To był prawdziwy cud. Na poziomie materialnym: jako zwycięstwo wbrew racjonalnym rachubom sił oraz na poziomie duchowym: gdyż ówczesne społeczeństwo wybrało obronę tradycyjnych wartości, zamiast bolszewickiego „raju na ziemi” - mówi Piotr Galik, niezależny historyk, współpracujący z Radiem Rodzina i Stowarzyszeniem „Pro Cultura
Catholica”. - To także, jak można dowiedzieć się z opracowania ks. Józefa Marii Bartnika, jezuity - owoc nadprzyrodzonej ingerencji Matki Bożej, która według świadectw miała objawić się na polach Radzymina i Ossowa, wywołując panikę wśród bolszewików.
Jakie znaczenie ma on dla nas dziś?
Przed bitwą
Reklama
Zanim doszło do Bitwy Warszawskiej (w sierpniu 1920 r.), uznanej przez historyków za 18. najważniejszą bitwę w dziejach świata, Polska zdecydowanie przegrywała wojnę. Sowieci byli pewni, że uda im się rozbić polskie wojska w rejonie Warszawy, bez trudności zająć stolicę i poprowadzić zwycięski marsz na zrewoltowane Niemcy.
- W wielu krajach zachodnich panował w tym czasie bardzo żywy antypolski, a raczej probolszewicki nastrój - podkreśla Piotr Galik. - W Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i Czechosłowacji komuniści i socjaliści zgodnie wołali „ręce precz od Rosji!”. Brytyjskie związki zawodowe zagroziły strajkiem generalnym, jeśli Polska otrzyma pomoc wojskową od Londynu. Republikańskie rządy Niemiec i Czechosłowacji nie udzieliły zgody na tranzyt sprzętu wojskowego z Francji do Polski. W Gdańsku niemieccy dokerzy odmówili rozładunku statków, wiozących broń i amunicję dla Polaków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zdecydowani na zwycięstwo
Niesprzyjająca sytuacja polityczna na Zachodzie i załamanie na froncie. W takich warunkach Józef Piłsudski zatwierdził plan Bitwy Warszawskiej, oceniany przez przebywającą wówczas w Warszawie misję aliantów i współczesnych historyków jako bardzo ryzykownyą. Gdyby choć jeden z jego elementów zawiódł, wojska polskie poniosłyby ostateczną klęskę.
- Nie mogli z tej walki zrezygnować - podkreśla Piotr Galik. - Zbyt wiele wysiłku i krwi kosztowała ich niepodległość kraju, zdobyta po 123. latach niewoli - zaledwie półtora roku wcześniej. Zbyt cenna była dla nich wiara, by nie bronić jej przed tymi, którzy w swej nienawiści do chrześcijaństwa dali się poznać jako szturmowe oddziały Lucyfera. Ducha walki naszych żołnierzy podsycała także świadomość tego, jak okrutnie bolszewicy traktowali jeńców. - konkluduje pan Piotr.
Wyrównanie szans
Reklama
Kluczową rolę w trwającej od 12 do 25 sierpnia 1920 r. Bitwie Warszawskiej odegrał manewr Wojska Polskiego oskrzydlający Armię Czerwoną, wyprowadzony znad Wieprza 16 sierpnia, przy jednoczesnym związaniu głównych sił bolszewickich na przedpolach Warszawy.
- Ta bitwa „wyprowadziła sytuację na remis”- wyjaśnia Galik. - Zyskaliśmy szanse na zwycięstwo, które podczas dalszych działań wojennych mogliśmy wykorzystać lub zmarnować. O pomyślnym zakończeniu wojny zadecydowała wielka Bitwa Niemeńska, stoczona we wrześniu 1920 r. Cudem nad Wisłą był nie tylko sukces militarny, polegający na tym, że pięć najlepszych dywizji polskich przerwało front sowiecki i wystraszyło Tuchaczewskiego. Nie tylko to, że zatrzymaliśmy ateistyczną nawałnicę, pełniąc ponownie rolę przedmurza chrześcijaństwa. Cudem nad Wisłą było zachowanie przez państwo polskie niepodległości - wbrew interesom bez mała wszystkich naszych sąsiadów.
Czerwony sztandar przyszłości
Reklama
Gdybyśmy przegrali walkę latem 1920 r., w Polsce wcielono by w życie plan, którzy bolszewicy starannie przygotowali. W Wyszkowie czekał już komitet rewolucyjny, z Julianem Marchlewskim i Feliksem Dzierżyńskim na czele, by - po zajęciu miasta - triumfalnie wkroczyć do Warszawy. Zaprowadzono by takie porządki, jak Rosji: fizyczną eksterminację szlachty i bogatego mieszczaństwa oraz kolektywizację gospodarki. To oznaczałoby pełną sowietyzację w perspektywie trzech do czterech pokoleń.
- Jeśli chodzi o przyszłość Europy, możemy wybierać między dwoma ekstremami: wariantem optymistycznym i pesymistycznym - podkreśla pan Galik. - Wariant optymistyczny zakłada, że pod wpływem cywilizacji zachodniej komunizm staje się łagodniejszy. Życie w Europie wygląda tak, jak w PRL-u: wieczny niedostatek (do którego przecież można się przyzwyczaić), umiarkowane represje (czasem „przez przypadek” jakiś student albo ksiądz ginie w nieznanych okolicznościach), bez masowego ludobójstwa. „Normalny”, realny socjalizm. Wariant pesymistyczny, to pełna realizacja programu Trockiego: wykorzenienie starej cywilizacji po trupach jej obrońców i budowa „nowego wspaniałego” świata. Dziesiątki, może setki milionów ofiar czystek społecznych, kulturowych, etnicznych, i na zawsze wykorzeniona w Europie cywilizacja łacińska. Trudno sobie ten świat wyobrazić, ale myślę, że codzienne życie przypominałoby to, co opisywał Sołżenicyn w swoich łagierniczych utworach.
Wojna trwa
Reklama
A jakie znaczenie ma Bitwa Warszawska dla nas?
- Dzięki odwadze naszych przodków, którzy pokonali Armię Bolszewicką w 1920 r., mamy dziedzictwo narodowe, które możemy trwonić - podsumowuje Piotr Galik. - którego wartość od 20 lat jest systematycznie pomniejszana w szkolnictwie i wpływowych mediach w ramach walki z „demonem patriotyzmu”… Pytanie tylko: na jak długo tego dziedzictwa nam wystarczy? To zależy od nas. Od tego, czy będziemy się czuli spadkobiercami i kontynuatorami tamtej walki na innej płaszczyźnie. Front znad Wieprza, Wisły i Wkry, z Warszawy, Lwowa i Wilna, przeniósł się do naszych rodzinnych domów. I tu potrzebny jest kolejny cud nad Wisłą i Odrą - cud uratowania nowych pokoleń dla polskości.
- Zależy on od tego, czy przeciętnemu młodemu Polakowi bliższa będzie perspektywa wyrzeczeń, także materialnych w imię spraw wyższych, takich jak: wiara, patriotyzm, poczucie przynależności cywilizacyjnej, obowiązki względem społeczeństwa, czy też wybierze zysk, przyjemność, zabawę, „spełnianie się”, „samorealizację” kosztem wszelkich wartości?
- Zawsze można sobie zadać gorzkie pytanie: gdybyśmy dziś stanęli wobec takiego zagrożenia jak w 1920 r., ilu byłoby obrońców, a ilu przeszłoby na stronę przeciwnika? - kontynuuje historyk. - Do nowego wcielenia Armii Czerwonej, która współcześnie miałaby na tęczowych sztandarach hasła walki z klerem, swobody obyczajowej, prawa do aborcji i narkotyków - dla wielu podobnie atrakcyjne dziś, jak w 1920 hasła bolszewickie o „dyktaturze proletariatu”.
- Ta wojna trwa. Odwieczna wojna, którą rozpoczął pewien archanioł buntowniczym hasłem „Nie będę służył!”. Czasem przybiera formy militarne jak wtedy w 1920 roku, a czasem tak jak teraz - przechodzi w sferę pojęć, tożsamości i świadomości. Ostatecznie zawsze okazuje się być wojną o duszę każdego z nas.
Piotr Galik - historyk, interesuje się szczególnie dziejami wojen. Współpracuje z Radiem Rodzina i miesięcznikiem „Odkrywca”. Autor wielu artykułów i kilku książek o tematyce historycznej i kolekcjonerskiej
DLACZEGO CUD?
Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej było poprzedzone żarliwą modlitwą narodową. Episkopat Polski, zebrany na Jasnej Górze, dokonał aktu poświęcenia narodu Najświętszemu Sercu Jezusa i oddał go pod opiekę Maryi Królowej Polski. W Warszawie w kościołach i na ulicach modlono się do Matki Bożej Łaskawej, patronki Stolicy.
Ks. dr Józef Maria Bartnik, jezuita, autor książki na temat objawień Matki Bożej podczas Bitwy Warszawskiej w 1920 r. pisze o setkach bolszewików, którzy podczas bitwy pod Ossowem, 14 sierpnia, widzieli Matkę Bożą w szerokim płaszczu i z tarczami, w otoczeniu husarii ochraniającą stolicę: „Naoczni świadkowie wydarzenia, zahartowani w boju, niebojący sie ani Boga, ani ludzi, programowi ateiści, na widok postaci Maryi (…) rzucali broń (…), aby salwować sie ucieczką. Nie myśleli nawet o tym, że karą dla dezerterów jest śmierć - pisze ks. Bartnik.
- Szczegóły śmierci ks. Skorupki opowiadali mi młodzi żołnierze, których odwiedziłem w szpitalu, jako rannych - wspominał kard. Aleksander Kakowski, metropolita warszawski, który był wraz z żołnierzami na pierwszej linii w okopach obronnych wokół Radzymina. - W bitwie pod Ossowem młodociany żołnierz nie wytrzymał ataku i zaczął się cofać (…) wtedy ks. Skorupka zebrał koło siebie kilkunastu chłopców i z nimi poszedł naprzód. Widząc cofającego się dowódcę pułku, krzyknął do niego: ‚Panie pułkowniku, naprzód’ (..) „Chłopcy za mną!”. Poszli naprzód. Wielu poległo; padł rażony granatem i ks. Skorupka (…). Chwila śmierci ks. Skorupki jest punktem zwrotnym w bitwie pod Ossowem i w dziejach wojny 1920 r. Do tej chwili Polacy uciekali przed bolszewikami, odtąd uciekali bolszewicy przed Polakami.
- Fakt cudownej interwencji (…) Matki Niebieskiej, fakt oczywisty, znany i przyjmowany przez ludzi, a relacjonowany przez dorosłych, żołnierzy, konsekwentnie przemilczano zarówno w przedwojennej Polsce, jak i później, w czasach rządów komunistycznych (…) - podsumowuje ks. dr Bartnik. - W sanacyjnej Polsce oficjalnie podawana przyczyna Cudu nad Wisłą, czyli nagłego odwrotu zwycięskiej (do tej pory) Armii Czerwonej spod bram Warszawy, był tylko geniusz Marszałka Piłsudskiego. Za rządów ateistycznych w komunistycznej Polsce (…) ukazanie sie Matki Bożej widziane i relacjonowane przez naocznych świadków, sowieckich żołnierzy, było przez historyków reżimu zaszufladkowane jako przypadkowa gra świateł na niebie, pobożna maryjna legenda, wymysł grupki pobożnych niewiast.