WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Rok 2018 skończył się podsumowaniem trzyletniej pracy poszczególnych resortów rządu Zjednoczonej Prawicy. Jak wypadło rolnictwo, Panie Ministrze?
JAN KRZYSZTOF ARDANOWSKI: – Ocenę pracy mojego resortu wolałbym zostawić rolnikom. Zupełnie czym innym jest natomiast ocena sytuacji w rolnictwie. Dla niego nie był to łatwy rok. Zresztą jeśli spojrzymy wstecz w dłuższej perspektywie, trudno powiedzieć, by były jakieś spokojne lata w rolnictwie.
– „Wsi spokojnej, wsi wesołej” już nie ma?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Bywa i taka, jednakże coraz częściej mamy do czynienia z gwałtownymi zjawiskami przyrodniczymi. W mijającym roku dokuczliwa susza dotknęła nie tylko Polskę, ale również inne kraje Europy. W takich sytuacjach, gdy rolnicy nie są w stanie poradzić sobie sami, obowiązkiem państwa jest udzielić stosownej pomocy.
– I ta pomoc właśnie w Polsce – w porównaniu ze wszystkimi innymi krajami w podobnym stopniu dotkniętymi suszą – była największa. Dlaczego?
Reklama
– Rząd Mateusza Morawieckiego pokazał w ten sposób, jaką ważną dziedziną gospodarki jest w Polsce rolnictwo. Już na początku suszy, kiedy jeszcze była ledwie dostrzegalna, padła deklaracja rządu, że żadne gospodarstwo dotknięte suszą nie zostanie bez pomocy. I obietnica ta została spełniona w stopniu nawet przekraczającym wcześniejsze założenia. W lipcu ub.r. wydawało się, że wystarczy 800 mln zł wsparcia, jednak później z badań nadzorowanych przez Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach wynikało, że susza się rozszerza. Wtedy rząd zwiększył kwotę wsparcia do 1,5 mld zł. Bardzo szybko rozpoczęliśmy wypłaty, licząc się nawet z pewnym zamieszaniem wśród rolników, z uwagi na niedoszacowane jeszcze straty. Chodziło nam o to, żeby pieniądze dotarły do rolników jak najszybciej. Z wniosków złożonych do 16 listopada – dwukrotnie wydłużałem termin składania wniosku, aby każdy poszkodowany rolnik miał szansę skorzystać z pomocy i ostatecznie skorzystało z niej 260 tys. gospodarstw – wynikało, że trzeba podnieść kwotę odszkodowań jeszcze o 715 mln zł. Zatem w sumie na pomoc suszową przeznaczyliśmy 2,215 mld zł.
– A mimo to słyszy się jeszcze narzekania rolników!
– W żadnym europejskim kraju strat nie pokryto w stu procentach. To jest po prostu niemożliwe. Polska wypłaciła swoim rolnikom najwięcej, a nie jesteśmy przecież bogatym krajem.
– W telewizji publicznej pocieszano, że na skutek ocieplającego się klimatu w Polsce będzie można na szeroką skalę uprawiać winorośl...
– Być może rzeczywiście obserwowane już teraz zmiany klimatyczne doprowadzą kiedyś do tego, że w Polsce pojawią się uprawy, których wcześniej nie było albo były dawno temu i zostały wyparte przez oziębienie klimatu, jak właśnie w przypadku winorośli. W średniowieczu na terenie Polski uprawiano ją z powodzeniem, co zresztą zostało uwiecznione w nazwach wielu miejscowości. Dziś doceniam tych wszystkich winiarzy, którzy wykorzystują sprzyjające warunki klimatyczne – na Podkarpaciu, w Małopolsce, na Dolnym Śląsku – i nawet je wspieram. Mamy w Sejmie grupę posłów promujących polskie winiarstwo, które bardzo często jest związane z turystyką.
– Pod koniec minionego roku wziął Pan Minister udział w odbywającym się w Katowicach COP24, na którym po raz kolejny przedstawiano diagnozy klimatyczne dla świata; wiadomo, że susze będą, że trzeba podejmować działania zaradcze.
Reklama
– Obecnie obserwowane zmiany klimatyczne są prawdopodobnie trwałym trendem w przyrodzie, choć do końca nie wiemy, jaki wpływ ma na nie człowiek; naukowcy wciąż się spierają w tej kwestii, ale człowiek z pewnością może w jakiś sposób przeciwdziałać tym zmianom, zmniejszać ich skutki. Bo musi się już dziś liczyć zarówno z katastrofalnymi suszami, jak i z nawalnymi deszczami, z huraganami. Trzeba się więc bardzo poważnie zastanowić nad tym, co zrobić, żeby przewidywać wpływ zmian klimatu na przyrodę i przeciwdziałać złym skutkom. Każdy rolnik powinien o tym pomyśleć.
– Tymczasem odszkodowania niejako zwalniają rolników z myślenia...
– Obawiam się, że tak właśnie jest. Dziś się martwimy, skąd wziąć pieniądze budżetowe na pomoc, która jest rzeczywiście potrzebna, ale ważniejszą sprawą – wymagającą pracy wielu instytucji państwa i samych rolników – jest zapobieganie suszy bądź nadmiarowi wody.
– W ostatniej kampanii wyborczej do samorządów mamiono wiejskich wyborców raczej budową kolejnych ścieżek rowerowych niż pomysłami na tzw. małą retencję, czyli na zatrzymywanie lub odprowadzanie wody prostymi sposobami.
– Rzeczywiście, już dawno zapomnieliśmy o tym, co znaczy melioracja, że nie jest to tylko odwadnianie gruntu – do czego, niestety, bezmyślnie w Polsce doprowadzono – lecz także nawadnianie, stosownie do potrzeb. To naprawdę wstyd, bo przecież nawet w wielu krajach pustynnych uzyskuje się dziś bardzo dobre efekty z upraw rolnych.
– Tym bardziej można to zrobić w Polsce. Tyle że, jak dotąd, chyba mało się o tym myśli...
Reklama
– Staramy się przywrócić to myślenie. Już od 2019 r. chcemy realizować programy, które mają zatrzymać wodę, zmniejszyć jej deficyt. Za wielkie programy retencyjne odpowiada Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi śródlądowej. Mają powstać ogromne zbiorniki na rzekach; jedną z najważniejszych inwestycji w Polsce będzie drugi ogromny zbiornik na Wiśle z tamą w okolicach Nieszawy. Jako minister rolnictwa chciałbym, żeby programy retencyjne objęły również obszary wiejskie. Chodzi np. o podpiętrzanie małych zbiorników wodnych, jezior, stawów, udrażnianie rowów, przepustów pod drogami, które są obecnie bardzo zdewastowane. Należy też udrożnić istniejące systemy melioracyjne, te z czasów PRL, niestety, często zniszczone przez samych rolników...
– A więc znowu potrzebne będą spore pieniądze?
– Chcemy na to wszystko przeznaczyć dość duże środki, bo to ma być dobra inwestycja na przyszłość. Wystąpiłem do Komisji Europejskiej – po spełnieniu skomplikowanych procedur – o to, żeby przesunąć część pieniędzy z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-20 właśnie na gospodarkę wodną; na retencję i na dofinansowanie nawodnień tam, gdzie jest to rolniczo uzasadnione. Zatrzymanie wody w glebie i w licznych niewielkich zbiornikach – które zarazem będą odgrywały rolę przeciwpożarowych, komunalnych, rekreacyjnych – wpłynie na poprawę mikroklimatu, zmniejszy możliwość wystąpienia suszy lub ją osłabi.
– Jak się wydaje, Panie Ministrze, najważniejsze jest to, aby wiejskie samorządy oraz sami polscy rolnicy zechcieli zrozumieć potrzebę takich działań dla dobra wspólnego. A z tym chyba nie jest najlepiej?
Reklama
– To prawda. Tę świadomość trzeba zdecydowanie pobudzić. Bo niestety, gdy rozmawiam z samorządowcami, często widzę, że ich celem jest nieskończone upiększanie miejscowości, chodniczki z kolorowego polbruku, naprawianie dachów na remizie itp. Oczywiście, powinni o to dbać, ale po co komu fontanna w środku wsi albo dziesiątki kilometrów ścieżek rowerowych, po których nikt nie jeździ?! I jednocześnie słyszę wielkie narzekanie na suszę, na brak wody, i wielkie oczekiwanie, że państwo coś z tym zrobi... Pytam, dlaczego nie samorząd? Bo akurat w tej sprawie bardzo dużo musi wynikać z inicjatywy samorządu i wiele zależy od samych mieszkańców wsi. Bo cóż z tego, że jeśli nawet ze środków zewnętrznych ponaprawiamy wszystkie zastawki, udrożnimy rowy i przepusty, itd., skoro nikt nie będzie czuwał nad sprawnym działaniem urządzeń retencyjnych w terenie, skoro to wszystko będzie tak dewastowane jak wiejskie przystanki autobusowe...
– Są takie gminy, gdzie nadal wycina się ostatnie wierzby i wszystkie inne drzewa – które jakoby utrudniają życie mieszkańcom wsi – likwiduje się wszelkie oczka wodne... Tu potrzeba żmudnej pracy u podstaw nad obywatelską świadomością rolników, Panie Ministrze!
– Niestety, tak. Tym budowaniem odpowiedzialności społecznej powinny się zająć właśnie przede wszystkim samorządy, dla których to powinna być sprawa równie ważna jak zdobycie środków zewnętrznych. Najwyższy czas zdać sobie sprawę, że jeżeli tego problemu nie zdefiniujemy, jeżeli społeczeństwo nie będzie przekonane o jego niezwykłej ważności, to z góry sami skazujemy się na przegraną walkę z przyrodą, z niebezpiecznie ocieplającym się klimatem.
– Na świecie tzw. rolnictwo wielkoprzemysłowe, wielkie farmy produkujące mięso sprzyjają ocieplaniu się klimatu, mają spory udział w emisji gazów cieplarnianych. Jak pod tym względem przedstawia się polskie rolnictwo?
– Generalnie biorąc, rolnictwo więcej pochłania, niż emituje i tak też jest w Polsce. Niemniej jednak powinniśmy postawić na rozwój tego wszystkiego, co pozwala zwiększyć pochłanianie gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla. W Polsce mamy już wspaniałe lasy, które są w stanie absorbować dużo CO2, czas więc na przyjazne klimatowi rolnictwo.
– Czyli jakie?
Reklama
– Skupiające się na dobrym prowadzeniu upraw roślinnych, które mogą pochłaniać bardzo dużo dwutlenku węgla. Ważne są również utrzymywanie okrywy roślinnej na glebach przez znaczną część roku, niewykonywanie niektórych zabiegów uprawowych, które niepotrzebnie ziemię napowietrzają, niszczą glebę, powodując jej mineralizację; bardzo ostrożnie trzeba podchodzić do orki. Wiem, że to przeczy wyobrażeniom rolników, że ziemię trzeba często orać. Otóż nie, trzeba ją orać jak najrzadziej.
– Aby chronić klimat, wrócimy do trójpolówki?
– Bez przesady! Na świecie już stosuje się siew bez orki, spulchnia się tylko bardzo wąski paseczek gleby, niezbędny do posiania nasion, zaś międzyrzędzia pozostawia się w stanie nienaruszonym i to korzenie roślin nadają glebie odpowiednią strukturę. Rezygnacja z orki wzmacnia część organiczną gleby, zwiększa jej chłonność, wilgotność. A gleby wilgotne pochłaniają znacznie więcej dwutlenku węgla niż suche. Wielkim nieszczęściem jest to, że wszędzie na świecie – także w Polsce – osuszało się torfowiska i tereny podmokłe. W pewnej części można i trzeba to odtworzyć. Błędem rolników było to, że często dla doraźnego zysku pozasypywali wszelkie oczka wodne na polach. Dla paru dodatkowych arów zniszczyli przyjazną rolnictwu bioróżnorodność.
– I nie wiedzą, że sami sobie zaszkodzili!
Reklama
– Dlatego dziś powinni sami korygować tę dawną głupotę. Troska o glebę musi być priorytetem w świadomości rolników. Jednak coś złego się w Polsce dzieje, ponieważ polscy rolnicy tego do końca nie rozumieją... Średnie szkoły rolnicze niewiele uczą o glebie – gleboznawstwo jest dopiero na studiach – przeciętny rolnik nie jest świadomy, jak skomplikowanym tworem jest gleba, jak należy o nią dbać, żeby dawała dobre plony, a jednocześnie przetrwała w dobrym stanie dla przyszłych pokoleń. Niestety, mamy obecnie do czynienia raczej z degradacją, wręcz z dewastacją gleby niż z właściwym jej uprawianiem.
– A może nie o brak wiedzy tu chodzi, ale o traktowanie gospodarstwa rolnego jak zwykłego, nastawionego na zysk przedsiębiorstwa?
– Polscy rolnicy są rzeczywiście zbyt mocno nastawieni na krótkoterminowy zysk, co w dłuższej perspektywie musi im przynosić straty. Dlatego że rolnicy wychodzą z założenia, iż trzeba siać tylko to, co się akurat najbardziej opłaca. Mamy dziś w Polsce np. bardzo wielkie monokultury kukurydzy, która bardzo dewastuje glebę i w przyszłości będzie dawać kiepskie plony. Nasi rolnicy nie przyjmują tego do wiadomości. Tymczasem Francuzi opracowali program „Cztery promile” (Polska go wspiera), który zakłada, że jeżeli będziemy rocznie zwiększali wartość węgla w glebie – przez odpowiednią uprawę – o zaledwie cztery promile, to wkrótce pozwoli to wchłonąć cały wytwarzany przez człowieka dwutlenek węgla.
– To wydaje się wręcz nierealne, Panie Ministrze, zwłaszcza tu i teraz, w Polsce.
– Jest to jak najbardziej realne. Powinniśmy tylko umieć i chcieć tak nasze rolnictwo przekierowywać, aby wszyscy rolnicy zechcieli się włączyć w ten proces dla swojego własnego dobra. Tu nie potrzeba żadnej dodatkowej techniki, żadnych nowych maszyn, bo je mamy. Można natomiast stosować różne rośliny, przywrócić płodozmiany itp. Warunkiem jest zrozumienie tej potrzeby przez rolników.
Dalszy ciąg rozmowy z min. Janem K. Ardanowskim – w następnym numerze „Niedzieli”.