Siedzę na twardym krześle
W największym teatrze świata
Patrzę i oczom nie wierzę
Nie wierzę, ale patrzę...
(Magda Czapińska, Największy teatr świata)
Teatr świata
Reklama
  Wakacje to czas odpoczynku. "Ogórkowy" sezon jest jakby niepisaną 
umową między politykami, dziennikarzami, nakazującą unikanie tematów 
drażliwych, irytujących. Wygląda jednak na to, że "polski teatr" 
nie dochowa wierności tej niepisanej tradycji. Tuż przed papieską 
wizytą na Ukrainie zostaliśmy uraczeni Dramatem w trzech odsłonach,
który to program jak żywo przypomniał słowa przytoczone 
na wstępie, a życia dodała mu Edyta Geppert. Bezsilni w niemocy jakiejkolwiek 
reakcji, w
 poezji, piosence szukaliśmy odreagowania owej bezsiły. 
Teraz okazuje się, że tamte piosenki, wiersze na nowo ożywają. 
  Jeszcze nie przebrzmiały komentarze na temat sensowności 
i etycznej poprawności szkalującego programu, w którym rej wodzili 
ludzie z marginesu, bogaci majątkiem, od którego pewnie "uwolnili" 
uczciwych obywateli, a już mamy kolejny "teatr". Tym razem na scenę 
weszli przedstawiciele UOP-u i prokuratura. Krzesło widza w tym szczególnym 
teatrze staje się, rzeczywiście, coraz twardsze. Niezrozumienie prowadzi 
do apatii i pasywizmu. Być może, to prowokacja ze strony polityków, 
którzy upojeni władzą i wynikami sondaży, pewni swojego elektoratu, 
nie wiedzą, jak pogrążają kraj w chaosie pomieszania uczciwości i 
kultury z prywatą i arogancją. Jakże wszak zinterpretować obecność 
na liście kandydatów do Sejmu i Senatu ludzi, którzy publicznie, 
już jako członkowie parlamentu, krytykują demokratyczne działania 
rządu, tęskniąc za czym...? Jakimi słowami określić można kandydowanie 
do Sejmu posła, który w tak ważny dla społeczeństwa dzień, jakim 
jest Wigilia, jeździ pijany po chodnikach i arogancko odmawia poddania 
się kontroli? 
  Elitarne ugrupowania szukają szansy na powodzenie, wpisując 
na listy wyborcze bohaterów Big Brothera. Dobrze, że ludzie środowiska 
kultury występują wreszcie z protestem przeciw tej formie propagowania 
rozrywki. Znając życie - to "głos na puszczy", który nie zatrzyma 
lawiny kolejnych,
 jeszcze bardziej niemoralnych programów z tej serii. Ostateczny 
głos będzie należał do widzów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Patrząc na autorytety
  W tym trudnym i gorszącym spektaklu miniony tydzień przyniósł 
ważne rocznice, o których chciałbym przypomnieć i zachęcić do refleksji.
  29 czerwca minęła 60. rocznica śmierci wielkiego muzyka 
i ambasadora polskiej niepodległości, Ignacego Paderewskiego. Urodzony 
6 listopada 1860 r., już w niemowlęctwie został sierotą. Fatum śmierci 
dotknęło go później jako dojrzałego mężczyznę, któremu w podobnych 
okolicznościach, po urodzeniu syna, umarła żona. 
  Ojciec, widząc w synu wielki talent, mimo niedostatku 
postanowił kształcić go muzycznie. Było ciężko, ale tu pojawia się 
piękny przykład solidarności, zatroskania. Wielka Helena Modrzejewska, 
widząc w młodym pianiście talent, postanawia mu pomóc. Organizuje 
koncert. Nazwisko słynnej aktorki ściąga do teatru wielką liczbę 
ludzi. Młody Paderewski zarabia 200 dolarów. Suma jak na owe czasy 
niemała. Może kontynuować swoją naukę.
  Artysta nie zapomniał tamtego koncertu. Już jako sławny 
muzyk, procenty swoich dochodów przeznaczał na kształcenie zdolnych 
artystów, popierał dzieła charytatywne. W 500. rocznicę bitwy pod 
Grunwaldem ufundował w Krakowie pomnik upamiętniający tamto wydarzenie. 
Na jego odsłonięciu powiedział: "Dzieło, na które patrzymy, nie powstało 
z nienawiści. Zrodziła je miłość głęboka ojczyzny".
  Minęło 91 lat od tamtego wydarzenia. Pomnik trwa, odwiedzają 
go tysiące turystów. Jest dla mnie milczącym świadectwem, że dzieła 
zrodzone z miłości przetrwają, budują innych. To ważny temat do wakacyjnych 
refleksji.
  Znany jest wszystkim wielki wysiłek pianisty, mający 
na celu nagłośnienie krzywd, jakich doznawała Ojczyzna podczas dwóch 
wojen światowych. Słynny, bogaty wirtuoz położył na ołtarzu miłości 
ojczyzny swoją sławę i stał się politykiem - żebrakiem. Zadziwiał 
tym świat. Premier Clemenceau nie krył zdziwienia. Spotykając go 
na konferencji pokojowej w Paryżu, powiedział: "I pan, taki sławny 
artysta, został premierem? Cóż za upadek!". 
  Także dziś, kiedy w sposób nie zawsze godny chcemy wejść 
do struktur Europy, Paderewski jest przykładem szacunku dla siebie 
i Narodu. W 1901 r. odbyła się w Dreźnie premiera jego opery Manru. 
W tamtejszej prasie krytycy zaatakowali wirtuoza: "Po co ten Polak 
tu przyjeżdża?". Paderewski nigdy więcej nie odwiedził stolicy Niemiec.
  Życie osobiste nie ułożyło mu się najlepiej. Był tego 
świadomy i nad tym bolał. Jego testament syntetyzuje hierarchię wartości 
jego życia. Napisał w nim: "Wszystkich, którym niechcący i niesłusznie 
sprawiłem przykrość lub też ich obraziłem mimowolnie - przepraszam. 
Przyjaciołom serdecznie wdzięczny, do wrogów nie mam żalu. Krzywdy 
doznane, a doznałem ich wiele, po chrześcijańsku przebaczam. Nie 
mogę tylko przebaczyć tym pysznym i nikczemnym, co myśląc jedynie 
o korzyściach osobistych i o wywyższeniu własnym, prowadzili i prowadzą 
Ojczyznę do zguby, a Naród do upodlenia. Sam Bóg im tego nie przebaczy"
.
  Nie przewidział wówczas jeszcze tego, że przekazane Uniwersytetowi 
Jagiellońskiemu fundusze dla kształcenia utalentowanych uczniów zostaną 
przez władze komunistyczne zagrabione i zmarnowane. 
  Drugim kulturalnie ważnym wydarzeniem były 90. urodziny 
noblisty Czesława Miłosza. Symptomatyczny jest jego wiersz napisany 
w Warszawie w 1937 r., który pozwolę sobie zacytować.
  W mojej ojczyźnie, do której nie wrócę,
  Jest takie wielkie jezioro ogromne,
  Chmury szerokie, rozdarte cudowne
  Pamiętam, kiedy wzrok za siebie rzucę. (...)
  Śpi w niebie moim to jezioro cierni.
  Pochylam się i widzę tam na dnie
  Blask mego życia. I to, co straszy mnie,
  Jest tam, nim śmierć mój kształt na wieki spełni.
  Jubileusze są zawsze dla jubilata czasem refleksji, podsumowań. 
Ale także stwarzają okazję do refleksji dla uczestników świętowania. 
Dwudziestoparoletni wówczas poeta czyni rozrachunek z czasem dzieciństwa. 
Metaforyczne jezioro, w którym odbija się czas miniony, ujawnia blaski 
cnoty, ale i niepokoje pierwszych doświadczeń słabości. Warto spojrzeć 
w to jezioro i przypomnieć sobie, jak w "dzieciństwie" naszej wolności 
szukaliśmy dzieł skazanego na zapomnienie poety. Któż z dorosłych 
nie pamięta podniosłej uroczystości pod krzyżem pomordowanych stoczniowców, 
któż nie odtworzy potęgi głosu aktora, który wówczas wołał słowami 
Jubilata: "Który skrzywdziłeś człowieka prostego...". Pomnik jakby 
podobny temu z Krakowa. Jak przykro, że coraz mniej o nim pamięci, 
a pod nim kwiatów, nawet w dniach rocznicy. Może dlatego, że za mało 
spoglądamy w to jezioro dziecinnych niewinności. Wielki poeta już 
w młodości rozpoczął refleksję matafizyczną, obejmując nią "blask... 
życia i to, co straszy... nim śmierć mój kształt na wieki spełni"
. Ufajmy, że Noblista dopowie, co dopowiedzieć powinien w sprawach 
dla
 każdego najważniejszych, transcendentnych. Pod tym kątem 
warto sięgnąć do ostatnich wierszy Z. Herberta. 
  W minionym tygodniu zmarła wielka polska pianistka Halina 
Czerny-Stefańska. Jak napisano w nekrologu, "jej muzyczną osobowość 
ukształtował dom rodzinny, zawsze pełen muzyki". Poza granicami kraju 
wychowała wielu wirtuozów i artystów. U nas jakby zapomniana, co 
dało p. Adamowi Rozlachowi okazję do gorzkiej refleksji: "Szkoda, 
że w ostatnich latach, kiedy ciągle fascynowała swoją sztuką, kiedy 
wzruszała, i to do ostatnich chwil swojego życia, zapomniały o niej 
wielkie sale koncertowe, wiodące instytucje z obchodzącą swoje stulecie 
Filharmonią Narodową na czele. Nie pozwolono zatriumfować sztuce"
.
  Za to dano szansę paszkwilanckim filmom i wątpliwej wartości 
wystawom. To przykre, że wielomilionowe rzesze karmi się podglądactwem, 
a zapomina o prawdziwej sztuce. Jest czymś niezrozumiałym, że Kuria 
Krakowska musi płacić za transmisję Mszy św. dla chorych. To także 
fakt, który skłania do refleksji nad kondycją polskiej kultury.
Nie ustawajmy w modlitwie
  Trwają wakacje. Nie dla wszystkich są one czasem wypoczynku. 
Już u ich początku tragiczny wypadek wyrwał z grona zdolnych i bardzo 
zaangażowanych kapłanów młodego wikariusza. Przemęczony czy niefrasobliwy 
kierowca najechał na księdza i zranił pasażerów. Trudnym przeżyciem 
jest uczestniczenie w boleści rodziny i parafian. Pisałem już o potrzebie 
etycznej wrażliwości na drogach, autostradach, i o godnym wypoczynku. 
Życie dopisało ten smutny dodatek - oby ostatni! Jesteśmy odpowiedzialni 
za życie i radość innych ludzi. Trzeba o tym koniecznie pamiętać. 
Módlmy się więcej za siebie, za Ojczyznę i za wszystkich ludzi. Także 
za wypoczywających. 
  Mijający tydzień inicjuje wreszcie piesze pielgrzymki 
do duchowej stolicy Polski, do Częstochowy. Kilka lub kilkanaście 
dni drogi to szczególna okazja do duchowego spojrzenia w głębie poetyckiego 
jeziora. Codzienność sprawia, że woda w nim wzburzona nie odbija 
naszego oblicza. Spokój drogi, nasycenie modlitwą czyni, że tafla 
jeziora naszego sumienia spokojnieje, pozwala ujrzeć nasze odbicia. 
Może uraduje sukcesami, postępem duchowym i intelektualnym, ale pozwoli 
także dostrzec to, co straszy nas i niepokoi. Będzie to uzdrowieńcze 
zawstydzenie. Zachęcam do tej formy pielgrzymowania, rekolekcji w 
drodze. Apel ten kieruję szczególnie w stronę młodzieży. Uczniowie, 
studenci i ludzie szkół mają dłuższe wakacje. Kilka czy kilkanaście 
dni mogą stać się wielkim laboratorium wiary. Wspólnocie, którą tworzy 
się przez te dni wspólnej wędrówki, można powierzyć swe niepokoje, 
kłopoty czy uzależnienia, które nam samym wydają się nie do pokonania. 
Pielgrzymka to taki czas pierwotnego Kościoła, który trwał na modlitwie 
za Piotra, kiedy ten był w okowach i został z nich uwolniony właśnie 
mocą wzajemnej modlitwy. Uczmy się wspólnoty. Miejmy odwagę powierzyć 
jej siebie, a zwłaszcza nasze okowy różnorakich lęków i zniewoleń.
