Reklama

Wiadomości

Telewizja to nie fabryka

O wpływie mediów na politykę i polityki na media, abolicji abonamentowej i potrzebie dekoncentracji kapitału z Witoldem Kołodziejskim rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 16/2017, str. 40-41

[ TEMATY ]

media

Grzegorz Boguszewski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Wiele złego mówi się ostatnio w Polsce o jakości mediów, zwłaszcza o ich niekorzystnej dla nas strukturze własnościowej, skutkującej stronniczością polityczną ich przekazu. Krytyka dotyczy przede wszystkim rynku gazet i czasopism, ale do pewnego stopnia także mediów elektronicznych, zwłaszcza że ich moc oddziaływania jest dominująca. Co dziś najbardziej niepokoi Krajową Radę Radiofonii i Telewizji?

WITOLD KOŁODZIEJSKI: – Powodów do niepokoju jest wiele, jednak sytuacja mediów elektronicznych jest i zawsze była inna niż mediów drukowanych, ponieważ ich tworzenie było regulowane przez system koncesji. Na tym rynku nigdy nie było wolnej konkurencji, zawsze ktoś był uprzywilejowany; tworzyły go decyzje kolejnych Krajowych Rad Radiofonii i Telewizji oraz kapitał, także zagraniczny, uczestniczący w nim zarówno na etapie koncesyjnym, jak i później, kiedy dochodziło do rozmaitych przejęć.

– Nie mogło być inaczej, bo KRRiT zawsze podlegała zbyt silnym naciskom polityczno-biznesowym?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Niestety, tak. Faktem jest uwikłanie jej członków w jedną z największych afer korupcyjnych niepodległej Polski – w aferę Rywina, która toczyła się w cieniu KRRiT. Zarówno wpływy polityczne, jak i niejasne biznesowe układy mogły zatem mieć duże znaczenie w podejmowaniu kolegialnych, merytorycznych decyzji KRRiT; mogły też wpływać na wydawanie koncesji i na kształt ustaw.

– Bo to właśnie o media elektroniczne, zwłaszcza o koncesje telewizyjne, przetoczyła się przez III RP największa batalia...

– To dlatego, że media elektroniczne mają – wciąż jeszcze głównie telewizja – szczególnie wielki wpływ na życie społeczne, na kształt demokracji, na sposób funkcjonowania państwa i rządu. I tak to już jest od czasu wynalazku druku, że im bardziej nowe technologie medialne wpływają na politykę, tym bardziej polityka stara się wpływać na nie. KRRiT jako instytucja została wymyślona i stworzona po to, żeby tych wpływów unikać, ale jak pokazuje jej historia, nie do końca spełniła rolę bufora. Wiele z jej decyzji można by dziś podważać.

– Które konkretnie?

– Nie wartościując ich znaczenia, za te najistotniejsze, które wywarły duży wpływ na kształt życia politycznego i społecznego w Polsce, można uznać pierwsze decyzje KRRiT, czyli przyznanie koncesji dla Polsatu, dla niepozornej telewizji Wisła i innych telewizji regionalnych, z których później powstała potężna TVN. Ale z drugiej strony – bardzo ważne było przyznanie w końcu, mimo długotrwałego oporu Rady, koncesji dla Radia Maryja. Wiele niejasności wzbudza obecnie proces przechodzenia na technologię cyfrową, czyli rozszerzenie rynku o multipleksy cyfrowe, pozostający również w związku z sytuacją polityczną w kraju...

Reklama

– Czy obecną sytuację na rynku mediów elektronicznych w Polsce można uznać za ostatecznie „zrównoważoną”?

– Moim zdaniem, właśnie ze względu na wspomniane nie najlepsze decyzje podjęte w przeszłości ta równowaga jest i zawsze będzie, może nawet coraz bardziej, chwiejna... Wprawdzie mamy rynek podzielony po równo między trzech dużych nadawców – Telewizję Publiczną, Polsat i TVN – to jednak coraz więcej pola oddają oni konkurencyjnym programom internetowym.

– Jaka jest zatem rola regulatora takiego jak KRRiT, gdy świat mediów elektronicznych staje się tak bardzo skomplikowany?

– Mimo że koncesje radiowo-telewizyjne już zostały rozdane, mimo że ukształtował się już konkretny rynek mediów elektronicznych, na którym wyrosło i umocniło się trzech głównych nadawców, to jednak z uwagi na znaczenie dla rozwoju społecznego i demokracji, nie możemy ich traktować jak zwykłe podmioty gospodarcze, jak fabryki. Stąd potrzeba pewnego wpływu i kontroli, aby rynek tych mediów rozwijał się w sposób niezakłócany. KRRiT w konstytucji ma wpisaną powinność dbania o pluralizm w mediach.

– Z której raczej się nie wywiązywała – jeszcze do niedawna wszystkie trzy najważniejsze telewizje zgodnie jednym głosem krytykowały wyłącznie opozycję (wówczas PiS). To wynik bezsilności czy złej woli Rady jako organu kontrolującego? Czy zamierza Pan to zmienić?

Reklama

– Uczciwie powiem, że dbanie o pluralizm – zwłaszcza w wymiarze politycznym – rynku, który nie jest do końca wolny, nie jest proste. KRRiT może i powinna czuwać nad tym, aby nadawcy przestrzegali obowiązków nałożonych na nich przez ustawę, aby w ramach konkurencji między sobą nie stosowali nieuczciwych praktyk, np. puszczając więcej reklam, niż to jest dozwolone, ignorując ochronę małoletnich przed szkodliwymi treściami. Mamy tu cały katalog spraw, których nie możemy pozostawić jedynie działaniu prawa rynku, bo zbyt duży jest ich wpływ na odbiorców.

– Trudno zmusić wielkie telewizje komercyjne – które skupiają dwie trzecie rynku – by zajmowały się misją społeczną. Czy jednak media publiczne należycie wywiązują się z przypisanej im ustawowo misyjności?

– W różnych okresach różnie z tym bywało.

– Jeden z prezesów TVP deklarował wprost: tyle misji, ile abonamentu!

– I to on był jednym z „bohaterów” afery Rywina, w której chodziło o przejęcie TVP 2 przez prywatny kapitał. Ale mieliśmy też premiera, który postulował zniesienie abonamentu, nazywając go podatkiem niepotrzebnie obciążającym portfele obywateli...

– Faktem jest, że TVP żyje dziś przede wszystkim z reklam, nie z abonamentu, i niewiele różni się od stacji komercyjnych.

– Być może ta misyjność jest wciąż zbyt mało widoczna, ale przecież to tylko TVP znacząco inwestuje w promowanie kultury wysokiej – mamy choćby wielce zasłużony Teatr Telewizji. Mamy dobrze rozwiniętą produkcję wartościowych filmów dokumentalnych, nieodpłatne relacje z ważnych wydarzeń sportowych itp.

– Czy KRRiT nie ma żadnych zastrzeżeń wobec realizacji misji przez TVP?

Reklama

– Cały czas kontrolujemy tę misję, co roku podpisujemy specjalne porozumienia finansowo-programowe i bardzo wnikliwie sprawdzamy, czy zostało wykonane to, do czego TVP się zobowiązała i na co KRRiT przeznaczyła pieniądze z abonamentu. Oczywiście, musimy sobie zdawać sprawę ze wszystkich istniejących ograniczeń...

– Chodzi przede wszystkim o mały dopływ pieniędzy z abonamentu?

– Niestety, tak. Udział abonamentu w całym budżecie telewizji publicznej wynosi zaledwie ok. 20 proc., ale zazwyczaj TVP stara się robić więcej programów misyjnych, niż pozwalają jej na to wpływy z samego abonamentu. Oczywiście, widziałbym dziś inną telewizję publiczną i inny jej rozwój...

– Jaka powinna być ta idealna telewizja publiczna?

– Dobra telewizja publiczna kojarzy mi się z lokalnością. Dlatego uważam, że trzeba zadbać o rozwój lokalnych ośrodków TVP i lokalnych spółek radia publicznego. Ma to fundamentalne znaczenie dla życia społecznego i kulturalnego w poszczególnych regionach, dla lokalnej demokracji. Aby wzmacniać te mechanizmy, trzeba wzmacniać stacje i rozgłośnie regionalne. Media lokalne nie muszą być skazane na niepowodzenie, ale mogą istnieć – szczególnie lokalna telewizja – tylko dzięki wsparciu publicznych pieniędzy.

– A nad dopływem tego wsparcia czuwa właśnie KRRiT i – niestety – jest bezradna?

Reklama

– To prawda. Podejmowane są obecnie próby poprawienia wpływów z abonamentu, rozpatruje się różne warianty skuteczniejszego poboru, jednak np. propozycja najprostsza, czyli opłacenie niewielkiej daniny radiowo-telewizyjnej przy okazji rozliczania podatków może wymagać specjalnej notyfikacji Komisji Europejskiej, na którą raczej nie można liczyć.

– Nie ma zatem nadziei na więcej przyzwoitej misyjności, a mniej niezbyt mądrych, ale drogich programów rozrywkowych, które przyciągają reklamy jako główne źródło utrzymania telewizji publicznej?

– Mimo wszystko uważam, że prace nad uszczelnieniem obecnej ustawy abonamentowej są na tyle zaawansowane, że wpływy z abonamentu wkrótce się poprawią i wtedy będzie można podjąć dyskusję o ograniczeniu reklam w telewizji publicznej. Być może zaproponowana przez rząd tzw. abolicja abonamentowa zachęci osoby dotychczas uporczywie uchylające się do opłacania abonamentu... KRRiT myśli również o premiach dla osób, które sumiennie płaciły abonament RTV.

– Czy dziś, gdy świat nadawców elektronicznych staje się pod każdym względem bardziej skomplikowany, KRRiT jako regulator i kontroler jest w stanie sprostać gromadzącym się wyzwaniom?

Reklama

– Przed nami ogrom pracy. W tym roku prawdopodobnie będziemy zmieniali ustawę pod kątem dostosowania naszego prawa do wymogów UE, za czym pójdzie określenie i stworzenie karty powinności mediów publicznych, konkretyzującej wymagania i sposób rozliczania z wykonania misji. Poza tym zamierzamy wymusić na mediach publicznych, aby za pieniądze z abonamentu rozwijały też swą działalność w Internecie; tak, aby publiczna telewizja i radio stworzyły jeden wspólny portal, gdzie będą umieszczone wszystkie ich bezcenne zasoby archiwalne oraz cała bieżąca produkcja. Korzystając z tej bazy, mogłyby się też znakomicie rozwijać lokalne media publiczne.

– Na media komercyjne, dzierżące jednak w Polsce rząd dusz, KRRiT nie ma takiego wpływu, który mógłby zmienić ich oblicze i nastawienie na bardziej obiektywne i zarazem korzystne dla biegu polskich spraw...

– Krajowa Rada miała wpływ na potencjał ich oddziaływania, gdy rozdzielała koncesje, później mogła już tylko upominać lub karać w przypadku naruszenia przepisów ustawy (jedną z bardziej głośnych spraw było ukaranie TVN „za naruszanie czci i szacunku dla flagi państwowej” w programie Kuby Wojewódzkiego). Nie może natomiast ingerować w prowadzoną przez nie politykę, nawet jeśli jest niekorzystna dla Polski. Uważam jednakże, że trzeba pilniej zwracać uwagę na to, iż te media bywają naszemu krajowi wręcz ostentacyjnie nieżyczliwe. W tym kontekście można dziś mówić, że ogromne znaczenie ma narodowość kapitału ulokowanego w dużych mediach elektronicznych.

– W jakim stopniu hasło repolonizacji dotyczy mediów elektronicznych?

Reklama

– W niewielkim, mimo że duże i wpływowe grupy medialne, takie jak TVN, są w rękach kapitału amerykańskiego, grupa radiowa RMF należy do kapitału niemieckiego Emitel, monopol nadawczy (czyli stronę techniczną mediów elektronicznych) mają amerykańskie fundusze inwestycyjne, najwięksi operatorzy kablowi to także nie jest polski kapitał... Można więc powiedzieć, że polskie media elektroniczne – wyłączając same stacje telewizyjne – tylko w niewielkim stopniu znajdują się w rękach polskiego kapitału. Mimo tego, w przypadku elektronicznych mediów prywatnych w Polsce możemy rozważać tylko problem dekoncentracji kapitału.

– Przewiduje się konkretne działania?

– Mam nadzieję. Proponowane przez nas zapisy antykoncentracyjne służą uniemożliwieniu takich praktyk, np. gdy nadawca programu telewizyjnego jednocześnie sprzedaje reklamy również innym telewizjom i uzależnia tę sprzedaż od wpływów reklamowych na swoich kanałach. Jeżeli nadawca programu telewizyjnego jest jednocześnie największym właścicielem platformy satelitarnej i decyduje, czy wpuścić konkurencję na tę platformę, to należy ten stan rzeczy zmienić na taki, jaki obowiązuje od dawna w innych krajach.

– Tyle że z tego powodu na Polskę posypią się gromy z tychże właśnie innych krajów...

– Nie należy się tym przejmować, tylko konsekwentnie czerpać z doświadczeń tychże krajów, które przecież najlepiej wiedzą, jak wielki wpływ media – zwłaszcza telewizje – mają na kształt demokracji i życie polityczne każdego kraju. Każde społeczeństwo w każdym kraju ma prawo – i powinno – wiedzieć, że nadmierna koncentracja kapitału medialnego, zwłaszcza zagranicznego, jest po prostu niebezpieczna dla interesów kraju.

* * *

Witold Kołodziejski
Dziennikarz (m.in. był autorem i wydawcą programów katolickich w TVP: Magazyn Katolicki, Credo, Credo 2000, Otwarte Drzwi, Między ziemią a niebem), samorządowiec, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji (2015-16), przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (2007-10 i od 2016).

2017-04-11 09:43

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Społeczny przekaz w Kościele

Niedziela wrocławska 39/2012

[ TEMATY ]

media

WWW.YOUTUBE.PL

Kadr z teledysku "Bierz i czytaj"

Kadr z teledysku Bierz i czytaj
Środki społecznego przekazu są niezwykle istotnym narzędziem w kształtowaniu postaw, zachowań a nawet myśli współczesnego człowieka. Dlatego tak ważne jest poświęcenie jednego dnia w Kościele katolickim mediom, aby ukazać ich chrześcijański wymiar. Dzień Środków Społecznego Przekazu został ustanowiony już 45 lat temu, gdy Kościół miał ogromne problemy z oswojeniem medialnego świata. Rozkwit mediów katolickich: prasy, radia i telewizji sprawił, że środki przekazu są coraz lepiej wykorzystywane w dziele ewangelizacji.
CZYTAJ DALEJ

Święty Jan Leonardi

Niedziela Ogólnopolska 42/2009, str. 4

[ TEMATY ]

Benedykt XVI

pl.wikipedia.org

Drodzy Bracia i Siostry! Pojutrze, 9 października, minie 400 lat od śmierci św. Jana Leonardiego, założyciela Zgromadzenia Kleryków Regularnych Matki Bożej, kanonizowanego 17 kwietnia 1938 r. i ogłoszonego 8 sierpnia 2006 r. patronem farmaceutów. Wspominamy go także ze względu na wielki zapał misyjny. Wraz z ks. Juanem Bautistą Vivesem i jezuitą Martinem de Funesem zaprojektował i przyczynił się do powołania specjalnej kongregacji Stolicy Apostolskiej do spraw misji, czyli przyszłej Propaganda Fide, i do późniejszych narodzin Collegium Urbanianum, które w ciągu wieków przygotowało tysiące kapłanów, w tym wielu męczenników, do ewangelizowania narodów. Mamy zatem do czynienia ze świetlaną postacią kapłana, którego chciałbym postawić za wzór wszystkim prezbiterom w tym Roku Kapłańskim. Zmarł w 1609 r. na grypę, którą zaraził się, gdy w rzymskiej dzielnicy Campitelli opiekował się ofiarami tej epidemii. Jan Leonardi urodził się w 1541 r. w Diecimo w prowincji Lukka jako ostatni z siedmiorga rodzeństwa. Okres dojrzewania wyznaczał mu rytm wiary przeżywanej w zdrowym i pracowitym ognisku domowym, jak również stałe uczęszczanie do pracowni ziół i lekarstw w rodzinnej miejscowości. Gdy miał siedemnaście lat, ojciec zapisał go na kurs zawodowy w Lukce, aby został aptekarzem, a raczej zielarzem, jak się wówczas mówiło. Młody Jan Leonardi pilnie i gorliwie uczęszczał na zajęcia prawie dziesięć lat, ale gdy, zgodnie z przepisami prastarej Republiki Lukki, zdobył oficjalny dyplom, upoważniający go do otwarcia własnej placówki, zaczął zastanawiać się, czy nie nadeszła chwila spełnienia planów, które zawsze nosił w sercu. Po dojrzałej refleksji zdecydował się na kapłaństwo. I tak, porzuciwszy zielarnię i zdobywszy odpowiednie przygotowanie teologiczne, przyjął święcenia kapłańskie i w dniu Ofiarowania Pańskiego 1572 r. odprawił swoją prymicyjną Mszę św. Nie zarzucił jednak swej pasji dla farmakopei, czuł bowiem, że wiedza zawodowa aptekarza może mu pomóc w pełnym urzeczywistnieniu swego powołania, czyli przekazywania ludziom, przez święte życie, „Bożego lekarstwa”, którym jest Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, „miara wszech rzeczy”. Ożywiany przekonaniem, że takiego lekarstwa wszystkie ludzkie istoty potrzebują ponad wszystko, św. Jan Leonardi starał się uczynić z osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem podstawową rację własnego istnienia. „Koniecznie trzeba zaczynać od Chrystusa” - lubił często powtarzać. Prymat Chrystusa nad wszystkim stał się dla niego konkretnym kryterium ocen i działania oraz zasadą pobudzającą jego działalność kapłańską, którą pełnił w okresie szerokiego i powszechnego ruchu odnowy duchowej w Kościele, dzięki rozkwitowi nowych instytutów zakonnych i świetlanemu świadectwu takich świętych, jak Karol Boromeusz, Filip Nereusz, Ignacy Loyola, Józef Kalasancjusz, Kamil de Lellis, Alojzy Gonzaga. Z entuzjazmem oddał się duszpasterstwu wśród chłopców przez Stowarzyszenie Nauki Chrześcijańskiej, gromadząc na nowo wokół siebie grupę młodych ludzi, z którymi 1 września 1574 r. założył Zgromadzenie Księży Reformowanych Maryi Panny, nazwane następnie Zakonem Kleryków Regularnych Matki Bożej. Swoim uczniom zalecał, by mieli „przed oczyma umysłu jedynie cześć, służbę i chwałę Ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa”, a - jak przystało na dobrego aptekarza, nawykłego do dozowania dawek w zależności od ścisłych potrzeb - dodawał: „Unieście nieco swe serca ku Bogu i z Nim odmierzajcie wszystko”. Powodowany zapałem apostolskim, w maju 1605 r. wystosował do nowo wybranego papieża Pawła V Memoriał, w którym sugerował kryteria prawdziwej odnowy w Kościele. Zauważając, jak było „niezbędne, aby ci, którzy domagają się reformy ludzkich obyczajów, szukali, i to na początku, chwały Boga”, dodawał, że muszą oni wyróżniać się „prawością życia i doskonałością obyczajów, tak aby bardziej niż przymusem przyciągać łagodnością do reformy”. Zwracał ponadto uwagę, że „ten, kto chce dokonać poważnej reformy religijnej i moralnej, musi przede wszystkim, jak dobry lekarz, postawić właściwą diagnozę chorób, jakie trawią Kościół, aby na każdą z nich umieć przepisać najodpowiedniejsze lekarstwo”. I zauważał, że „odnowa Kościoła musi dokonywać się tak u przywódców, jak i u podwładnych, na górze i na dole. Musi zaczynać się od tego, kto rządzi, i objąć poddanych”. Dlatego też, zachęcając papieża do wspierania „powszechnej reformy Kościoła”, troszczył się o chrześcijańską formację ludu, a zwłaszcza chłopców, których należy wychowywać „od najwcześniejszych lat (...) w czystości wiary chrześcijańskiej i w świętych obyczajach”. Drodzy Bracia i Siostry, świetlana postać tego Świętego zachęca w pierwszej kolejności kapłanów i wszystkich chrześcijan, by stale dążyli do „wysokiej miary życia chrześcijańskiego”, którą jest świętość, każdy oczywiście stosownie do swego stanu. Tylko bowiem z wierności Chrystusowi może wypłynąć autentyczna odnowa kościelna. W owych latach, na kulturalnym i społecznym przełomie wieków XVI i XVII, zaczęły się zarysowywać przesłanki późniejszej kultury współczesnej, którą cechuje nieuzasadniony rozłam między wiarą a rozumem, którego ujemnymi następstwami są marginalizacja Boga wraz ze złudzeniem ewentualnej i całkowitej niezależności człowieka, który postanawia żyć tak, „jakby Boga nie było”. Jest to kryzys współczesnej myśli, o którym wielokrotnie miałem okazję wspominać i który przybiera często postać relatywizmu. Jan Leonardi wyczuwał, co jest prawdziwym lekarstwem na te bolączki duchowe, i zawarł to w stwierdzeniu: „Chrystus przede wszystkim”, Chrystus w centrum serca, w centrum historii i wszechświata. To Chrystusa - stwierdzał z mocą - ludzkość tak bardzo potrzebuje, ponieważ On jest naszą „miarą”. Nie ma dziedziny, której nie mogłaby dosięgnąć Jego moc; nie ma choroby, na którą nie znalazłoby się w Nim lekarstwo, nie ma problemu, którego w Nim nie dałoby się rozwiązać. „Albo Chrystus, albo nic!”. Oto jego recepta na wszelką reformę duchową i społeczną. Istnieje jeszcze jeden aspekt duchowości św. Jana Leonardiego, który chciałbym podkreślić. Przy wielu okazjach powtarzał on, że do żywego spotkania z Chrystusem dochodzi w Jego Kościele, świętym, choć kruchym, zakorzenionym w historii i w jej niekiedy niezbadanych kolejach, gdzie razem rosną zboże i kąkol (por. Mt 13, 30), lecz zawsze będącym sakramentem zbawienia. Mając jasną świadomość, że Kościół jest polem Bożym (por. Mt 13, 24), nie gorszył się jego ludzkimi słabościami. Dla zwalczenia kąkolu zdecydował się być dobrym zbożem: postanowił mianowicie miłować Chrystusa w Kościele i przyczyniać się do tego, aby stawał się on coraz bardziej Jego przejrzystym znakiem. Z wielkim realizmem patrzył na Kościół, na jego ludzką kruchość, ale też na to, że jest „polem Bożym”, narzędziem Boga dla zbawienia ludzkości. Ale nie tylko. Z miłości do Chrystusa pracował z zapałem nad oczyszczeniem Kościoła, aby był piękniejszy i święty. Rozumiał, że wszelka reforma ma dokonywać się wewnątrz Kościoła, a nigdy przeciwko Kościołowi. Pod tym względem św. Jan Leonardi był rzeczywiście niezwykły, a jego przykład pozostaje wciąż aktualny. Każda reforma dotyczy niewątpliwie struktury, przede wszystkim jednak musi dotykać serc ludzi wierzących. Tylko święci mężczyźni i kobiety, którzy dają się prowadzić Duchowi Bożemu, gotowi do radykalnych i śmiałych wyborów w świetle Ewangelii, odnawiają Kościół i przyczyniają się w decydujący sposób do budowy lepszego świata. Drodzy Bracia i Siostry, życiu św. Jana Leonardiego przyświecał zawsze blask „Świętego Oblicza” Jezusa, przechowywanego i czczonego w kościele katedralnym w Lukce - wymowny symbol i niepodlegająca dyskusji synteza wiary, jaka go ożywiała. Zdobyty przez Chrystusa jak apostoł Paweł, wskazywał on swoim uczniom i nadal wskazuje nam wszystkim chrystocentryczny ideał, dla którego „należy ogołocić się z wszelkiego własnego interesu i troszczyć jedynie o służbę Bogu”, mając „przed oczyma umysłu tylko cześć, służbę i chwałę Chrystusa Jezusa Ukrzyżowanego”. Obok oblicza Chrystusa nie spuszczał wzroku z macierzyńskiego oblicza Maryi. Ta, którą wybrał na Patronkę swego zakonu, była dla niego nauczycielką, siostrą i matką, i doświadczał Jej nieustannej opieki. Przykład i wstawiennictwo tego „fascynującego męża Bożego” niech będą, szczególnie w tym Roku Kapłańskim, wezwaniem i zachętą dla kapłanów i dla wszystkich chrześcijan, by z zapałem i entuzjazmem przeżywali swoje powołanie.
CZYTAJ DALEJ

Goście z Gwatemali w Żorawinie

2025-10-09 16:54

FB parafii

Do parafii pw. św. Trójcy przybyli goście z Ameryki Środkowej. Ambasador Republiki Gwatemali Sandra América Noriega Urízar de Kugler oraz pierwszy sekretarz i konsul Luis Eduardo Luna.

Nie przyjechali z oficjalną wizytą dyplomatyczną, ale chcieli spotkać się ze swoimi rodakami, którzy tysiące kilometrów od rodzinnego domu, w halach logistycznych na obrzeżach Wrocławia, budują nowe życie. Z pracownikami z Indii, Nepalu, Bangladeszu, Filipin i… właśnie z Gwatemali. Ale także z lokalną społecznością. – Kiedy organizowaliśmy Mszę świętą dla Filipińczyków, przyszło ich prawie trzystu. Śpiewali, modlili się, uśmiechali. To było piękne doświadczenie jedności – wspomina ks. Przemysław Pastucha, wikariusz parafii w Żórawinie. To on, wraz ks. Cezarym Chwilczyńskim, proboszczem oraz ze wspólnotą parafialną, dba o to, by Kościół w Żórawinie był miejscem otwartym. Gdzie każdy, niezależnie od języka czy koloru skóry, może znaleźć swój dom.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję