Reklama

Czym jest miłosierdzie?

Czy doświadczyłeś kiedyś miłosierdzia? I co ważniejsze - czy masz je w sobie, czy potrafisz je czynić? Jaka jest nasza wyobraźnia miłosierdzia? Pytanie, jak się okazało, wcale nieproste, zadałam kilku osobom

Niedziela częstochowska 18/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dla większości miłosierdzie tożsame jest z działalnością charytatywną, ze wspieraniem, np. działalności Caritas, jałmużną wielkopostną. Inni mówią o postawie życiowej, która przejawia się w empatii, w osobistym niesieniu pomocy bliźniemu w potrzebie. Wielu utożsamia ją z modlitwa za tych, co wsparcia duchowego potrzebują. Wszyscy, jak jeden mąż, potwierdzali, że miłosierdzie jest najbardziej charakterystyczną cechą chrześcijaństwa. Problem w tym, że gdy ma być szczere - nie jest ani łatwe, ani proste i sporo kosztuje - wymaga naszego czasu, emocji, i oddania.
Warte jest jednak swojej ceny.
Jan Paweł II, gdy mówił o wyobraźni miłosierdzia, podkreślał, że najważniejsze w głoszeniu Dobrej Nowiny jest podkreślanie tego, że Bóg zawsze kocha człowieka i o niego walczy. I że każdy człowiek ma w tym Boga naśladować. (Błonia Krakowskie 2002 r.)
Marek czyta z encyklopedii PWN: „Miłosierdzie, to aktywna forma współodczuwania, przejawiająca się w konkretnym działaniu, polegającym na bezinteresownej pomocy”.

Bądź miłosierny wobec siebie

Reklama

Za oknem noc i jasny od świateł plac Hutnika na Rakowie. Kilka lat temu Marek potrafił bez pudła pokazać, za którymi oknami sprzedaje się wódkę na kieliszki i gdzie dadzą jej, ile chcesz na kredyt. Miał wtedy pracę, żonę i dwóch synów. Potem - co przytrafia się pijakom nagminnie - stracił wszystko.
- Myślałem, że nic już ze mnie nie będzie. Że tego, co robiłem, nie przebaczą mi ani ludzie, ani Bóg. Szczególnie Bóg...
Marek, dziś trzeźwy od 9 lat alkoholik, jest spokojny, opanowany, z rękami zniszczonymi od fizycznej pracy. Czasem tylko, gdy opowiada o swojej podłej przeszłości, łamie mu się głos, i to jedyna słabość na jaką sobie pozwala.
Kilka lat temu usłyszałam go w kościele, gdy mówił o miłosierdziu, najpierw Boga wobec człowieka, potem człowieka wobec człowieka.
Marek nie ukrywa, że zależy mu na odzyskaniu rodziny. Na ich przebaczeniu. Na daniu mu kolejnej szansy. Ale co zrobił złego, tego nie odkręci - synowie nadal się go boją. Ciągle ma sądowy zakaz zbliżania się do rodziny. Dzielnicowy w oczy rzucił kiedyś: - Tu mi kaktus wyrośnie - popluł sobie w dłoń - jak z ciebie będą jeszcze ludzie…
- Jak się narobi tylu świństw, co ja, nakrzywdzi tylu ludzi, to wydaje mu się, że z tej drogi nie ma powrotu. Bo jak jesteś zły, to zły pozostaniesz.
Ale stara prawda mówi, że jak chłop uwierzy w Pana Boga na poważnie, to nie ma litości. Marek, co całe dorosłe życie, unikał kościoła jak ognia - potem w Anonimowych Alkoholikach, działających blisko Kościoła, znalazł ratunek. Jednak dopiero po kilku latach poszedł do spowiedzi. Mówi, że bał się powiedzieć głośno o swojej złej przeszłości. Wykrztusił wtedy to zdanie, które rosło w nim i bolało od lat wielu.
- Takim jak ja, to nawet Bóg nie przebacza…
I zza kratek po sekundzie usłyszał odpowiedź, tak oczywistą, tak cudownie prostą, że ze zdumienia aż przysiadł na piętach: - Człowieku, Pan Bóg to już ci dawno przebaczył.
I mam uwierzyć, że to jedno zdanie zmieniło myślenie człowieka opętanego nałogiem?
Marek uśmiecha się ze spokojną pewnością.
- Nie inaczej. Oczywiście, nie zabrzmiały w tym momencie fanfary, a kościoła nie zalała fala światła. Tylko w mojej głowie drgnęła jakaś struna. Z początku cichutko, potem już głośno i pewnie… Bo widzisz, miłosierdzie Boże jest jak konto bankowe z nieograniczonym debetem. Ale jednak debetem. Bierzesz pełnymi garściami, ile chcesz i kiedy chcesz, jednak musisz też spłacać. Tak to działa. Musisz dawać siebie innym. W moim przypadku - wrakom ludzi, którym odmawia się prawa do istnienia.
Wierzę mocno, że dzięki temu uda mi się kiedyś przełamać niechęć dzieci i żony. Bóg zna drogę. Wydaje mi się zresztą, że chłopcy słyszeli kiedyś jedno z moich wystąpień... Prowadzę pogadanki w szkołach na temat szkodliwości alkoholu. Może popatrzyli na mnie wtedy inaczej…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Miłosierny, znaczy przebaczający

Miłosierdziem bywa czasem przebaczenie za rzeczy, których się nie przebacza. Za zdradę, za zniszczenie życia, marzeń, planów, za oszustwo, za wykorzystanie sytuacji, za draństwo.
Dom Marty stoi niedaleko giełdy. Kiedy rano spotykamy się na rozmowie, słychać ryk silników, głównie motorów. Zastanawiam się jak ta kobieta może spokojnie słuchać co niedzielę tego ogłuszającego warkotu.
- Miłosierdzie nie musi oznaczać zrozumienia. - wyjaśnia Marta. - Miłosierny jest ten, kto potrafi wznieść się ponad to, co nas ogranicza, co boli, tak, że tchu nie złapiesz. Zdolni są do niego tylko ludzie, którzy przeszli swoje i teraz - nadal liżąc rany - potrafią już popatrzeć w przyszłość. Tak jak ja. Uczynienie gestu miłosierdzia, daje człowiekowi siłę. Proszę popatrzeć, ze mnie kalekę zrobił młody mężczyzna na motorze. Przejechał mnie na bocznej, mało uczęszczanej drodze. Podobno powtarzał ciągle policji: „Nie widziałem jej. Nie widziałem jej”. Poszedł siedzieć. Po latach stanął przed moim drzwiami. Uwierzysz? Taki jasny wiosenny dzień, jak dzisiaj, a za furtką cień człowieka. Nie poznałam go - mąż tak. Zawołał mnie. Wyjechałam wózkiem na ganek. Chciałam, żeby zobaczył, co mi zrobił. I tak staliśmy sobie bez słowa. On tam, ja tu. Co czuje ofiara widząc swojego kata? Lęk czy wściekłość. W pierwszej chwili miałam ochotę go zabić. Wstać z tego wózka, który będzie ze mną do końca życia i zrobić mu krzywdę. W człowieku tkwi taki mechanizm - ząb za ząb. Ledwie usłyszałam, jak prosi cicho o chwilę rozmowy. Po co przyszedłeś? - pytam. - Mów głośniej! A on odpowiada: - Po miłosierdzie. Tak właśnie powiedział - nie tyle po przebaczenie, co po miłosierdzie. Tego, co mi zrobił przebaczyć pewnie nie można, ale miłosierdzie jest jak … darowanie komuś winy… Jakoś mnie to poruszyło. Porozmawialiśmy. Przychodził potem kilka razy. Patrzyłam - ciągle młodzik z niego, ale taki wycofany, małomówny, nie umiał patrzeć w oczy. Pomyślałam, że tamten moment nieuwagi sprzed lat także jemu zniszczył życie. Przecież on ten kryminał przez wiele lat będzie miał w papierach. A wyrzuty sumienia? Ile trzeba było odwagi, żeby stanąć pod moim domem. Zasłużył sobie na przebaczenie, prawda? Na miłosierdzie. Ale powiem ci, że wielu z moich bliskich tej decyzji do dziś nie rozumie. Mówią ironicznie „taka z ciebie Elenę?”. Spotkaliśmy się już kilka razy. W tym roku mam zamiar zaprosić go na majówkę.

Uzależniona od pomocy

Anka jest wolontariuszką w hospicjum, a niełatwo zostać wolontariuszką w hospicjum. Nie wystarczy wejść z ulicy i mieć dobre chęci. Trzeba swoje w życiu przejść. Zachorować na chorobę nowotworową, wyleczyć się i potem wrócić - jak się ma na to siłę.
Anka, zadbana pani po czterdziestce, wygrała wojnę z rakiem. Promienna Anka, której uśmiech przynosi cierpiącym wyraźną ulgę, mówi o sobie, że jest uzależniona od niesienia pomocy.
- Ciągle mam uczucie, że robię za mało. Że jak sobie zrobię wolne, wyrwę chwilę dla siebie, ktoś drugi będzie cierpiał, nie da sobie rady, będzie myślał o śmierci, podda się... Dlatego muszę pomagać systematycznie.
Spotykamy się w pracy - Ania jest z zawodu księgową - w przerwie śniadaniowej. Potem nie będzie miała czasu. Pokazuje mi kalendarz zapisany maczkiem. Jest w nim i szkolenie dla wolontariuszy, i specjalne rekolekcje, i wyjazd na dzień skupienia. I rząd imion ludzi, których odwiedzi w najbliższym tygodniu. Na poprzednich kartach przy niektórych - krzyżyki.
- Miłosierdzie to dziwna rzecz - obdarowuje nie tylko tego, kto otrzymuje, ale także, tego który daje...
Bawi ją porównanie do miłosiernego Samarytanina.
- To nie tak. Nie przypisujemy sobie aż takich celów. Ludzie mający nawyk pomagania innym, czy w hospicjum, czy swojej zniedołężniałej sąsiadce, robią to nie myśląc o powodach. Miłosierdzie zawsze jest odruchem serca. A większość ludzi, którzy przeszli leczenie nowotworowe wierzy na poważnie. Wielu chce w jakiś sposób odwdzięczyć się Bogu. To naturalne, szczere, niewymuszone zachowanie.
Każdy chociaż raz w życiu komuś pomógł, każdy choć raz pomoc otrzymał. Tak to działa.
Mądrzy mawiają, że zło jest jak bumerang. Zawsze wraca. Na szczęście dobro też. Tylko, że ono, w przeciwieństwie do zła, ze zwielokrotnioną siłą. Problem większości z nas polega na ślepocie - nie umiemy dostrzegać dobra. A szkoda…

2011-12-31 00:00

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Komunikat Rzecznika Kurii Diecezji Radomskiej ws. ks. Krzysztofa Dukielskiego

2025-12-20 14:26

[ TEMATY ]

diecezja radomska

Red.

Oto treść komunikatu ks. Damiana Fołtyna, rzecznika Kurii Diecezji Radomskiej.

W związku z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej publikacjami medialnymi dotyczącymi księdza Krzysztofa Dukielskiego, Kuria Diecezji Radomskiej pragnie zaznaczyć, że kwestie prawne związane z tą sprawą należy rozróżniać w dwóch odrębnych porządkach prawnych: państwowym oraz kanonicznym.
CZYTAJ DALEJ

Bp Varden: to budujące mieć takiego Papieża

2025-12-20 18:05

[ TEMATY ]

papież

Vatican Media

Obecność Boga jest czymś oczywistym, mówi o tym cała Biblia. To my jesteśmy nieobecni! Brat Wawrzyniec uczy nas, jak powrócić z naszego oddalenia, szukać zjednoczenia z Bogiem i zwracać uwagę na Tego, który jest w nas i wokół nas – mówi bp Erik Varden na temat polecanej przez Leona XIV książki „O praktykowaniu Bożej obecności”. To budujące, że mamy Papieża, który na pierwszym miejscu stawia poszukiwanie Boga i zachęca nas, byśmy czynili to samo – dodaje bp Varden, w przeszłości opat trapistów.

O książce brata Wawrzyńca, XVII-wiecznego francuskiego karmelity, Leon XIV mówił podczas spotkania z dziennikarzami na pokładzie samolotu w drodze powrotnej z Libanu do Rzymu. Jeśli chcecie zrozumieć, kim jestem, przeczytajcie tę książkę – mówił Ojciec Święty. Wczoraj natomiast ukazała się w watykańskim wydawnictwie LEV nowa edycja książki Brata Wawrzyńca, do której Leon XIV osobiście napisał wprowadzenie.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś do potrzebujących: każdy człowiek nosi w sobie królewską godność

2025-12-21 13:31

[ TEMATY ]

wigilia

ubodzy

Kard. Grzegorz Ryś

kard. Ryś

PAP/Łukasz Gągulski

- Każdy człowiek, niezależnie od tego w jakich warunkach zewnętrznych żyje, jak na zewnątrz wygląda, nosi w sobie królewską godność i wielką wielkość. Bardzo wszystkim wam życzę, żebyście w te święta ciągle ją w sobie odkrywali i wszystkim życzę, żeby także w was wszyscy odkrywali właśnie to - wielką godność królewską. I żeby nie zabrakło nikomu w te święta chleba - życzył kard. Grzegorz Ryś uczestnikom 29. Wigilii dla potrzebujących na Rynku Głównym w Krakowie.

- Myślałem, że jadę do Krakowa, a tu się okazuje, że przyjechałem do Betlejem, co mnie bardzo cieszy - stwierdził kard. Ryś i wyjaśnił, że nazwa miasta Betlejem znaczy „dom chleba”. - Bardzo się cieszę widząc Rynek Krakowski, który się staje domem chleba dla wielu, bardzo wielu osób. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy właśnie w ten sposób przeistaczają krakowski rynek po prostu z rynku w dom chleba - mówił nowy metropolita krakowski.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję