Ks. Jarosław Grabowski: O jaką jedność modlą się chrześcijanie?
Ks. prof. Przemysław Kantyka: O taką jedność, o jaką modlił się Pan Jezus w swojej Modlitwie arcykapłańskiej (por. J 17, 1-26). Chrześcijanie modlą się o jedność, jaka jest między Ojcem i Synem, i Duchem Świętym. O taką jedność prosił Jezus i my prosimy dokładnie o to samo. Jedność nie oznacza jednak jednolitości. Ojciec nie jest Synem, a Syn nie jest Ojcem ani Duchem, ale są tak głęboko ze sobą zjednoczeni, że są jednym Bogiem. I chrześcijanie mają odwzorować dokładnie taką jedność, jaka jest między Ojcem i Synem, i Duchem Świętym, czyli bez ujednolicania, bez zlewania się w jedno, przy zachowaniu swojej odrębności, tożsamości, jednocześnie ma to być jedność tak głęboka, jak między Osobami Trójcy Świętej. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dążenie jest mało realne, ale to są sprawy Boże, dlaczego więc miałyby być nierealne?
Reklama
Czy jedność chrześcijan nie jest wyłącznie ideałem? „Jedność”, „pojednanie” to piękne hasła, ale czy realne jest osiągnięcie takiego stanu?
Poziom braterstwa i pojednania między chrześcijanami jest już bardzo wysoki. Proszę zauważyć, że dzisiaj między chrześcijanami nie toczą się już wojny religijne, a przecież takie rzeczy miały miejsce w historii. Można powiedzieć, że relacje mamy bardzo dobre, poprawne. Prowadzimy bardzo wiele dialogów ekumenicznych, Kościół katolicki jest zaangażowany w dialogi praktycznie ze wszystkimi Kościołami chrześcijańskimi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czy te dialogi prowadzą do jedności widzialnej, która jest celem ekumenizmu?
Nieustannie mamy dążyć do jedności widzialnej, chociaż obietnica, którą złożył nam Pan Jezus, że jedna owczarnia i jeden pasterz (por. J 10, 16) będą na pewno wtedy, kiedy On powtórnie przyjdzie, czasami może to nasze dążenie przesuwać aż do czasów eschatologicznych. Tyle że Pan Jezus nie pozwolił nam czekać do eschatonu – do końca obecnych czasów, żeby dopiero zacząć realizować jedność, tylko nakazał nam zmierzać do niej już teraz. Nie wiemy przecież, kiedy On powtórnie przyjdzie, może to będzie dzisiaj, a może jutro...
Reklama
W kręgach ewangelickich słyszy się głosy, że obecnie trwa epoka swoistego zlodowacenia ekumenizmu, że brakuje ekumenicznego entuzjazmu. Czy mamy do czynienia z impasem ekumenicznym w Polsce?
Kapitalnie określił to kard. Kurt Koch, prefekt Dykasterii ds. Popierania Jedności Chrześcijan, który już kilka lat temu powiedział, że rozwój ruchu ekumenicznego przypomina lot samolotem. Gdy samolot startuje, następuje ogromne przyspieszenie, są emocje, a potem, kiedy wchodzi w fazę spokojnego lotu, to mimo że przebywa o wiele szybciej bardzo duży dystans, nic się nie dzieje. I teraz jesteśmy w fazie takiego spokojnego lotu, bo kiedy ruch ekumeniczny startował po soborze, był ogromny entuzjazm. Wydawało się, że minie parę lat i już jedność chrześcijan będzie osiągnięta. Okazało się jednak, że nie jest tak łatwo, poza tym zaczęły dochodzić coraz to nowe przeszkody. W przypadku świata chrześcijańskiego wyrosłego z reformacji taką przeszkodą stało się święcenie kobiet, co w pewien sposób stało się dla nas nieprzekraczalną barierą.
Reklama
Ordynacja kobiet na księży w polskim Kościele luterańskim umożliwiła dziewięciu kobietom diakonkom pełnienie posługi jako księża. Czy z perspektywy tych blisko 2 lat decyzja ta miała jakiś większy wpływ na dialog katolicko-luterański w Polsce?
Kościół katolicki nie zaprzestał dialogu ani w ogóle kontaktu z Kościołami luterańskimi, również w Polsce, bo należy pamiętać, że w innych krajach na świecie decyzja o święceniu kobiet była podjęta już dużo wcześniej. Trzeba tu zauważyć, że każda wspólnota określa, kto w niej jest duchownym. Ale z punktu widzenia ekumenicznego stanowisko Kościoła katolickiego jest bardzo wyraźne: po prostu nie jest on władny rozszerzyć święceń na kobiety z tego tylko powodu, że odczytuje wyraźnie wolę Chrystusa, który bycie apostołem, a potem następcą apostołów, konsekwentnie, ograniczył do mężczyzn. Czyli – jeżeli tak chciał Chrystus, to my odczytujemy to jako prawo Boże. Kościół ma władzę nad prawem ludzkim, ale nie nad prawem Bożym. Z tego powodu my mówimy: nie. I dlatego to Jan Paweł II w 1994 r. w swoim liście apostolskim Ordinatio sacerdotalis tak bardzo wyraźnie stwierdził, że ten temat jest już w Kościele katolickim uregulowany. Zupełnie czymś innym natomiast jest kontynuowanie kontaktów. Bo my możemy rozmawiać na wszystkie tematy, również na temat znaczenia święceń, które w rozumieniu katolickim czy prawosławnym są sakramentalne, a w sakramentologii Kościołów protestanckich święcenia nie są określane jako sakrament.
Ale wrócę do pytania: czy fakt dopuszczenia kobiet do kapłaństwa zbliżył nas w dialogu katolicko-luterańskim, czy przeciwnie – zrobiliśmy krok do tyłu?
Trudno powiedzieć, żeby to było jakimś krokiem do tyłu, dlatego że w ten sposób polski Kościół luterański dołączył do bardzo szerokiego grona innych Kościołów luterańskich na świecie, które już wcześniej stosowały ordynację kobiet. A zatem nie widzę tutaj czynnika, który by nam w Polsce nagle wyhamował dialog z luteranami. Trzeba też pamiętać o tym, że ta dyskusja w polskim Kościele luterańskim toczyła się od 50 lat, to nie była decyzja podjęta ad hoc, poza tym taka jest tendencja w zdecydowanej większości Kościołów na świecie wyrosłych z reformacji, również w Kościołach anglikańskich. Ta sytuacja nie może jednak pogrzebać ruchu ekumenicznego. Pamiętajmy, że więcej nas łączy: mamy wspólną Ewangelię, tak samo wierzymy w Trójcę Świętą, mamy wspólne ogromne dziedzictwo teologiczne. Tego, co mamy wspólne, jest o wiele więcej, niż tego, co nas różni.
Reklama
W niektórych wspólnotach chrześcijańskich słyszy się głosy, że rzeczywistą szansą ekumenizmu jest zastąpienie realności Kościoła przez chrześcijaństwo możliwie bezkościelne, niekonfesyjne. Na zasadzie: nie potrzebujemy instytucji czy przynależności do takiego czy innego Kościoła, wystarczy nam sama wiara – czysta wiara w Jezusa. Jaka jest odpowiedź Księdza Profesora na takie postulaty?
To nie są nowe koncepcje, głosy tego typu pojawiały się już wcześniej. Wystarczy sięgnąć do wypowiedzi pastora Dietricha Bonhoeffera, który gdyby był katolikiem, pewnie zostałby kanonizowany. Bonhoeffer był pastorem Kościoła luterańskiego, ale to była ta część Kościoła luterańskiego, która bardzo wyraźnie sprzeciwiała się nazizmowi, w odróżnieniu od większości Kościoła luterańskiego w Niemczech, który poszedł na współpracę z nazizmem. I teraz trzeba zrozumieć podłoże tego. Kiedy zbankrutowała instytucja Kościoła, która poszła na współpracę z nazizmem, Bonhoeffer mówił, że do wiary nie jest koniecznie potrzebna instytucja, że chrześcijaństwo może istnieć nawet bez formy religijnej. I teraz, kilkadziesiąt lat po Bonhoefferze, pojawiają się głosy ludzi, którzy mówią: instytucja Kościoła nie jest potrzebna, bo my samą instytucję odrzucamy. Powiem tak: jeżeli ktoś ma prawdziwą, głęboką wiarę, to instytucja nie będzie mu przeszkadzać. Pytałbym natomiast o rzeczywistą głębię i szczerość wiary wtedy, kiedy ktoś zaczyna od tego, że przeszkadza mu instytucja Kościoła. Oczywiście, instytucja nie zbawia, sama nie ma mocy zbawczej, ale jest miejscem działania Chrystusa. Kościół to nie jest sama instytucja. Kościół to rzeczywistość Bosko-ludzka, w której żyje i działa Chrystus. I dopiero gdy tak spojrzymy na Kościół, zobaczymy, że nie jest on przeszkodą do zbliżenia się do Boga i do osiągnięcia zbawienia, tylko stanowi drogę do tego.
23 stycznia br. przypada 25. rocznica podpisania „Deklaracji o wzajemnym uznaniu chrztu”. Przypomnijmy, że w praktyce oznacza to, iż w sytuacji gdy np. wierny jednego z Kościołów protestanckich przechodzi do Kościoła katolickiego, nie będzie powtórnie chrzczony. Jakie jest, w opinii Księdza Profesora, znaczenie tej deklaracji w praktyce duszpasterskiej?
To bardzo ważna deklaracja, która nam wszystkim unaoczniła, że chrzest nas łączy, że jest jeden. Bo co to znaczy, że nie wolno powtarzać chrztu? To znaczy, że uznajemy za w pełni ważny ten chrzest, który jest udzielony we wspólnocie, w Kościele, który taką deklarację podpisał. Więcej wspólnot ważnie udziela chrztu, niż mamy w tej deklaracji, bo została ona stworzona na potrzeby polskie. Nie podpisał jej Kościół Chrześcijan Baptystów, bo choć oni ważnie udzielają chrztu, to w ich rozumieniu nie ma możliwości udzielania tego sakramentu niemowlętom, a wszystkie inne Kościoły, które podpisały deklarację, praktykują chrzest niemowląt. Warto zwrócić uwagę na to, że aby w ogóle być Kościołem chrześcijańskim, trzeba ważnie udzielać chrztu. Ważnie, tzn. z zachowaniem materii, czyli wody – zanurzenia albo polania wodą – i formuły trynitarnej: „N., Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, czy tej, którą czasami stosują prawosławni: „Chrzczony jest sługa Boży N., w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. To jest niezbędne. I wiara trynitarna, która stoi za tą formułą trynitarną, jest niezbędna. Ta deklaracja była bardzo ważna, ponieważ uświadomiła nam, że w tych Kościołach są prawdziwi chrześcijanie.
Każdego roku w styczniu przeżywamy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Jest on dla nas pretekstem zarówno do podsumowań inicjatyw ekumenicznych zrealizowanych w starym roku, jak i do nakreślenia zadań na rozpoczynający się kolejny rok. Jakie będzie najważniejsze wydarzenie ekumeniczne w nowym roku?
Wymiar ekumeniczny będą miały obchody 1700-lecia soboru nicejskiego i Wyznania wiary tam zatwierdzonego, które (po uzupełnieniu przez sobór w Konstantynopolu) odmawiamy po dziś dzień w liturgii. Zapowiadane jest opublikowanie nowej Charta Oecumenica. W Polsce obchodzimy 25-lecie Deklaracji o wzajemnym uznaniu chrztu.
Ks. prof. dr hab. Przemysław Kantyka - dziekan Wydziału Teologii KUL, wykładowca ekumenizmu w Wyższym Seminarium Duchownym w Kielcach, konsultor Rady ds. Ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski.