Reklama

Kościół

Nie znamy ich historii

Trudna to wystawa i trochę inna niż te prezentowane do tej pory – przekonuje dr Małgorzata Wnuk.

Niedziela Ogólnopolska 12/2024, str. 52-53

[ TEMATY ]

krzyż

Maria Fortuna-Sudor

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zakopiańskie Centrum Kultury, Centrum Kultury Rodzimej w willi Czerwony Dwór w Zakopanem prezentuje wystawę „Miłości nauka. Krzyże i piety”. W dwóch salach na parterze i w kolejnych na piętrze zostały wyeksponowane krzyże i piety. Niektóre niepozorne, ze skromną figurą ukrzyżowanego Jezusa, inne – rzeźbione z wieloma symbolicznymi i ozdobnymi elementami. Małe i duże, wiszące i stojące. W większości wykonane z drewna, ale też np. odlane z metalu. Czasem przypominają ołtarzyki, kapliczki, ale nie ma dwóch takich samych eksponatów. Każdy jest jedyny w swoim rodzaju.

Omodlone

Zazwyczaj na wystawie podkreślane są eksponowane dzieło, nazwisko jego twórcy, czasem data powstania. Tym razem jest inaczej. Świadczące o wierze kolejnych pokoleń mieszkańców Podhala krzyże i piety są anonimowe. Przez lata, a czasem i wieki były istotną częścią wystroju wnętrz góralskich chałup albo kapliczek znajdujących się przy podhalańskich zagrodach, gdzie modliły się góralskie rodziny. – Trudna to wystawa i trochę inna niż te prezentowane do tej pory – zauważa jej kurator dr Małgorzata Wnuk, koordynator ds. Centrum Kultury Rodzimej w willi Czerwony Dwór, i wyjaśnia: – Jej tytuł „Miłości nauka. Krzyże i piety” nawiązuje do XIX-wiecznej pieśni ks. Karola Antoniewicza, kaznodziei, poety, kompozytora. Pieśni, którą wszyscy znamy i którą co roku śpiewamy w okresie Wielkiego Postu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kurator wskazuje, że tradycja na Podhalu jest bardzo silna. W każdej góralskiej chałupie był krzyż, były obrazy, często oleodruki. – Zostały one omodlone przez pokolenia – podkreśla. – Za każdym z nich stoi jakaś historia, ale tak naprawdę to one wszystkie są w pewnym sensie anonimowe, bo nie znamy ich autorów, nie znamy ich historii. Przypominając o postawionym przez górali w 1901 r. na Giewoncie krzyżu, Małgorzata Wnuk przekonuje, że jest on symbolem przede wszystkim niezgłębionej tajemnicy odkupienia.

Reklama

Prawda o ukrzyżowaniu

Wystawie towarzyszy starannie wydany katalog, w którym zamieszczono esej, autorstwa dr hab. Anny Mlekodaj, o krzyżu jako znaku, symbolu chrześcijańskim. Uczestniczący w wernisażu poznali m.in. historię krzyża, jego różne postrzeganie na przestrzeni wieków, także w dziejach chrześcijaństwa. – Każdy krzyż jest tekstem, który powstał w pewnym czasie, według pewnego wyobrażenia, pewnych potrzeb – przekonuje Anna Mlekodaj i dodaje, że po drugiej stronie krzyża jest prawda o ukrzyżowaniu, ale też o zmartwychwstaniu i odkupieniu. – To dla nas bardzo trudna prawda, my nie jesteśmy w stanie jej przeniknąć ludzkim rozumem, dlatego mamy wiarę, a krzyż jest jej symbolem – uważa autorka eseju.

Zauważa, że wyeksponowane na wystawie znaki wiary niejednokrotnie nie są dziełami sztuki, ale wiele z nich jest częścią sztuki ludowej. – Jest w nich ta wielka siła człowieka, który mierzy się z sacrum, który chce przez swoje dzieło przybliżyć je innym – przekonuje Anna Mlekodaj.

Pasja księdza z Gronia

Prezentowane eksponaty zostały zachowane od zniszczenia i są przechowywane przez człowieka, który nie był obecny na wernisażu i którego nazwiska, zgodnie z życzeniem, nawet na nim nie wymieniono. Nieoficjalnie wiele osób powtarzało jednak, że krzyże i piety udostępnił ksiądz; kilka jego obrazów na szkle wyeksponowanych na tej wystawie musiało uczestnikom wernisażu zastąpić ich autora.

Tak się złożyło, że przed laty poznałam urodzonego w Groniu kapłana i malarza, który mieszkał wówczas w Bukowinie Tatrzańskiej i już zbierał obrazy, figury i rzeźby o charakterze sakralnym. Jak opowiadał Niedzieli w 2009 r., ta pasja wynikła z faktu, że zauważył niepokojące zjawisko – obrazy, którymi przed laty obwieszano ściany góralskich domów, z dnia na dzień przestały zajmować te miejsca. Upychano je na strychach, za szafami, a zniszczone palono, więc podjął decyzję, aby zbierać te omodlone znaki wiary. – Mam świadomość, że nie mają one wielkiej wartości materialnej, ale mają wartość duchową, są częścią kultury chrześcijańskiej i jako takim należy się im odpowiednie miejsce – wyjaśniał wówczas ks. Władysław Podhalański. – Bez względu na to, czy mam pieniądze, czy też nie, staram się te obrazy, a czasem świątki, rzeźby ludowe, skupować, bo myślę sobie, że są one dowodem religijności Polaków i powinny przetrwać. Pasja kapłana została doceniona. – To dobrze, że znalazł się ktoś, kto przyjmuje pod swój dach niechciane krzyże, rzeźby i święte obrazy, kto pozwala im współistnieć i opowiadać pojedyncze ludzkie historie wiary. Dzięki nim zachowuje się poczucie ciągłości i sukcesji – przekonuje dr Wnuk, która zauważa, że Czerwony Dwór, umożliwiając poznanie krzyży i dewocjonaliów, z których każdy miał kiedyś ważne miejsce w czyimś doświadczeniu Boga, stał się dla tych znaków wiary na pewien czas gościnnym domem.

Zachęta do wpatrywania

Wystawę można zwiedzać do 14 kwietnia w godzinach otwarcia willi Czerwony Dwór, do czego zachęcają organizatorzy. Przekazują, że ekspozycja idealnie wpisuje się w okres Wielkiego Postu i Wielkanocy. – To jest wystawa wielokrotnego odwiedzania. Trzeba tu przyjść kilka razy z większym zapasem czasu – podkreśla Anna Mlekodaj i zachęca do wpatrywania się w eksponowane krzyże i piety: – Jeśli dobrze się wpatrzymy, to zobaczymy coś, co jest dalej. I takiego wpatrzenia się życzę każdemu w Wielkim Poście i później.

2024-03-19 13:47

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Krzyż z Małopolskiej „Solidarności”

Wisiał w naszym pokoju jak w każdym innym. Po prostu był. Nie zastanawiałam się, od kiedy. Traktowałyśmy go jak stały element wyposażenia miejsca pracy. Tylko gdy ktoś z zewnątrz przychodził, zwracał na niego uwagę. - Jak dobrze, że znów jest na ścianie - inicjował rozmowę odwiedzający nas przynajmniej raz w tygodniu pewien Łemko, który usiłował tłumaczyć wszystkim, że Łemkowie to Rusini i z Ukraińcami nie mają nic wspólnego. Ta potrzeba ciągłego przyznawania się niemłodego już mężczyzny do nieznanej nam bliżej narodowości wywoływała w nas, wtedy młodych dziewczynach, skrywany uśmiech. Tragiczną historię bieszczadzkich połonin i jej mieszkańców zrozumiałam wiele lat później, wędrując śladami zarośniętych bujną roślinnością wsi i usytuowanych na wzgórzu ruin cerkwi oraz fragmentów cmentarzy z połamanymi żelaznymi krzyżami na zrujnowanych nagrobkach.
A nasz krzyż był nowiutki, jeszcze pachniał świeżo ściętym drzewem. Szybka, masowa robota zauważalna była przede wszystkim w metalowej postaci Ukrzyżowanego. Widać było, że forma była stara lub prymitywnie wykonana. Odwiedzający nas pan Krzysztof, szef sprzymierzonych związków rzemieślników, o którym wiedziałyśmy, że został wyrzucony z uniwersytetu w 1968 r. i nigdy tam nie wrócił, syn sławnego krakowskiego malarza i - jak sądziłyśmy - na pewno znający się na sztuce, z politowaniem kiwał głową nad jego estetyką. Tylko pan Józef ze sprzymierzonego związku rolników traktował go jak chleb powszedni. Tuż po wejściu do naszego pokoju całował przybite gwoździem stopy Chrystusa, nabożnie się żegnając. Gdy zwoływał nas w grudniu na strajk rolników do Rzeszowa, coraz bardziej nieobecny i roztargniony, jego wzrok skierowany na Ukrzyżowanego mówił więcej niż niejeden apel.

Po 13 grudnia 1981 r. nie myśleliśmy o nim. Trzeba się było ukryć i najlepiej nie mieszkać tam, gdzie było się zameldowanym. SB to zbiurokratyzowana machina. Szukali tam, gdzie mieli zapisane. Najbliższe tygodnie i miesiące poświęciliśmy na odtwarzanie struktur związku i organizowanie podziemnej poligrafii. Ci, których nie aresztowano w nocy 13 grudnia, początkowo się ukrywali, później, wzywani do „białego domku”, albo go opuszczali po przesłuchaniu, albo dzielili los internowanych. Po kilku miesiącach dostaliśmy wezwania do zabrania prywatnych rzeczy z budynku Regionu Małopolskiej „Solidarności” i zostały rozwiązane umowy o pracę.
Wchodziliśmy tam z ciężkim sercem. Powitał nas nieopisany bałagan. Na podłogach walały się sterty papierów i teczek, z pootwieranych szaf i szuflad biurek wystawały pojedyncze dokumenty. W kącie na krześle z tekturowego pudła dawały się zauważyć chaotycznie wrzucone niechlujną ręką małe krzyżyki, przygotowane do przekazania nowo powstającym siedzibom Związku. Wszystko wyglądało tak, jakby przed chwilą skończyła się tu rewizja.
Pozwolono nam zabrać prywatne rzeczy. Spojrzeliśmy po sobie. Tego, co najważniejsze - dokumentacji Związku już nie było. Gdy opuszczaliśmy budynek, ściągnęliśmy ze ścian krzyże, obawiając się, że zostaną zbezczeszczone. Pilnujący nas panowie przyglądali się tym czynnościom w milczeniu, bez jednego komentarza. Pudełko z krzyżami, które stało samotne w kącie pokoju, wynieśliśmy bezpiecznie poza budynek. Opuszczając siedzibę Małopolskiej „Solidarności”, obejrzeliśmy się za siebie, zamykając w ten sposób kawał ważnego okresu życia. Każdy z nas wyjmował z pudełka jeden krzyż i chował go do kieszeni. Po powrocie do domu znajdował dla niego godne miejsce. W następnych latach jeszcze wiele razy zmienialiśmy miejsce zamieszkania, jednak drewniany krzyżyk z Regionu wędrował zawsze z nami. Dziś, po 30 latach, gdy odwiedzam znajomych z tamtego okresu, rozpoznaję go natychmiast.

Taki krzyż jest u Ewy, której ojciec - kapitan Ludowego Wojska Polskiego - w pierwszych dniach stanu wojennego w krakowskim „białym domku” Służby Bezpieczeństwa na zastrzeżonej wojskowej linii rugał wyrodną córkę, by wreszcie dała sobie spokój z tymi wolnościowymi bzdurami i pomyślała, w jakiej sytuacji stawia go wobec przełożonych, a mąż - aresztowany w 1986 r. za druk nielegalnych wydawnictw, po serii przesłuchań na Montelupich nigdy już się nie pozbierał, sama musiała wychowywać troje maleńkich dzieci.
Jest u Agnieszki i Kajtka, którzy wydawali najdłużej ukazujące się pismo podziemnej „Solidarności” Małopolskiej „13”, a w każdą rocznicę „Wujka” jeździli na Śląsk i będą jeździć - jak mówią - dopóki winni zbrodni na górnikach nie zostaną ukarani.
Jest i u Włodka, który po kilkunastu latach emigracji politycznej we Francji wrócił do Polski z rodziną, ale nie może się tu odnaleźć.

Jest u Leny, której mądra przyjaźń towarzyszyła w najtrudniejszych momentach naszej młodej dorosłości, przy narodzinach naszych dzieci, w chorobach, braku domu i tułaczkach po cudzych kątach.
Jest także w moim domu. Przy kolejnych przeprowadzkach był jako pierwszy pakowany do pudeł i jako pierwszego wyjmowaliśmy go z mężem i wieszaliśmy na ścianie. Pewnego dnia córka zapytała, dlaczego właśnie ten krzyż traktuję z taką atencją. Wtedy trudno mi było znaleźć właściwe słowa, aby wyjaśnić to małemu człowiekowi. Dziś, gdy spoglądam na krzyż, widzę młodych z tamtych lat - dumnych, odważnych, pełnych nadziei, wrażliwości, pomysłów, wiary, która góry przenosi, i rozumiem pełnię chrześcijańskiej symboliki.

CZYTAJ DALEJ

Bp Oder: Zadaniem pokolenia Jana Pawła II jest kształtowanie postaw kolejnych pokoleń

2024-04-26 14:05

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Ks. bp Sławomir Oder

Karol Porwich/Niedziela

Zadaniem pokolenia Jana Pawła II jest kształtowanie postaw kolejnych pokoleń – powiedział w piątek w Radiu eM biskup Sławomir Oder z okazji przypadającej w sobotę 10. rocznicy kanonizacji Jana Pawła II.

27 kwietnia mija 10 lat od kanonizacji Jana Pawła II. Uroczystość odbyła się na placu Świętego Piotra. Przewodniczył jej papież Franciszek. Biskup Sławomir Oder był postulatorem procesu kanonizacyjnego papieża Polaka.

CZYTAJ DALEJ

10. rocznica kanonizacji dwóch Papieży – czcicieli Matki Bożej Jasnogórskiej

2024-04-27 15:16

[ TEMATY ]

Jasna Góra

rocznica

Adam Bujak, Arturo Mari/„Jan Paweł II. Dzień po dniu”/Biały Kruk

Eucharystię młodzieży świata na Jasnej Górze w 1991 r. poprzedziło nocne czuwanie modlitewne, podczas którego wniesiono znaki ŚDM: krzyż, ikonę Matki Bożej i księgę Ewangelii

Eucharystię młodzieży świata
na Jasnej Górze w 1991 r. poprzedziło
nocne czuwanie modlitewne, podczas
którego wniesiono znaki ŚDM: krzyż,
ikonę Matki Bożej i księgę Ewangelii

10. rocznica kanonizacji dwóch wielkich papieży XX wieku, która przypada 27 kwietnia, jest okazją do przypomnienia, że nie tylko św. Jan Paweł II był człowiekiem oddanym Matce Bożej Jasnogórskiej i pielgrzymował do częstochowskiego sanktuarium. Był nim również św. Jan XXIII.

Angelo Giuseppe Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII, od młodości zaznajomiony z historią Polski, zwłaszcza poprzez lekturę „Trylogii”, upatrywał w Maryi Jasnogórskiej szczególną Orędowniczkę. Tutaj pielgrzymował w 1929 r. Piastując godność arcybiskupa Areopolii, wizytatora apostolskiego w Bułgarii ks. Roncalli 17 sierpnia 1929 r. przybył z pielgrzymką na Jasną Górę. Okazją było 25-lecie jego święceń kapłańskich. Późniejszy papież po odprawieniu Mszy św. przed Cudownym Obrazem zwiedził klasztor i sanktuarium, a w Bibliotece złożył wymowny wpis w Księdze Pamiątkowej: „Królowo Polski, mocą Twojej potęgi niech zapanuje pokój obfitości darów w wieżycach Twoich”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję