Jak wiadomo, wojna nie ma w sobie nic z kobiety i w istocie jest bez sensu, choćby z daleka wydawało się, że go ma. Niby najważniejsze jest to, że jest obronna, ale wiadomo, kto tkwi w szczegółach. Wojna rosyjsko-ukraińska opisywana w powieści Szczepana Twardocha też taka jest. Lekturę dzieła utrudnia wojenny slang uczłowieczający terminologię wojskową. Niby wiadomo, kto w tej wojnie ma słuszność, o co idzie gra, ale inaczej wygląda to na nullu – pierwszej linii frontu. Pojęcia: braterstwo, miłość, odwaga, strach, nabierają nowego znaczenia. Także z perspektywy Konia, 40-letniego ochotnika z Polski z korzeniami ukraińskimi, który dopiero tu miał szansę poczuć się Ukraińcem. Skorzystał z niej, tkwi teraz na nullu, pod ostrzałem, w dziurze w ziemi zwanej bunkrem, zatopionej w błocie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu