Reklama

Wiara

Przez wstawiennictwo św. Błażeja

Święty Błażej kojarzył mi się od wczesnego dzieciństwa z opieką nad wszystkimi, którzy pracują gardłem. Po Matce Boskiej Gromnicznej mama zawsze mówiła tak: „A teraz idźcie, bo jest św. Błażeja i będą wam przykładać świece do gardła”.

Niedziela dolnośląska 6/2006

[ TEMATY ]

wiara

świadectwo

Tomasz Lewandowski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O nowotworze gardła, lęku przed śmiercią i wstawiennictwu św. Błażeja opowiada ks. prał. Stanisław Orzechowski

W mojej rodzinnej parafii poświęcone na Matkę Gromniczną świece 3 lutego, w św. Błażeja, przykładano do gardła, recytując modlitwę: „Przez wstawiennictwo św. Błażeja chroń, Panie, od chorób gardła.” Krótka, sensowna modlitwa i ja ją zapamiętałem.

Reklama

Potem ten zwyczaj pielęgnowali ojcowie duchowni w seminarium. Później sam przeniosłem to do duszpasterstwa akademickiego. Dlaczego o tym mówię? Bo zdarzyła się rzecz, która zbiła mnie z nóg. Było to pewnie ze siedem lat temu - zaniemówiłem pod koniec Adwentu, zrzucając wszystko na obciążenie gardła, na rekolekcje, których było zawsze dużo. Sprawa oczywista: po takim wysiłku wyczerpane gardło odmówiło posłuszeństwa. Ale za namową troszczących się o mnie studentów pozwoliłem się zbadać. Okazało się, że na strunach głosowych są jakieś zmiany. Pani doktor powiedziała wtedy: „Niech się ksiądz modli, żeby to były guzki śpiewacze. Ale nie zaszkodzi, jeśli wyślemy próbkę do profesora Jelenia. On zbada i powie, co to jest”. Tak zrobiliśmy, ale niestety, wiadomość, która nadeszła, była dla mnie smutna, taka, której człowiek najbardziej się obawia. Pani doktor nie pozostawiła mi wyboru: „To teraz musi być proszę księdza krótka piłka, bo im wcześniej, tym lepiej”. Ja mówię: „Proszę bardzo, jestem gotów - niech będzie operacja”. I na początku sobie nie skojarzyłem, że to będzie taki scenariusz. Operacja została wyznaczona na 3 lutego, na godz. 9.00. Przez moment pomyślałem, że to szczęśliwa okoliczność. Kiedy nadszedł ten dzień, rano o 7.00 odprawiłem Mszę św. Ogłosiłem wtedy studentom, że oczywiście dzisiaj z okazji św. Błażeja będziemy prosić o zdrowie waszych gardeł, ale pomódlcie się też w intencji mojej operacji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Po skończonej Mszy św. udałem się do kliniki i o 9.00 leżałem już na łóżku operacyjnym. Po raz pierwszy w życiu, więc bardzo to przeżywałem. Próbowałem ratować się jakimś humorem, ale też dokonać jakiegoś podsumowania. Wtedy po raz pierwszy powiedziałem głośno Panu Bogu, że jestem wdzięczny za te 60 lat życia, że życie moje było ciekawe, szczęśliwe. Trochę się nażyłem, a może nawet dużo się nażyłem? Wobec tego jestem gotów. (Bo, niestety wtedy już choroba ks. Tischnera była bardzo posunięta, a też zaczęła się od choroby gardła.)

Ale sobie myślałem, może przy operacji uda się przejść na drugą stronę? No, zachowywałem się poprawnie, jak mówiłem, dziękowałem Bogu za moje życie. Potem zacząłem się jeszcze przekomarzać z Panem Bogiem: „Panie Boże, czy w niebie są dęby?”. Dlatego, że moje całe dzieciństwo spędziłem w lesie i bardzo polubiłem drzewa i dęby szczególnie. I wtedy św. Paweł się z boku włączył i mówi: „Głupi Orzechu, ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co Pan Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują, a ty tu o jakieś dęby!” No, ale wtedy byłem już na sali, zaczęła działać narkoza i odleciałem. Przyleciałem z powrotem koło 13.00. Tak, pamiętam, już było po operacji i okazuje się, że były dęby, jak się obudziłem. Były naprzeciwko sali operacyjnej, jeszcze tu na ziemi, ale z powodu stresu nie zauważyłem ich wcześniej!

Reklama

Teraz jak każdy, kto przechodzi taką przygodę, pytam co dalej?
Studenci mają czasem mi za złe, że ja jestem taki maryjny, taki z Matką Boską, ale ja na to nic nie poradzę, że Matka Boska była zawsze instancją, która przychodziła mi z pomocą przy wszystkich ciężkich historiach w życiu. Tak mnie wykaraskała z gruźlicy i z wielu innych rzeczy, no i teraz właśnie uratowała mnie.
Wymyśliłem sobie taką legendę o moim powołaniu. Kiedyś Matka Boska rozmawiała z Panem Jezusem na mój temat, żebym został księdzem. Ale Pan Jezus odpowiada: „Matka, to jest zły pomysł.” Ale Ona go tak naciskała, że w końcu ustąpił. Takie jest, mniej więcej, moje nastawienie do Matki Bożej. A z tej legendy wynikała moja wdzięczność do Niej. Ona stoi za mną i mogę się jakoś Jej polecać.

Po operacji pojechałem do Częstochowy. Zdenerowowało mnie, że tam strasznie kiepsko śpiewali studenci. Wtedy patrząc na obraz, powiedziałem do Matki Bożej: „No widzisz? Ja zawsze tak Ci śpiewałem pięknie, a teraz nie mogę, a oni mogą śpiewać, a miauczą. Jeśli chcesz, żebym Ci jeszcze zaśpiewał, to może jednak z tym gardłem coś zrobisz?”. I spotkałem się w tym samym czasie z biskupem Dembowskim, który mi przekazał wolę Koordynacji Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym, że wyznaczono mnie na kaznodzieję z okazji czuwania ogólnopolskiego na Jasnej Górze. Wtedy ja powiedziałem, że nie bardzo się widzę, właśnie z powodu gardła. I pamiętam, że biskup doszedł do mnie i uśmiechnął się, pobłogosławił i poszedł.

Myślę sobie, że taki był łańcuszek - chwała Bogu za dobrego specjalistę, czyli panią profesor Zalewską, która zrobiła to, co sztuka lekarska może zrobić. Potem Bóg miał swojego Błażeja. (Bo ja mam taką filozofię wiary, że nie zawsze trzeba molestować o wszystko Pana Boga Wszechmogącego. On jest Najwyższą Instancją i ma poważniejsze sprawy niż moje gardło, lub żebym na przykład zdał egzaminy. Od tego ma Anioła Stróża, którego dał, od tego są Święci, po co zawracać głowę Najwyższemu, skoro mamy tutaj mniejszych pomocników.)

W sumie wyszło jak wyszło - zacząłem mówić. Chociaż pewnie jestem blisko grzechu, bo nie powinienem po rekonwalescencji przyjmować tylu rekolekcji, ile przyjąłem - chyba ze siedem, albo osiem w Wielkim Poście. Do czego nikomu się nie przyznałem, ale teraz to mówię, żeby pokazać, że jednak skoro to gardło wróciło do jakiejś sprawności, to wysłuchana została modlitwa moja. Stąd to jeszcze bardziej umocniło moje wyjazdy na Jasna Górę. No bo myślę, że to jakaś łączona sprawa. Ale chciałbym tutaj wyeksponować św. Błażeja, któremu Pan Bóg ten resort gardeł powierzył. Żebyśmy więcej ufali w charyzmat tego świętego. Nie ma co filozofować. Pan Bóg wie, co robi. Jeśli Antoniemu oddał zguby, Krzysztofowi podróże, to dlaczego tak nie ma być? To też jest dobry pomysł. Im dłużej poznaję Pana Boga, tym bardziej On mi się odkrywa jako Bóg, który lubi współpracować. Lubi nawet cuda robić przez pośrednictwo. Bardzo się cieszę, że mi jeszcze zostało darowane życie, i że mogę jeszcze na chwałę Bożą trochę pomruczeć...

2006-12-31 00:00

Oceń: +17 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Poezja moja misja

Adrian Musiał – debiutujący poeta, który Boga odnalazł przez teatr i sztukę. W rozmowie z Angeliką Kawecką przekonuje, że dialog ze Stwórcą ma sens.

Swój debiutancki tomik poezji Słowotok rozpoczynasz od nawiązania do słów z Ewangelii „na początku było Słowo”. Swoje pisanie traktujesz jako odpowiedź na talenty, które Bóg w Tobie złożył?
CZYTAJ DALEJ

Święty Jan Leonardi

Niedziela Ogólnopolska 42/2009, str. 4

[ TEMATY ]

Benedykt XVI

pl.wikipedia.org

Drodzy Bracia i Siostry! Pojutrze, 9 października, minie 400 lat od śmierci św. Jana Leonardiego, założyciela Zgromadzenia Kleryków Regularnych Matki Bożej, kanonizowanego 17 kwietnia 1938 r. i ogłoszonego 8 sierpnia 2006 r. patronem farmaceutów. Wspominamy go także ze względu na wielki zapał misyjny. Wraz z ks. Juanem Bautistą Vivesem i jezuitą Martinem de Funesem zaprojektował i przyczynił się do powołania specjalnej kongregacji Stolicy Apostolskiej do spraw misji, czyli przyszłej Propaganda Fide, i do późniejszych narodzin Collegium Urbanianum, które w ciągu wieków przygotowało tysiące kapłanów, w tym wielu męczenników, do ewangelizowania narodów. Mamy zatem do czynienia ze świetlaną postacią kapłana, którego chciałbym postawić za wzór wszystkim prezbiterom w tym Roku Kapłańskim. Zmarł w 1609 r. na grypę, którą zaraził się, gdy w rzymskiej dzielnicy Campitelli opiekował się ofiarami tej epidemii. Jan Leonardi urodził się w 1541 r. w Diecimo w prowincji Lukka jako ostatni z siedmiorga rodzeństwa. Okres dojrzewania wyznaczał mu rytm wiary przeżywanej w zdrowym i pracowitym ognisku domowym, jak również stałe uczęszczanie do pracowni ziół i lekarstw w rodzinnej miejscowości. Gdy miał siedemnaście lat, ojciec zapisał go na kurs zawodowy w Lukce, aby został aptekarzem, a raczej zielarzem, jak się wówczas mówiło. Młody Jan Leonardi pilnie i gorliwie uczęszczał na zajęcia prawie dziesięć lat, ale gdy, zgodnie z przepisami prastarej Republiki Lukki, zdobył oficjalny dyplom, upoważniający go do otwarcia własnej placówki, zaczął zastanawiać się, czy nie nadeszła chwila spełnienia planów, które zawsze nosił w sercu. Po dojrzałej refleksji zdecydował się na kapłaństwo. I tak, porzuciwszy zielarnię i zdobywszy odpowiednie przygotowanie teologiczne, przyjął święcenia kapłańskie i w dniu Ofiarowania Pańskiego 1572 r. odprawił swoją prymicyjną Mszę św. Nie zarzucił jednak swej pasji dla farmakopei, czuł bowiem, że wiedza zawodowa aptekarza może mu pomóc w pełnym urzeczywistnieniu swego powołania, czyli przekazywania ludziom, przez święte życie, „Bożego lekarstwa”, którym jest Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, „miara wszech rzeczy”. Ożywiany przekonaniem, że takiego lekarstwa wszystkie ludzkie istoty potrzebują ponad wszystko, św. Jan Leonardi starał się uczynić z osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem podstawową rację własnego istnienia. „Koniecznie trzeba zaczynać od Chrystusa” - lubił często powtarzać. Prymat Chrystusa nad wszystkim stał się dla niego konkretnym kryterium ocen i działania oraz zasadą pobudzającą jego działalność kapłańską, którą pełnił w okresie szerokiego i powszechnego ruchu odnowy duchowej w Kościele, dzięki rozkwitowi nowych instytutów zakonnych i świetlanemu świadectwu takich świętych, jak Karol Boromeusz, Filip Nereusz, Ignacy Loyola, Józef Kalasancjusz, Kamil de Lellis, Alojzy Gonzaga. Z entuzjazmem oddał się duszpasterstwu wśród chłopców przez Stowarzyszenie Nauki Chrześcijańskiej, gromadząc na nowo wokół siebie grupę młodych ludzi, z którymi 1 września 1574 r. założył Zgromadzenie Księży Reformowanych Maryi Panny, nazwane następnie Zakonem Kleryków Regularnych Matki Bożej. Swoim uczniom zalecał, by mieli „przed oczyma umysłu jedynie cześć, służbę i chwałę Ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa”, a - jak przystało na dobrego aptekarza, nawykłego do dozowania dawek w zależności od ścisłych potrzeb - dodawał: „Unieście nieco swe serca ku Bogu i z Nim odmierzajcie wszystko”. Powodowany zapałem apostolskim, w maju 1605 r. wystosował do nowo wybranego papieża Pawła V Memoriał, w którym sugerował kryteria prawdziwej odnowy w Kościele. Zauważając, jak było „niezbędne, aby ci, którzy domagają się reformy ludzkich obyczajów, szukali, i to na początku, chwały Boga”, dodawał, że muszą oni wyróżniać się „prawością życia i doskonałością obyczajów, tak aby bardziej niż przymusem przyciągać łagodnością do reformy”. Zwracał ponadto uwagę, że „ten, kto chce dokonać poważnej reformy religijnej i moralnej, musi przede wszystkim, jak dobry lekarz, postawić właściwą diagnozę chorób, jakie trawią Kościół, aby na każdą z nich umieć przepisać najodpowiedniejsze lekarstwo”. I zauważał, że „odnowa Kościoła musi dokonywać się tak u przywódców, jak i u podwładnych, na górze i na dole. Musi zaczynać się od tego, kto rządzi, i objąć poddanych”. Dlatego też, zachęcając papieża do wspierania „powszechnej reformy Kościoła”, troszczył się o chrześcijańską formację ludu, a zwłaszcza chłopców, których należy wychowywać „od najwcześniejszych lat (...) w czystości wiary chrześcijańskiej i w świętych obyczajach”. Drodzy Bracia i Siostry, świetlana postać tego Świętego zachęca w pierwszej kolejności kapłanów i wszystkich chrześcijan, by stale dążyli do „wysokiej miary życia chrześcijańskiego”, którą jest świętość, każdy oczywiście stosownie do swego stanu. Tylko bowiem z wierności Chrystusowi może wypłynąć autentyczna odnowa kościelna. W owych latach, na kulturalnym i społecznym przełomie wieków XVI i XVII, zaczęły się zarysowywać przesłanki późniejszej kultury współczesnej, którą cechuje nieuzasadniony rozłam między wiarą a rozumem, którego ujemnymi następstwami są marginalizacja Boga wraz ze złudzeniem ewentualnej i całkowitej niezależności człowieka, który postanawia żyć tak, „jakby Boga nie było”. Jest to kryzys współczesnej myśli, o którym wielokrotnie miałem okazję wspominać i który przybiera często postać relatywizmu. Jan Leonardi wyczuwał, co jest prawdziwym lekarstwem na te bolączki duchowe, i zawarł to w stwierdzeniu: „Chrystus przede wszystkim”, Chrystus w centrum serca, w centrum historii i wszechświata. To Chrystusa - stwierdzał z mocą - ludzkość tak bardzo potrzebuje, ponieważ On jest naszą „miarą”. Nie ma dziedziny, której nie mogłaby dosięgnąć Jego moc; nie ma choroby, na którą nie znalazłoby się w Nim lekarstwo, nie ma problemu, którego w Nim nie dałoby się rozwiązać. „Albo Chrystus, albo nic!”. Oto jego recepta na wszelką reformę duchową i społeczną. Istnieje jeszcze jeden aspekt duchowości św. Jana Leonardiego, który chciałbym podkreślić. Przy wielu okazjach powtarzał on, że do żywego spotkania z Chrystusem dochodzi w Jego Kościele, świętym, choć kruchym, zakorzenionym w historii i w jej niekiedy niezbadanych kolejach, gdzie razem rosną zboże i kąkol (por. Mt 13, 30), lecz zawsze będącym sakramentem zbawienia. Mając jasną świadomość, że Kościół jest polem Bożym (por. Mt 13, 24), nie gorszył się jego ludzkimi słabościami. Dla zwalczenia kąkolu zdecydował się być dobrym zbożem: postanowił mianowicie miłować Chrystusa w Kościele i przyczyniać się do tego, aby stawał się on coraz bardziej Jego przejrzystym znakiem. Z wielkim realizmem patrzył na Kościół, na jego ludzką kruchość, ale też na to, że jest „polem Bożym”, narzędziem Boga dla zbawienia ludzkości. Ale nie tylko. Z miłości do Chrystusa pracował z zapałem nad oczyszczeniem Kościoła, aby był piękniejszy i święty. Rozumiał, że wszelka reforma ma dokonywać się wewnątrz Kościoła, a nigdy przeciwko Kościołowi. Pod tym względem św. Jan Leonardi był rzeczywiście niezwykły, a jego przykład pozostaje wciąż aktualny. Każda reforma dotyczy niewątpliwie struktury, przede wszystkim jednak musi dotykać serc ludzi wierzących. Tylko święci mężczyźni i kobiety, którzy dają się prowadzić Duchowi Bożemu, gotowi do radykalnych i śmiałych wyborów w świetle Ewangelii, odnawiają Kościół i przyczyniają się w decydujący sposób do budowy lepszego świata. Drodzy Bracia i Siostry, życiu św. Jana Leonardiego przyświecał zawsze blask „Świętego Oblicza” Jezusa, przechowywanego i czczonego w kościele katedralnym w Lukce - wymowny symbol i niepodlegająca dyskusji synteza wiary, jaka go ożywiała. Zdobyty przez Chrystusa jak apostoł Paweł, wskazywał on swoim uczniom i nadal wskazuje nam wszystkim chrystocentryczny ideał, dla którego „należy ogołocić się z wszelkiego własnego interesu i troszczyć jedynie o służbę Bogu”, mając „przed oczyma umysłu tylko cześć, służbę i chwałę Chrystusa Jezusa Ukrzyżowanego”. Obok oblicza Chrystusa nie spuszczał wzroku z macierzyńskiego oblicza Maryi. Ta, którą wybrał na Patronkę swego zakonu, była dla niego nauczycielką, siostrą i matką, i doświadczał Jej nieustannej opieki. Przykład i wstawiennictwo tego „fascynującego męża Bożego” niech będą, szczególnie w tym Roku Kapłańskim, wezwaniem i zachętą dla kapłanów i dla wszystkich chrześcijan, by z zapałem i entuzjazmem przeżywali swoje powołanie.
CZYTAJ DALEJ

Izrael-Strefa Gazy/ 20 punktów Trumpa, które mają zakończyć wojnę

2025-10-09 21:37

[ TEMATY ]

pokój

wojna i pokój

PAP/EPA/SAMUEL CORUM / POOL

Plan pokojowy prezydenta USA Donalda Trumpa dla Strefy Gazy ma 20 punktów. Izrael i Hamas zgodziły się na realizację pierwszej fazy porozumienia. Wiele zapisów jest ogólnikowych, co budzi obawy o wcielenie w życie całej umowy.

W pierwszych punktach planu napisano, że Strefa Gazy będzie po wojnie terytorium wolnym od terroru, które nie zagraża sąsiadom. Zostanie też odbudowana z korzyścią dla mieszkańców.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję