W dużym mieście z milionem mieszkańców na stadionie sportowym odbywali katolicy swoje spotkanie, aby zjednoczeni w Chrystusowej miłości wspólnie rozważać i modlić się. Hasło ich spotkania brzmiało: Miłość Chrystusowa w obecnym świecie. Na jednym z transparentów ozdabiających plac zebrań widniał napis: „Zakony są klejnotami na ślubnej szacie Kościoła”. Klejnoty są bogactwem. Kościół ceni wysoko swoje zakony i ich się nie pozbędzie. Wielu dzisiejszych ludzi robi zapewne wielkie oczy, gdy taki napis czyta: „Zakony są klejnotami…”. Niektórzy może myślą i mówią: „Zakony są już dziś przestarzałym zjawiskiem Kościoła. Zakony są niezrozumiałe i niepotrzebne”.
I wśród Was, w tej chwili mnie słuchających, znajdą się tacy, co po cichu albo i głośno powiedzą: „Nie rozumiem życia, idei zakonnej, zakony są już niepotrzebne”. A tymczasem „zakony pozostaną klejnotami Kościoła” - owszem cena ich w Kościele jeszcze wzrośnie po obecnie odbywającym się Soborze. Dlatego postanowiłem na dziś zwołać do katedry i do dwóch kościołów dużych miast naszej diecezji przedstawicieli zakonów u nas pracujących. Postanowiłem odezwać się w tym liście do wszystkich diecezjan; pouczyć Was o cenie tych klejnotów, zachęcić Was do sięgnięcia po ich posługę i po życie w zakonach, a żyjącym wśród nas braciom i siostrom zakonnym podziękować za ich istnienie i działanie i złożyć im hołd. Ale zarazem chciałbym ich wszystkich napomnieć, aby klejnotu, jaki stanowią, nie okrywali kurzem i błotem: bo klejnoty muszą błyszczeć w Kościele, aby je ludzie dostrzegali, i aby przez nie dostrzegali Kościół w całej jego wartości i piękności, aby ukochali ten Kościół, który jest żywym ciałem Jezusa Chrystusa wśród nas i z nami przebywającym. Czyż naprawdę zakony są i dziś jeszcze klejnotami? I po co one są? Jaki jest ich właściwy cel? (…)
Niewiasta ze świata - pisze do swej przyjaciółki w klasztorze: „Wiesz, co mi przed oczyma duszy staje, gdy myślę o Tobie? … Szczyt górski, okryty lodem i śniegiem, wystający ponad szeroką taflę wody jeziora, a spadziste, urwiste i prawie pionowe jego zbocza… Siedziałam na brzegu takiego jeziora, na przeciwnym krańcu horyzontu wyłaniał się znad wody potężny blok góry, urwisty i spadzisty, i niedostępny, a szczyt jego, wiecznym lodem i śniegiem okryty, jaśniał w blaskach zachodzącego słońca, daleko widoczny. Choć wszystko w dolinach było już prawie spowite mrokiem… on jeszcze jaśniał i radował… A następnego dnia w pobliskim kościele były święcenia kapłańskie! Te dwie rzeczy miały ze sobą jakiś związek tajemniczy - góra niedostępna, słońcem świecąca, była mi symbolem”. Pan Bóg sięgnie po kogoś - na szczyty ku swemu światłu poprowadzi, po zboczu spadzistym, aby ten ktoś był spowity Bożym blaskiem, uradowany nim - ale i radujący sobą innych.
„I ty, składając śluby zakonne, zaczynasz wstępować na zbocza, samotne i spadziste, ale prowadzące do szczytów czystych, podniebnych, z daleka widocznych, bo oświetlonych Bożym światłem. Ale to nie za twoim tylko pójdziesz wyborem. Bóg sam na ciebie spojrzał, dotknął cię i wezwał, wziął cię na swoją wyłączną własność. Takie wezwanie budzi lęk, a jednak takie spojrzenie urzeka. Bo to jedyna w swym rodzaju przygoda życia - wdać się w przygodę z Bogiem na dolę i niedolę na ziemi, na jaką i Syn Boży się wydał, gdy w pełnej miłości ku Ojcu przyjął wezwanie Ojca na Jego chwałę, na okup i służbę dla wielu braci ludzkiego plemienia… Będziesz nosiła inne imię i inny strój jako wyraz, że jesteś wyjęta z naszych dawnych szeregów i poświęceń ludzkich, rodzinnych i przyjacielskich…”. W Kościele nazywa się to „exire de saeculo” - opuszczeniem tego, co mierzy się tylko czasem, i wyjściem na spotkanie z Wiekuistym, na Jego wyłączną własność - co przeraża i urzeka zarazem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu