ADAM KANIUK: - 18 października br. minęła 11. rocznica śmierci bp. Jana Chrapka - Siostry rodzonego brata. Jak Siostra wspomina ten dzień - po ludzku - tragicznego wypadku?
S. AGNIESZKA CHRAPEK: - To pytanie, na które bardzo trudno jest mi odpowiadać, bo jak od tego pytania się zaczyna, to zawsze mam łzy w oczach. Łatwiej jest mi wspominać życie aniżeli samą tę śmierć. To naprawdę było najtrudniejsze wydarzenie mojego życia.
- Ksiądz Biskup należał do Zgromadzenia Świętego Michała Archanioła, tak samo jak i Siostra. Skąd zamiłowanie do św. Michała Archanioła?
- Nie jest to zamiłowanie, które wynika z jakiegoś wyboru św. Michała Archanioła. Pan Bóg to wszystko wcześniej poukładał. Zgromadzenia Świętego Michała Archanioła w ogóle nie znaliśmy w rodzinie. W naszych okolicach Księży Michalitów ani Sióstr Michalitek nie ma. Pan Bóg tak uczynił: tatuś był chory i musiał się leczyć. Leczył się w Kielcach, w Lublinie, a potem pojechał do sanatorium do Iwonicza. W tym czasie w Iwoniczu rekolekcje wielkopostne prowadził ksiądz michalita i kiedy te rekolekcje trwały, Janek - mój brat - napisał list do tatusia z taką informacją, życzeniem, że ma wielkie pragnienie bycia księdzem, tylko tak naprawdę on nie wie, jak się to robi. Tatuś ten list zaniósł do wspomnianego księdza. Ksiądz kazał Jankowi przyjechać do Iwonicza i podjechał z nim do Miejsca Piastowego, gdzie było Niższe Seminarium Duchowne i do tego seminarium Janek tam wstąpił.
- 25 marca 1992 r. papież Jan Paweł II mianował ks. Chrapka biskupem pomocniczym diecezji drohiczyńskiej ze stolicą tytularną Cataquas. Sakrę biskupią przyjął z rąk nuncjusza apostolskiego abp. Józefa Kowalczyka 6 czerwca 1992 r. w Drohiczynie. Drohiczyn - piękne miasto z bogatą historią. Często bywała Siostra w Drohiczynie? Jakie wspomnienia wywiozła Siostra stamtąd?
- Pierwszy raz w Drohiczynie byłam wówczas, kiedy była sakra biskupia. Pojechałam tam z siostrami ze zgromadzenia. Drohiczyn w moim odczuciu i wspomnieniu jest mi niesamowicie bliski. Pierwsze, co mnie urzekło, to położenie Drohiczyna nad Bugiem cudownie wijącym się i to miasteczko na wzgórzu, i katedra, i życzliwość ludzi, która nam towarzyszyła wówczas przy sakrze. Ta życzliwość jest jakoś wpisana w tę uroczystość, ale później byłam jeszcze kilkakrotnie w Drohiczynie z moją siostrą Barbarą - Janek mieszkał wtedy w Sokołowie Podlaskim i dojeżdżał do Drohiczyna - i tę samą życzliwość odczuwałam. Kiedy teraz słyszę o Biskupie Drohiczyńskim, Drohiczynie, to samo słowo „Drohiczyn” przywołuje takie rodzinne wspomnienia.
- 11 czerwca 1994 r. otrzymałem sakrament bierzmowania z rąk bp. Chrapka. Pamiętam jego radość, wzruszenie i długą modlitwę pod głównym ołtarzem z obrazem św. Michała Archanioła. To był szczególny patron dla Księdza Biskupa?
Reklama
- Tak. Trzeba przyznać, że jako michalita był szczególnie związany ze św. Michałem Archaniołem i tak naprawdę to dużo o nim mówił i też bardzo się jego wstawiennictwu polecał. Jeśli jakieś zło go spotykało albo przewidywał zło, jakąś walkę duchową, to zawsze przyzywał tego świętego i zawsze jego obrazek miał przy sobie. Św. Michał jest orężem w walce ze złem, ale zarazem aniołem, który walczy o chwałę Pana Boga. Taka charakterystyczna cecha Janka to właśnie życie dla chwały Pana Boga, takie spalanie się codzienne na chwałę Pana Boga. Pamiętam, jak on zaczynał dopiero życie zakonne, jak w 1975 r. miał święcenia kapłańskie, był wtedy mocno związany z ruchem oazowym, i kiedy mówił o swoim życiu, to powiedział, że „w życiu trzeba płonąć, nie wolno się tlić. Życie jest po to, żeby płonąć, płonąć dla chwały Pana Boga”.
