Dlaczego nie lubimy się spowiadać?
Obiekcje, jakie u wielu ludzi pojawiają się w związku z sakramentem pokuty, dostrzegł jasno Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej Reconciliatio et Paenitentia. Mówi w niej: "Sakrament Pokuty bowiem jest
z jednej strony zagrożony przez zaciemnienie zmysłu moralnego i religijnego, osłabienie poczucia grzechu, wypaczenie pojęcia skruchy, znikome dążenie do życia prawdziwie chrześcijańskiego; z drugiej zaś
strony przez taki sposób myślenia, czasem dość rozpowszechniony, wedle którego przebaczenie można otrzymać bezpośrednio od Boga także w sposób zwyczajny, bez przystępowania do Sakramentu pojednania, czy
też przez pozbawioną nieraz żaru i prawdziwej spontaniczności rutynę w praktykowaniu Sakramentu, która, być może, została wywołana błędnymi i wypaczonymi poglądami na skutki Sakramentu" (ReP 28). Widzimy
więc, że nasza niechęć do spowiedzi może wynikać albo z tego, że trudno nam przyznać się do naszego grzechu (znajomy proboszcz mówił w takich przypadkach: "jeśli jesteś bezgrzeszny, to stań na ołtarzu
i przyczep sobie aureolę - sąsiedzi szybko pokażą ci twoje grzechy, oni widzą je lepiej"); albo z tego, że traktujemy go jak rutynową czynność, coś w rodzaju "automatycznej pralki do sumienia", nie myśląc
nawet o tym, że jest to spotkanie nie tyle z czymś, co z Kimś: kochającym, przebaczającym Ojcem.
Nasza niechęć do tego sakramentu może wynikać z naszych zranień. Spotkałem kiedyś człowieka, który - nie wiem, słusznie czy niesłusznie - podejrzewał spowiednika o zdradę tajemnicy spowiedzi. To niesprawdzone
podejrzenie zam-knęło go na ten sakrament przez długie lata. To uświadamia, jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na kapłanach. Jak mówi Papież "jest to niewątpliwie najtrudniejsza i najbardziej delikatna,
męcząca i wyczerpująca, ale też najpiękniejsza i przynosząca radość posługa kapłańska. (...) Aby skutecznie wypełniać tę posługę, spowiednik winien koniecznie posiadać ludzkie przymioty: roztropność,
dyskrecję, umiejętność rozeznania, stanowczość miarkowaną łagodnością i dobrocią. Winien on posiadać także przygotowanie (...) w różnych gałęziach teologii, pedagogii i psychologii, metodologii dialogu
(...). Jeszcze ważniejsze jest jednak, by sam prowadził głębokie i prawdziwe życie duchowe" (ReP 29).
Można zapytać: dobrze, ale jak ja, zwykły człowiek, udający się do spowiedzi, mogę na to wpłynąć? Przecież nie ja kieruję księdza do mojej parafii... To on siada w konfesjonale, to on powinien być
uważny, wyrozumiały, mądry, pobożny... Kiedyś jednak jeden z rekolekcjonistów zapytał: czy ty modlisz się za swojego spowiednika, żeby właśnie taki był? Skąd ma wziąć tę siłę, jeśli Bóg mu jej nie da?
Narzekasz, że spowiednik cię nie zna, że nie zna twoich problemów. Czy starasz się wobec tego znaleźć stałego spowiednika, który cię zna, i u niego się regularnie spowiadać? Czy przychodzisz w takim czasie,
w którym wiesz, że nie będzie się spieszył? Każda spowiedź, jeśli spełnię warunki sakramentu pokuty, jest ważna, otrzymuję rozgrzeszenie. Ale jeśli chcę, by spowiednik mógł bardziej mi pomóc, muszę pomóc
jemu w zrozumieniu mnie.
Leczący wymiar sakramentu
Często kojarzymy sakrament pokuty z obrazem sali sądowej, a że nikt nie lubi być sądzony, nie podchodzimy do kratek konfesjonału zbyt często. Ten obraz ma zakorzenienie w tradycji chrześcijańskiej, ale
jak pisze Jan Paweł II "postępowanie to jednak toczy się bardziej przed trybunałem miłosierdzia niż ścisłej i surowej sprawiedliwości, tak że tylko przez analogię można go porównać do ludzkich trybunałów.
(...) Rozważając działanie tego Sakramentu, świadomość Kościoła dostrzega w nim jednak, poza charakterem sądowniczym w powyższym znaczeniu, również charakter terapeutyczny czyli leczniczy. Wiąże się to
z faktem, że Ewangelia często ukazuje Chrystusa jako lekarza, a Jego dzieło odkupieńcze bywa często od czasów starożytności chrześcijańskiej nazywane medicina salutis. «Pragnę leczyć, a nie oskarżać»,
mówi św. Augustyn, odwołując się do praktyki duszpasterstwa pokutnego" (ReP 31). Może więc warto pomyśleć o wizycie przy kratkach konfesjonału bardziej jak o wizycie u lekarza - najlepszego lekarza, który
ma lekarstwo na każdą naszą ranę?
Z takiego traktowania sakramentu wynika nasze podejście do tego, co w Katechizmie nazywamy warunkami sakramentu pokuty. Stają się one nie tyle warunkami niezrozumiałej i abstrakcyjnej procedury sądowej,
co okolicznościami, które pomogą lekarzowi zastosować skuteczniejsze lekarstwo. Tak widziany jest rachunek sumienia, czyli "akt, który powinien być zawsze nie tylko trwożliwą introspekcją psychologiczną,
ale szczerą i spokojną konfrontacją z wewnętrznym prawem moralnym, z normami ewangelicznymi podanymi przez Kościół, z samym Jezusem Chrystusem, który jest naszym nauczycielem i wzorem życia, oraz z Ojcem
Niebieskim, który powołuje nas do dobra i doskonałości", tak widzimy też żal za grzechy, czyli "jasne i zdecydowane odrzucenie popełnionego grzechu i postanowienie niegrzeszenia na przyszłość, z miłości
do Boga, która odradza się przez skruchę" (ReP 31).
Warunkiem sakramentu pojednania jest też oskarżenie się z grzechów. Jak pisze Papież, "Jest ono tak ważne, że od wieków aż po dzień dzisiejszy zwykło się nazywać ten Sakrament spowiedzią. Oskarżenie
się z własnych grzechów jest konieczne przede wszystkim po to, by grzesznik mógł być poznany przez tego, kto pełni w Sakramencie rolę sędziego, i by spowiednik mógł ocenić zarówno ciężar grzechów, jak
i skruchę penitenta, a jako lekarz poznać stan chorego, aby go leczyć i uzdrowić. (...) Jest to akt marnotrawnego syna, który wraca do Ojca i zostaje przez niego powitany pocałunkiem pokoju; akt lojalności
i odwagi; akt zawierzenia siebie samego, pomimo grzechu, miłosierdziu, które przebacza. Zrozumiałe jest więc, dlaczego wyznanie grzechów winno być zwyczajnie indywidualne, a nie zbiorowe, tak jak grzech
jest faktem głęboko osobistym" (ReP 31).
Pośród warunków sakramentu pojednania ostatnim, ale wcale nie najmniej ważnym, jest zadośćuczynienie, które "wieńczy sakramentalny znak Pokuty". Czym jest to zadośćuczynienie, czy - jak je często
nazywamy - pokuta? "Z pewnością nie jest to cena, którą płaci się za odpuszczony grzech i za otrzymane przebaczenie: żadna ludzka cena nie może wyrównać tego, co się otrzymało, owocu przenajdroższej Krwi
Chrystusowej" - pisze Papież. "Akty zadośćuczynienia (...) są znakiem osobistego zaangażowania, które chrześcijanin podejmuje w Sakramencie wobec Boga, aby rozpocząć nowe życie; (...) przypominają, że
także po rozgrzeszeniu pozostaje w duszy chrześcijanina pewien obszar mroku, będący skutkiem ran grzechowych, niedoskonałości skruchy, osłabienia władz duchowych, w których tkwi jeszcze pozostałe zakaźne
ognisko grzechu, wciąż wymagające walki z nim poprzez umartwienie i pokutę" (ReP 31). Widzimy więc, że także zadośćuczynienie widziane jest nie tyle jako próba "zapłacenia" za swoje grzechy, ale pewien
rodzaj "rekonwalescencji" potrzebnej człowiekowi, którego siły zostały nadwątlone przez chorobę grzechu.
Nie ma człowieka, który byłby odporny na chorobę grzechu. Każdy, również ksiądz, zakonnik, nawet papież, korzystają więc z sakramentu, w którym Chrystus - najlepszy lekarz - leczy nasze rany i umacnia
nasze siły do walki z grzechem. Spróbujmy w okresie Wielkiego Postu na nowo przyjrzeć się swojemu stosunkowi do sakramentu pokuty i zapytać: co mogę zrobić, by był on w moim życiu bardziej owocny, by
był spotkaniem z przebaczającym Ojcem, a nie tylko powtarzanym mniej lub bardziej bezmyślnie rytuałem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu