„Oto król, co abdykował, wydał się w ręce każdego ze swoich poddanych...”.
„Ten, który może wszystko, nie może nic bez tego, który nie może nic”.
(Ch. Péguy, „Le Porche du Mystère de la Troisième Vertu”, tłum. Anna Czerwińska)
tak oto drzewo łaski i drzewo natury
objęły się w Nim ściśle jak dwie ciężkie liany
wznosząc się ponad świątyń pogańskich marmury
ukazały się światu na wieki związane
niczym wezbrany strumień ciążący nad wschodem
Dziecko spało dzień jeszcze nie zaczął się budzić
jak wielki okrąg czasu miał się tu narodzić
jaką potężną wiosną olśni wszystkich ludzi
gdy Chłopiec podniósł oczy ku ogromnym oczom
zwierząt łagodnym jak ciepły ocean
przed nowicjuszem świata naraz się roztoczył
bezmiar wód i odbity w morzach kolor nieba
osioł jeszcze nie wiedział że kiedyś zawiezie
drogą słaną palmami aż do Jeruzalem
wśród klękających tłumów wśród ciszy porannej
Dzieciątko narodzone na przedmieściach Betlejem
a broda zakrwawiona przed sądem Piłata
nie była jeszcze puchem ani cieniem nawet
a włosy które miały pył ziemi zamiatać
nie były jeszcze loczków dziecięcych zabawą
Jego Krew która miała kiedyś na Kalwarii
spaść jak gorąca rosa była w tej stajence
biednej szczęśliwej tylko siateczką na wargach
siatką różowych żyłek na skórze dziecięcej
tak oto Dziecko spało o poranku w biedzie
niebawem miało zacząć sam Bóg raczy wiedzieć
jaki dzień a tymczasem padł na Jego głowę
pierwszy promień malując połysk satynowy
i ta Krew którą miała spod włóczni płynącą
nagłym potokiem przyjąć nasza sucha ziemia
była w żłóbku starannie zakrytym przed nocą
czuwającą czułością ludzkiego istnienia
wtedy Krew Jego cała dla nas przetoczona
była w półmroku stajni w łagodności światła
jedynie drżeniem żyłek skóry delikatnej
Dziecka miękkiej i gładkiej niczym winogrono
dojrzewające w sierpniu w porze kiedy pszczoły
w upalne popołudnia w czas rozleniwienia
mozołem pszczelej pracy kołują nad stołem
kładąc na biały obrus ciemne drżące cienie
Pomóż w rozwoju naszego portalu