W tym roku obchodziliśmy uroczyście 760. rocznicę bitwy pod
Legnicą. Bohaterowie tej bitwy to nie tylko rycerze walczący bezpośrednio
w polu. To także kobiety czekające w napięciu na wynik starcia, drżące
o losy mężów, ojców, synów. One też walczyły - z lękiem, niepewnością,
bólem po stracie najbliższych. Jedna z nich - św. Jadwiga jest szczególnie
bliska mieszkańcom Dolnego Śląska jako patronka naszej ziemi.
Jadwiga pochodziła ze znakomitego szlacheckiego rodu
niemieckiego Andechs o dużych zasługach w krzewieniu kultury, sztuki
i religii chrześcijańskiej. Krótko przebywała pod opieką rodziców.
Gdy miała 5 lat, oddano ją na wychowanie do opactwa Sióstr Benedyktynek.
Tam zetknęła się z zasadami życia klasztornego i pobierała nauki
do 12 r. życia. Uczyła się nie tylko pisać i czytać po niemiecku,
poznała też łacinę, by móc modlić się z siostrami. Najczęściej odmawiano
w klasztorze Psalmy, co skierowało wzrok młodej dziewczyny na Pismo
Święte. Ta lektura stała się dla niej w późniejszych latach życia
źródłem pociechy i medytacji. Wskazówką na drogi życia dla uczennic
miały być żywoty świętych. Edukacja jednakże nie ograniczała się
tylko do pobożnych ćwiczeń. Wychowanki klasztorne uczyły się haftu,
kaligrafii, śpiewu, a także prowadzenia gospodarstwa domowego.
Bulla kanonizacyjna mówi, że Jadwiga jako młoda dziewczyna
stawiała sobie pytanie: "Gdzie szukać Boga i jak Go odnaleźć?". Stawia
ją to w szeregu świętych "poszukujących", takich jak św. Augustyn
czy wiele wieków później św. Edyta Stein, którzy nie przyszli na
świat z gotową receptą na świętość, ale musieli w swym życiu rozeznać
właściwą drogę. I choć Jadwiga nigdy nie przeżyła radykalnego nawrócenia
i zawsze pozostawała w orbicie nauki Kościoła, to jednak musiała
wypracować właściwy dla siebie model świętości. Gdyby mogła, gdyby
to zależało od niej, zostałaby w klasztorze. Jednak przeznaczone
było jej inne życie. W wieku 12 lat została żoną polskiego księcia
- Henryka Brodatego i było to małżeństwo z powodów czysto politycznych.
Nie wiemy, czy kochała męża, źródła nie są zgodne w tym przedmiocie.
Wiemy natomiast była mu wierna, wspierała go radą i pomocą. Posunęła
się nawet do tego, że kiedy Henryk dostał się do niewoli Konrada
Mazowieckiego, nie zgodziła się na zorganizowanie wyprawy wojennej
dla odbicia męża. Sama udała się w drogę na Mazowsze, by uratować
go bez rozlewu krwi. Padła do nóg księciu Konradowi, który spodziewał
się wszystkiego, tylko nie klęczącej przed nim kobiety i natychmiast
uwolnił Henryka Brodatego.
Można powiedzieć o Jadwidze, że była typową świętą i
nietypową księżną. Jej droga do świętości wiodła przez ascezę, umartwienie
i służbę bliźnim. Ta sama droga prowadziła ją do bycia dobrą księżną.
Świadomie lub nie walczyła o inny wizerunek władczyni
i kobiety niż ten, jaki panował w jej czasach. Walczyła nie orężem,
ale miłością, nie pustymi hasłami, ale czynem. Walczyła z nędzą,
głodem, bólem, chorobą i niesprawiedliwością. Wraz z mężem zakładała
domy opieki i szpitale. Śląsk był pierwszym miejscem w Polsce, gdzie
z inicjatywy księżnej powstało leprozorium - lecznica dla trędowatych.
W każdej podróży oprócz zwyczajowej świty towarzyszył jej szpitalik,
do którego zbierała chorych podczas podróży po kraju i sama się nimi
opiekowała.
Poddanych traktowała jak braci i siostry, troszczyła
się o życie swoich dworzan - o mieszkanie, odzież, zdrowie, jedzenie.
Nie zapominała przy tym o ich duchowym rozwoju. Nie narzucała siłą
religii, lecz delikatnie pouczała wszystkich, którzy przychodzili
na dwór. Przypominała o modlitwie, zachęcała do sakramentu pokuty,
sama uczyła pewną kobietę modlitwy Ojcze nasz.
Przez cały rok nakazywała gromadzenie na dworze zapasów
żywności, aby w stosownej chwili wesprzeć potrzebujących. Nikt z
jej poddanych nie mógł być głodny, dlatego otworzyła kuchnię dla
ubogich, gdzie kucharzem był mąż jednej z jej dwórek.
Nie mogła zapobiec całemu złu na świecie, ale walczyła
o sprawiedliwość w sądach i wstawiała się za więźniami. Aby ustrzec
winnych przed zbyt surowymi karami, sama brała udział w rozprawach.
Książę Henryk nie zawsze pamiętał o łaskawości względem poddanych,
skazywał ich na karę śmierci, jeśli zawinili. Jadwiga nie mogła pozostać
na to obojętna. Ikonografia przedstawia ją, jak klęczy u stóp męża
i błaga o litość dla skazanych. Ten drobny fakt ujawnia wiele cech
charakteru księżnej. Jej miłość do drugiego człowieka była tak wielka,
że nie wahała się upokorzyć i mimo książęcej godności paść na kolana
przed mężem. Musiała być w tym jakaś ufność, że zostanie wysłuchana
i zazwyczaj się nie myliła. Henryk tych, którym darował życie, "zatrudniał"
przy budowie nowego klasztoru w Trzebnicy.
Urodziła siedmioro dzieci, z których czworo - Bolesław,
Agnieszka, Zofia i nieznany z imienia najmłodszy syn - zmarło we
wczesnym dzieciństwie. Przy życiu pozostało troje - Konrad, Henryk
i Gertruda. Księżna sama zajmowała się wychowaniem dzieci i przez
dwór nie przewijał się sztab nauczycieli. Z własnego dzieciństwa
i wczesnej młodości wniosła dobre zasady benedyktyńskiej reguły i
te wpajała teraz swemu potomstwu. Uczyła dzieci, jak mądrze rządzić
krajem i dbać o powierzonych sobie ludzi. Nie zajmowała się polityką,
ale wspierała męża i syna dyskretną radą i usilnie popierała dążenia
zjednoczeniowe. Panujący powinien być odpowiedzialny za swój kraj
aż do przelania krwi w jego obronie. Nic więc dziwnego, że to właśnie
jej syn stawił czoło najazdowi Tatarów i poległ chwalebną śmiercią
za kraj i religię chrześcijańską. Za wzór władcy stawiała dzieciom
i wnukom Chrystusa Króla, ale sama także była dla nich przykładem
pobożności i czynnej miłości bliźniego. Nie dopuszczała do sytuacji,
by odgórnie nakazywać innym czynienie miłosierdzia, a samej nic nie
robić. Odwiedzała chorych w domach, by nieść im ulgę w cierpieniu.
Często jeździła po śląskiej dzielnicy, zapoznając się z warunkami
życia poddanych. Była osobą wykształconą, utytułowaną, a obcowała
z biedakami. Po przyjeździe na Śląsk nauczyła się polskiego, by lepiej
rozumieć swoich poddanych i móc im skuteczniej pomagać.
Ascetyczny tryb życia Jadwigi był wyrazem średniowiecznej
pobożności. To, co odróżniało Jadwigę od innych ascetów tego czasu,
to jej stanowisko i pozycja społeczna. Nie była podobna do księżnych
z ościennych krajów. Nie stroiła się, preferowała szare stroje, pod
suknią nosiła włosiennicę i chodziła boso. Z tym ostatnim elementem
ascezy księżnej związana jest pewna anegdota. Jej duchowy kierownik,
widząc poranione stopy Jadwigi, nakazał, by na mocy posłuszeństwa
nosiła pantofle. Księżna nakazu posłuchała i nosiła pantofle, często
nawet, zabierała je w każdą podróż. Kłopot w tym, że nosiła je w
rękach i nigdy nie zakładała na nogi. A na upomnienie kapłana odrzekła
z humorem, że miała nosić obuwie i nosi je.
Wiemy, że ciało ludzkie było w czasach średniowiecza
traktowane jako źródło pokus. Nie słyszymy o szczególnych pokusach,
jakie dotykały księżną, ale jej umartwienia nie były podejmowane
bez powodu. Był to wyraz walki, jaką toczyła nie za siebie, lecz
za najbliższych, ponieważ rodzina nie szczędziła jej zmartwień. Aby
zadośćuczynić za winy swojego rodzeństwa, sama podjęła pokutny tryb
życia.
I w jej życiu były chwile cierpienia i bólu, z którym
musiała się zmagać. Po urodzeniu siódmego dziecka wraz z mężem złożyła
ślub dozgonnej czystości. Wtedy oboje zaczęli się od siebie coraz
bardziej oddalać. Henryk popadł w konflikt z Kościołem i został obłożony
ekskomuniką. Przed śmiercią prosił żonę, by do niego przyjechała.
I tu Jadwiga znalazła się w sytuacji tragicznej. Wychodząc za mąż,
ślubowała trwać przy mężu, tymczasem Kościół zabraniał kontaktów
z ekskomunikowanymi. Walka wewnętrzna, jaką musiała stoczyć, na pewno
nie była łatwa. Jednak zdecydowała się nie łamać praw kościelnych
i nie oddała mężowi tej ostatniej posługi, o jaką prosił.
Sama kierowała się miłością bliźniego w swoich poczynaniach,
jednak nie zawsze była naśladowana. Nawet jej synowie stanęli do
bratobójczej walki, po której Konrad zginął. Historia nie podaje
nam reakcji księżnej na to zdarzenie, ale z pewnością nie było to
dla niej łatwe przeżycie.
Choć uczyła Henryka gotowości do obrony kraju, jego śmierć
była dla niej ogromnym ciosem. I nie umniejsza bólu matki fakt, że
sama tę śmierć przepowiedziała. Podczas bitwy Jadwiga wraz z synową
Anną i córką Gertrudą schroniły się w Krośnie, gdzie otrzymały wiadomość
o klęsce Polaków. To właśnie wtedy padły słowa, które uznaje się
za autentyczną wypowiedź księżnej. Powiedziała do płaczącej i zrozpaczonej
Anny: "To jest wolą Bożą i musi nam się podobać to, czego Bóg chce
i co się Bogu podoba". To nie jest obojętność ani rezygnacja, ale
zwycięska walka z bólem i rozpaczą. Jak echo brzmią tu słowa Hioba: "
Bóg dał, Bóg wziął. Niech będzie błogosławione imię Jego". Bardzo
kochała syna i w jednej z zachowanych modlitw dziękowała Bogu, że
dał jej dziecko, które ją kochało i szanowało i nigdy nie zasmuciło.
Ale jest dziś szczęśliwa, że syn przebywa już z Bogiem w niebie.
Jadwiga była osobą dość poważną i surową, odznaczała
się stanowczością i silnym charakterem. Nie promieniowała ciepłem
jak św. Franciszek z Asyżu, a jednak ludzie ją kochali. Była nie
tylko panią ziemi śląskiej, ale i jej matką. Znalazła odpowiedź na
swoje pytanie, że Boga można odnaleźć w drugim człowieku i z tej
drogi posługiwania innym w imię miłości nigdy nie zeszła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu