Już na wstępie Franciszek stwierdził: „Modlitwa jest oddechem wiary, jest jej najbardziej właściwym wyrazem. Jakby wołaniem, wychodzącym z serca tych, którzy wierzą i powierzają się Bogu”.
Papież przypomniał postać Bartymeusza, niewidomego, pomimo napomnień innych błagającego Jezusa na cały głos o miłosierdzie, aby przejrzał, i wyznającego, iż jest On Mesjaszem. Zaznaczył, że ten człowiek, wytrwały w swej prośbie, otrzymał to, o co prosił. Jezus dostrzegł w tym biednym, bezbronnym, pogardzanym człowieku całą moc jego wiary, która przyciąga miłosierdzie i moc Boga. „Wiara to dwie wzniesione ręce, głos wołający, by błagać o dar zbawienia” – stwierdził Ojciec Święty. Zaznaczył zarazem, że modlitwa domaga się od nas pokory i wypływa z naszego stanu ubóstwa, z naszego niestannego pragnienia Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
„Wiara jest krzykiem; nie-wiara jest tłumieniem tego krzyku, rodzajem «omerty» - zmowy milczenia. Wiara jest protestem przeciwko żałosnemu stanowi, którego przyczyny nie rozumiemy; nie-wiara jest poprzestawaniem na znoszeniu sytuacji, do której się dostosowaliśmy. Wiara jest nadzieją, że będziemy zbawieni, nie-wiara jest przyzwyczajeniem się do gnębiącego nas zła” – powiedział Franciszek.
Ojciec Święty wskazał, że w sercu człowieka istnieje silniejszy niż wszelkie argumenty przeciwne głos błagający o Boże miłosierdzie. Modlą się nie tylko chrześcijanie, ale wyznawcy innych religii i ludzie niewierzący. A św. Paweł mówi, że całe stworzenie «jęczy i wzdycha w bólach rodzenia» (Rz 8, 22). „Artyści często wyrażają ten milczący krzyk, który nurtuje w każdym stworzeniu i wyłania się przede wszystkim w sercu człowieka, ponieważ człowiek jest „żebrakiem wobec Boga” – stwierdził papież na zakończenie swej katechezy.
Reklama
Na zakończenie dzisiejszej audiencji Ojciec Święty w związku z informacjami o wyzysku robotników rolnych wystosował apel o poszanowanie godności osób i pracy.
"Z okazji 1 maja otrzymałem kilka przesłań odnoszących się do świata pracy i jego problemów. W szczególności uderzyła mnie sytuacja robotników rolnych, w tym wielu imigrantów, którzy pracują na włoskiej wsi. Niestety, często są oni dotkliwie wykorzystywani. To prawda, że kryzys dotyka wszystkich, ale zawsze musi być szanowana godność osób. Dlatego przyjmuję apel tych pracowników i wszystkich pracowników wyzyskiwanych i wzywam, aby kryzys stał się okazją do ponownego umieszczenia w centrum uwagi godności osoby i pracy" - powiedział Franciszek
Oto tekst papieskiej katechezy w tłumaczeniu na język polski:
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Dzisiaj rozpoczynamy nowy cykl katechez na temat modlitwy. Modlitwa jest oddechem wiary, jest jej najbardziej właściwym wyrazem. Jakby wołaniem, wychodzącym z serca tych, którzy wierzą i powierzają się Bogu.
Reklama
Pomyślmy o historii Bartymeusza, postaci z Ewangelii (por. Mk 10, 46-52 i par.)- i wyznam wam, że dla mnie jest on najsympatyczniejszy ze wszystkich. Był niewidomy i siedział żebrząc na poboczu drogi, na obrzeżach swojego miasta, Jerycha. Nie był postacią anonimową, miał twarz, imię: Bartymeusz, czyli „syn Tymeusza”. Pewnego dnia usłyszał, że obok miał przechodzić Jezus. Istotnie Jerycho było miejscem spotkania ludzi, nieustannie przemierzanym przez pielgrzymów i kupców. Wtedy Bartymeusz stanął w pobliżu: zrobiłby wszystko, żeby spotkać Jezusa. Wielu ludzi czyniło to samo. Przypomnijmy Zacheusza, który wszedł na drzewo. Wielu chciało zobaczyć Jezus. On też.
W ten sposób ów człowiek wkroczył do Ewangelii jako ktoś, kto woła na cały głos. Nie widział, nie wiedział, czy Jezus jest blisko czy daleko, ale rozumiał to z zachowania tłumu, który w pewnym momencie narastał i się przybliżał... Ale był zupełnie sam i nikt o niego się nie troszczył. Co zatem uczynił Bartymeusz? Krzyczał. Stale krzyczał. Użył jedynej broni, jaką dysponował: swojego głosu. Zaczął krzyczeć: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (w. 47). W ten sposób nieustannie krzyczy.
Jego wielokrotne krzyki irytowały, nie były uprzejme i wiele osób go upominało, by zamilkł, aby był grzeczny, aby tego nie robił. Ale Bartymeusz nie milczał, wręcz przeciwnie, krzyczał jeszcze głośniej: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (w. 47). Pojawia się tutaj ów upór ludzi proszących o jakąś łaskę i nieustannie pukają do serca Boga. On krzyczy, dobija się o łaskę. To wyrażenie: „Syn Dawida”, jest bardzo ważne; oznacza „Mesjasza”, jest wyznaniem wiary, które wyszło z ust tego pogardzanego przez wszystkich człowieka.
Reklama
A Jezus wysłuchał jego wołania. Modlitwa Bartymeusza poruszyła Jego serce, serce Boga, i otwarły się dla niego bramy zbawienia. Jezus kazał go wezwać. Zerwał się, a ci, którzy wcześniej kazali mu milczeć, teraz mimo wszystko prowadzą go do Mistrza. Jezus mówi do Niego, prosi, aby wyraził swoje pragnienie - to jest ważne - i wtedy wołanie staje się prośbą: „żebym przejrzał!” (w. 51).
Jezus mówi mu: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (w. 52). Dostrzega w tym biednym, bezbronnym, pogardzanym człowieku całą moc jego wiary, która przyciąga miłosierdzie i moc Boga. Wiara to dwie wzniesione ręce, głos wołający, by błagać o dar zbawienia. Katechizm stwierdza, że „podstawą modlitwy jest pokora” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 2559). Modlitwa rodzi się z ziemi, z humus - z którego po łacinie pochodzi słowo „pokorna”, „pokora”; wypływa z naszego stanu ubóstwa, z naszego nieustannego pragnienia Boga (por. tamże, 2560-2561).
Wiara - widzieliśmy to w postaci Bartymeusza - jest krzykiem; nie-wiara jest tłumieniem tego krzyku, tym co ludzie czynili, aby go uciszyć, nie byli ludźmi wiary, ale on tak, tłumienie tego krzyku jest rodzajem „omerty” - zmowy milczenia. Wiara jest protestem przeciwko żałosnemu stanowi, którego przyczyny nie rozumiemy; nie-wiara jest poprzestawaniem na znoszeniu sytuacji, do której się dostosowaliśmy. Wiara jest nadzieją, że będziemy zbawieni nie-wiara jest przyzwyczajeniem się do gnębiącego nas zła.
Reklama
Drodzy bracia i siostry, rozpoczynamy ten cykl katechez od krzyku Bartymeusza, ponieważ być może w takiej postaci, jak on wszystko jest już napisane. Bartymeusz był człowiekiem wytrwałym. Wokół niego byli ludzie, którzy tłumaczyli, że błaganie jest bezużyteczne, że jest wykrzykiwaniem bez odpowiedzi, że jest zgiełkiem, który przeszkadzał i na tym koniec, żeby przestał krzyczeć, ale on nie pozostał w milczeniu. I w końcu otrzymał to, czego pragnął.
W sercu człowieka istnieje silniejszy niż wszelkie argumenty przeciwne głos błagający, wszyscy mamy ten głos w naszym wnętrzu. Głos, który wypływa spontanicznie, nikt go nie nakazuje, głos, który zastanawia się nad sensem naszego pielgrzymowania tu na ziemi, zwłaszcza gdy znajdujemy się w mroku: „Jezu, zmiłuj się nade mną! Jezu, zmiłuj się nade mną!” – to piękna modlitwa.
Ale czyż te słowa nie są wyryte w całym stworzeniu? Wszystko przyzywa i błaga, aby tajemnica miłosierdzia znalazła swoje ostateczne wypełnienie. Modlą się nie tylko chrześcijanie: współdzielą oni krzyk modlitwy ze wszystkimi ludźmi. Ale można jeszcze poszerzyć ten horyzont: św. Paweł mówi, że całe stworzenie „jęczy i wzdycha w bólach rodzenia” (Rz 8, 22). Artyści często wyrażają ten milczący krzyk, który nurtuje w każdym stworzeniu i wyłania się przede wszystkim w sercu człowieka, ponieważ człowiek jest „żebrakiem wobec Boga” (por. KKK 2559) – to piękna definicja człowieka „żebrak wobec Boga”. Dziękuję.