17 grudnia 2013 r. świętował swoje 77. urodziny Jego Świątobliwość papież Franciszek, który z woli Bożej od 9 miesięcy przewodzi Kościołowi, poszukuje i tworzy nową drogę dla Kościoła drogę Ojca Świętego Franciszka.
W Nowej Soli świętowaliśmy w tym samym czasie 2 ważne wspomnienia: 100. urodziny Ojca Medarda, najstarszego kapucyna, który w tym dniu zawsze obchodził swoje urodziny chociaż odszedł do Pana w czerwcu 2013 r., to można powiedzieć, że dożył 100 lat i ciągle odczuwamy jego obecność oraz 10-lecie śmierci duszpasterza świata pracy o. Ryszarda Ślebody.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ojciec Medard Parysz przyszedł na świat 17 grudnia 1913 r. w Haczowie (wtedy w województwie lwowskim, dziś w podkarpackim, a niedawno było krośnieńskie). Urodził się w pięknej wsi założonej przez Kazimierza Wielkiego, w której do dziś znajduje się najpiękniejszy i największy w Polsce, a może i w świecie kościół drewniany wpisany na listę UNESCO.
Był synem Piotra i Bronisławy Stępek. Jako 5-letnie dziecko wysłano go do szkoły ludowej w Haczowie. Nie obowiązywały wówczas żadne normy wiekowe. Nauczył się czytać metodą „sylabizaka”, pisał na czarnej drewnianej tabliczce, co napisał, to wymazał. Po nauce pasł krowy i śpiewał, co umiał. Żartobliwie wspominał czasy wiejskiego dziecka.
Reklama
Ojciec Medard przygotowywał się na swoje urodziny poprzez modlitwę, życie sakramentalne i czekał ze spokojem na siostrę śmierć, według wzoru, jaki zostawił św. Franciszek.
Na swoje urodziny przygotował także kazanie i prosił, gdyby był chory albo wcześniej odszedł do Pana, o odczytanie jego refleksji. Oto ich treść:
„Wyobraźmy sobie, niech nam się zdaje, że jesteśmy w niebie i pozwolono nam przysłuchiwać się naradzie Trzech Osób Boskich.
Zaczyna Pierwsza Osoba Boska Bóg Ojciec:
«Stworzyliśmy ludzi na nasz obraz i podobieństwo, i mało co mniejszymi od aniołów. Są wspaniali i ci, którzy są na ziemi, i ci którzy, są już w niebie. Królowa Nieba i Ziemi Matka Syna Bożego, apostołowie, męczennicy, papieże, biskupi, kapłani, siostry zakonne i wszyscy ludzie świeccy powołani do wieczności. Ale co zrobimy z tymi, którzy się buntują przeciwko nam, chcą żyć, jakby Boga nie było i jak im się podoba?».
Słuchamy, co mówi Bóg Ojciec i równocześnie widzimy zachowanie się Ducha Świętego.
Syn Boży wie, jaką odpowiedź ma Duch Święty, i mówi: «Stanę się człowiekiem. Narodzę się jako Bóg-Człowiek, będę nauczał, przekonywał, prosił i cuda czynił, żeby Mi uwierzono».
I stał się Syn Boży człowiekiem, umarł za nas na krzyżu, trzeciego dnia zmartwychwstał i do nieba wstąpił. Wstępując do nieba, powiedział: «Idę przygotować wam miejsce. W domu Ojca mojego jest mieszkań wiele, gdyby tak nie było, to bym wam powiedział». Ale co powiedział jeszcze: «Nie zostawię was sierotami!».
Reklama
Pozostał z nami pod postacią Chleba w Najświętszym Sakramencie. Ciałem swoim nas karmi.
Wygląda na to, że nasze spotkanie z Trójcą Przenajświętszą dobiegło końca. Ale ktoś jeszcze zapytał: Chcielibyśmy wiedzieć, co miał do powiedzenia Duch Święty?
Co miał do powiedzenia? To, co powiedziano zbuntowanym aniołom: «Jest piekło, gdzie robak nie umiera i ogień nie gaśnie!». Upadli aniołowie, przemienieni w szatanów, kuszą ludzi do złego, by oni także znaleźli się w piekle.
W mojej zakonnej celi wisi krzyż na ścianie. Modlę się do Jezusa umierającego za nas na krzyżu. I ja pragnę umrzeć z miłości ku Tobie, Jezu, a śmierć moją ofiaruję jako pokutę za grzechy moje i za zbawienie wszystkich ludzi. Chcę umrzeć i zanurzyć się w bezbrzeżnym oceanie Miłosierdzia Bożego, z aniołami przez wieczność całą adorować Twój Majestat, Trójco Przenajświętsza. I przez całą wieczność ze wszystkimi w niebie dziękować Jezusowi za Jego miłość do rodzaju ludzkiego”.
Wiemy z pewnością, że Ojciec Medard czekał na spotkanie z Bogiem i to spotkanie przedstawił zgodnie z przekazem ewangelicznym i z własnymi wyobrażeniami.
Przedstawił także wyobrażenie piekła, bardzo oczywiste: „Gdzie robak nie umiera i ogień nie gaśnie...” czyli cierpienie, jeśli ktoś na nie zasłużył, trwa wiecznie.
Reklama
Znamy życie Ojca Medarda. Przez długie życie służył Bogu i ludziom. Z godnością pełnił kapłańską służbę do końca: modlił się sam i towarzyszył wiernym w modlitwie. Nauczał, wygłaszał homilie ewangeliczne czasem uczone, czasem zwyczajne, a czasem dowcipne. Dlatego nie dziwi nas, że napisał kazanie na swoje 100-lecie i chciał, jeśli tego nie dożyje, by było odczytane 17 grudnia.
Po kilku dniach od pogrzebu Ojca Medarda ukazała się miejscowa gazeta, która zebrała wypowiedzi o naszym Nowosolaninie. Podkreślono, że to wielka strata dla miasta. Red. Monika Owczarek pisze: „Nazywany był dobrym duchem naszego miasta. Spokojna, łagodna twarz, skryta w długiej, siwej brodzie i tylko oczy o ciekawym spojrzeniu dawały znak, że Ojciec Medard nas zauważył... Uczył nas skromności, optymizmu, radości i wiary. Był najbardziej rozpoznawalnym duchownym naszego miasta, cieszącym się ogromnym szacunkiem. Trudno uwierzyć, że mówimy o nim w czasie przeszłym”. Autorka tekstu zanotowała też kilka opinii mieszkańców Nowej Soli. Ludzie chcieli się z nim spotykać, „każda osoba, z którą rozmawiał, odchodziła inna, a każdy dom, który odwiedzał, pozostawiał odnowionym. Kiedy spowiadał, przed konfesjonałem ustawiały się kolejki. Ojciec Medard żartował, że przychodzą do niego tak tłumnie, bo myślą, że on głuchy”. A on uważał, że gadulstwem nie można zakrywać Miłosierdzia Bożego. Zaskakiwał napotkanych ciekawą rozmową, kończoną nieraz zaskakującą puentą, niekiedy rymowaną, w rodzaju: „Teraz się niczego nie boję, bo rondo jest moje”. Była to aluzja, bo rondo w Nowej Soli nosiło jego imię.
Żył między młodymi i starymi. Zapraszali go zawsze harcerze, żeby z nimi zapalał Światełko Pokoju, które w okresie Bożego Narodzenia przywożone jest przez nich z Betlejem.
Reklama
Najciekawiej wyglądał w grupie rekonstrukcyjnej w rocznicę Powstania Warszawskiego. Zaproszony został jako ostatni kapelan Powstania. W towarzystwie sprawnych osób pojechał z laską i wózkiem inwalidzkim. Kiedy znalazł się między dziećmi przebranymi za powstańców, wyglądał jak Wernyhora z „Wesela” Wyspiańskiego.
Niejednokrotnie sięgał do wspomnień z tego Powstania. Starał się, błogosławiąc na ostatnią drogę powstańców warszawskich, być dla nich wsparciem, mówił im, że ich młode życie ma sens i ich śmierć ma sens dla Polski i dla Boga.
Podobnie i życie śp. Ojca Medarda dla nas, dla społeczności Nowej Soli, miało sens, jak i ma sens jego śmierć. Wszystko jest i było w odwiecznym Bożym planie.
Dlatego dziś składamy ofiarę i wielbimy Boga za to, że Ojciec Medard był z nami, wierzymy również, że on jest z nami.
Ojcze Medardzie! Jezus Chrystus zabrał Cię do Domu, który czekał na ciebie sto lat. To, czego oko nie widziało, Ty widzisz, Ty wiesz już także to, o czym nie śniło się filozofom.
My wiemy, że Pan Bóg przygotował Ci piękną krainę może taką jak w Haczowie po której chodzisz bez laski i śpiewasz piosenki z dzieciństwa: „Góralu, czy ci nie żal”, pobożne pieśni, które śpiewałeś w kościele, i te, które sam układałeś, jak „Odbuduj mój Kościół...”.
Przeżyłeś wojnę. Jeden front widziałeś jakby z okna. Drugi już przeżyłeś ciałem i duszą, krzycząc do pilotów spadającego płonącego samolotu: „Ja was rozgrzeszam, w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.
„Jesteś kapłanem na wieki”.
Patrz na nas. Módl się za nami. Miej nas w swojej opiece. Wypraszaj dla nas łaski u Boga i czekaj tam na nas...
Reklama
Proszą Cię o to Twoi Bracia z Nowej Soli, Rodacy z Haczowa i wszyscy, których spotkałeś w życiu i którzy odczuli, że traktujesz ich jak dzieci Boże.
* * *
Po Mszy św. proboszcz o. Grzegorz Marszałkowski podziękował wszystkim jej uczestnikom, wysłuchaliśmy wspomnienia poetyckiego o Ojcu Medardzie w wykonaniu p. Jana Jerzego Karpa oraz ballady o św. Franciszku „Odbuduj mój Kościół” autorstwa zasłużonego kapucyna. Po Mszy św. poprowadzono kwestę na ławeczkę dla Ojca Medarda, która będzie ustawiona przed kościołem św. Antoniego, w pobliżu ronda noszącego jego imię. Fundacja Twórczości Ludowej „Cepeliada” wydała kartki świąteczne z wizerunkiem Ojca Medarda oraz kalendarze.
W tym dniu wszyscy czuli jego obecność...