Pojęcie kryzysu ma swoje korzenie już w grzechu pierworodnym. Do tego czasu, według Biblii, wszystko było wspaniałe. Gdy nastąpił grzech, przyszło rozchwianie. Człowiek zaczął się bać, żyć w lęku. Bóg wołał Adama: „Gdzie jesteś”. Ten odpowiedział: „Skryłem się przed Tobą...” (por. Rdz 3, 10). To biblijny obraz pierwotnego kryzysu. I tak już idzie kryzys człowieka razem z jego grzechem. Gdybyśmy sięgnęli do przyczyn każdego kryzysu, zobaczylibyśmy, że na jego dnie zawsze znajduje się grzech. Będzie to zapewne grzech pychy, chciwości, rozpusty i inne, jakże liczne grzechy. Trzeba wiedzieć, że człowiek, który wprowadza w swoje życie grzech, doprowadza do nieporządku i lęku.
U podstaw obecnego światowego kryzysu jest również grzech. Znawcy tematu mówią, że już kilkadziesiąt lat temu dało się w świecie zauważyć, że ludzie zaczęli pałać coraz większą chęcią posiadania, a do tego trzeba mieć pieniądze - najlepiej jak najszybciej i dużo. Ludzie interesu zawsze dostrzegą ludzkie słabości i wiedzą, że trzeba to wykorzystać.
Jakimś symbolem tego są supermarkety. Chodzimy między stoiskami z dużymi wózkami i wrzucamy w nie różne rzeczy. Potem podchodzimy do kasy i jesteśmy zaskoczeni, że tyle trzeba za to zapłacić. A kiedy wracamy do domu, czasem nie bardzo wiemy, co zrobić z tym, co kupiliśmy. W ludzkiej naturze tkwi jednak tak wielka chęć posiadania, że człowiek w tej swojej zachłanności staje się często nieroztropny.
Dlatego w kryzysie paradoksalnie można się wiele nauczyć. Przede wszystkim tego, że powinno się rozróżniać rzeczy na te, które są nam konieczne, które są przydatne, ale niekonieczne, i które są zbyteczne. Łacińska maksyma mówi: „Bene distinguere” - Dobrze rozróżniać. Lekcja kryzysu zatem powinna nas nauczyć rozwagi i roztropności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu