Mariusz Rzymek: Jakie to uczucie odebrać pasterskie błogosławieństwa od byłego ucznia?
Władysława Walczak: – To ogromna radość. Tak się złożyło, że Roman Pindel trafił do andrychowskiego liceum w 1975 r. Dla mnie był to czas szczególny, bo 9 sierpnia, a więc na trzy tygodnie przed inauguracją roku szkolnego, wzięłam ślub. Przyszłego biskupa uczyłam chemii, która kończyła się dopiero w klasie maturalnej.
Jakie owoce przyniosła ta znajomość?
Od swojego byłego ucznia doświadczyłam wraz z mężem wiele życzliwości. Mąż choruje od przeszło 19 lat. Przeszedł udar mózgu, zawał, zator płuc. Był osobą zupełnie leżącą, której stan nie rokował pozytywnie. W czasie, gdy mąż był zdjęty totalną niemocą, bp Roman nas odwiedził. Modlił się nad nim i go pobłogosławił. Dziś stan fizyczny męża jest zupełnie inny. Podczas uroczystości odpustowych przyjął Komunię św. w postawie stojącej i zrobił kilka kroków od i do ołtarza. Bardzo to sobie cenię, że biskup nie zapomniał o nas, gdy z moim mężem było bardzo źle i potrzebowaliśmy wsparcia.
Czy widziała pani w swoim uczniu potencjał na kapłana?
Roman Pindel swoją przygodę z andrychowskim liceum nie zaczynał od pierwszej, ale jeśli dobrze pamiętam, od trzeciej klasy. Na początku września przyszedł do mnie i spytał, jak może nadrobić zaległości z chemii z wcześniejszych lat. Powiedziałam, że nie musi tego robić, bo ma skoncentrować się na bieżącym materiale. I jak się okazało, tyle wystarczyło. Roman Pindel okazał się być bardzo zdolnym uczniem, który świetnie radził sobie z chemią. Każdego z moich uczniów rozeznawałem po oczach. Odczytywałem w nich z kim mam do czynienia. Patrząc w oczy R. Pindla, zobaczyłam, że mam przed sobą dobrego i skromnego człowieka. Jednym słowem dobry materiał na kapłana.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
