Reklama

Wiadomości

Łatwość manipulacji

O wolności słowa, propagandzie i dominującej pozycji zagranicznych koncernów medialnych w Polsce z dr Jolantą Hajdasz rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 51/2017, str. 36-37

[ TEMATY ]

społeczeństwo

Grzegorz Boguszewski

Jolanta Hajdasz

Jolanta Hajdasz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Niedawno Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zaapelowało do kolegów ze Związku Dziennikarzy Niemieckich o dziennikarską rzetelność przy opisywaniu sytuacji w Polsce. Zjazd Delegatów SDP wyraził oburzenie rezolucją Związku Dziennikarzy Niemieckich z 5 listopada 2017 r., w której mówi się o braku wolności prasy i prześladowaniu dziennikarzy w Polsce. Mamy kolejne wielkie nieporozumienie, kolejny przykład wprowadzania w błąd zagranicy przez polską totalną opozycję i „życzliwych” polskich dziennikarzy?

DR JOLANTA HAJDASZ: – Obawiam się, że nie jest to tylko zwykłe nieporozumienie, lecz celowa rozgrywka „drugiej strony”. Pytanie: kto w tej grze jest „drugą stroną”? Nie wierzę, żeby osoby mieszkające i pracujące w Polsce świadomie aż tak bardzo działały przeciwko swojemu krajowi, przeciwko swoim miejscom pracy. Jeżeli ktoś dziś kolportuje informacje, że w Polsce nie ma wolności słowa, że dziennikarze są prześladowani, to musi mieć naprawdę wrogie intencje, bo każdy, kto pracuje w naszych realiach, dobrze wie, że wolność słowa mamy na co dzień, a dziennikarze na pewno nie są prześladowani. Opinia niemieckich dziennikarzy jest dla nas wyjątkowo krzywdząca, polscy dziennikarze muszą się więc zdecydowanie przeciwstawiać tego rodzaju pomówieniom.

Reklama

– Jednak nie całe środowisko dziennikarskie jest skłonne to robić, wielu naszych kolegów raczej wspiera owe zagraniczne opinie...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Można tylko nad tym ubolewać. Pozostawmy to ich sumieniu... Wymowniejsze jest to, że najstarsza i największa organizacja dziennikarska w Polsce, którą jest SDP, na swoim Walnym Zjeździe wyraziła oburzenie treścią rezolucji Związku Dziennikarzy Niemieckich. Jest to bardzo reprezentatywny głos naszego środowiska. SDP zrzesza ponad 2,6 tys. czynnie pracujących dziennikarzy.

– Jednak zagraniczne media ignorują ten głos, a nieprzychylne Polsce oceny opierają wyłącznie na opinii swoich wypróbowanych polskich współpracowników. Czy nie znaczy to przypadkiem, że to one są w jakiś sposób zniewolone?

– Można tak to ocenić. Na pewno jednak są jednostronne, pokazują tylko wybrane przez siebie przykłady ilustrujące ich tezy. Prawda przestaje być istotna. Niestety, gdy usiłujemy to prostować – czy na forum europejskim, czy w kraju – to nasz głos, zarówno SDP, jak i Centrum Monitoringu Wolności Prasy, jest ignorowany i przyjmowany z obojętnością.

– Mamy takie polskie wołanie na puszczy?

Reklama

– Powiem więcej, mamy do czynienia z jedną z najgroźniejszych współczesnych metod manipulacji opinią publiczną – z pomijaniem pewnych tematów, z negacją istnienia odmiennych opinii, a nawet faktów. Obojętność jest bardzo niebezpiecznym narzędziem. Zastanawiające jest to, że nikt z nami nie chce polemizować, nikt nie zarzuca nam kłamstwa, nawet się nie oburza. Nasz głos protestu – mówię w imieniu SDP – jest zwyczajnie ignorowany, prawdopodobnie dlatego, aby społeczeństwo w Europie znało poglądy tylko tych, którzy wbrew faktom mówią o braku wolności mediów w Polsce.

– Jak się więc bronić? Może przydałyby się działania bardziej ofensywne, a nawet „odwetowe”? – np. wypominające niemieckim mediom ich poprawne polityczne milczenie po pamiętnym sylwestrze w Kolonii, podczas którego imigranci próbowali zgwałcić kilkadziesiąt kobiet...

– Jak najbardziej tak! Ale w ramach „odwetu” proponujemy zmuszanym lub zmuszającym się do milczenia niemieckim kolegom... łamy naszych polskich gazet. Możemy ich zaprosić na nasze portale, do radia i telewizji, bo one naprawdę funkcjonują w wolny sposób! Mówię to bez ironii, bo na prywatnych profilach niektórych niemieckich dziennikarzy czytam, że ci, którzy tam wyłamują się z tego ogólnie jednoznacznego chóru mediów, po prostu tracą pracę, spotykają się z ostracyzmem towarzyskim... To nieliczni, bo większość niemieckiego świata dziennikarskiego zachowuje się tak, jakby była wydrukowana z jednej matrycy. Wszyscy mają jednakowe, liberalne poglądy.

– Może to także dlatego, że znakomita większość niemieckich dziennikarzy – wprost przeciwnie niż wielu polskich dziennikarzy – bardzo poważnie identyfikuje się z interesem swego kraju, z patriotyzmem. Można im tego tylko zazdrościć...

Reklama

– To prawda, jednak myślę, że również znaczna część polskich dziennikarzy myśli dziś kategoriami dobra własnego kraju. Sądząc po treści gazet, ale przede wszystkim portali internetowych, wydaje się, że w Polsce nie jest tak źle z myśleniem o Polsce. Należałoby się bardziej martwić tylko tym, czy te głosy docierają do szerokiej opinii publicznej, czy nie są wciąż skutecznie zagłuszane.

– A tych, co najskuteczniej zagłuszają innych, zagłuszyć się przecież nie da!

– Nie o to chodzi, by kogokolwiek dosłownie zagłuszać, wręcz przeciwnie – mamy wolność słowa, więc każdy ma prawo głosić to, co uważa za słuszne. Ważne jest jednak, byśmy umieli rozpoznać, kto w mediach reprezentuje czyj interes i w czyim imieniu do nas mówi. W Polsce np. przeważająca część gazet drukowanych znajduje się w rękach zagranicznych, a konkretnie niemieckich koncernów; ponad 200 mln egzemplarzy gazet i czasopism sprzedaje rocznie na polskim rynku niemieckie wydawnictwo Bauer, ok. 110 mln – niemiecko-szwajcarskie Ringier Axel Springer, a ok. 100 mln – niemieckie wydawnictwo Passauer Presse pod polsko brzmiącą nazwą Polska Press Grupa... Jeśli do tego dodać, że nr 4 to wydawnictwo Agora z wciąż wpływową – choć już coraz mniej – „Gazetą Wyborczą”, to trudno się dziwić, że obraz Polski w Europie jest taki, a nie inny.

– Czy w Polsce podejmuje się jakiekolwiek badania prasoznawcze, które przedstawiłyby wpływ tych mediów na kształtowanie postaw społecznych?

– Niestety, nie. Nikt nie jest w stanie i chyba nie chce monitorować treści publikowanych dzisiaj przez gazety i prawie nikt nie bada tego, jaki one wywierają wpływ na polską opinię publiczną.

Reklama

– Wiadomo, że dość duży, że to one ukształtowały w III RP myślenie Polaków o Polsce.

– Na szczęście od pewnego czasu mają coraz silniejszą konkurencję, bo na rynku przebiły się wcześniej marginalizowane tytuły, przemówili dziennikarze, których wcześniej pozbawiano pracy, a czytelnicy powoli zaczynają rozróżniać, kto jest kim w świecie mediów i czyje interesy reprezentuje.

– I oto mamy nowy podział na jakoby zakneblowane – według opinii zagranicy i polskiej „ulicy” – ciemne media prorządowe oraz na media opozycyjne, dzielnie walczące o wolność i demokrację...

...podział narzucony przez te media, które uważają się za wolne, nieskrępowane, niezależne, a do niedawna także mówiły o sobie, że są nowoczesne, bo cała reszta była w ich oczach ciemnogrodem.

– Od pewnego czasu te „nowoczesne” media nazywa się z przekąsem „polskojęzycznymi”, co sugeruje rodzaj ich uzależnienia. Czy można zatem mówić, że pracujący w nich dziennikarze naprawdę cieszą się pełną wolnością słowa?

Reklama

– Trudno dziś mówić o niezależności dziennikarzy, ponieważ wiadomo, że w zasadniczych sprawach najistotniejsze jest zdanie właściciela danego medium. Nie oczekujmy różnych opinii od dziennikarza i jego pracodawcy, który ma jasno określony światopogląd i nie kryje swego zaangażowania politycznego. Przykładem jest list właściciela koncernu Ringier Axel Springer do polskich dziennikarzy z marca br., w którym poucza ich, co mają myśleć o bieżącej polskiej polityce, gdyby przez przypadek jeszcze tego nie wiedzieli...

– Dziennikarze zagranicznych korporacji medialnych z jakiegoś powodu dziś uważają się jednak za bardziej niezależnych i wolnych, często demonstrują swą wyższość, zwłaszcza wobec np. mediów publicznych i katolickich. Najzupełniej niesłusznie?

– Najzupełniej! Trzeba by im raczej współczuć, bo tak bardzo zamknęli się w tej swojej otoczce rzekomej niezależności, że nie dostrzegają, iż ta otoczka powoli zanika. Czytelnicy już coraz lepiej wiedzą, z kim, z jakim rodzajem dziennikarstwa mają do czynienia. Powoli mija zauroczenie wyniesione z czasów PRL-u, kiedy to na zagraniczne gazety patrzyło się jak na jakichś posłańców wolnego słowa. W okresie transformacji ustrojowej chyba wszyscy uwierzyliśmy w to, że „niewidzialna ręka rynku” rozwiąże wszystkie medialne problemy...

– A przyniosła nowe, zupełnie niespodziewane problemy. Bo oto zagraniczne gazety i czasopisma jednakowoż nie stały się – jak nas przekonywano – wzorcem dobrego dziennikarstwa...

Reklama

– Otóż to! Wielokrotnie przekonałam się, że w polskiej edycji różnych zagranicznych tygodników i miesięczników trudno doszukać się rzetelnego dziennikarstwa, uczciwego opisu rzeczywistości. Często jest to po prostu wręcz tendencyjny przekaz, jakby na konkretne zamówienie polityczne lub biznesowe. Mam nadzieję, że czytelnicy tych gazet czy związanych z nimi portali internetowych zorientują się sami, że w łatwy sposób dają sobą manipulować.

– Tymczasem staliśmy się już nie tylko chętnymi konsumentami, ale przede wszystkim ofiarami tychże mediów.

– To prawda. Przez całe lata Polacy z braku innych możliwości godzili się na ten stan rzeczy. Jeśli więc dziś Zachód wytyka nam brak wolności słowa, to przypomnijmy, że na polskim rynku medialnym wciąż mamy do czynienia z dominacją zachodnich koncernów, które mogą u nas działać w absolutnie nieskrępowany sposób. Bez problemu promują np. panujący już niemal we wszystkich mediach na Zachodzie liberalno-lewacki światopogląd oraz bronią interesów własnych krajów. I można nawet powiedzieć, że w Polsce właśnie ta nadmierna wolność staje się wręcz ograniczeniem. Każdy, kto chce, może w polskiej przestrzeni medialnej doskonale funkcjonować – nie tylko doskonale zarabiać, ale też uprawiać swoją propagandę. Biedny w tym wszystkim jest właśnie tylko nasz odbiorca – czytelnik, słuchacz, telewidz, który nie wie, czego słuchać i komu wierzyć, gdzie szukać prawdy.

– Nie w mediach publicznych – przekonują polska opozycja oraz zachodnie media – bo polskie media publiczne kłamią i są dziś potężną jak nigdy dotąd tubą prorządowej propagandy...

Reklama

– Warto się zastanowić, kto tu naprawdę kłamie, dlaczego kłamie i jaką propagandę uprawia... Pragnę zauważyć, że mocą ustawy zostały powołane polskie Media Narodowe, w których skład wchodzą Polskie Radio, TVP oraz Polska Agencja Prasowa, ale one tworzą nie więcej niż jedną czwartą całego rynku medialnego w naszym kraju.

– Mają zatem mniejszą moc oddziaływania niż media zagranicznych koncernów?

– Zdecydowanie tak, aczkolwiek teraz wreszcie odróżniają się od nich pod względem przekazywanych treści; już nie mówią tym samym głosem, jak to było jeszcze 2 lata temu. Problemem tych nowych polskich mediów publicznych jest dziś to, że znajdują się pod lupą wrogo nastawionej komercyjnej konkurencji, która wytyka im po stokroć każdy błąd warsztatowy, każde potknięcie, aby je zdyskredytować w oczach odbiorców, podważyć zaufanie do treści, które przekazują.

– I naprawdę nie są żadną „tubą rządową”?

– Moim zdaniem, po prostu bardziej szczegółowo niż komercyjne media informują o pracach prezydenta, parlamentu czy rządu. Wrażenie odgórnego sterowania tymi mediami ma wiele osób, ale w mojej ocenie jest ono skutkiem przede wszystkim błędów warsztatowych niedoświadczonych dziennikarzy. To zresztą temat na osobną rozmowę.

– Nieco ironizując, można powiedzieć, że to media zagranicznych koncernów mogą sobie pozwolić na zatrudnienie bardziej doświadczonych propagandystów?

– Mam czasem wrażenie, że właśnie tak robią! Narodowe media mają jednak prawo i obowiązek przedstawiać punkt widzenia państwa polskiego, co nie ma związku z żadną propagandą, lecz z najbardziej fundamentalnym interesem naszej ojczyzny – Polski. I to właśnie one zapewniają dziś większą równowagę w przestrzeni publicznej, w ogólnokrajowej debacie, czego jeszcze 2 lata temu tak bardzo nam brakowało. A zatem nawet jeśli obecnie w narodowych mediach bardziej eksponowane są racje rządzących, to jest to uzasadnione i w obecnej medialnej rzeczywistości naprawdę bardzo potrzebne.

Jolanta Hajdasz, doktor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki, dziennikarka i publicystka, redaktor naczelny Wielkopolskiego Kuriera Wnet, pracowała m.in. w Radiu Wolna Europa, Polskim Radiu, TVN i TVP oraz w „Przewodniku Katolickim”. Jest autorką m.in. książki „Szczekaczka, czyli Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa” oraz filmów dokumentalnych: „Zapomniane męczeństwo” i „Żołnierz Niezłomny Kościoła” o prześladowaniu przez komunistów abp. Antoniego Baraniaka. Od lipca 2017 r. dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

2017-12-13 11:06

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Życzenia

Niedziela Ogólnopolska 3/2015, str. 42

[ TEMATY ]

społeczeństwo

ludzie

G.OZCAN / photo on flickr

Zapamiętałam słowa sprzed kilku dni, wypowiedziane przez mężczyznę w sile wieku, wykształconego polskiego przedsiębiorcę, człowieka, który kiedyś zaoferował finansową pomoc w realizacji jednego z moich filmów, a teraz zadzwonił do mnie z życzeniami świąteczno-noworocznymi i powiedział: „Musimy się modlić za polskie społeczeństwo, niestety, jest bardzo głupie”. Trochę się żachnęłam, powiedziałam, że przecież nie jest tak źle. Na co usłyszałam zwięzłe wyjaśnienia: „Polacy stracili honor, godność, ambicję, wszelką waleczność. Polskie społeczeństwo nie ma wiedzy, jest głupie i zobojętniałe, zajęte jedynie przysłowiową kiełbasą. Ludzie nie rozeznają się w podstawowych nurtach polityki społecznej i gospodarczej. Nie mają prawdziwej wiedzy na temat działania, powiązań i grup interesów ludzi decydujących o losach Polski. Powtarzają frazesy agentów, zdrajców i zbrodniarzy, ubranych w europejskie marki i wolnościowe hasła, dla których Polska jest jedynie świetnym źródłem niebotycznych dochodów i karier. Czy mądre społeczeństwo szłoby w konduktach pogrzebowych Geremka, Kuronia, Kołakowskiego czy Jaruzelskiego? Czy ludzie świadomi przeszłości i teraźniejszości wybieraliby i ufali Wałęsie, Kwaśniewskim, Buzkom, Komorowskim, Tuskom i im podobnym? Jakie społeczeństwo tak milczałoby w sprawie tragedii smoleńskiej i wysłuchiwałoby kolejnych krętactw, kłamstw w żywe oczy? Brak reakcji społecznej po aferach: hazardowej, ambergoldowej, podsłuchowej, strasznych oszustwach, kradzieży majątku narodowego. Czy mądre społeczeństwo patrzyłoby potulnie na krętacką wyprzedaż największych polskich firm, oddawanie w ręce wrogów Polski? Czy mądry naród powierzałby losy niegdyś dumnej, wielkiej Polski, Ojczyzny wspaniałych rodaków, we władanie półgłówków, prymitywnych cwaniaków, kpiących z naszych narodowych, odwiecznych świętości, nastawionych jedynie na kariery, krętactwo i złodziejstwo? Czy w normalnym kraju prosperowałaby tak michnikowa machina kłamstwa pod tytułem „Gazeta Wyborcza», a w TVP kilka razy dziennie wypowiadałby swoje „mądrości” i pouczał nas niejaki Paweł Olszewski (Kierbul) czy Niesiołowski? Czy byłoby społeczne przyzwolenie na ogromne, powiązane fortuny Kulczyków, Kwaśniewskich i innych? Czy prezydent Komorowski mógłby tak beznadziejnie odpowiadać przed sądem w bardzo ważnej sprawie dla Polski – chodzi mi o przesłuchanie w sprawie WSI w dniu 18 grudnia – i jeszcze zabronić jakiejkolwiek transmisji z tego najważniejszego wydarzenia, a w tym czasie zajmować się kanapką prof. Pawłowicz?... Musi przyjść narodowa metanoja, generalna odmiana i dlatego składając życzenia, zacząłem od prośby, by modlić się za społeczeństwo polskie”. Przytaczam tę wypowiedź, bo zapadła mi w pamięci i wracałam do tych słów, gdy klęczałam w kościele w świąteczne dni.
CZYTAJ DALEJ

Kamerun: pierwsze sanktuarium św. Jana Pawła II

2024-11-29 12:42

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Vatican Media

Ludność Kamerunu docenia świadectwo życia Papieża Polaka oraz jego zaangażowanie na rzecz Afryki - podkreślił ks. Krzysztof Pazio MIC, posługujący w parafii Minkama, na wschodzie Kamerunu. W niedzielę, 24 listopada odbyło się poświęcenie kościoła pod wezwaniem św. Jana Pawła II. Liturgii przewodniczył nuncjusz apostolski w Kamerunie, abp José Avelino Bettencourt.

Na zakończenie Mszy św. bp Sosthene Leopold Bayemi Matjei, ordynariusz diecezji Obala ogłosił nową świątynię sanktuarium św. Jana Pawła II.
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: matka zrezygnowała z leczenia raka, by nie zaszkodzić poczętemu dziecku

2024-11-30 11:59

[ TEMATY ]

świadectwo

Karol Porwich

Podczas jednej wizyty u lekarza usłyszała, że jest w ciąży i ma nieoperowalnego raka. 38-letnia Deborah Vanini zrezygnowała z leczenia, by nie zaszkodzić noszonemu pod sercem dziecku. Zmarła dwa miesiące po jego narodzinach. „Bała się śmierci, ale myślała o naszej córeczce” - wyznał jej partner podkreślając, że „społeczeństwo powinno brać przykład z tej historii, wybierając życie”.

Historia „Matki z Como”, jak nazwały ją włoskie media odbiła się szerokim echem dzięki swoistemu dziennikowi, który Deborah prowadziła w mediach społecznościowych. Jej wpisy obrazują życie jakie prowadziła. Zdjęcia pokazują piękną kobietę, kochającą podróże do wspaniałych miejsc, spotkania z przyjaciółmi, wymarzony dom, który tuż przed diagnozą wybudował dla niej jej partner. Do spełnienia ich marzeń brakowało dziecka, o które starali się kilka lat. Wpis o tym, że oczekuje potomstwa stał się zarazem zapowiedzią tragedii. W czasie jednej wizyty u lekarza dowiedziała się, że jest w ciąży, a zaraz potem, że ma nowotwór. Rak płuc. W czwartej fazie - nieoperowalny. „Szok. Od najlepszej wiadomości do najgorszej w ciągu 25 sekund - napisała na Twitterze. - Od największej radości do absolutnej rozpaczy. Od ekstazy po męki piekielne. Od teraz - ciemność”.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję