata, że u nas życie od poczęcia do naturalnej śmierci jest uszanowane, że małżeństwo jest rozumiane jako sakramentalny związek kobiety i mężczyzny, na którym budowane są silne rodziny – zaznacza Kwaśniak.
Zależy mi, więc idę!
Marsze, które przechodzą ulicami stolicy, przyciągają uwagę opinii publicznej do tematyki pro-life. Tego zdania jest Milena Mrozowska, od lat zaangażowana w wolontariat ruchu marszowego.
– Marsze wzmacniają nas, obrońców życia, pokazując, że nie jesteśmy sami w wyznawaniu najważniejszych wartości. Dla tych, którzy mogą nie być świadomi kryzysu rodziny, zwłaszcza dla ludzi młodych stojących u progu decyzji o założeniu rodziny, marsz ma wymiar edukacyjny. Zachęca do myślenia, wejścia w głąb siebie w poszukiwaniu prawdziwego szczęścia i zdystansowania się od płytkiego egocentryzmu wszczepionego choćby przez popkulturę. Uczestnictwo w marszu to jakby powiedzenie: „Jesteśmy tutaj, zależy nam, wspieramy życie i rodzinę”. Dlatego też i ja tu jestem i idę – dodaje Milena.