- Bp Chrapek był bardzo medialnym biskupem. Był związany ze światem dziennikarzy. „Idź przez życie tak, aby ślady twoich stóp przetrwały cię” - te słowa będące dewizą życiową bp. Jana Chrapka stały się inspiracją do ustanowienia nagrody jego imienia. „Ślad” jest nagrodą dziennikarzy dla dziennikarzy i innych ludzi mediów. Nagroda ta jest już przyznawana od 10 lat. Czy jest Siostra dumna ze swojego brata?
- To jest mało powiedziane. Tak, jestem dumna, on żyje. Ta duma była we mnie w ciągu jego życia i może mniej ją sobie uświadamiałam, ale zawsze byłam dumna ze swojego brata, kiedy byliśmy razem. Kiedy odszedł, ta duma jest we mnie spotęgowana. On odszedł fizycznie, ale pozostał w świadomości ludzi. Powstało bardzo dużo dzieł jego imienia, w diecezji radomskiej, w diecezji toruńskiej. Tu, gdzie jestem, w okolicach Warszawy, on nie działał, a jak podaję swoje nazwisko, to ludzie pytają, czy jestem siostrą bp. Chrapka.
- Może dlatego, że organizował wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Polsce i wszędzie, gdzie mógł, ciągnął ludzi, których znał, by byli bliżej Ojca Świętego.
- Tak, to na pewno, taki był. On żyje w świadomości ludzkiej, żyje w sercach ludzi, nie spotkałam po jego śmierci nikogo, kto miałby do niego jakieś żale, wręcz przeciwnie - pozostawił po sobie wiele dobrych wspomnień. Ale on żyje też w świętych obcowaniu, niejednokrotnie tego doświadczyłam. Szkoła Podstawowa w Ząbkach, w której pracuję, jest imienia ks. Jana Twardowskiego, ale tak naprawdę jest oddana wstawiennictwu i pośrednictwu Janka. Ja zostałam tutaj sprowadzona przez abp. Hosera i on już w pierwszych dniach, jak rozpoczynałam pracę, powiedział mi, że Janek będzie się szkołą opiekował, i opiekuje się ewidentnie. Później, gdy abp Hoser był jeszcze raz z wizytacją w parafii, zapytał o szkołę i mówił mi, żebym niczego się nie obawiała, bo bp Chrapek żyje, on działa i jest jego duże wstawiennictwo, więc jeśli ja mam podwójne zapewnienie głowy Kościoła o jego wstawiennictwie, to ja wierzę i doznaję jego opieki. Jak jest jakaś trudna sytuacja, to zwracam się do Janka: „Janek, pamiętaj, po co tam jesteś w niebie, po to, żebyś się wstawił, bo każdy święty, który odchodził, mówił, że jego posłannictwem jest dobrze czynić na ziemi”.
Czytelnicy przemyskiej edycji „Niedzieli” często spotykali się na jej łamach z ks. Kazimierzem Bugielem, autorem licznych ciekawych tekstów. Dziś spotykamy go w innej formie, nie jako autora, lecz jako bohatera artykułu. Odszedł on spośród żyjących pod koniec minionego roku. Niech to wspomnienie przybliży nam postać niewątpliwie jednego z wybitniejszych kapłanów naszej archidiecezji.
Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy
świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę -
czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt
wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii.
Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze
odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene
nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane
i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”.
Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia
jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia
i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy
jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość,
nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala
Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji
kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi
jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia.
Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny
do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy
wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale
cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu.
Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie.
Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by
je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała
sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło.
Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu,
albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim
życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości.
Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask
na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii
św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że
i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością.
Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie
jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec
osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę,
że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
Modlitwa różańcowa jest wzniesieniem serca do Boga, który przychodzi, aby zbawiać człowieka. Modlitwa różańcowa - jak przypominał nam Ojciec Święty Jan Paweł II - jest modlitwą kontemplacyjną.
Gdy Jezus został ochrzczony, otworzyły się niebiosa
i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębica na Niego,
a głos z nieba mówił: "Ten jest Mój Syn Umiłowany,
w którym mam upodobanie",
i te same słowa dotyczą każdego ochrzczonego dziecka,
bowiem chrzest czyni nas dziećmi Bożymi,
a obrzędowi temu towarzyszą Aniołowie,
którzy stoją na straży życia.
I tak Anioł oznajmił matce Samsona, iż Bóg da jej syna,
który wyzwoli Izraelitów z ręki Filistynów.
Również Anioł Gabriel zwiastuje Zachariaszowi,
że jego żona pocznie syna Jana Chrzciciela,
a Najświętszej Maryi Niepokalanej oznajmia,
że będzie Matką Syna Bożego.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.