Obowiązkiem wiernych jest uważne słuchanie kazań, głoszonych przez księży podczas Mszy św. w kościołach. Czasem mądrości w nich zawarte służą do własnych przemyśleń i refleksji na temat wiary, życia i
śmierci. Niestety gdyby zapytać wiernych po wyjściu z kościoła, jaki temat był treścią kazania - wielu wzruszyłoby tylko ramionami. W pięknym kazaniu, wygłoszonym przez jednego z księży w kościele Królowej
Polski w Zamościu, padły słowa: "Ten nie umiera samotnie, kto żyje według przykazań Bożych. Bóg jest przy nim". To skłoniło mnie do własnego spojrzenia na temat śmierci.
Nikt nie umiera samotnie. Śmierć jest tuż obok i trzyma rękę na pulsie. Czasem jest niepocieszona, gdy człowiek nie boi się śmierci, drwi, że w dobie wysoko rozwiniętej techniki posługuje się ona
prymitywnym narzędziem - kosą. Jednak śmierć robi swoje. Gdy przyjdzie odpowiednia pora, uwalnia duszę od ciała, jakby chciała uczynić go lżejszym. Ale nie może uwolnić duszy od balastu grzechów, którym
jest czasem obciążona.
Śmierć jest bezwzględna. Nawet dla twórców. Po pewnego poetę przyszła właśnie wtedy, gdy zapinał wiersz na ostatnie słowa. Czasem jest bezsensowna, gdy człowiek sam jej szuka. A niewytrwałym każe
czekać w kolejce. Zdarza się to w chwilach, gdy ktoś prosi Boga, żeby przyszła i uwolniła go od cierpień, które przekraczają granice ludzkiej wytrzymałości. Śmierć ma ograniczone kompetencje, bo skazuje
ciało na proch. A dusza - to już sprawa Opatrzności.
Można powiedzieć, że ciężkie jest życie, a w nim przez piekło przejść trzeba, nim śmierć wyzwoli nas z kłopotów i pchnie. Lecz czy do nieba?
Pomóż w rozwoju naszego portalu