Grzegorz Czerwicki na własnej skórze doświadczył siły modlitwy swej babci. Przez wiele lat seniorka odmawiała Różaniec i koronkę do Miłosierdzia Bożego za wnuka, który w więzieniu spędził 12 lat. Grzegorz wierzy, że jego życie całkowicie zmieniło swój bieg dzięki wytrwałym prośbom zanoszonym pod tron Boga.
Duchowa walka
– Z babcią straciłem kontakt jeszcze jako nastolatek. Nie miałem pojęcia, że modliła się pod zakładem karnym, w którym siedziałem. Przychodziła pod więzienie na Montelupich nawet wtedy, kiedy byłem już w innym zakładzie – dzieli się Grzegorz, wracając wspomnieniami do spotkania z babcią, które miało miejsce po jego wyjściu na wolność.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Grzegorz już w latach młodości miał problemy z prawem. Uciekając z domu przed przemocą i libacjami alkoholowymi, wpadł w złe towarzystwo, zaczął kraść i brać narkotyki. Choć w najbliższym otoczeniu nie miał osoby, która podałaby mu rękę i wyciągnęła go z życiowych tarapatów, codzienną walkę duchową podejmowała za niego pani Józefa – mama jego taty.
Reklama
Pośród modlitw odmawianych za wnuka znajdowała się m.in. koronka do Bożego Miłosierdzia. Święta Faustyna zupełnie niespodziewanie stała się szczególnym orędownikiem na drodze nawrócenia Grzegorza. Podczas gdy jego babcia modliła się o Boże miłosierdzie, Grzegorz w więzieniu zapoznawał się z Dzienniczkiem św. Siostry Faustyny, który przypadkowo trafił do jego rąk. Dzienniczek, po Piśmie Świętym, był najważniejszą lekturą skazanego. – Babcia miała swoją relację z Faustyną. A ja, nieświadomy, że babcia wzywa wstawiennictwa świętej, sam zacząłem rozmawiać z Siostrą Faustyną. Wtedy nie lubiłem siebie, nie potrafiłem sobie wybaczyć, więc zadawałem jej pytania o miłosierdzie. Pytałem: „Jak to możliwe, że Bóg tak bardzo kocha największych grzeszników?” – relacjonuje Grzegorz Czerwicki.
Nowa droga
Pani Józefie udało się zobaczyć owoc swych wieloletnich modlitw. Grzegorz pod koniec pobytu w więzieniu nawrócił się, odbył spowiedź generalną, nie rozstawał się z Biblią, swoją postawą ewangelizował współwięźniów. Po drugiej odsiadce postanowił odnaleźć ukochaną babcię, choć przez długi czas myślał… że ona już nie żyje.
– Gdy do niej pojechałem, miała 99 lat. Cztery miesiące wcześniej straciła wzrok. Nie widziałem jej ponad 20 lat! Bałem się tego spotkania, bo sądziłem, że nie zechce mnie widzieć, myślałem, że mnie nienawidzi za wszystko, co robiłem jako nastolatek. Nie wiedziała przecież o mojej przemianie. Jak bardzo się myliłem, oczekując od niej linczu… Babcia była przeszczęśliwa, kiedy się spotkaliśmy! Zaczęła mówić, że wcale mnie nie nienawidziła. Wtedy dowiedziałem się, że przez wiele lat przychodziła pod więzienie i modliła się za mnie. Nigdy mnie nie skreśliła! – dzieli się Grzegorz i dodaje: – Na koniec spotkania pokazała mi medalik na szyi z wizerunkiem św. Siostry Faustyny, wyznając, że to ją wciąż prosiła o wstawiennictwo za mną. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to nie był żaden przypadek, że w więzieniu Dzienniczek wpadł mi w ręce, a święta od Miłosierdzia została moją najlepszą znajomą.
To wszystko pokazało Grzegorzowi, jak wielka jest siła modlitwy. – Spotkanie sprawiło, że moja wiara stała się jeszcze silniejsza. Pokazało mi, że trzeba być wytrwałym, nie ustawać! Pamiętać jednocześnie, że Bóg to nie sklep z zabawkami. Módlmy się z głębi naszych serc, codziennie przeznaczając czas na spotkanie z Jezusem – zachęca.
Dziś Grzegorz jest mężem Renaty i ojcem dwojga dzieci. Oprócz wykonywania stałej pracy jeździ po zakładach karnych, pokazując, że zmiana życia – z Chrystusem – jest możliwa.