Reklama

Wiadomości

W centrum uwagi

Czy rosyjski niedźwiedź straci kły?

Miejmy świadomość, że to jest także nasza wojna. Dużo bardziej nasza niż francuska, włoska czy niemiecka – mówi dr hab. Jacek Reginia-Zacharski, specjalista w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego i narodowego.

Niedziela Ogólnopolska 28/2023, str. 32-34

[ TEMATY ]

Ukraina

Rosja

Karol Porwich/Niedziela

Zdjęcia ze światoszyńskiej parafii

Zdjęcia ze światoszyńskiej parafii

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wojciech Dudkiewicz: Mija 500 dni od rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę. Trwa kontrofensywa ukraińska. W jakim momencie jest ta wojna?

Dr hab. Jacek Reginia-Zacharski: Długo wyczekiwaną kontrofensywę porównuje się z błyskawiczną akcją armii ukraińskiej sprzed roku, na kierunku charkowskim. Stąd rozczarowanie tempem obecnych działań. Tyle że siły ukraińskie przez ten rok poniosły dotkliwe straty i wciąż trzeba je odbudowywać. A gdy Ukraińcy przygotowywali się do kontrofensywy, Rosjanie też nie zasypiali gruszek w popiele, tylko budowali umocnienia. Ukrainie nie uda się ich zdobyć z marszu, bo jej siły szybko się zużyją. Trzeba oszczędzać żołnierzy. Wysadzenie przez Rosję tamy spiętrzającej Dniepr w okolicach Nowej Kachowki – to nie była spontaniczna operacja – też stanowiło element strategii obronnej, obliczonej na skrócenie frontu. Słyszałem porównanie dotyczące kontrofensywy, że Ukraińcy prowadzą ją tak, jakby opukiwali ścianę, szukając głuchego odgłosu, czyli miejsca, gdzie ściana będzie najcieńsza. Tam z pewnością uderzą z pełnym impetem.

Mogłoby się wydawać, że sytuacja jest patowa.

Nie jest patowa. To powoli rozwijająca się, rozsądnie prowadzona kontrofensywa z poszanowaniem sił własnych. Niedawno brytyjskie i amerykańskie ośrodki analityczne podały – a mówimy o tym w drugiej połowie czerwca – że należy się spodziewać uderzenia z całym impetem w perspektywie kilku tygodni. Trzeba też mieć świadomość, że Ukraina już wygrała tę wojnę, bo jej... nie przegrała. Część ośrodków analitycznych, kształtujących nasz ogląd sytuacji, nie dostrzega np., że Rosjanie w lutym 2022 r. przygotowywali się na błyskawiczną operację przy niewielkich stratach własnych. Zdjęcia satelitarne pokazały konwoje mobilnych krematoriów. Ciekawe, kto miał być w nich „utylizowany”. Najpewniej Ukraińcy. Kontrofensywa prowadzona jest rozsądnie – rozpoznaniem bojowym z minimalizowaniem strat własnych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Od początku aktualne jest pytanie, o co właściwie ta wojna się toczy.

Z perspektywy celów krótko- i średnioterminowych – wydaje się, że była pozbawiona sensu. Dla Rosji poprzedzający ją rok 2021 był pasmem sukcesów politycznych, z dokończeniem Nord Stream 2 – ważnego elementu geopolityki energii. Pamiętamy zdumiewającą postawę prezydenta Joe Bidena, który na początku listopada 2021 r. stwierdził, że co prawda USA nie są zachwycone tą inwestycją, ale skoro została sfinalizowana, to trudno, pewnie będzie działać. Na początku 2022 r. niewielkim rosyjskim siłom specjalnym udało się doprowadzić do ustabilizowania reżimu Kasyma-Żomarta Tokajewa w Kazachstanie. „Zdobycze” Kremla można by mnożyć. Z tej perspektywy wszczynanie wojny było bez sensu, ponadto obciążone było sporym ryzykiem. W optyce Moskwy sens agresji był znacznie głębszy. Co do samej Ukrainy, Rosjanie zakładali, że uderzą i zrealizują swoje cele tak szybko, że Zachód nie zareaguje. Z kolei w kontekście ogólnosystemowym – Rosjanie już dawno udzielili nam odpowiedzi, po co ta wojna.

Mianowicie?

Powoli zapominamy, co zdarzyło się w końcu 2021 r., kiedy to pojawiły się dwie rosyjskie noty z planem ułożenia nowego ładu międzynarodowego w formie układu z USA i NATO. Mogły one przesądzić o nowej architekturze bezpieczeństwa i cofnąć świat – relacje rosyjsko-atlantyckie – do sytuacji sprzed rozszerzenia NATO w 1997 r. Rosja żądała gwarancji wykluczających dalsze rozszerzenie Sojuszu na wschód i zakazujących rozmieszczania na jego wschodniej flance – a więc także w Polsce – infrastruktury wojskowej NATO.

To zaporowe żądania...

W 2021 r. Klub Wałdajski – think tank Moskwy – zakładał, że na świecie rozpoczyna się rywalizacja o przywództwo, która wyłoni kilka wiodących mocarstw ze swoimi sferami wpływów. Ważne było zatem osiągnięcie przez Rosję pozycji równorzędnej wobec innych potęg. Szybka i zwycięska wojna miała odbudować mocarstwową pozycję Rosji. W przeciwnym razie miała ona się staczać w stronę wasala Chin. Ta wojna miała przebudować świat. Wygląda na to, że Rosjanie osiągnęli cel odwrotny do zamierzonego: strategicznie Moskwa już tę wojnę przegrała.

Reklama

Putin przedobrzył? Mógł osiągnąć ten cel tylko uderzeniem na Ukrainę?

Zakładam, że byłby to pierwszy krok. Kolejnym łupem mogła być Mołdawia, następnym – państwa bałtyckie i być może Polska. Kreml „listę państw do denazyfikacji” przedstawił przecież jednoznacznie. Raport Global Trends 2040 – analiza kojarzona z CIA – wyróżnił 7-8 pól rywalizacji państw, a wśród nich m.in. nowe technologie, kapitał ludzki, rozwój ekonomiczny. Rosja, według typologii raportu, może skutecznie rywalizować tylko militarnie. Założenie rosyjskie: jeżeli wywrócimy stolik gry, siła wojskowa zdominuje wszystko, tym bardziej że w zanadrzu jest straszak – broń nuklearna. Czy Rosjanie, stawiając sobie takie cele, mieli inne wyjście? Każdy rok działał na ich niekorzyść. Pozostała im armia, na innych polach rywalizacji główni gracze szli do przodu, a oni stali w miejscu lub się cofali. Z punktu widzenia Kremla i zgodnie z jego logiką nie było innego wyjścia.

Zacytuję nagłówek sprzed paru dni: „Największy od wielu dni atak rakietowy na Kijów. Rosja eskaluje. Chce więcej wojny, a nie pokoju”. Eskaluje?

Rosja już wyeskalowała tę wojnę, eskaluje ją każdym większym działaniem, ludobójczym atakiem na obiekty cywilne. Po zbrodniczym wysadzeniu tamy brakuje już skali do oceny tych działań. Rosjanie mają za małe możliwości operacyjne, by uderzyć w siły zbrojne Ukrainy, dlatego prowadzą operację terrorystyczną przeciwko społeczeństwu ukraińskiemu; mają świadomość tego, że to społeczeństwo się nie ugnie. Bezsensowne sygnały wysyłane są bardziej do Zachodu: wciąż mamy ostre kły. Może nawet chcieliby już zakończenia wojny, ale na swoich warunkach. Wszyscy w tym konflikcie mają deficyt czasu, a oni mają największy.

Reklama

Dlaczego?

Potrzebują czasu na odbudowanie kadry i potencjału militarnego. Nie zastanawiamy się, skąd czerpią kolejne środki bojowe, które przeznaczają na niszczenie obiektów cywilnych i infrastruktury krytycznej. Uderzają potężnymi rakietami, lecą iskandery i kalibry. Przerażające jest to, że używają kindżałów przeciwko obiektom cywilnym. To bardzo drogie środki hipersoniczne. Rosja przy okazji się ośmieszyła: Ukraińcy strącili broń, która była podobno nie do przechwycenia. To bezskuteczne działanie, świadczy o tym choćby to, że Ukraina się nie poddała, a teraz podjęła ofensywę. Gromadzone przez lata środki bojowe topnieją. Na front trafiają niekiedy egzemplarze wręcz muzealne. Niezbędne jest również serwisowanie używanego sprzętu. Paradoksalnie w warunkach rosyjskich oznacza to „kanibalizację” posiadanych zasobów. Produkcja części zamiennych pozostaje daleko w tyle za potrzebami, co sprawia, że niezbędne stają się naprawy jednego urządzenia na podstawie części z kilku innych. A wracając do początkowego pytania: w jakim momencie jest ta wojna? – to Ukraińcy postępują powoli do przodu, a Rosjanie są wypierani. Kolejne kroki, które podejmują, są coraz bardziej rozpaczliwe. Wysadzili tamę w Nowej Kachowce, bo obawiali się, że zostaną odcięci od Krymu, który zostanie zagospodarowany strategicznie przez Ukrainę. Nie należy jednak przesadzać z optymizmem – Rosjan stać jeszcze na wiele.

Czego dowiedzieliśmy się już o tej wojnie, o jej prowadzeniu, o prowadzeniu wojen w ogóle?

Wojskowi sztabowcy dowiedzieli się, że siły powietrzne nie królują, czego się spodziewano, oraz że siły pancerne jako element bojowy mają się bardzo dobrze, podobnie jak artyleria lufowa i wojska rakietowe. Kto wcześniej myślał, że jedną z kluczowych broni w tej wojnie będą haubice? Okazały się jednym z podstawowych narzędzi prowadzenia walki. Potwierdziło się coraz większe znaczenie dronów. Jakiś czas temu zakładano, że przyszłe wojny będą przypominać pojedynek szermierczy na florety, z ograniczonym polem rażenia, ukłonami itd., gdzie liczba ofiar będzie minimalizowana przez użycie precyzyjnych środków walki, a na celownikach będą cele militarne.

Reklama

Pomylono się.

Okazuje się, że wojna między rozwiniętymi, było nie było, państwami może być anihilacyjna, obliczona na fizyczną likwidację narodu, czyli ludobójstwo. Pokazała brutalne – jedyne – oblicze, jakie ma. Zostało złamane tabu, które dostrzegała część polityków, że użycie siły w relacjach międzynarodowych jest zabronione, choć przecież już wcześniej było łamane. Sięganie po siły zbrojne wróciło zatem do arsenału zachowań politycznych w relacjach międzynarodowych. Ta wojna pokazała, że jesteśmy w istotnym, może zwrotnym punkcie, jeśli chodzi o rozłożenie sił, potęgi na świecie. Rosja walczyła, by nie wypaść z klubu głównych potęg świata. Wszystko wskazuje na to, że to się nie powiodło.

Jak dalej będzie się rozwijać ta wojna?

Konflikt zapewne będzie falował. Wcześniej nikt by nie pomyślał, że wojna w Europie na taką skalę może trwać tak długo. Trudno sobie wyobrazić rozwiązanie polityczne tego konfliktu, które satysfakcjonowałoby obie strony. A tak powinien wyglądać „stabilny pokój”. Już dawno stwierdzono, że wojny, które nie kończą się po paru dniach, tygodniach czy miesiącach, mają tendencję do trwania wiele lat. Poza tym ten konflikt zaczął się na początku 2014 r., co często umyka naszej uwadze. Propozycji rozejmowych i pokojowych jest sporo, istotne jest natomiast to, czy strony wojujące wyrażają wolę rozpoczęcia negocjacji. Był moment, że Ukraina deklarowała gotowość do rozmów. To był czas sukcesów rosyjskich. Rosjanie nie zamierzali jednak zatrzymywać natarcia. Gdy Ukraińcy przeszli do kontrnatarcia, trudno sobie wyobrazić, że zechcą dać Rosji czas na przegrupowanie sił. Jeśli nawet takie „negocjacje” będą się toczyć, to w huku dział. Skłonność Rosji do pójścia na jakiś kompromis jest też warunkowana przez to, jak tę wojnę prezentuje swojemu społeczeństwu: jako obronę przeciwko agresywnemu zachowaniu Zachodu, USA, NATO.

Reklama

Jak świat będzie wyglądać po tej wojnie? Pytam, choć nie wiemy, jak się ten konflikt zakończy.

Na wojnie zyskają politycznie wszyscy, poza Rosją i Ukrainą. Zwróćmy uwagę na to, że Stany Zjednoczone znów stały się głównym rozgrywającym. Nie ma wątpliwości, że gdyby nie USA, Rosja by wygrała. Zyskają Chińczycy. W wielu kwestiach, w wielu miejscach, szczególnie w Azji Centralnej, gdzie wpływy Rosjan topnieją, zastępują ich Chińczycy. Zyskuje Unia Europejska. Temperatura wydarzeń wybija na powierzchnię kwestię weta i zastąpienia go kwalifikowaną większością. UE, w reakcji na wojnę, pogłębia swoją instytucjonalizację – instytucje unijne zyskują kompetencje wcześniej nie do pomyślenia. Pierwszy „przełom” został dokonany podczas pandemii, proces jednak trwa. Unia stworzyła instrumenty finansowe, które przed wojną były nie do wyobrażenia, np. Europejski Instrument Pokoju – wielki fundusz, z którego UE wspiera Ukrainę. Mocno zyskały Indie, które tanio sprowadzają ropę i węgiel. Sporo zyskuje Turcja, która wyrasta ponad status regionalnego mocarstwa.

Rosyjski niedźwiedź straci kły?

Niezależnie od tego, jak i kiedy skończy się wojna, nie ma większych nadziei na szybkie ustabilizowanie się świata w naszej jego części. Stan gotowości zbrojnej będzie musiał się tu utrzymywać. Nie łudźmy się, że w jakimś momencie Rosja się załamie, rozpadnie. Nawet gdyby tak się stało, nie oznacza to ogólnej szczęśliwości, lecz długą destabilizację, nowe wyzwania, z którymi trzeba sobie radzić. Przekonanie, że Rosja scentralizowana jest mniej niebezpieczna niż pogrążona w chaosie, jest błędne. Ewentualny rozpad struktur centralnych Rosji i wynikający z tego chaos czy smuta będą oznaczać zmianę zagrożeń – nie będą one mieć charakteru pełnoskalowego starcia militarnego Wschód – Zachód, ale nie oznacza to, że nie będzie zagrożeń i wyzwań.

A co z Polską?

Nagle dla wielu okazało się to, co powinno być oczywiste: prawie 40-milionowe państwo w tym miejscu świata – położone na pasie bezpieczeństwa między szwedzką Kiruną i rumuńską Konstancą – musi być kluczowym graczem. Nie da się budować tu istotnej konstrukcji międzynarodowej bez uwzględnienia Polski. Jesteśmy ważnym graczem, państwem ryglowym, podmiotem, a nie przedmiotem. Miejmy świadomość, że to jest także nasza wojna. Ona jest dużo bardziej nasza niż francuska, włoska czy niemiecka. O Brytyjczykach mówiono, że będą walczyć do ostatniego żołnierza armii sojuszniczej. My po raz pierwszy od wieków znaleźliśmy się mniej więcej w takiej sytuacji. Wojna na Ukrainie jest bojem pierwszej linii naszej obrony.

Jacek Reginia-Zacharski politolog i historyk, specjalista w zakresie historii stosunków międzynarodowych i nauk politycznych, profesor Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego

2023-07-03 17:44

Ocena: +4 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rosja straszy

Niedziela Ogólnopolska 40/2017, str. 16-17

[ TEMATY ]

wojsko

Rosja

Grzegorz Boguszewski

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Odbywające się w dniach 14-20 września 2017 r. na poligonach Białorusi i Rosji rosyjskie manewry Zapad 2017, zdaniem wielu komentatorów, były największe od czasu zimnej wojny, w związku z czym nadal budzą spory niepokój, przede wszystkim w krajach naszego regionu. Czy tym razem naprawdę powinniśmy się bać?

CZYTAJ DALEJ

Ukraina: 38 lat temu doszło do katastrofy w Czarnobylu

2024-04-26 08:22

[ TEMATY ]

Czarnobyl

Adobe Stock

26 kwietnia 1986 roku w elektrowni atomowej w Czarnobylu na Ukrainie doszło do awarii, która stała się największą katastrofą w historii energetyki jądrowej.

Wybuch czwartego reaktora siłowni, do którego doszło w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku, doprowadził do skażenia części terytoriów Ukrainy i Białorusi. Substancje radioaktywne dotarły też nad Skandynawię, Europę Środkową, w tym Polskę, a także na południe kontynentu - do Grecji i Włoch. Obecnie reaktor czwartego bloku jest przykryty zabezpieczającym "Sarkofagiem" i "Arką".

CZYTAJ DALEJ

Czy warto wziąć udział w wyborach do Europarlamentu? Odpowiada dyrektor Biura Parlamentu Europejskiego w Polsce

2024-04-27 07:04

[ TEMATY ]

Łukasz Brodzik

Witold Naturski

YouTube

Rozmowa z Witoldem Naturskim

Rozmowa z Witoldem Naturskim

Już po raz piąty Polacy będą wybierać swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. To o tyle ważne, że ta instytucja uchwala większość przepisów regulujących nasze życie.

Polska jest piątym największym krajem spośród 27 państw Unii Europejskiej, stąd nasz udział w Europarlamencie jest znaczny. W tym roku Polacy wybiorą 53 europosłów, a kraje członkowskie łącznie 720.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję