Prof. Ryszard Legutko
Były minister edukacji narodowej w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego. Obecnie europoseł PiS
Bezpośrednim skutkiem katastrofy było rozpoczęcie zbierania podpisów przez Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 z apelem o śledztwo międzynarodowe. Wkrótce zebrano ponad 300000 podpisów. Przyczyną tego było powszechne rozczarowanie śledztwem w Polsce. Europejska opinia publiczna została wprowadzona w błąd wieloma „informacjami”, które pojawiły się zaraz po katastrofie i nie zostały zdementowane, albo nie dotarło to do świadomości Europejczyków. Biorąc pod uwagę to oraz fakt, że 10 kwietnia zginęło wielu ważnych polityków o wymiarze europejskim, uznajemy, że zobowiązani jesteśmy zabrać głos na forum europejskim oraz zadać pytania, m.in. przewodniczącemu PE prof. Jerzemu Buzkowi, przewodniczącym KE José Manuelowi Barroso oraz baronowej Catherine Ashton, co zrobili, aby wyjaśnić tę katastrofę.
Marta Kaczyńska-Dubieniecka
Córka tragicznie zmarłej Pary Prezydenckiej
Reklama
Spotkanie z przedstawicielami władz USA zostało okrzyknięte przez rząd RP zdradą. Niewykluczone, że tak samo zostanie przedstawione dzisiejsze spotkanie. Tym samym premier Tusk postawi się w jednym rzędzie z premierem Cyrankiewiczem, który w latach 50. odmówił współpracy z Senatem USA, aby nie psuć relacji z bratnim narodem radzieckim.
Polski rząd postanowił przekazać śledztwo Rosjanom na podstawie konwencji chicagowskiej, rezygnując z zastosowania polsko-rosyjskiej umowy z 1993 r., która w podobnych przypadkach reguluje zasady postępowania.
Na lotnisku nie było funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Tuż po katastrofie nie było na miejscu polskich służb, które miałyby zabezpieczyć wrak, będący przecież eksterytorialny w stosunku do terytorium Rosji. Strona rosyjska nie przekazała też dokumentów dotyczących lotniska. Nie znamy nawet dokładnej godziny katastrofy. Nie zabezpieczono terenu katastrofy, który był dostępny stronom trzecim. Szokujący był materiał filmowy dokumentujący niszczenie wraku, które uniemożliwia dokładne dochodzenie przyczyn katastrofy. W tym przypadku pocięte szczątki przetrzymywano pod gołym niebem, pozwalając im niszczeć, a rząd polski w tym samym czasie zastanawia się, w którym miejscu je złożyć, żeby stworzyć z nich muzeum.
Polska opinia publiczna była przez wiele miesięcy przekonana, że polscy lekarze uczestniczyli w sekcji zwłok ofiar, ale jak się okazało, uczestniczyli tylko w sekcji zwłok prezydenta. Odwołano także zeznania kontrolerów lotu, którzy m.in. stwierdzili, że zgodę na lądowanie wydali po rozmowie z nieokreślonym rozmówcą w Moskwie, a w trakcie lądowania na wieży kontrolnej znajdowała się jeszcze jedna osoba, o której nic więcej nie wiadomo. Nie wyjaśniono także, co robił w tym czasie rosyjski samolot wojskowy Ił-76, który tego dnia miał podobno bezskutecznie podchodzić do lądowania w Smoleńsku. Nie znamy także zapisu rozmów z wieży kontrolnej, które są kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy.
Od kilku tygodni istnieje już raport MAK, który jednak nie jest ujawniony opinii publicznej. Wiadomo, że Polska ma wnosić od niego odwołanie, ale nie wiadomo dlaczego.
Dziś jestem tu z Państwem, aby zaapelować o to, żeby tę tragedię potraktować inaczej niż zbrodnię katyńską sprzed 70 lat. Ta sprawa powinna zostać rzetelnie wyjaśniona przy udziale m.in. instytucji europejskich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zuzanna Kurtyka
Żona Janusza Kurtyki - szefa Instytutu Pamięci Narodowej
Reklama
Mój mąż leciał do Katynia, aby zamanifestować, jak ważne jest odkłamywanie historii Polski. Przez wiele lat zakazywano nam mówić o tej zbrodni, dokonanej na zlecenie najwyższych władz rosyjskich. Początkowo zakazywano mówić ze względu na wspólny interes aliantów, potem zakazywano nam mówić ze względu na interes Rosji.
O tym, że mają być dwie delegacje - a ustalono to w restauracji przez rozmowę ministra Tomasza Arabskiego z Kancelarii Premiera ze stroną rosyjską - dowiedziałam się dopiero we wrześniu 2010 r., podczas wizyty w Rosji. Byli z nami minister Ewa Kopacz oraz właśnie minister Arabski. Byliśmy przez nich przekonywani, że polskie władze robią wszystko, aby dokładnie wyjaśnić przyczyny katastrofy. Że nie opuszczą Rosji, dopóki wszystkie szczątki naszych bliskich nie wrócą do kraju. Wszystko to okazało się jednak kłamstwem. Musieliśmy założyć stowarzyszenie broniące naszych praw, a rząd informował nas tylko za pomocą mediów. Rząd zaczął nas okłamywać, że lot miał charakter cywilny, choć delegacja złożona z najważniejszych osób w państwie leciała rządowym, wojskowym samolotem. Media, upolitycznione lub kontrolowane przez rząd, od początku sugerowały, że to polski prezydent wymusił lądowanie. Kłamstwo! Generał Błasik był w kabinie pilotów. Kłamstwo! Minister Kazana był w kabinie pilotów. Kłamstwo! Wszystkie szczątki ofiar dokładnie przebadano. Kłamstwo! Wiele z nich spalono jako nieznane. Za te i inne kłamstwa nas nie przeproszono. Jednocześnie, gdy dziennikarze „Gazety Polskiej” odkryli, że zaginęła karta kredytowa Andrzeja Przewoźnika i posłużono się nią kilka godzin po katastrofie, rzecznik rządu RP Paweł Graś przepraszał Rosjan za oszczerstwo. Wyznaczono tym samym nowe standardy - przepraszania złodzieja za oskarżenie.
Zabraniano nam kopiowania dokumentów jawnych. Bezprawnie. Zakazano nam otwierać trumny bliskich. Także bezprawnie. Rosja nie zamierza zwrócić wraku, a szczątki zostały jedynie przykryte brezentem. Do szczątków można podejść bez problemów. Największym jednak szokiem, jakiego doznałam podczas wizyty w Smoleńsku, było odkrycie, że miejsce katastrofy jest zupełnie z boku pasa startowego. Jak kontrolerzy mogli zapewniać, że samolot był na prawidłowej ścieżce lądowania?
Zwróciliśmy się do premiera z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji mającej na celu wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Premier odmówił, twierdząc, że nie widzi powodów.
Marta Kochanowska
Córka Janusza Kochanowskiego - Rzecznika Praw Obywatelskich
Reklama
Przemawiam do państwa jako założycielka Fundacji „10 Kwietnia 2010”. Dochodzenie to ma nie tylko znaczenie dla nas, rodzin, wpłynie także na historię naszego kraju. Tragiczne zdarzenie z 10 kwietnia 2010 r. nie tylko odebrało nam bliskich, ale także prezydenta wraz z małżonką, 9 generałów, wiceministra spraw zagranicznych, 12 posłów do Sejmu, prezesa NBP, Rzecznika Praw Obywatelskich, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej i wiele innych zasłużonych dla kraju i społeczeństwa osób.
Można by pomyśleć, że dochodzenie o tej wadze zostanie oparte na prawidłowo dobranej podstawie prawnej. Już od pierwszych chwil, kiedy byliśmy na miejscu 12 kwietnia, zapewniano nas, że Polska będzie miała pełny dostęp do materiałów śledztwa. Zapewniał o tym sam premier Putin. Nasz rząd jednak nie skorzystał z tej oferty, a dziś nas przekonuje, że nigdy jej nie było. Mamy przez to ograniczony dostęp do dokumentów śledztwa. Ta konwencja jednak ma zastosowanie tylko do lotów cywilnych (art. 3), więc nie wiadomo, dlaczego w ogóle stanowi ona podstawę prawną tego śledztwa. Dochodzenie powinno się opierać na dwustronnej umowie między Rosją a Polską z 1993 r.
Dlaczego rząd nie zażądał, aby szczątki zostały zbadane w Polsce, gdzie okazano by im należyty szacunek? Dlaczego nie przekazano czarnych skrzynek? Polska ma prawo domagać się tego wszystkiego, jednak tego nie robi. Jak możemy uważać, że dochodzenie to jest prowadzone w sposób bezstronny, skoro podmioty decydujące o podstawie prawnej znajdują się w konflikcie interesów. To rząd bowiem uczestniczył w przygotowaniu wizyty, w związku z czym sam powinien być przedmiotem śledztwa.
Podczas zamachów bombowych w Londynie wszystko, co było podobne do szczątków ludzkich, zostało zidentyfikowane przez badania DNA. W tym przypadku nie. Nikt nie podjął żadnych działań, aby zapewnić rodziny, że pochowały szczątki swoich bliskich. Zespół archeologów, który udał się na miejsce kilka miesięcy po katastrofie, zebrał ponad 5000 szczątków ludzkich. Jak ten proces może uchodzić za zgodny z prawem, jak zapewnia nas rząd?
System przekazywania informacji był bardzo chaotyczny. A niewłaściwe informacje wpływają na samo dochodzenie i pozwalają nim manipulować. Światowa prasa była przekonana, że katastrofa była błędem pilota, że piloci nie mówili po rosyjsku. To drugie nie jest prawdą, a to pierwsze nie jest w żaden sposób udowodnione. Jeszcze nic nie zostało wyjaśnione, więc jak można oskarżać w ten sposób człowieka, który nie jest w stanie się bronić?
W procesie godzenia się ze śmiercią bliskich podobno ważny jest zwrot rzeczy, które do nich należały. Mówię „podobno”, bo nam nikt tych rzeczy nie zwrócił. To tylko jeden z przypadków zupełnego braku empatii, który zdarza się w tym śledztwie.
Chcę przedstawić formalny wniosek do Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej z prośbą o zapewnienie, że w śledztwie zachowane zostaną najwyższe standardy prawne oraz będą chronione prawa obywateli europejskich, jakimi są rodziny ofiar katastrofy w Smoleńsku.
Antoni Macierewicz
Szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej
Reklama
Mija osiem miesięcy od największej katastrofy w dziejach świata. Nigdy jeszcze całe kierownictwo państwa nie zostało unicestwione w jednej chwili i to w czasach pokojowych. Nasza obecność tutaj nie zastępuje zwrócenia się do władz polskich. Najpierw złożyliśmy 330000 podpisów na ręce marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, potem - premiera Donalda Tuska, a następnie - prezydenta Bronisława Komorowskiego. Bez żadnego odzewu poza odmową działania ze strony premiera Tuska.
Już w pierwszych minutach po katastrofie spotkaliśmy się z przygotowaną perfekcyjnie akcją dezinformacyjną ze strony państwowych mediów rosyjskich. Żadne tezy o naciskach prezydenta Kaczyńskiego, generała Błasika itp. nie zostały potwierdzone, ale jednocześnie funkcjonują wśród posłów do PE, parlamentu kanadyjskiego czy Kongresu USA. Już nawet sami twórcy tych informacji nie próbują ich podtrzymać w bezpośredniej konfrontacji, ale wciąż stanowią one wygodne narzędzie dezinformacji w stosunkach z państwami trzecimi. Kontrolerzy rosyjscy w swoich pierwszych zeznaniach przyznawali, że lotnisko w Smoleńsku jest lotniskiem wojskowym, obowiązują na nim procedury wojskowe i tylko kontroler mógł wydać zgodę na lądowanie.
1 września 2009 r. prezydent Kaczyński, w obecności kanclerz Angeli Merkel oraz premiera Putina, stwierdził, że Katyń był zbrodnią ludobójstwa, która nigdy się nie przedawnia, nie przedawni się też w polskiej pamięci. To wtedy zapadła decyzja, aby w kwietniu 2010 r. doprowadzić do dwóch odrębnych wizyt i skupić cały wysiłek na wizycie premiera Tuska. Miało to ogromne konsekwencje, gdyż wizyty prezydenta Kaczyńskiego nie otoczono należytą troską.
Jak mogło dojść do tego, że służby bezpieczeństwa Polski nie były ani razu na lotnisku w Smoleńsku przed lądowaniem Prezydenta RP? Nie było ich tam także w trakcie lądowania. Zlekceważono wszelkie procedury bezpieczeństwa. Nie było zapasowego samolotu dla Prezydenta RP, choć był dla dziennikarzy. Ten dla dziennikarzy przydał się, gdyż podstawowy samolot się zepsuł i dziennikarzy trzeba było przesadzić. Ale już wyciek wody z tupolewa, którym miał lecieć prezydent Kaczyński, nie wzbudził niczyich podejrzeń i nawet nie poinformowano o tym pilota.
Nasz zespół nie formułuje żadnych ostatecznych wniosków co do przyczyn katastrofy, ale wskazuje na wyraźne naruszenia. Np. poczynając od 10 kilometra przed pasem Tu-154 M nie był ani przez moment na ścieżce lądowania. Był 75 m w bok i 800 m za blisko. Być może dlatego, że karty dostarczone pilotowi prezydenta Kaczyńskiego były zupełnie inne niż te dostarczone pilotowi premiera. Były zdecydowanie mniej dokładne, a także inne było na nich umiejscowienie pasa startowego. Porównując zdjęcia satelitarne z miejsca katastrofy sprzed i po katastrofie, widać także, że nie jest prawdą, jakoby samolot przekręcił się przed uderzeniem w ziemię - na zdjęciu widać bruzdy wyryte przez podwozie. To nie jest ostateczny dowód, jedynie przesłanka. Ale nikt w Polsce nie robi nic, aby te dowody przekazać opinii publicznej.
Nie wiadomo także, co działo się przez 16 minut od czasu katastrofy. Dopiero bowiem o 8.56 zawyły syreny, które oznajmiły początek akcji ratunkowej, ale według ministra Sasina, który był na miejscu - nawet pół godziny po katastrofie jeszcze nie było akcji ratunkowej.
29 kwietnia 2010 r. premier Tusk oznajmił, że wybór procedury został narzucony przez stronę rosyjską. Gdy Edmund Klich jechał z Dęblina do Warszawy, otrzymał telefon od rosyjskiego pułkownika Morozowa, który oznajmił mu, że najlepiej, jak podstawą prawną będzie konwencja chicagowska, i Edmund Klich się na to zgodził. Taka była geneza wyboru podstawy prawnej dochodzenia.
Od 2 grudnia 2010 r. obowiązuje rozporządzenie UE 996/2010. Według tego rozporządzenia, wyjaśnianiem przyczyn katastrofy nie może zajmować się ta sama instytucja, która zajmuje się dopuszczaniem samolotów i lotnisk. A taką instytucją jest MAK, na czele którego stoi pani gen. Anodina.
Geoffrey Van Orden
Brytyjski polityk, deputowany do Parlamentu Europejskiego
Gdy kilkadziesiąt wojskowych zginęło w katastrofie śmigłowca wojskowego, który leciał z Irlandii Pn. do Szkocji i rozbił się w złych warunkach pogodowych, specjalna komisja orzekła po 8 miesiącach, że winny był pilot. Rodzina pilota nie była zadowolona z tego werdyktu i podjęła starania o oczyszczenie jego imienia. Obecny minister obrony Wielkiej Brytanii obiecał podjąć śledztwo na nowo. Postawa jego i rodziny pilota sugeruje, że nigdy nie należy się poddawać w dochodzeniu do prawdy.
Doświadczenia ze śledztwa w Lockerbie również dają pewne wnioski. Ponad 1000 policjantów i żołnierzy przeszukało dokładnie teren, nad którym wybuchł samolot. Zebrano ponad 2000000 dowodów, ten duży obszar był strzeżony przez 11 miesięcy. Śledztwo prowadzili wspólnie Amerykanie i Brytyjczycy, gdyż samolot i większość ofiar pochodziła z USA. Amerykanie mieli pełny dostęp do śledztwa.
Przykłady te nie stanowią bezpośredniej paraleli, ale dają istotne wskazówki. Polscy śledczy powinni mieć pełny dostęp do śledztwa, powinny być także zaangażowane osoby z krajów trzecich. Instytucje europejskie powinny także zostać włączone w dochodzenie do wyjaśnienia przyczyn katastrofy.
Vytautas Landsbergis
Były szef Państwa Litewskiego. Litewski poseł i eurodeputowany
Reklama
Instytucje europejskie powinny być włączone w wyjaśnianie przyczyn katastrofy. Do Marty Kochanowskiej: „Bardzo dokładnie naświetliła Pani prawne machlojki w tej sprawie - na Pani miejscu wystrzegałbym się wypadku samochodowego”.
Jeden z ekspertów
Piloci otrzymali błędne informacje. Katastrofa nastąpiła w wyniku błędów w naprowadzaniu. Piloci byli przekonani, że pas startowy był 800 m bliżej, niż był w rzeczywistości. Komisja MAK sugerowała, że w momencie lądowania prędkość samolotu wynosiła ok. 185 km/h, co jest znacznie poniżej prędkości minimalnej samolotu (254 km/h). Stenogramy MAK twierdzą także, że autopilot został wyłączony na wysokości ok. 10 m nad ziemią, co jest niemożliwe: wyłączenie autopilota na wysokości poniżej 20 m skutkuje natychmiastowym uderzeniem w ziemię.
Zmylenie załogi musiało nastąpić na wszystkich etapach: wskazania kontrolerów, GPS, system NDB.
Prof. Ryszard Legutko
Jesteśmy rozczarowani rolą mediów, gdyż wiele informacji, które zostały nam dziś przekazane, powinny być wiadome z mediów. Samo śledztwo jest prowadzone w sposób, który narusza wszelkie reguły. Choć jest to bardzo przykre, gdy słucha się gorzkich wypowiedzi pod adresem własnego rządu, dobrze wiemy, że nasz własny rząd nie jest zainteresowany dokładnym wyjaśnieniem tej sprawy. Co dalej? Zrobimy wszystko, aby znaleźć sojuszników, którzy pozwolą nam wyjaśnić tą sprawę do końca. Im więcej osób będzie się tego domagać, tym trudniej będzie rządowi nas lekceważyć.
Zebrał Tomasz Piotr Poręba