Już 3 lata mieszkam z moim chłopakiem bez ślubu. Bardzo go kocham, nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale małżeństwa zawrzeć jeszcze nie chcemy i nie możemy. Niedawno byłam u spowiedzi. Ksiądz nie udzielił mi rozgrzeszenia. Kazał nam przestać mieszkać razem. Ale dla mnie jest to za trudne, bo za bardzo kocham mojego chłopaka. Jestem wierząca, chodzę do kościoła, regularnie się modlę. Dlaczego nie mogę dostać rozgrzeszenia?
Ewa z Tarchomina
Odpowiada o. Dariusz Kowalczyk SJ:
Z pytania nie wynika, czy wspólne mieszkanie oznacza współżycie seksualne, które - zgodnie z nauczaniem Kościoła - jest zarezerwowane dla małżonków. Możliwe są tutaj trzy sytuacje: 1. - wspólne mieszkanie wraz z decyzją o regularnym współżyciu seksualnym; 2. - wspólne mieszkanie wraz z zamiarem życia w czystości, ale z dość częstymi upadkami w tej materii; 3. - wspólne mieszkanie przy zachowaniu czystości przedmałżeńskiej. Pierwsza sytuacja jest całkowicie niezgodna z nauczaniem Kościoła i osoby, które na nią się decydują, nie mogą otrzymać rozgrzeszenia. Druga sytuacja jest bardziej złożona, gdyż mamy w niej do czynienia z dobrymi chęciami, które jednak mają niewielki wpływ na rzeczywistość. Problem polega na tym, że wspólne mieszkanie jest oczywistym wystawianiem się na pokusę, której w zdecydowanej większości przypadków mężczyzna i kobieta nie potrafią się oprzeć. Z drugiej strony, nie ma sensu spowiadać się ciągle z tego samego grzechu, jeśli nie chcemy zmienić okoliczności jego popełniania. Jeśli ktoś regularnie spowiada się ze współżycia przedmałżeńskiego, które jest owocem wspólnego mieszkania, a zarazem chce dalej wspólnie mieszkać z partnerem, to może nie otrzymać rozgrzeszenia jako że de facto nie ma u niego żalu ani chęci poprawy. W trzeciej sytuacji - choć przyznajmy, że zdarza się ona raczej rzadko - nie ma powodów, aby odmawiać rozgrzeszenia. Samo mieszkanie razem nie jest grzechem. Warto jeszcze zwrócić uwagę na obecne w pytaniu stwierdzenie niemożliwości zawarcia małżeństwa. Nasuwa się pytanie: Skoro dwoje ludzi mieszka razem jak mąż z żoną i twierdzi, że się kochają i chcą być razem, to co sprawia, iż małżeństwo jest niemożliwe? Może być tak, że mimo deklarowanej miłości nie mają do siebie zaufania, by zawrzeć małżeństwo. Gdzieś na dnie ich serc czai się myśl: Lepiej się na stałe nie wiązać. I w gruncie rzeczy prawda jest taka, że w ich związku nie ma ochoty na wspólne wzięcie odpowiedzialności za życie, a jedynie jest uzależnienie od seksualnej bliskości. Niekiedy ludzie nie biorą ślubu z zupełnie prozaicznych powodów, np. uważają, że nie stać ich jeszcze na wyprawienie wesela, a wesele (i to huczne) być musi. Ale czy taki sposób myślenia nie ośmiesza dorosłych ludzi, którzy uważają się za katolików? I jeszcze jedno, ostatecznie chodzi o to, czy wierzę, że Kościół głosi naukę Chrystusa, która jest dla mnie dobra, również w kwestii bycia we dwoje i założenia rodziny. Czy rosnąca liczba rozwodów wśród katolików nie wypływa m.in. z tego, że uważają oni, iż Kościół mówi swoje, ale oni wiedzą lepiej?
Wysłuchał Piotr Chmieliński
Pomóż w rozwoju naszego portalu