Zwykła kromka chleba ma wspaniały smak
Co dzień jej potrzeba, a niektórym brak…
Wszystko zaczęło się jesienią 1993 r. Do programu dla dzieci - „Jaśkowej dobranocki”, którą na antenie Radia Lublin prowadziła red. Ewa Dados, przyszła grupa dzieci ze Starego Miasta. Po programie w radiowym bufecie pani Ewa rozmawiała z gośćmi o ich rodzicach, rodzeństwie i codziennych sprawach. Wówczas Przemek powiedział, że ma sześcioro rodzeństwa i wielką prośbę - szuka dla siebie pracy, by pomóc w utrzymaniu rodziny. Jakiś czas później red. Dados odwiedziła rodzinę Przemka. Okazało się, że jego mama ciężko choruje, a ojciec z trudem wiąże koniec z końcem. Pani Ewa postanowiła pomóc chłopcu i jego najbliższym. Sama przygotowała paczkę, poprosiła także swoich kolegów w pracy, by przejrzeli szafy i podzielili się z potrzebującymi odzieżą, zabawkami, jedzeniem. - Przemek sprowadzał coraz to nowych kolegów, którzy potrzebowali wsparcia. Po kolejnej wizycie w domu Przemka poszłam do ówczesnego prezesa Radia Lublin Janusza Winiarskiego i zapytałam, czy nie powinniśmy pomóc tym ludziom. Wtedy red. Winiarski powiedział: „Daję ci antenę” - wspomina Ewa Dados. Tak narodziła się akcja „Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę”.
W pierwszym roku pomoc dotarła przede wszystkim do dzieci z lubelskiej Starówki. Ale szybko okazało się, że potrzebujących, ale i tych, którzy chcą dzielić się z innymi, jest wielu. Już w 1994 r. akcja objęła całą Lubelszczyznę, a od 1998 r. ma wymiar ogólnopolski. Dzięki ludziom o gorących sercach, w ramach ubiegłorocznej akcji pomoc otrzymało ponad 22 tys. rodzin, a także podopieczni ośrodków wychowawczych, świetlic i domów dziecka. - Fenomen naszej akcji, w którą włączyły się media, organizacje pozarządowe i instytucje wspomagające rodzinę, polega na tym, że nie zbieramy pieniędzy - wyjaśniają organizatorzy. - Od początku przyjmujemy tylko i wyłącznie dary rzeczowe: żywność, słodycze, środki czystości, odzież, buty, zabawki, artykuły szkolne…
W ciągu kilkunastu lat pojawiło się też mnóstwo oryginalnych pomysłów na prezenty, które mają nie tylko sprawić radość, ale też pomóc w przetrwaniu najtrudniejszego czasu w roku - począwszy od ziemiopłodów, przez węgiel, meble, sprzęt gospodarstwa domowego, po prace plastyczne wykonane przez uczniów szkół artystycznych.
Akcja zawsze rozpoczyna się na przełomie listopada i grudnia wielką uliczną zbiórką darów. Od Lublina po Zgorzelec, od Koszalina po Krosno - przed szkołami, kościołami, marketami przez jeden dzień można spotkać mniejsze i większe samochody, ozdobione plakatami z żółtym, uśmiechniętym słoneczkiem. Tysiące wolontariuszy przyjmuje dary, sortuje je i przygotowuje paczki dla tych, którzy nie mają nadziei na wizytę św. Mikołaja. Przez cały grudzień dary przyjmują sztaby terenowe, których podczas jednej edycji akcji rejestruje się zazwyczaj kilkaset. Tradycją stały się już np. koncerty i mecze, na które biletem wstępu są słodycze lub inne podarunki dla dzieci. A przydaje się dosłownie wszystko. - Ludzie ubodzy zazwyczaj wstydzą się swojej sytuacji, rzadko sami proszą o pomoc. Czasem ktoś dzwoni do nas, prosząc np. o 5 kg cukru, a gdy nasi wolontariusze dowiadują się o najpilniejsze potrzeby tej rodziny, okazuje się, że i 35 kg to nie jest zbyt wiele - mówi Ewa Dados. W przygotowaniu naprawdę potrzebnych rzeczy pomagają więc informacje uzyskiwane przez wolontariuszy od pracowników ośrodków pomocy społecznej, kapłanów, życzliwych sąsiadów.
Z roku na rok coraz więcej jest ludzkich nieszczęść i biedy, która zagląda w oczy szczególnie w zimie. Przemarznięte palce i puste brzuchy to wciąż problem tysięcy dzieci, które na ulicach naszych miast nie zorganizują demonstracji, by zwrócić uwagę na swoją niedolę. Głodne, chore, pozbawione górnolotnych marzeń śnią o ciepłej kurtce na zimę, o talerzu ciepłej zupy, o zwykłej kromce chleba, która leży na stole. Czasem zazdroszczą kolegom z klasy komputerów i pięknych zabawek, a zawsze - rodziców, którzy pozbawieni trosk mają dla swoich pociech dużo wolnego czasu. I nie mogą zrozumieć, dlaczego akurat w ich życiu tyle niezawinionego cierpienia i bólu. - W szkole podstawowej, w małej wiosce, prawie wszyscy mieliśmy te same kłopoty. Ciężka praca na roli ledwo pozwalała rodzicom związać koniec z końcem. Nikt nie dostawał prezentów pod choinkę, nikt do szkoły nie przynosił kanapek z szynką, najwyżej ze zwyczajną, najtańszą kiełbasą. Myślałam, że wszyscy tak samo mają i że po prostu tak ma być - opowiada pani Anna. - Dopiero w liceum, do którego dojeżdżałam kilkanaście kilometrów, okazało się, że tylko ja mam jedną parę spodni, kurtkę po ciotce i znoszony plecak na książki. Pamiętam, że strasznie się wstydziłam, bo nie wyglądałam tak, jak moje koleżanki, nie mogłam jeździć na szkolne wycieczki, nie chodziłam na żadne korepetycje, nie biegałam na popołudniowe spotkania. I chociaż dobrze się uczyłam, nie miałam zbyt wielu kolegów. Prawie nikt nie chciał się przyjaźnić z taką biedną sierotą. Na szczęście te czasy już minęły. Pracuję i chociaż zbyt wiele nie zarabiam, to bieda nie zagląda mi w oczy. Jednak wciąż pamiętam zimne noce i pusty chlebak… Pani Anna kiedyś na własnej skórze doświadczyła cierpienia, dlatego doskonale rozumie potrzeby najuboższych. Teraz stara się pomagać innym. - Pieniędzy nigdy nie mam za wiele, ale jakieś rzeczy zawsze się w domu znajdą. W ubiegłym roku do sztabu akcji „Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę” przyniosłam ręczniki, pościel, trochę trwałej żywności. W tym roku do paczki z żywnością i słodyczami dorzuciłam maskotki i książki. Wiem, że to są skromne dary, ale mam nadzieję, że jakiemuś smutnemu dziecku sprawią radość - mówi.
Dzięki ludziom dobrej woli jeszcze przed świętami do tysięcy domów, także tych zniszczonych przez powódź, pozbawionych nadziei i radości zawitali wolontariusze ze świątecznymi paczkami. - Dobro zawsze procentuje. Przekazane dary mają ładunek serca; coś, czego nie można kupić za żadne pieniądze, w żadnym sklepie - podkreśla Ewa Dados. - W ludziach jest wiele dobra, ale nie zawsze mają szansę przekazać je innym. Ta akcja być może jest taką okazją, żeby je po prostu ofiarować. Można gromadzić miliony, budować pałace, a można żyć tak, że człowiek sobie usiądzie i pomyśli, ile uśmiechniętych twarzy dziś w moim sercu zostało... Dużo ich - to jest moja największa radość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu