Było to 13 lat temu. Jako świeżo wybrany poseł do Parlamentu Europejskiego wygłosiłem pierwsze przemówienie w Strasburgu. Dotyczyło ono konieczności likwidacji siedziby PE właśnie w Strasburgu. Przekonywałem, że nie istnieją żadne racjonalne przesłanki uzasadniające równoczesne utrzymywanie 3 siedzib naszej izby: w Luksemburgu, Brukseli i Strasburgu. Proponowałem, by zaoszczędzone miliony euro, które obecnie są wydawane bez potrzeby na trzecią siedzibę parlamentu, przeznaczyć na wsparcie najbiedniejszych regionów Unii Europejskiej. Pamiętam oklaski, które rozległy się w sali, i konsternację euroentuzjastycznych polskich dziennikarzy. Wstąpiliśmy bowiem do krainy szczęśliwości, a tu trzeba coś likwidować, oszczędzać... Podchodziło wówczas do mnie wielu zagranicznych europosłów i zapewniało o wsparciu, jednocześnie wypowiadali z nutą rezygnacji magiczne słowo „traktaty”. Konkretnie mieli na myśli traktat amsterdamski, w którym zagwarantowano, że główną siedzibą PE będzie Strasburg. Więcej, w protokole do tegoż traktatu wpisano obowiązek organizowania posiedzeń 12 razy w roku. Na jakiekolwiek odstępstwo zgodę musi wyrazić prezydent Francji. Dotychczas uczynił to raz – prezydent Sarkozy, zezwalając na przeniesienie posiedzeń do Brukseli po tym, jak runął sufit w sali plenarnej w Strasburgu. No cóż, wyższa konieczność...
Poza tym incydentem, a właściwie katastrofą budowlaną, rządzący Francją nie chcieli słyszeć o likwidacji „ich” siedziby, zdecydowanie odrzucali nawet myśl o otwarciu traktatów. Zjawisko to powszechnie zwykło się określać jako francuskie tabu. Dotychczas nie zdołały go przełamać ani przemówienia, ani zebranie ponad miliona podpisów w wielu krajach UE (akcja Cecilii Malmström), ani bojkot obrad w Strasburgu (pomysł Jasia Gawrońskiego), ani przegłosowane w PE w 2013 r. Sprawozdanie w sprawie lokalizacji siedzib instytucji Unii Europejskiej.
Wszystko bez rezultatu. Na nic też zdała się argumentacja, że siedziba PE w Strasburgu to zbytek i luksus, który kosztuje podatników dodatkowo 200 mln euro rocznie, że budynek wykorzystywany jest tylko przez 48 dni w roku. Aż tu nagle po wyborach prezydenckich we Francji nowy prezydent Emmanuel Macron udał się w pierwszą zagraniczną podróż do Berlina, gdzie oznajmił, że jest za reformą Unii Europejskiej i za zmianą traktatów! Zadeklarował też, że dla niego „nie istnieje to tabu”, czym wyraźnie zaskoczył nawet kanclerz Merkel. Rodzi się jednak pytanie, czy Macron, mówiąc o otwarciu traktatów, zdawał sobie sprawę, że na pierwszy ogień pójdzie Strasburg – symbol historycznego niemiecko-francuskiego pojednania... O prestiżu i utracie ogromnych funduszy nie wspominając.
Pomóż w rozwoju naszego portalu