Reklama

Niedziela Zamojsko - Lubaczowska

Ojcowskie wspomnienia z podróży

Październik to czas spotkania polskich biskupów z Ojcem Świętym Franciszkiem. Wrażeniami z pobytu u grobów apostolskich dzieli się bp Marian Rojek.

Niedziela zamojsko-lubaczowska 44/2021, str. IV

[ TEMATY ]

ad limina

ad limina Apostolorum

BP KEP

Polscy biskupi po rozmowie z Ojcem Świętym Franciszkiem podczas wizyty ad limina apostolorum. Ordynariusz zamojsko-lubaczowski bp Marian Rojek trzeci od lewej

Polscy biskupi po rozmowie z Ojcem Świętym Franciszkiem podczas wizyty ad limina apostolorum. Ordynariusz zamojsko-lubaczowski bp Marian Rojek trzeci od lewej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Krzysztof Hawro: Księże Biskupie, ostatnio głośno było o tym, że Ojciec Święty wezwał polskich biskupów na dywanik. Wiemy, że cel te wizyty był zupełnie inny. Jaki to cel?

Bp Marian Rojek: Celem wizyty biskupów ad limina jest nawiedzenie grobów apostolskich św. Piotra i św. Pawła, wspólna modlitwa w Bazylikach Większych Rzymu i bezpośrednie spotkanie z obecnym następcą Pierwszego Apostoła, biskupem Rzymu czyli papieżem Franciszkiem. Biskupi nawiedzają również poszczególne urzędy Kurii Rzymskiej, kongregacje i dykasterie, gdzie prezentowane są aktualne problemy z poszczególnych Kościołów lokalnych oraz dokonuje się wymiana doświadczeń życia wiarą, dzielenie się sprawami a także zamierzeniami duszpasterskimi. Uśmiecham się sam do siebie, jak słyszę medialny szablon: „Ojciec Święty wezwał polskich biskupów na dywanik” i zestawiam z tym czym jest rzeczywiście takie spotkanie w Rzymie i wizyta u papieża Franciszka oraz modlitwa przy grobach Apostołów.

Reklama

Dla Księdza Biskupa to nie była pierwsza taka wizyta.

Tak to nie była moja pierwsza wizyta „u grobów apostolskich”, gdyż miałem to szczęście, że przed siedmiu laty, już jako biskup zamojsko-lubaczowski byłem na takim spotkaniu w Rzymie. Dlatego też przeżywałem to wydarzenie spokojniej, gdyż generalnie wiedziałem, jak przebiega i na czym ono polega, choć duchowe doświadczenia są za każdym razem podobnie głębokie i bardzo osobiste. Tym bardziej, że atmosferę Rzymu jako takiego i tę przestrzeń ducha modlitwy, klimat religijny tego miasta i pielgrzymów z całego świata, międzynarodowy smak katolickiego Kościoła był mi nieco znany jeszcze z czasu moich studiów w Rzymie ponad 30 lat temu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jak wyglądała obecna wizyta, która przecież przebiegała „w cieniu pandemii”? Czego księża biskupi doświadczyli podczas tej wizyty?

Rzeczywiście „cień pandemii” był wszędzie obecny. Najpierw podczas samej podróży do Rzymu, wielokrotna konieczność legitymowania się świadectwem szczepień, potem w samym mieście, przy wejściach do świątyń, do urzędów a nawet podczas sprawowanej liturgii. Więc to mogło być w jakimś niewielkim stopniu utrudnieniem czy dolegliwością, ale w sposób istotny nie wypływało na samą atmosferę odbywanej wizyty ad limina. Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie, uszanowani, wysłuchani, z pełnym zatroskaniem ze strony wszystkich watykańskich dykasterii. Także w poszczególnych bazylikach, gdzie sprawowaliśmy Mszy św., mogliśmy się wymodlić, nasycić atmosferą ducha tamtych świętych miejsc. Również tam, gdzie znaczna część biskupów mieszkała, w Polskim Papieskim Instytucie na Pietro Cavallini byliśmy ugoszczeni wyśmienicie, także z zapewnieniem transportu do poszczególnych bazylik oraz dojazdu na lotnisko. Oczywiście mówię tu bardziej o okolicznościach towarzyszących, ale one też tworzą atmosferę i przyczyniają się do głębszego przeżywania tego czasu oraz do wspaniałych wspomnień, a także zachęcają do wdzięczności, co niniejszym czynię, kierując to słowo pod adresem wszystkich osób, dzięki którym wizytę uważam za bardzo udaną.

Reklama

A spotkania w urzędach watykańskich?

Gdy chodzi o istotę naszych spotkań w urzędach watykańskich, to trzeba zauważyć, iż była ta wizyta dla nas owocna. Spotkaliśmy się z wielką uwagą, mogliśmy po bratersku wymienić spostrzeżenia, doświadczenia a także postawić konkretne pytania o różne sprawy z życia naszych lokalnych Kościołów. Mamy świadomość tego, iż nasza grupa ze wschodniego brzegu Polski była pierwszym zespołem biskupów w tej trwającej cały październik wizycie ad limina, więc mogły się pojawić jakieś niedociągnięcia, ale wszystko było zorganizowane bardzo sprawnie i czasowo oraz merytorycznie a także pod względem liturgicznym oraz duchowym. Doświadczyliśmy uszanowania, zainteresowania, cierpliwości w słuchaniu, a także ogromnego szacunku i duchowego wsparcia, co w sposób wyjątkowy odczuliśmy podczas bezpośredniego dwugodzinnego spotkania z Ojcem Świętym Franciszkiem.

Reklama

Ojcze, a jeśli chodzi o samo spotkanie z Ojcem Świętym?

To wydarzenie, jakie nam podarowała Boża Opatrzność i sam papież Franciszek 8 października w godzinach przedpołudniowych na Watykanie było czymś wyjątkowym i bardzo braterskim. Oczywiście, że przed samym wejściem na to spotkanie pojawił się u mnie jakiś znak obawy, pewnego lęku bardziej związanego z wielkością tego, co będę przeżywał niż z jakimś strachem czy obawą przed kimś drugim. To nie są te kategorie relacji i odniesienia do Ojca św., zawsze należny jest mu szacunek, rewerencja, otwartość i głęboki duch wdzięczności oraz wsłuchania się w osobę współczesnego nam Piotra. Papież Franciszek nie stwarzał żadnych barier a nawet wprost zachęcał nas do postawy braterstwa, otwartości i szczerości. Jak podkreślił to na niej powinny być budowane wszelkie nasze relacje w odniesieniu do Boga, do drugiego człowieka, do współbraci a także współpracowników. Ojciec Święty miał dla nas dwie godziny na bezpośrednią rozmowę i nawet się zdziwił, że ten czas tak szybko minął. Podzielił się z nami swoimi przeżyciami, własną wiarą, doświadczeniem, miłością do Boga i do Kościoła, przywoływał czas swego biskupiego posługiwania. Akcentował, iż biskupa winna cechować przede wszystkim poczwórna bliskość: z Bogiem – to modlitwa i troska o świętość własną i drugich; z pozostałymi biskupami; z kapłanami – szczególnie w diecezji w jakiej posługuje oraz z Ludem Bożym, który mu został powierzony. Na koniec zapewnił nas o swej bliskości wobec polskich biskupów i o tym, że wie czego aktualnie doświadczamy w naszej Ojczyźnie.

Jakie owoce może wydać ta wizyta? Co takiego wnosi w życie Kościoła w Polsce i w naszej diecezji?

Wizyta ad limina będzie się przekładać na duchowe owoce lokalnego Kościoła, bo to było i jest wspieranie naszej drogi wiary, jaką podążamy ku świętości. Podsuwane myśli, kierunki duszpasterskiego działania, refleksja nad dotychczasową drogą oraz zatroskanie o wiernych świeckich, szczególnie młodych, katechezę dorosłych, świadomy i odpowiedzialny udział w życiu sakramentalnym ze szczególnym uwzględnieniem bezpośredniego uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii, powołania kapłańskie i zakonne, słuchanie doświadczenia wiernych świeckich, to wszystko staje się impulsem dla naszego Kościoła zamojsko-lubaczowskiego do większej gorliwości każdego, kto jest ochrzczony, kto do tego Kościoła przynależy będąc obecnym w obszarze życia parafialnego, także dla kapłanów, kleryków, osób życia konsekrowanego, zakonnic i zakonników a także biskupów.

Reklama

Czy mógłby Ksiądz Biskup podzielić się z czytelnikami Niedzieli Zamojsko-Lubaczowskiej osobistymi wspomnieniami, które przywiózł z Rzymu?

To co dla mnie było i pozostało najmocniejszym przeżyciem z tej wizyty ad limina w Rzymie to umocnienie ducha, modlitwa w Bazylikach a szczególnie przy ołtarzu św. Jana Pawła II w Bazylice Watykańskiej. Następnie ujęty jestem osobowością papieża Franciszka, jego bezpośredniością i braterstwem.

Dziękuję za możliwość podzielenia się tymi myślami i wszystkim życzę „Szczęść Boże”. Pragnę także zapewnić każdego, iż modliłem się za wszystkich wiernych naszej diecezji, niemal za każdego z osobna, za tych, którzy mi powierzyli swoje strapienia i sprawy, którym taką pamięć obiecałem. Za biskupów, kapłanów, kleryków, zakonnice i zakonników, osoby życia konsekrowanego, za nasze rodziny, dzieci, młodzież i osoby starsze, za wszystkich strapionych, chorych, na różny sposób doświadczonych. I was też, Drodzy Czytelnicy Niedzieli Zamojsko-Lubaczowskiej. Proszę o modlitwę, aby ta wizyta ad limina i rozpoczęty Synod biskupów w poszczególnych lokalnych Kościołach, i naszym też, przyniosły błogosławione owoce.

Dziękuję za rozmowę.

2021-10-26 12:19

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prymas Polski w Watykanie: tylko prawdziwie wolni będziemy w stanie przywracać nadzieję ubogim i służyć im

[ TEMATY ]

prymas Polski

ad limina

Włodzimierz Rędzioch

Gdy sami staniemy się prawdziwie wolni, będziemy zdolni przywracać nadzieję ubogim, przyjmować ich, służyć im, kochać ich i dawać świadectwo, że Bóg ich szczególnie miłuje. Mówił o tym 18 października abp Wojciech Polak, prymas Polski, w czasie Mszy św. przy grobie św. Piotra w Bazylice Watykańskiej, rozpoczynającej wizytę „ad limina” trzeciej grupy biskupów polskich w Rzymie.

Są to hierarchowie z metropolii warszawskiej: archidiecezji warszawskiej oraz diecezji warszawsko-praskiej, płockiej i ordynariatu polowego Wojska Polskiego, z metropolii gnieźnieńskiej: archidiecezji gnieźnieńskiej oraz diecezji bydgoskiej i włocławskiej, z metropolii łódzkiej: archidiecezji łódzkiej i diecezji łowickiej, z metropolii częstochowskiej: archidiecezji częstochowskiej i diecezji radomskiej i sosnowieckiej oraz z trzech eparchii greckokatolickich: archieparchii przemysko-warszawskiej i eparchii wrocławsko-koszalińskiej i olsztyńsko-gdańskiej.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

USA: za przykładem Eriki Kirk aktor Tim Allen wybaczył zabójcy swego ojca

2025-10-01 19:17

[ TEMATY ]

świadectwo

świadectwa

adobe Stock

Amerykański aktor i komik Tim Allen, znany z ról w ponad 30 filmach i w kilku serialach telewizyjnych, wyznał, że wybaczył zabójcy swego ojca sprzed ponad 60 laty. Na stronie X napisał, że do podjęcia tej decyzji skłonił go "przejmujący gest" Eriki Kirk, która niedawno oświadczyła przed milionami widzów w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach, iż wybacza mordercy jej męża Charliego. Aktor zapewił, że jej przykład sprawił, iż znalazł w sobie siłę, aby przebaczyć człowiekowi, który pozbawił życia jego ojca, gdy on sam miał 11 lat.

Podziel się cytatem Przywołał w tym kontekście niedawne "poruszające" słowa wdowy po zamordowanym 10 września działaczu chrześcijańskim Charlie Kirku, która przez łzy powiedziała m.in.: "Ten człowiek... ten młody człowiek... wybaczam mu". Aktor oświadczył, że właśnie te słowa głęboko go poruszyły i to pod ich wpływem postanowił po ponad 60 latach przebaczyć temu, kto zabił jego ojca.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję