Reklama

Rachunek za dobro

Ludzie wybitni rozmawiają o problemach, ludzie przeciętni o wydarzeniach, ludzie mali o bliźnich

Niedziela Ogólnopolska 10/2009, str. 16-17

Katarzyna Link

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mieszkała po drugiej stronie korytarza. Gdy tylko nie jechałam windą, mijałam jej szare, nieodnowione drzwi i przekrzywioną tabliczkę z nieaktualną informacją o mieszkańcach. Podobno od lat była wdową. Tylko grawer w metalu nie chciał zapomnieć inicjałów jej i męża. Nikt do niej nie dzwonił. Nie pukał. O jednakowych porach pojawiała się na schodach i punktualnie o tej samej godzinie wracała z powrotem. Rzadko odpowiadała na moje pozdrowienia. Kilka razy przyłapałam ją na uchylaniu drzwi, gdy do mojego mieszkania wchodzili goście.
Gdy pewnego dnia karetka przywiozła ją pod blok, zdałam sobie sprawę, że od kilku dni nie widziałam jej na korytarzu. Sanitariusze na noszach wnieśli ją do mieszkania. Po chwili wyszli, wymieniając między sobą uwagę, którą wyłowiłam zza moich uchylonych drzwi: - Ona podobno nikogo nie ma, ale się uparła.
Zamknęłam drzwi i rozpoczęłam uporczywą walkę z samą sobą. Skoro nikogo nie ma, a jest chora, to powinnam do niej pójść. Może tak, ale przecież nic o niej nie wiem. A jeśli to coś poważnego i będę musiała często zaglądać? Jak połączę to z pracą? Czy rzeczywiście nikogo nie ma? Co tak naprawdę się stało? Czy powinno mnie to obchodzić? Przecież nawet nie odpowiadała na moje „dzień dobry”...
Wyszłam na korytarz i zadzwoniłam do jej drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt nie odpowiadał, wreszcie usłyszałam słaby głos: - Otwarte.
W przedpokoju panował półmrok. Najpierw zobaczyłam elegancki fotel, a tuż za nim - łóżko, na którym leżała. Ostrożnie weszłam do pokoju i po raz pierwszy zobaczyłam ją naprawdę: jej oczy, kolor włosów, kształt twarzy, ręce. Nie zdziwiła się, że przyszłam. W kilku urywanych zdaniach przedstawiła mi swoją sytuację: przechodziła przez ulicę, a samochód wyjechał nagle. Poczuła tylko ból w nodze, a potem obudziła się w szpitalu. Ma złamaną rękę i nogę w dwóch miejscach. Ale ani szpital, ani żaden ośrodek rehabilitacyjny nie wchodzą w grę, bo ona musi być tu, w domu.
Ta chwila patrzenia na jej wykrzywioną z bólu twarz zdecydowała o wszystkim, choć teraz, gdy myślę o tym po długim czasie i obwiniam siebie o naiwność, wiem, że nie miałam wtedy żadnych podstaw do tego, aby postąpić inaczej.
Przychodziłam do niej codziennie przez osiem tygodni. Robiłam zakupy, gotowałam, pomagałam w porannej i wieczornej toalecie. Przynosiłam miskę i kubek z wodą do łóżka, cierpliwie czekając, aż wyczyści zęby po każdym posiłku. Gdy wzywała mnie wieczorem telefonem, przychodziłam czytać jej przed snem. Opowiadała o swoim życiu, wspominała męża. Pytała o moje sprawy i coraz częściej cieszyłam się, że oto nie jest już tylko tą wysoką, mijaną czasem w wąskim korytarzu starszą panią zza szarych drzwi, ale panią Elżbietą, która lubi mój rosół, chętnie słucha opowiadań Iwaszkiewicza i dawno temu sprowadziła się tu spod Poznania.
Złamania leczyły się dobrze jak na podeszły wiek pacjentki. W dniu, w którym zdejmowano gips, musiałam zostać dłużej w pracy i w żaden sposób nie mogłam jej towarzyszyć. Widziałam, że sprawiłam jej tym zawód, ale liczba godzin opuszczonych w pracy była już tak duża, że tym razem musiała poradzić sobie sama. Wszystko zorganizowałam, miało nie być żadnych trudności.
Po ciężkim dniu dotarłam wreszcie do domu. Byłam ciekawa, jak się czuje, i z przyzwyczajenia skierowałam kroki do jej mieszkania. Zadzwoniłam, jak zawsze uprzedzając w ten sposób otwarcie drzwi. Jednak klucz nie pasował do zamka. Byłam pewna, że się pomyliłam i spróbowałam innym, dopiętym do tego samego breloka. Ale nadal nic. Zadzwoniłam jeszcze raz i jeszcze, i znowu. Nie mogłam zrozumieć, co się stało. Pukałam i dzwoniłam na przemian. Przerażona myślałam, że coś jej się stało. Musiało coś się stać, tylko co? Dlaczego mnie nie powiadomiła? Dlaczego nie zadzwoniła do pracy? Miała przecież wszystkie moje numery, na wszelki wypadek. A może... Cisza, która dobiegała zza szarych drzwi doprowadzała mnie do szału. Wbiegłam do własnego mieszkania i rozpoczęłam gorączkowe dzwonienie po wszystkich szpitalach. Zajęło mi to wiele czasu i nie przyniosło żadnego rezultatu. Nie wiedziałam, co dalej, ale musiałam coś zrobić, ona nie miała przecież nikogo. I wtedy to do mnie dotarło...
Wyszłam jeszcze raz dopasować jej klucz do jej drzwi. Ale zamek był już zmieniony. Klucz w mojej ręce nie był już jej kluczem. W ciszę za drzwiami nie wsączył się nawet na chwilę żaden dźwięk.
Następnego dnia na moich drzwiach ktoś sprayem napisał „złodziejka”. Potem okazało się, że podstępnie wykorzystałam starszą, samotną, schorowaną panią i przychodząc z niby-pomocą systematycznie okradałam ją ze wszystkich cennych przedmiotów w mieszkaniu. Wytoczyła mi sprawę o kradzież jakiejś zabytkowej cukiernicy, która była rodową pamiątką. Ludzie w bloku nie dawali wiary w żadne moje tłumaczenia. Ją znali od lat, a ja mieszkałam tu zaledwie od roku i byłam za młoda, za nowoczesna i w dodatku samotna. I fakt, przychodziłam do niej codziennie. Miałam więc mnóstwo okazji.
Wyprowadziłam się po kilku tygodniach bezskutecznej walki o dobre imię.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bulwersujące! Applebaum, Holland i Tokarczuk otrzymały tytuły doktora honoris causa UMCS

[ TEMATY ]

doktor honoris causa

PAP/Wojtek Jargiło

Agnieszka Holland

Agnieszka Holland

Publicystka Anne Applebaum, reżyser Agnieszka Holland oraz pisarka, noblistka Olga Tokarczuk otrzymały w poniedziałek tytuły doktora honoris causa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Uczelnia świętuje w tym roku 80-lecie istnienia.

Senat Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie o przyznaniu tytułów zdecydował na dwóch posiedzeniach. W przypadku Anne Applebaum i Agnieszki Holland uchwały w tej sprawie przyjęto 24 września 2024 r., a przypadku Olgi Tokarczuk - jeszcze 25 maja 2022 r.
CZYTAJ DALEJ

Kielecka Kuria zgłosiła do prokuratury możliwość popełnienia przestępstwa przez proboszcza

2025-01-22 13:03

[ TEMATY ]

Kielce

komunikat

Red.

Kuria Diecezjalna w Kielcach informuje, że 13 stycznia 2025 r. do delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży wpłynęło zgłoszenie o możliwości popełnienia przestępstwa przez księdza diecezji kieleckiej.

„Po przyjęciu zgłoszenia, wszczęto wstępne dochodzenie kanoniczne. Ksiądz złożył rezygnację z urzędu proboszcza, która została przyjęta” - można przeczytać w oficjalnym komunikacie, podpisanym przez ks. Łukasza Zygmunta, rzecznika prasowego Kurii Diecezjalnej w Kielcach
CZYTAJ DALEJ

Helena Kmieć. Dziewczyna, która stała się wzorem

2025-01-23 21:20

Fundacja Heleny Kmieć

24 stycznia przypada ósma rocznica śmierci, tragicznej śmierci Heleny Kmieć, służebnicy Bożej. W rozmowie z ks. Łukaszem Aniołem SDS, duszpasterzem Wolontariatu Misyjnego "Salvator" przybliżamy osobę tej młodej wolontariuszki misyjnej, a także rozmawiamy o tym, jak staje się ona wzorem do naśladowania na młodych ludzi.

Helena Kmieć pochodziła z Libiąża, mieście w Małopolsce, ale sympatyzowała z Ruchem Młodzieży Salwatoriańskiej i była zaangażowana w działania Wolontariatu Misyjnego "Salwator". - W 2012 roku nawiązała ona z nami kontakt i stała się wolontariuszką naszego wolontariatu misyjnego. Pomimo swojego młodego wieku, była osobą bardzo ambitną, pracowitą, zaangażowaną, a przede wszystkim była głęboko wierząca. Angażując się w nasz wolontariat postanowiła wyjechać na wolontariat do Boliwii - podkreśla ks. Anioła, przywołując tragiczny moment śmierci młodej misjonarki. - Była tam bardzo krótko, dopiero, co rozpoczęła swoją posługę misyjną. 24 stycznia 2017 roku dwóch napastników weszło do ochronki, gdzie posługiwała Helena. Jeden z nich zaatakował ją nożem, zadając jej 14 ciosów nożem.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję