Reklama
Ksiądz Czesław Kółko urodził się w Turbi koło Stalowej Woli 1 września 1955 r. jako syn Stanisława i Marii z domu Paluch. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej rozpoczął naukę w Liceum Ogólnokształcącym w Stalowej Woli, gdzie w 1974 r. zdał maturę. Właśnie w liceum zaczął poważnie zastanawiać się nad poświęceniem swojego życia Bogu. Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości złożył dokumenty do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu, gdzie został przyjęty na pierwszy rok. Po rozpoczęciu I roku formacji wraz z kolegami z rocznika został powołany do odbycia służby wojskowej w kleryckiej jednostce wojskowej w Bartoszycach. Zawsze z sentymentem wspominał czas spędzony w wojsku. Po powrocie do Przemyśla kontynuował studia i formację seminaryjną. Nie marnował czasu studiów i rzetelnie zdobywał wiedzę z filozofii i teologii, o czym świadczyły oceny w jego indeksie. W kwietniu 1981 r. przyjął świecenia w stopniu diakonatu, by po niespełna sześciu tygodniach zostać wyświęconym na prezbitera przez biskupa przemyskiego Ignacego Tokarczuka. Posługę wikariuszowską rozpoczął w parafii pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Nowym Żmigrodzie, gdzie pracował przez trzy lata. Warto zauważyć, że w latach 1941-64 proboszczem był bł. Władysław Findysz, męczennik czasów komunistycznych. W tym czasie zaangażował się w budowę kościoła filialnego w Kątach. W 1984 r. został przeniesiony do parafii pw. św. Wojciecha i św. Stanisława w Rzeszowie, gdzie pracował przez rok.
Ze względu na brak kapłanów w diecezji szczecińsko-kamieńskiej bp Kazimierz Majdański prosił o przyjazd kapłanów z innych diecezji. Na prośbę odpowiedział bp Tokarczuk z Przemyśla, który poprosił swoich duchownych, by wsparli swoją pracą kapłańską potrzebującą diecezję. W 1985 r. wraz z czterema innymi kapłanami na okres pięciu lat do Szczecina przybył ks. Kółko i skierowany został do pracy jako wikariusz w parafii pw. Świętej Rodziny w Szczecinie. Po odbyciu pięcioletniego stażu na „misjach” do swojej macierzystej diecezji powrócili wszyscy kapłani poza ks. Kółko, ponieważ postanowił on pozostać w diecezji szczecińsko-kamieńskiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Od 1990 r. został proboszczem w parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Kolinie, gdzie dał się poznać jako dobry ksiądz i zarazem budowniczy. W czasie jego posługi został odbudowany kościół filialny w Moskorzynie. Planował też odbudowę kościoła w Morzycy, jednak nie udało mu się zrealizować podjętego planu, ponieważ zachorował i w 1997 r. opuścił parafię. W latach 1997-98 rezydował w parafii pw. św. Ottona w Szczecinie, by po roku rozpocząć posługę w parafii pw. Świętej Trójcy w Szczecinie, gdzie posługiwał do końca swojego życia. W latach 1998 – 2007 ks. Kółko służył pomocą duszpasterską w kościele na Krzekowie i wspomagał w posłudze ówczesnego proboszcza ks. Piotra Prymę, pierwszego dyrektora Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej. Choć sam chorował, nie szczędził sił i czasu, by służyć ludziom, dla których został ustanowiony prezbiterem. W miesiącach poprzedzających śmierć ks. Prymy całkowicie przejął administrowanie parafią. Często wspominał, jak był przekonany, że przyszedł do naszej parafii, by ks. Pryma go pochował, jednak Opatrzność Boża chciała inaczej i w 2007 r. do wieczności odszedł proboszcz ks. Pryma.
W oczekiwaniu na ustanowienie nowego proboszcza ks. Kółko został wezwany do Kurii Biskupiej na spotkanie z abp. Zygmuntem Kamińskim, który postanowił mianować go proboszczem osieroconej parafii. Na propozycję Księdza Metropolity ks. Czesław odpowiedział: „Ekscelencjo, przecież jestem chory”, na co usłyszał odpowiedź: „Ja też jestem chory i jestem arcybiskupem”. Od 18 kwietnia 2007 r. aż do śmierci sprawował urząd proboszcza, przyczyniając się do wzrostu pobożności powierzonych sobie wiernych i upiększeniu kościoła parafialnego, który podczas jego urzędowania przeszedł całkowitą metamorfozę.
Po przedstawieniu tego krótkiego biogramu zmarłego kapłana, czuję się moralnie zobowiązany, by przedstawić Czytelnikom sylwetkę kapłana archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, z którym współpracowałem od 2012 r.
Reklama
Do parafii pw. Świętej Trójcy przybyłem jako student teologii w kwietniu 2012 r. Zostałem zatrudniony na stanowisku kościelnego przez ówczesnego administratora parafii ks. Marcina Młodawskiego, który przyjmując mnie do pracy, oznajmił mi, że proboszcz parafii jest ciężko chory w szpitalu, przebył kilka operacji i są małe szanse, że wyjdzie z tego cało. Przez pierwsze miesiące nie poznałem swojego nowego proboszcza, a gdy wraz z ks. Marcinem udałem się do szpitala, proboszcz był nieprzytomny, bo przebył kolejną operację. W czerwcu 2012 r. ks. Czesław Kółko powrócił na plebanię. Gdy wszedłem do refektarza, moim oczom ukazał się człowiek, który był bardzo chudy, zostałem przedstawiony ks. Czesławowi, spojrzał na mnie i oznajmił mi: „ja tu jestem proboszczem”. Kolejne tygodnie były walką o mojego nowego proboszcza, który z dnia na dzień słabł na naszych oczach. Jednak jego determinacja i stanowczość ks. Młodawskiego doprowadziły do tego, że w dniu imienin, 20 lipca, ks. Kółko odprawił po wielu miesiącach nieobecności w kościele Mszę św. Wydarzeniu towarzyszyło wiele wzruszeń, gdyż od wielu miesięcy parafianie szturmowali niebo o powrót do zdrowia ich proboszcza. Gdy w kolejnych miesiącach ks. Kółko powracał do formy, rozpoczęły się przygotowania do uroczystej konsekracji kościoła, która miała miejsce 20 grudnia 2012 r. Gdy tylko miał siły, towarzyszył nam w przygotowaniach świątyni na to historyczne wydarzenie. Pamiętam jego wzruszenie, gdy w tym szczególnym dniu przybył do naszej wspólnoty metropolita abp Andrzej Dzięga, by poświęcić nowy ołtarz i ambonę ufundowaną przez wiernych.
W późniejszym czasie było mi dane towarzyszyć ks. Czesławowi w kolejnych inicjatywach, które podejmował, a było ich wiele. Na moich oczach z każdym rokiem parafialny kościół piękniał, a jego wnętrze wzbogacało się o kolejne znaki pobożności proboszcza i powierzonych mu wiernych. Fascynowała mnie jego pogoda ducha, poczucie humoru, a także to, że nigdy się nie poddawał i wierzył, że wszystkie rozpoczęte dzieła zakończą się pozytywnie. Pamiętam jak w 2013 r. wraz z ks. Młodawskim przywiózł do kościoła kopię Ikony Jasnogórskiej, która dziś znajduje się na bocznej ścianie świątyni. Szczycił się ołtarzykiem z kopią praskiego Dzieciątka Jezus, przed którym wierni modlili się o łaski dla siebie i najbliższych. Z każdym rokiem w naszym kościele pojawiały się nowe obrazy świętych, których szczególnie czcił.
Reklama
W 2015 r., gdy już wydawało się, że nic nie przerwie rozległych planów księdza proboszcza, pojawiły się nowe problemy ze zdrowiem. Tak przejął się instalacją w kościele relikwii błogosławionych męczenników: Jerzego Popiełuszki i Karoliny Kózkówny, że organizm nie wytrzymał, dostał udaru. I znów parafianie wiernie prosili o cud, który szybko się dokonał, gdyż już pod koniec kwietnia mogliśmy w obecności proboszcza czcić w naszej świątyni naszych nowych patronów. Wzruszały mnie jego łzy, gdy podczas Drogi Krzyżowej odczytywał wiernym biografię męczenników z Pariacoto lub historię młodego męczennika Jose Sáncheza del Río. Płakał także z tymi, którzy smucili się z odejścia swoich bliskich w czasie pogrzebów. Nie wstydził się łez, czym wzruszał nas wszystkich.
Ks. kan. Czesław Kółko do szaleństwa kochał kapłaństwo. Odbyliśmy bardzo dużo rozmów, w czasie których opowiadał o historiach świątobliwych kapłanów, których spotkał w życiu. Miał świadomość godności, jaką został obdarzony i z dostojeństwem sprawował sakramenty, a zwłaszcza Eucharystię. W czasie sprawowanych przez niego Mszy św. czuło się prawdziwego Ducha Bożego. Przejmował się losami kapłanów, którzy pogubili się na drodze powołania, a jednocześnie był dumny ze swoich rocznikowych kolegów, podkreślając, że z jego rocznika ani jeden ksiądz nie porzucił stanu duchownego. W ostatnich latach wraz z wikariuszem ks. Łukaszem Krasulą jeździli na zjazdy kursowe, po których wracał podbudowany i gotowy do dalszego działania.
Reklama
Do szaleństwa kochał Maryję Niepokalaną. Każdego dnia, gdy tylko stan zdrowia mu na to pozwalał, wraz z wiernymi odmawiał Różaniec. Dziwiła mnie jego determinacja, gdy bardzo często przez pół Różańca modlił się sam, gdyż w kościele jeszcze nikogo nie było. Nie wstydził się swojej pobożności. Wiele razy pośród ciszy plebanii słychać było, jak proboszcz śpiewa na cały dom Apel Jasnogórski, gdyż każdego dnia oglądał transmisję w Telewizji Trwam. Jego mieszkanie było wielkim zbiorem obrazów i figurek Matki Bożej. Odwiedzał wiele sanktuariów maryjnych. Jego miłość do Matki Bożej została nagrodzona, gdyż odszedł od nas we wspomnienie Matki Bożej z Guadalupe, 12 grudnia. Czcił Ją bardzo. Miał w pokoju Jej wizerunek.
Darzył wielkim szacunkiem wszystkich biskupów, którzy byli jego przełożonymi. Z miłością wypowiadał się o hierarchach, którzy towarzyszyli mu na ziemi przemyskiej, zwłaszcza o bp. Ignacym Tokarczuku, który wyświęcił go na kapłana. Zawsze realizował postanowienia naszych szczecińskich biskupów i cieszył się, gdy miał możliwość spotkania z nimi. Jestem przekonany, że jak mało kto rozumiał hierarchiczność w Kościele Chrystusowym. Jako młody teolog przychodziłem do niego po rady w sprawie katechezy i proponowałem mu jakieś akcje, które miały zrobić efekt „wow” w naszej parafii. Zawsze wysłuchał mnie do końca i po chwili refleksji odpowiadał: „A po co? Byłeś dziś na Mszy św.? Odmówiłeś Różaniec?”. Nie szukał fajerwerków. Wierzył głęboko w Tradycję Kościoła. W moc sakramentów i modlitwy różańcowej. I tym przyciągał do siebie wiernych, którzy widzieli jego wierność tym podstawowym elementom uświęcenia uczniów Chrystusa.
Ks. Czesław kochał swoich parafian. Znał ich historie, nie byli mu obcy, modlił się za nich. Chociaż czasem wydawało mi się, że traktuje ludzi szorstko, on miał w tym plan, by skłonić tych pogubionych do refleksji. Pamiętał o wszystkich, zwłaszcza najbiedniejszych. Na plebanii jest szafa, w której zawsze było jedzenie dla tych, którzy go potrzebowali”.
Reklama
Ksiądz Czesław miał jeszcze wiele pomysłów w głowie i planów do zrealizowania, niestety, Opatrzność Boża chciała inaczej. Po 20 latach posługi w parafii na Krzekowie, w tym 11 latach bycia przewodnikiem naszej wspólnoty, odszedł niespodziewanie, bez pożegnania, zostawiając naszą małą rodzinę osieroconą.
14 grudnia 2018 r. rozpoczęliśmy obrzędy pożegnania proboszcza w kościele parafialnym. Na uroczystość przybyło wielu wiernych. O godz. 19 rozpoczęła się Msza św., której przewodniczył kolega z seminarium księdza kanonika, bp Marian Rojek, a wraz z nim koncelebrował biskup pomocniczy naszej archidiecezji Henryk Wejman, a także kapłani z dekanatu Szczecin-Pogodno.
Po Eucharystii rozpoczęło się czuwanie przy trumnie zmarłego kapłana, podczas którego prosiliśmy dobrego Boga, by przyjął naszego księdza proboszcza do swojego domu. 15 grudnia już od godz. 8.30 wierni czuwali przy swoim pasterzu, by o godz. 9.30 wziąć udział w Jutrzni za zmarłych, którą poprowadzili klerycy Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego w Szczecinie. O godz. 10 rozpoczęła się Msza św. pogrzebowa, której przewodniczył abp Andrzej Dzięga wraz z bp. Marianem Rojkiem i ok. 50 kapłanami, w tym z rocznika święceń, i wiernymi – duchowymi dziećmi zmarłego pasterza, jak również najbliższą rodziną. Po Mszy św. ciało księdza kanonika zostało złożone w grobowcu kapłańskim na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie.