Reklama

Wiadomości

Upojeni wojennym narkotykiem

Żyjemy w drastycznie niespokojnych, pełnych konfliktów czasach. Od ponad 2 lat tkwimy w mackach narkotyku wojennego. Mówi się nieustannie o broni, wojownikach, bitwach oraz o bohaterstwie i największych ofiarach.

2024-10-01 13:39

Niedziela Ogólnopolska 40/2024, str. 34-35

[ TEMATY ]

wojna

Adobe Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Morale żołnierzy podnosi wystrzelenie rakiety, której przeciwnik nie jest w stanie przechwycić. Liczą się ultranowoczesna artyleria samobieżna i torpeda morska, której nie może się oprzeć żaden pancerz. Myśliwce są bardziej topowe, a czołgi są nowej generacji. Propaganda z dumą podkreśla, że nasze armaty strzelają dalej, miny są subtelniejsze, a rakiety niszczą nawet nieujarzmione bunkry. Wołodymyr Zełenski wzywa, aby bezzwłocznie przekazać Ukrainie wszystkie ogłoszone do tej pory pakiety wsparcia wojskowego, a w międzyczasie ukraiński minister po raz kolejny kategorycznie żąda: „Musicie dać broń, dużo broni!”.

Reklama

Utwierdzamy się w przekonaniu, że współczesny wojownik jest coraz bardziej precyzyjny w likwidacji przeciwnika. Drony, które według niektórych, powinny być zakazane jako broń nielegalna i przestępcza, ponieważ ułatwiają wojnę i nie powodują żadnego ryzyka, stały się ultranowoczesnym wynalazkiem. Przemysł wojenny, o którym wcześniej rzadko się mówiło, stał się teraz dumą, koniecznością, bezpieczeństwem narodowym. Jednym z najwłaściwszych środków zwalczania bierności wobec najeźdźcy zawsze było głoszenie moralnego obowiązku odwagi i walki z bronią w ręku. Wydaje się, że idziemy niebezpiecznie dalej, kładąc podwaliny pod militarystyczne upojenie. Nie zbudowaliśmy do tej pory solidnej kultury pokoju, można natomiast odnieść wrażenie, że przyczyniliśmy się do ukształtowania kultu wojowniczej moralności. Frustracja, gniew czy lęk sprawiają, że człowiek zachowuje się coraz bardziej agresywnie. Tylko dureń mógłby powiedzieć, że opowiada się za wojną, i tylko ignorant zaprzeczyłby, że konflikty zbrojne zawsze były częścią naszego DNA i stanowiły nieodłączny element ludzkiej egzystencji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pytania sokratejskie oparte na ukierunkowanych dociekaniach, które zachęcają do głębszej refleksji, rzucają światło na niezliczone wspomnienia z frontów, listy żołnierzy, analizy strategów lub przemyślenia psychologów i filozofów czy relacje korespondentów wojennych, którzy nie skrywają, że doznają zadowolenia za każdym razem, kiedy redakcja wysyłała ich w miejsce, gdzie rozpętała się jakaś nowa zawierucha. Wszyscy oni, zanurzeni w otchłani okrucieństwa, obnażają szokujący fenomen równoczesnej fascynacji i awersji, które wzbudza w nas wojna. Dostrzegają, że mająca coś z odrealnionego snu, siejąca spustoszenie pożoga wojenna nie tylko na swój sposób przyciąga, nawet cieszy w głębi duszy, ale też, jednocześnie, staje się obsesją i przekleństwem, odurzającym eliksirem, który potrafi ująć swoją nikczemną zjawiskowością. Dodają przy tym, że tę przemoc zaspokaja głęboki popęd libidynalny, leżący w dwoistej naturze człowieka.

Reklama

Tomasz z Inowrocławia już na pierwszej zmianie w Iraku poznał smak dławiącego strachu, bo był świadkiem zgonu szeregu swoich towarzyszy broni. Zdawał sobie sprawę, że mógł zginąć, jednak zasmakował w bakcylu wojny. Po powrocie do domu nie potrafił pozbyć się nostalgii za wojskową rzeczywistością i zgłosił się na VII zmianę w Afganistanie. I wcale nie miał zamiaru usprawiedliwiać się z drzemiących w nim atawistycznych odruchów i irracjonalnych impulsów ani przepraszać za odzierającą z godności postawę, przekraczającą przyjęte standardy człowieczeństwa.

Brytyjska historyk Joanna Bourke w swojej prowokacyjnej książce Uwodzenia wojny prowadzi nas do najbardziej ukrytych i niepokojących zakamarków doświadczenia konfliktu zbrojnego, aby odkryć mechanizmy psychologiczne, społeczne i kulturowe przeradzające normalnych, zdaje się, ludzi w brutalnych oprawców, operujących często z dużą dozą ukojenia. Pewien oficer artylerii z I wojny światowej napisał: „Któregoś dnia uderzyliśmy w obóz wroga, widziałem części ciał wyrzucane w powietrze i słyszałem rozpaczliwe krzyki rannych i uciekinierów. Przyznaję się, że była to jedna z najbardziej triumfalnych chwil mojego życia”. Te słowa nie są odosobnionym szaleństwem. Bourke pokazuje, jak normalni ludzie potrafią wpadać w stan zachwytu z powodu odebrania komuś życia. Z pewnością katapultowanie się z domowego środowiska w wymiar przemocy, przeniknięty ciągłą obecnością śmierci, stanowi wystarczający powód do osłabienia ograniczeń moralnych i religijnych.

Reklama

Z eseju Bourke dowiadujemy się, że szczęk oręża skłania człowieka do zawieszenia oceny etyczności własnych działań i znalezienia zachowań, których nigdy by nie zaakceptował w życiu cywilnym. Tylko w ten sposób możemy wyjaśnić bardzo dużą liczbę gwałtów i masakr ludności cywilnej popełnianych w Wietnamie, gdzie epizod w My Lai, gdzie zginęło kilkuset nieuzbrojonych cywilów, stanowił wierzchołek góry lodowej. Żołdacy zarażeni namiętnością wojenną nie potrafią uniknąć emocjonalnego uzależnienia od adrenaliny, która zadomawia się w organizmach chemicznie zmodyfikowanych po długim pobycie na froncie. Łamią oni wszelkie zasady moralności i sprawiedliwości, działania wojenne wywierają na nich hipnotyczny wpływ, powodując „intensywne uniesienie”. Podczas batalii trzeba zabijać, kraść, równać z ziemią miasta. Nie od rzeczy Hiszpańska Legia Cudzoziemska walczyła pod flagą Viva la muerte.

Film W pułapce wojny, w podtytule nazywany: „wojna to narkotyk”, pokazuje, co ona robi z człowiekiem, który w każdej chwili mógł zginąć na misji w Iraku i dla którego zgiełk bitwy był silnym, często śmiertelnym nałogiem. Po powrocie do domu żołnierz z elitarnej jednostki saperów zauważa, że cokolwiek jeszcze zrobi ze swoim życiem – zbuduje dom, pokocha kobietę, zmieni dziecku pieluchę – to odcięty od militarnej rzeczywistości popada w samotność. Z powodu braku niewytłumaczalnych emocji, moralnie osierocony, zaczyna marzyć o wyłamaniu się z monotonii egzystencji i powrocie na bitewne pole. Zagubienie bohatera w świecie bez wojowania doskonale ilustruje scena, w której stoi on w hipermarkecie przed olbrzymią półką wypełnioną najprzeróżniejszymi odmianami płatków śniadaniowych. Prozaiczna czynność, jaką jest wybór chrupkiej przekąski, wydaje się dla niego bardziej skomplikowana niż przecięcie właściwego kabla w zaimprowizowanej bombie.

Reklama

Widziałem z bliska pole bitwy w Iraku, gdzie podglądałem „otępienie sumienia” spowodowane życiem wojskowym. Stykałem się z żołnierzami wydrenowanymi z wrażliwości, którzy zdawali sobie sprawę ze swojej pasji brudnej wojny i z przyjemności wynikającej z silnego impulsu agresji. Igranie ze śmiercią stało się nałogiem, od którego nie potrafili się już uwolnić. Sierżant Jurek z Opola był na pierwszej linii frontu i nauczył się funkcjonować na wysokiej adrenalinie, akceptując nową sytuację życiową, bo w kraju żył w nudnej, szarej rzeczywistości. W domu nie wytrzymał długo, brakowało mu silnych przeżyć i wkrótce wyjechał na kolejną misję.

Niektórzy żołnierze czują się w swoim żywiole, bo odpowiada to ich temperamentom. Dla innych to rodzaj ucieczki do przodu, na froncie bowiem zapominają o troskach i zobowiązaniach. Żyją czasem teraźniejszym, przyszłość się nie liczy, przeszłość straciła znaczenie. Nie wszyscy potrafią powrócić do normalnego życia. Frédéric, wysłannik dziennika Libération do Czeczenii, po powrocie do Paryża myślami wciąż był na linii frontu i nie mógł się od tego uwolnić.

Bycie reporterem wojennym to ciężki kawałek chleba. Ale też bardzo usidlający. Arturo Pérez-Reverte, który przez 20 lat był korespondentem wojennym, w Terytorium Komanczów, zmusza do refleksji nad etyką na granicy życia i śmierci. Pisze też o kumplu, który nie mógł obyć się bez wojen – „fatalnie czuł się pośród bomb, ale jeszcze gorzej czuł się, kiedy pośród bomb nie był”. Przytacza przykład operatora hiszpańskiej telewizji, który po 3 tygodniach spędzonych w zaciszu domowym stał się tak nieznośny, że rodzina poradziła mu wsiąść do samolotu i jechać na jakąś tam burzę wojenną. O syndromie uzależnienia od ryzyka mówił też francuski freelancer Paul Marchand, który z czasem popadł w depresję i popełnił samobójstwo. W Iraku zginęło tylu dziennikarzy, ilu podczas całej II wojny światowej.

Ocena: +2 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Amerykańscy chłopcy pojadą do Syrii

Niedziela Ogólnopolska 48/2015, str. 18-20

[ TEMATY ]

wojna

Archiwum Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych

Nawet największym optymistom trudno jest dostrzec koniec konfliktu w Syrii. W dającej się przewidzieć przyszłości wydaje się on mało prawdopodobny.
Do tej pory Stany Zjednoczone ograniczały swoje zaangażowanie niemal wyłącznie do nalotów z powietrza. Biały Dom zapowiedział jednak niedawno, że zamierza wysłać w rejon konfliktu swoich komandosów. Czy nadchodzi przełom w syryjskiej wojnie domowej?

Trwająca ponad 4 lata wojna w Syrii zbiera krwawe żniwa. Od początku konfliktu zginęły setki tysięcy ludzi. Wiele miast zostało niemal totalnie zniszczonych. Cenne zabytki historyczne są niszczone przez terrorystów z Państwa Islamskiego. Chaos, bieda i ciągłe zagrożenie życia spowodowały olbrzymi exodus ludzi zamieszkujących te tereny. Przez długi czas świat nie angażował się bezpośrednio w ten krwawy konflikt wewnętrzny, przez co wizja jego zakończenia wydawała się zupełnie nierealna. Tę sytuację jako pierwsi przełamali Amerykanie, rozpoczynając naloty na cele Państwa Islamskiego. Barack Obama wielokrotnie podkreślał jednak, że nie zamierza wysyłać do Syrii jednostek naziemnych. We wrześniu 2013 r. w telewizyjnym orędziu prezydent zapewniał, że żaden amerykański żołnierz nie postawi nogi na terytorium Syrii. Tłumaczył, że siły zbrojne USA nie zaangażują się w ten konflikt tak, jak miało to miejsce w Iraku czy Afganistanie.
CZYTAJ DALEJ

"Noc Walki o Błogosławieństwo dla Polski”: Na kolanach i z różańcem w ręku

2024-10-26 12:12

[ TEMATY ]

noc walki o błogosławieństwo dla Polski

Marcin Jarzembowski/Wiesław Kajdasz

„W obliczu zła, które się toczy na świecie, nie wolno nam pozostać byle jakimi chrześcijanami” - mówił bp Krzysztof Włodarczyk w bydgoskiej Dolinie Śmierci. Ordynariusz diecezji czuwał z blisko tysiącem osób - Wojownikami Maryi, ich rodzinami i wiernymi z różnych stron kraju podczas „Nocy Walki o Błogosławieństwo dla Polski”. „- Kto ty jesteś? - Polak mały. - Jaki znak twój? - Orzeł biały” - rozpoczął homilię słowami Władysława Bełzy biskup bydgoski.

Marcin Jarzembowski/Wiesław Kajdasz
CZYTAJ DALEJ

Papież: dokument końcowy Synodu darem dla papieża i ludu Bożego

2024-10-26 20:09

[ TEMATY ]

synod

papież Franciszek

Vatican |Media

Dokument Końcowy Synodu jest darem dla papieża, ludu Bożego, i nie można go zatrzymać dla siebie - podkreślił w przemówieniu na zakończenie obrad Synodu o synodalności. Dodał, że nie zamierza publikować „adhortacji apostolskiej”, którą zazwyczaj publikowali papieża na podstawie dokumentów końcowych synodu. „Dokument zawiera już bardzo konkretne wskazania, które mogą być przewodnikiem dla misji Kościołów na różnych kontynentach” - podkreślił.

Być świadkami Ewangelii, najpierw życiem a potem słowami
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję