W zeszłym roku w ramach tej rubryki dwa razy poruszyłem nieco tematykę NOL (Niezidentyfikowane Obiekty Latające) oraz astrobiologii (zob. nr 39 i 47). Wiąże się z nią zagadnienie istnienia ewentualnych inteligentnych istot, z którymi można by nawiązać kontakt. Sprawa jest na tyle poważna, że np. na pokładach amerykańskich sond kosmicznych Voyager 1 i 2 (niebawem napiszę o nich więcej) umieszczono specjalne pozłacane płyty na wypadek, gdyby urządzenia te przejęli przedstawiciele innej cywilizacji. Nagrano na nich m.in.: dźwięki, muzykę i obrazy z Niebieskiej Planety (jest tam nawet tekst pozdrowień po polsku). Od ponad trzydziestu lat rozwija się też naukowy projekt SETI (ang. Search for Extra-Terrestrial Intelligence), który obejmuje przede wszystkim nasłuchiwanie radiowych sygnałów, wyemitowanych przez ewentualnie istniejące inteligentne formy życia.
Obserwujemy w dzisiejszych czasach wielkie zainteresowanie istnieniem tzw. obcych. Na ten temat powstaje każdego roku ogromna liczba książek i artykułów w dziesiątkach tysięcy czasopism. Przynajmniej raz w roku pojawia się jakiś hit kinowy wykorzystujący motyw kosmitów. Telewizje emitują również wiele seriali. Niektóre z nich, choćby popularny „Star Trek”, mają rzesze fanów również w Polsce. Internetowe wyszukiwarki zaś na hasło „kosmici” reagują wyświetleniem ponad 250 tys. stron (mówimy, oczywiście, o polskich zasobach sieciowych).
W praktyce od czasów wydarzeń z Roswell w stanie Nowy Meksyk (rok 1947 i rzekoma kraksa pojazdu kosmicznego, który tak naprawdę był meteorologicznym balonem lub też szpiegowskim wehikułem USA lub ZSRR) nie cichną doniesienia o tzw. spotkaniach trzeciego stopnia, czyli kontaktach z domniemanymi kosmitami. Potem okazuje się, że żadne z rzekomo udokumentowanych spotkań nie jest prawdziwe, że to tylko zręczna mistyfikacja obliczona na tanią sensację i chwilowy medialny rozgłos.
Do tego utartego schematu dochodzi przeświadczenie, że przecież obcy muszą być wobec nas wrogo nastawieni. Nic bardziej mylnego. Przecież żadnemu inteligentnemu stworzeniu nie przyszłoby do głowy, żeby przemierzać niewyobrażalnie wielkie odległości, aby zniszczyć co najmniej równie inteligentną cywilizację. Do najbliższej nam gwiazdy (Proxima Centauri) z prędkością zbliżoną do prędkości światła trzeba lecieć ok. 4 lat. Są to odległości nie do pokonania w dzisiejszych czasach (przynajmniej dla homo sapiens). Kiedyś zapewne będziemy w stanie tam dotrzeć. A może wcześniej nas ktoś odwiedzi?
Kontakt:
Pomóż w rozwoju naszego portalu