KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Minęło już kilka miesięcy od rozpoczęcia przez Ekscelencję pasterskiej posługi w diecezji sosnowieckiej. Zapewne w świadomości Pasterza Zagłębia powstaje już plan konkretnej pracy duszpasterskiej. W jakim idzie kierunku?
Reklama
BP GRZEGORZ KASZAK: - Rozpocząłem moją pracę jako biskup sosnowiecki w roku, który został ogłoszony przez Papieża Benedykta XVI jako Rok Kapłański - wiemy, że miało to miejsce 19 czerwca 2009 r., w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. W związku z tym nasuwa mi się wciąż wiele refleksji duszpasterskich. Ojciec Święty proponuje, żebyśmy w roku, któremu w sposób szczególny patronuje św. Jan Maria Vianney, na nowo odczytali powołanie kapłańskie. Benedykt XVI nieprzypadkowo wskazuje na świętego Proboszcza z Ars, chodzi mu o to, żeby jego przykład pomógł nam w duszpasterstwie. Proszę zwrócić uwagę, że św. Jan Vianney żyje w czasach rewolucji francuskiej, która - jak wiemy - poczyniła wielkie spustoszenie w Kościele i w świadomości ludzi. Kapłani byli prześladowani, musieli się ukrywać, sakramenty święte sprawowali w tajemnicy. Sam Jan Vianney przyjmował Pierwszą Komunię św. w stodole. Oczywiście, parafia bez księdza pustoszeje. Ks. Vianney mówił: „Zostawcie ją tak na dwadzieścia lat, a zaczną tam czcić zwierzęta bestie”. Miał rację. Przyszedł do Ars - miejscowości, która liczyła wtedy 230 osób, i co zastał? Zamiast do kościoła, w niedzielę chłopi szli do karczmy, kradzieże, oszustwa były na porządku dziennym - i nikogo to nie dziwiło - ludzie byli przeraźliwie obojętni na sprawy wiary. To było tak: ty, ksiądz, możesz sobie mówić, co chcesz, a my mamy swoje życie. Były też nawet elementy wrogości wobec osoby ks. Vianneya, ale to, co bardzo mocno go uderzyło, to była obojętność religijna. Ks. Vianney cierpiał, bo kochał Pana Jezusa, wiedział, ile On dla nas zrobił i że gotów jest zawsze udzielać ludziom swojej łaski, a tu taki mur zimna, obojętności, nieprzyjaźni. Jakże podobnie w wielu przypadkach jest dziś, choć żyjemy w innych już czasach.
Co zrobił wtedy ks. Jan Vianney? Przyjął program ascezy, który moglibyśmy streścić: modlitwa i pokuta. Dzięki temu - mimo że nie miał wielkich uzdolnień intelektualnych - nie tylko całkowicie zmienił swoją parafię, ale przyczynił się do nawrócenia bardzo wielu intelektualistów francuskich z tamtych czasów. Wiemy również jednak, że w konfesjonale spędzał nawet 16 godzin, bo niekiedy było i 300 osób, które czekały, żeby się u niego wyspowiadać. To jego przykład i działanie łaski sprawiły, że ludzie się nawrócili, że karczmy zostały zamknięte, że doszło do gruntownej przemiany mentalności.
Zatem pierwszy, bardzo ważny krok w mojej pracy duszpasterskiej to gorący apel do kapłanów, ażeby czerpali wzór i zachętę z osoby św. Jana Marii Vianneya - zwłaszcza gdy przychodzi im pracować w trudnych warunkach i frekwencja na Mszy św. niedzielnej jest niska.
Mówimy też dziś często o biedzie, o kryzysie. Ars to była również bardzo biedna parafijka. I zobaczmy, jak dużo ks. Vianney w niej zrobił. Założył m.in. szkołę dla biednych dzieci, która bardzo dobrze w tej wioseczce funkcjonowała. Był bardzo wrażliwy na biednych. I to dla mnie też jest znak, że my jako Kościół sosnowiecki musimy uczynić wszystko, żeby przyjść z pomocą człowiekowi w potrzebie.
Kolejna sprawa - w liście Benedykta XVI na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego Ojciec Święty zwraca się do kapłanów, by dostrzegli nową wiosnę, którą Duch Święty rozbudza dziś w Kościele poprzez nowe ruchy i nowe wspólnoty kościelne. Dla mnie jest to potwierdzenie tego, co już na początku w tej diecezji mówiłem: musimy otworzyć się w Kościele na ruchy i stowarzyszenia - te, które już istnieją, i te nowe. Kapłanów jest coraz mniej, z powołaniami kapłańskimi też jest różnie, a poza tym ksiądz nie jest w stanie wszędzie dotrzeć. Potrzebujemy zatem wielu zaangażowanych świeckich.
- Niejako automatycznie nasuwa się tu pytanie o konkretną pracę w diecezji na rzecz powołań kapłańskich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Sytuacja dziś nie jest inna od tej z czasów Pana Jezusa. Przypominamy sobie, że On wtedy zauważył: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało...” (Łk 10, 2). I posłuchajmy, jaką dał wskazówkę. On, sam Bóg Wszechmogący, Wszystkowiedzący, znający przyszłość, powiedział: „... proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo” (tamże) - co nie znaczy nic innego, jak tylko: Módlcie się, módlcie się! I dla mnie jest to pierwsze, podstawowe zadanie. Chciałbym uwrażliwić diecezję na potrzebę modlitwy o powołania. Śp. ksiądz proboszcz mojej rodzinnej parafii zawsze bardzo dużo modlił się o święte powołania kapłańskie i zakonne w naszej wspólnocie. I ja modlę się o nie dla mojej diecezji sosnowieckiej - codziennie odmawiam którąś z modlitw właśnie w intencji powołań i zachęcam do tego wszystkich. Ja po prostu ufam Panu Jezusowi. Skoro On tak powiedział, skoro dał nam taki drogowskaz, to trzeba najpierw modlić się w tej intencji. Natomiast zawsze będzie też ważny przykład księdza, bo przykład pociąga. Ojciec Święty również pisze w swoim liście, że pamięta swojego proboszcza, który gorliwie pracował, pamięta, jak niósł Wiatyk do człowieka umierającego. Proszę zobaczyć: Papież, który ma ponad 80 lat, mówi: „pamiętam mojego proboszcza”. To są bardzo piękne świadectwa. Mamy naprawdę wspaniałe postaci kapłanów, którzy tu, w Zagłębiu, pracowali w bardzo trudnych warunkach. Jeżdżę po parafiach i dowiaduję się: ten mój poprzednik to miał takie, a takie trudności - wszyscy wiemy, jak komuniści potrafili utrudniać życie - ale z poświęceniem i odwagą pracował, starając się stawić czoło. Takie przykłady budują i zachęcają.
- Ksiądz Biskup przywiózł ze sobą z Rzymu duże doświadczenie pracy w duszpasterstwie rodzin. Jakie będzie to mieć przełożenie na decyzje pastoralne w diecezji sosnowieckiej?
- Mamy w Sosnowcu Diecezjalne Centrum Służby Rodzinie i Życiu. Jest tam i instytucja, która zajmuje się adopcją dzieci, i telefon zaufania, i różnego rodzaju poradnictwo. Bardzo chciałbym ten ośrodek wzmocnić i bardziej go uaktywnić. Jednocześnie, jak już wspomniałem, gdy chodzi o rodzinę - nieść pomoc rodzinom biednym, m.in. przez parafialne koła Caritas. Caritas wykonuje kapitalną robotę. Chciałbym niejako wyjść naprzeciw potrzebom materialnym rodzin, w sposób szczególny - rodzin wielodzietnych, które, niestety, w kryzysie bardzo ucierpiały. Marzy mi się również, żeby rozwinąć działalność ruchów na rzecz życia i na rzecz rodziny. Odwiedzając różne Kościoły lokalne na świecie z kard. Alfonso Lopezem Trujillo, który był przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Rodziny, a także indywidualnie, zauważyłem, że te ruchy często są bardzo silne i czynią wiele dobra. Po prostu - rodzina pomaga rodzinie, daje świadectwo, umacnia, ubogaca inne rodziny. I wydaje mi się, że do tych, którzy może czasami stoją z dala od Kościoła, można przemówić przez dobre, przykładne i zdrowe polskie rodziny.
Reklama
- Trwa właśnie wielka dyskusja dotycząca obrony życia w kwestii zapłodnienia in vitro. Jakie jest zdanie na ten temat Księdza Biskupa?
Reklama
- To, co widzimy dziś na świecie w tej dziedzinie, jest wielką, bardzo dobrze zorganizowaną i prowadzoną przy ogromnym nakładzie środków materialnych kampanią. Chodzi o to, by rozdzielić prokreację od rodziny. Tymczasem inna jest wola Pana Boga - Stwórcy świata, który do pierwszych małżonków - Adama i Ewy powiedział: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28). Podkreślam: Pan Bóg wypowiedział te słowa do małżeństwa. On chciał, żeby życie było przekazywane przez akt małżeński, podzielił się niejako swoją stwórczą władzą, określił też prawa aktu przekazywania życia. I patrzy teraz na to, co człowiek robi, patrzy na ten sprzeciw wobec Niego. Podziwiam cierpliwość Pana Boga, który znosi to nasze wywyższanie się, to sprzeciwianie się Jego woli. I uważam, że także dyskusja na temat obrony życia, która toczy się obecnie w Polsce i na świecie, wpisuje się w wielką kampanię przeciwko Panu Bogu. Widzę tu kolejny krok w kierunku faworyzowania społeczeństwa bez Boga, sprzeciwiający się Jego mądrym odwiecznym prawom. Co mówi Kościół? Ponieważ zapłodnienie in vitro jest niezgodne z wolą Pana Boga, więc nie można go popierać. Ogromnie zachęcam wszystkich ludzi dobrej woli - i to nie jest tylko sprawa Kościoła, to jest sprawa polska - ażeby naród polski nie sprzeciwiał się Bogu. Osobiście uważam, że skutki tego sprzeciwu będą tragiczne. Już mamy ogromne problemy związane ze sztucznym zapłodnieniem, które się w Polsce dokonuje - nie wiemy m.in., co zrobić z embrionami, które żyją w niebezpiecznych warunkach, narażone praktycznie na śmierć, a to są przecież poczęte istoty ludzkie, to jest maleńki, bezbronny człowiek! Niektórzy pytają: Jak w takim razie pomóc bezdzietnemu małżeństwu, które ma prawo do własnego dziecka? Otóż człowiek jest własnością Pana Boga, a nie drugiego człowieka. Jemu zostaje ten dar tylko powierzony po to, żeby go rozwijał, wychowywał zgodnie z zamysłem Boga. Stąd mój gorący apel: Zakażcie, proszę, zapłodnienia in vitro! Doprawdy, trudno mi jest poprzeć syna Kościoła i pochwalić tego, który proponuje coś, co sprzeciwia się Panu Bogu. Niektórzy stawiają sobie pytanie, jak postąpić, gdy pozostaną tylko projekty dopuszczające technikę sztucznego zapłodnienia. Moja refleksja jest następująca. Na podstawie Pisma Świętego i wypowiedzi Magisterium Kościoła wiemy, że technika ta jest złem moralnym. Wiemy również, że niektóre projekty są bardziej liberalne, a inne mniej. Proponuje się więc, ażeby projekty bardziej liberalne zwalczyć, wyeliminować przez projekty bardziej restrykcyjne. Mielibyśmy jednak do czynienia z zasadą, którą moglibyśmy streścić następująco: zło złem zwyciężaj. Jednakże w Piśmie Świętym nie znajdujemy nigdzie takiej zasady postępowania. Wręcz przeciwnie - mamy stosować się do zasady „zło dobrem zwyciężaj”. Niedopuszczalne jest więc, aby zło eliminować, ograniczać czy likwidować przez zło mniejsze, które zawsze pozostanie złem. Stąd też wypływa moja pewność, że trzeba odrzucić wszelkie projekty, nawet te najbardziej restrykcyjne, które chcą zalegalizować technikę zapłodnienia in vitro. I dlatego, w imię odpowiedzialności za naród, ponawiam mój gorący apel.
- W Polsce, także w Zagłębiu, stajemy przed problemem coraz słabszej frekwencji na niedzielnej Mszy św. Jak Ksiądz Biskup podejdzie do tego problemu w swojej diecezji?
- Chciałbym tu nawiązać do przykładu św. Jana Marii Vianneya, który także stanął przed tym problemem. Wiemy też, że dlatego m.in. godzinami klęczał przed Tabernakulum, że podejmował różne formy umartwiania się. Jest to zatem dla mnie i dla wszystkich kapłanów diecezji sosnowieckiej pewne wyzwanie. Musimy niejako zacząć od siebie. Poza tym, kiedy rozmawiam z osobami, które rzadko chodzą do kościoła - raczej tylko przy okazji ślubu, pogrzebu czy chrztu - to słyszę, że tym, co ich najbardziej uderza w kościele, jest kazanie, są najbardziej skoncentrowani na słowach księdza, na tym, co ksiądz ma do powiedzenia. Dla mnie jest to znak, że kazanie czy homilia powinny być przez kapłana dobrze przygotowane, nie tylko od strony merytorycznej, ale przede wszystkim musi to być kazanie z mocą. I tu znowu wracamy do programu św. Jana Marii Vianneya, który swoje kazania godzinami przemadlał i mówił tak, że trafiały do serc ludzi i ich zmieniały.
- Księże Biskupie, Sosnowiec i Zagłębie zawsze bardzo gorliwie współpracowały z „Niedzielą” i ją tworzyły - zarówno przed, jak i po wojnie. Były nawet specjalne dodatki „Niedzieli”, np. dla parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wielu kapłanów starszych, którzy po restrukturyzacji Kościoła w Polsce znaleźli się w diecezji sosnowieckiej, pamięta wspaniałe związki „Niedzieli” z Zagłębiem. „Niedziela” jest więc jakoś także własnością Sosnowca...
- Jestem ogromnie wdzięczny za tę pracę, za rzetelną informację oraz za to, że tyle miejsca w tym tygodniku poświęca się problemom ludzi tutaj mieszkających, że dodajecie im otuchy i staracie się poprzez Wasze artykuły przychodzić z pomocą człowiekowi, który tu żyje. Ja sam też mam swoje pomysły, jak tę współpracę jeszcze bardziej uaktywnić; czytelnictwo prasy katolickiej jest bowiem bardzo ważnym elementem formacyjnym. W zamieszaniu informacji, jakie kształtują dziś nasze poglądy, uważam, że „Niedziela” ma poważne zadanie do spełnienia. Odgrywa ogromną rolę, gdy chodzi o pogłębianie prawd wiary i jej krzewienie, przekazuje nauczanie Kościoła, popularyzuje wypowiedzi Ojca Świętego. Człowieka trzeba czasami ukierunkować, powiedzieć, że jest takie czasopismo, jak „Niedziela”, które naświetla pod kątem Ewangelii różne problemy życiowe - chociażby to, o czym mówiliśmy, czyli kwestię zapłodnienia in vitro. I za to, że tę tematykę podejmujecie, za co często - wiem to - spotykacie się ze sprzeciwem, bardzo Wam dziękuję.