Rola Roumiego jest nie tylko niezwykła dla samego aktora, ale i dla milionów widzów, którzy właśnie dzięki niej zmienili swoje życie, spojrzeli inaczej na Chrystusa – stał się im bliższy, bardziej ludzki. Zobaczyli Jezusa śmiejącego się z uczniami, cieszącego się ze spotkań z ludźmi, pracującego jako cieśla, wzruszającego się do łez. To właśnie dzięki doskonałej grze Jonathana Roumiego wielu chrześcijan, ale i agnostyków na całym świecie sięgnęło po zakurzoną, być może, Ewangelię, aby znaleźć w niej słowa otuchy i nadziei w codzienności.
Aktor wielokrotnie podkreślał, że decydujące w budowaniu jego wiary okazało się zaufanie Bożemu Miłosierdziu. Perspektywa zrzucenia swoich trosk, trudności na Jezusa, który nie jest sędzią skrupulatnie rozliczającym nas z naszych pomyłek i potknięć, ale najlepszym Przyjacielem, skruszyła jego lęki i wydobyła zaufanie do Boga. – Modliłem się, trwałem przy Bogu i doszedłem do granicy – fizycznej, psychicznej i duchowej. Nie miałem już siły i pierwszy raz oddałem Bogu wszystkie moje oczekiwania odnośnie do mojego życia. Pamiętam, że poczułem wtedy fizycznie ulgę, i że troska o moje sprawy nie była już na moich barkach – wyznaje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jonathan Roumie podkreśla jednak, że jego nawrócenie odbywało się etapami. Bóg wchodził do jego życia pomału, szanując jego wolność, jednocześnie znając wrażliwość jego serca, charakter, sytuację, w której się znajdował.
Modlitwa
Jedna z fundamentalnych zmian w życiu Jonathana Roumiego związana była z modlitwą. Początkowo nie tyle jego samego, ile jego najbliższych, rodziny, przyjaciół. Jak mówi, to właśnie modlitwa ugruntowała w nim wiarę. – Wszystko, co działo się w moim życiu, zaczęło się od modlitwy. Moi rodzice modlili się za mnie, ze mną i moim rodzeństwem, modlili się również za siebie wzajemnie. Pamiętam, że mój tata powtarzał takie zdanie: „Jesteśmy razem i modlimy się wspólnie”. I ono towarzyszyło mi przez całe moje późniejsze życie – podkreśla.
Świadomość tego, że jest pod płaszczem modlitwy, liczne zapisane w jego pamięci obrazy, w których cała rodzina modliła się w ważnej, trudnej sprawie, zostały z nim na całe życie.
– Pamiętam również moją babcię, która przyjeżdżała do nas z Irlandii w każde wakacje i modliła się ze mną i moją siostrą. Tak więc modlitwa była ze mną cały czas – wspomina.
Spotkanie z Jezusem
Kiedy w jego życiu przyszedł moment podsumowań, refleksji nad tym, co ważne, nie tylko tym, co chce robić, ale kim chce być, pytania, co jest właściwym fundamentem życia, pojawiły się mimowolnie. Wówczas tata niespodziewanie pokazał mu jeden z najbardziej znanych wizerunków Chrystusa z napisem: „Jezu, ufam Tobie”. Dla niego wówczas zupełnie nieznany. – I to był moment, kiedy do mojego życia wkroczył Jezus Miłosierny – dzieli się Jonathan Roumie.
Reklama
Ten promień Bożej łaski był tak silny, że nie tylko nie ustawał, ale zdawał się silniej promieniować na całe życie. Aktor zaczął wszystko rozpatrywać w perspektywie Bożego Miłosierdzia jako największego daru dla każdego grzesznika.
– Kiedy modliłem się w moim mieszkaniu w Queens i patrzyłem na wydrukowany obrazek Jezusa Miłosiernego, nie było to już dla mnie tym samym. Wyjaśnia: – Nie miałem niczego, co mogłoby mnie wprowadzić w zrozumienie głębi Miłosierdzia Bożego, a w tamtym czasie tego potrzebowałem – opowiada.
Cud Bożego Miłosierdzia
I wtedy, zupełnie niespodziewanie (jak na filmie?), w skrzynce na listy znalazł... obraz Jezusa Miłosiernego. Namalowany w formie ikony. Czy to mógł być przypadek? Zwłaszcza że, jak zaznacza, w okolicy, gdzie mieszkał, nigdy takiej ikony nie widział. Bóg realnie wszedł w jego życie. Aktor wie, że to, iż w jego skrzynce pojawiła się ikonka Jezusa Miłosiernego z zaproszeniem na modlitwę, było prawdziwym cudem Bożego Miłosierdzia. Brakowało mu modlitwy właśnie przed taką ikoną, a Bóg ofiarował mu tę możliwość.
Wiara w jego życiu zmieniała się z dnia na dzień. Modlitwa nie była tą pełną emocji chwilą, jakąś pogawędką, ale czasem pogłębiania zażyłości z Bogiem – zaznacza.
Niepodziewanie Bóg pozwolił aktorowi zagrać w dwóch filmach związanych z Bożym Miłosierdziem. Ostatnie dni: Pasja i śmierć Jezusa Marii Vargo, a następnie w filmie Dwóch złodziei Dallasa Jenkinsa, gdzie miał początkowo zagrać rolę Dobrego Łotra.
Reklama
Aktor czuł, że wszystko w jego życiu dzieje się nieprzypadkowo. Wiedział, że jest prowadzony. Właśnie przez Boże Miłosierdzie, które cały czas odkrywał, którym się stale zachwycał. Wspomina, że właśnie w tamtym czasie jego i centrum życia stała się codzienna Eucharystia, modlitwa, zwłaszcza Koronka do Bożego Miłosierdzia.
Na skrzydłach wiary
Jonathan Roumie wspomina, że prawdziwa wiara zaczęła kiełkować wtedy, kiedy sam po ludzku nie miał już pomysłu na swoje życie. Było mu trudno. Nie wiedział, że dalej ma swoje życie wiązać z aktorstwem, które jest bardzo niepewnym źródłem utrzymania. Dodatkowo w życiu przechodził trudny czas. Brakowało mu pieniędzy. – Doszedłem do ściany. Pewnego dnia obudziłem się i zdałem sobie sprawę, że mam tylko 20 dolarów w kieszeni, no i zrobiłem to, co robię zawsze – zacząłem się modlić o pieniądze. Modliłem się: „Boże, jestem załamany. Podobno pomagasz tym, którzy sami sobie pomagają, więc zobacz, mam siedem prac, co jest nie tak?
Ty widzisz, że robię wszystko, co mogę, i trwam przy Tobie, ale nie mam już siły. Oddaję Ci kontrolę nad moim życiem – wspomina.
I to były słowa, które Bóg usłyszał natychmiast. Aktor mówi, że od tej chwili czuł się niesiony na skrzydłach. Koło południa tego samego dnia sprawdził maila i dostał trzy czeki, które pokryły jego długi i spowodowały, że skończyły się jego problemy finansowe. – Bóg jest miłosierny, pełen współczucia, wierny i bardzo konkretny – zapewnia.
Dziś aktor, podróżując po świecie, przy okazji spotkań z fanami odważnie mówi, że mamy szansę na głęboką przemianę swojego życia tylko wówczas, jeżeli swoje życie oddamy w całości Panu Bogu, nie zostawiając sobie w zapasie swoich rozwiązań. Tylko jeśli całkowicie Mu zaufamy, jesteśmy w stanie zrozumieć, czym jest Boże Miłosierdzie.