ANNA SKOPIŃSKA: – Kim dla Księdza Biskupa była mama? Wiele mówi się i słyszy o tym, jak wielkim szacunkiem darzył Ksiądz Biskup swoją nieżyjącą już mamę, i o tym, że jej piękny portret ma Ksiądz Biskup w swoim mieszkaniu.
Reklama
BP ADAM LEPA: – W mojej rodzinie Mama była zawsze kimś najważniejszym. Z jej opinią i zdaniem liczyliśmy się najbardziej. Sama jej osobowość budziła podziw. Bo oto z jednej strony była człowiekiem głęboko wierzącym, z drugiej zaś zadziwiała wszystkich swoim realizmem życiowym, stąpając pewnym krokiem po ziemi.
Mama od najwcześniejszego dzieciństwa nie tylko pierwsza nauczyła mnie pacierza, zaprowadziła do kościoła, organizowała wyjazdy rodziny na Jasną Górę lub do innych miejscowości, ona też najpiękniej na świecie czytała bajki – w taki sposób, że nie dorównywały im bajki czytane w radiu czy telewizji. Matka bowiem, dzięki specyficznej miłości do dziecka, zdolna jest skutecznie otwierać je na sprawy ważne dla jego osobowości, rozwoju i życia. Nie musi więc sięgać po tak zwane chwyty i wytrychy, żeby przekonać dziecko do wydanego polecenia czy kupować względy dziecka łatwym ustępstwem lub umizgiem.
Byłem zdania, zresztą nie tylko ja w rodzinie, że nasza Mama była bohaterką. Utraciła troje dzieci. Żadne z nich nie przekroczyło sześciu lat. I ona nigdy się nie buntowała przeciw tak dotkliwym wyrokom Najwyższego. Nawet się nie użalała w rozmowach z innymi. Była w stałym kontakcie z najlepszymi lekarzami. Ale, niestety, nie było wtedy antybiotyków i np. dziecko chore na zapalenie opon mózgowych umierało.
– Przeczytałam, tak trochę ukradkiem w nieopublikowanym jeszcze wywiadzie rzece z Księdzem Biskupem, opowieść o modlitwach mamy w kaplicy Serca Jezusowego w kościele pw. Podwyższenia Świętego Krzyża, przed narodzeniem Księdza Biskupa, gdy była w stanie błogosławionym. To piękne świadectwo – wiary, zawierzenia, ale też miłości do dziecka, które pod sercem.... Świadectwo także na te czasy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Miałem być czwartym dzieckiem moich rodziców, dlatego ich lęk przed niepewnym losem kolejnego dziecka był zrozumiały. Mama zdecydowała więc postawić na pomoc miłosiernego Boga, tzn. na modlitwę. Od dzieciństwa odznaczała się nabożeństwem do Serca Bożego. Na Jasnej Górze zaraz po Mszy św. przed Cudownym Obrazem Królowej Polski zawsze udawaliśmy się do Kaplicy Serca Bożego.
We wspomnianym kościele Podwyższenia Świętego Krzyża w Łodzi jest kaplica Serca Jezusowego, gdzie znajduje się monumentalna rzeźba Chrystusa z otwartym sercem dłuta Antoniego Madeyskiego, najwybitniejszego artysty polskiego pierwszej połowy XX wieku. To on wykonał m.in. niezwykłej urody sarkofag św. Królowej Jadwigi na Wawelu. Moja Mama zachęcała do wspólnej modlitwy również swoje siostry i koleżanki, z którymi wybierała się na zakupy. Wtedy im przypominała intencję modlitwy – o szczęśliwe rozwiązanie i zdrowie dla mającego się urodzić dziecka. Po latach, gdy byłem już dorosły, moje ciotki opowiadały mi o tym.
Skuteczność tych modlitw przekroczyła najśmielsze oczekiwania mojej Mamy. Bo oto szczęśliwie odbył się poród i później ze zdrowiem nie było żadnych komplikacji. Stało się jednak coś o wiele więcej. Oto otrzymałem od Boga łaskę powołania kapłańskiego, a moje święcenia prezbiteratu odbyły się w kościele... Podwyższenia Krzyża Świętego w Łodzi, gdzie znajduje się wspomniana statua Serca Bożego. Oboje rodzice uczestniczyli w uroczystości święceń. A więc Mama otrzymała więcej niż prosiła, choć nigdy nie modliła się o powołanie kapłańskie dla mnie. Gdy pytałem o to, usłyszałem odpowiedź: „nawet bym nie śmiała”. A 36 lat później, w 1988 r. już w archikatedrze łódzkiej Mama uczestniczyła (Tata już nie żył) w uroczystości mojej konsekracji biskupiej, której udzielił mi Prymas Polski kard. Józef Glemp.
Dodać trzeba, że później Serce Boże jeszcze raz dało znać o sobie w kontekście mojej posługi. Oto w 30. rocznicę moich święceń kapłańskich na zaproszenie ówczesnego proboszcza ks. prał. Mariana Wiewiórowskiego odprawiałem jubileuszową Mszę św. w kościele Podwyższenia Świętego Krzyża. Na koniec uroczystości delegacja parafian wraz z Księdzem Proboszczem złożyła mi życzenia i wręczyła figurę... Serca Bożego. Jak się okazało, figura ta była oryginalnym modelem, który zgodnie ze sztuką rzeźbiarską wykonał Antoni Madeyski, żeby posłużyć się nim w stworzeniu statuy Serca Bożego, zamówionej przez miejscowego proboszcza i ukończonej w 1929 r. Takiego modelu artysta później się wyzbywa, przeznaczając go z reguły na zniszczenie. Tę figurę-model parafianka przyniosła proboszczowi dwa dni przed wspomnianą uroczystością. Z wyjaśnień wynikało, że długie lata znajdowała się w szopie na węgiel i była niemal czarna. Brakowało dla niej miejsca w mieszkaniu. Renowacji figury podjęli się spontanicznie znani w Polsce rzeźbiarze państwo Krystyna i Bogusław Solscy. Ten jakże cenny dar przyjąłem z wielką wdzięcznością. Obecnie znajduje się w mojej kaplicy domowej. Jeszcze jeden dowód na to, że w życiu człowieka nie ma przypadków, a jednocześnie znak, żeby nigdy o takich wydarzeniach nie zapominać.
– Z domu rodzinnego wyniósł Ksiądz Biskup wiarę, patriotyzm, szacunek do drugiego człowieka. Jak po latach patrzy Ksiądz Biskup na swój rodzinny dom? Jak bardzo nasza przyszłość, to, kim się staniemy, zależy od tych pierwszych lat, od atmosfery, od przekazów tego rodzinnego domu?
Reklama
– Mój Ojciec był zawodowym żołnierzem. Odszedł z wojska przed ślubem na stanowcze życzenie Mamy. Skończył swoją przygodę z wojskiem w stopniu starszego sierżanta. Dla mnie i dla mojego młodszego brata był autorytetem w sprawach, które mieszczą się w obrębie wartości narodowych i patriotycznych. Imponował nam, gdyż mając osiemnaście lat, brał udział jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. Wskutek tych przeżyć pozostał mu wielki sentyment do wojska i prawdziwy obraz komunizmu, do którego odnosił się zawsze z głębokim krytycyzmem i nieufnością. Dlatego nigdy nie należał do partii, również za cenę pracy, którą z tego powodu utracił. Rodzice nigdy nie poruszali tej kwestii, jak również faktu, że podczas mojego pobytu w Seminarium ojcu mojemu odebrano przysługujący mi dodatek rodzinny, a ja byłem pozbawiony praw uczniowskich, a więc np. zniżki na pociąg i tramwaj. To jednak nie było liczącym się problemem, gdyż w rodzinie mojej zawsze były sprawy ważniejsze. Osobiście byłem dumny z moich rodziców, którzy nigdy nie poruszali tych faktów, a tym bardziej nie potępiali krzywdzących rozwiązań.
Ojciec był konsekwentny w swoich zapatrywaniach, gdyż np. mnie i mojemu bratu zabronił wstępowania w szeregi harcerstwa, stwierdzając po prostu, że jest ono „czerwone” i dlatego przestało być prawdziwym harcerstwem.
Gdy chodzi o mój dom rodzinny, to wspominam go zawsze z wdzięcznością i nostalgią zarazem. Rodzice formowali nasze osobowości, dając osobiste świadectwo swojej wiary i przekonań. Wtedy zaś nie są konieczne długie rozmowy i dyskusje. Niekiedy wystarczyło jedno zdanie i zapewnienie, np. „bardzo chcielibyśmy, żebyście byli ludźmi mądrymi. Jeżeli będzie trzeba, to nawet nasz dom sprzedamy, żeby wam zapewnić odpowiednie wykształcenie”.
Z perspektywy minionych lat z wdzięcznością wspominam, że w naszym domu nigdy nie obmawiało się bliźnich. Pewnie dlatego wyniosłem z tamtych czasów naturalną awersję do plotek i obmów.
– Spotykając bp. Adama Lepę przypadkiem, na ulicy, w kościele, mamy pewność, że zawsze nas zauważy, przywita się, chwilę porozmawia. Ta serdeczność i otwartość to też wpływ domu. Czym dla Księdza Biskupa są te zwykłe spotkania z ludźmi?
Reklama
– Z domu rodzinnego wyniosłem empatię. Jest to postawa, która polega na tym, że na drugiego człowieka patrzy się z jego punktu widzenia – a nie z własnego. Pozwala to uniknąć konfliktów i innych trudności w relacjach międzyludzkich. Moi rodzice cechowali się daleko posuniętą empatią, posiedli wyjątkową łatwość nawiązywania kontaktów. O Mamie mówiliśmy, że zanim pociąg ruszył, potrafiła podjąć rozmowę ze wszystkimi współpasażerami w przedziale. Gdy rozpocząłem studia teologiczne przed kapłaństwem, Mama przy różnych okazjach, a szczególnie gdy składała życzenia, zwykła mi powtarzać: „pamiętaj, bądź dla wszystkich ludzki”. Słowa te powróciły później, gdy przygotowywałem się do przyjęcia sakry biskupiej. Mój konsekrator kard. Józef Glemp Prymas Polski zadał mi wtedy między innymi pytanie: „czy chcesz być dla wszystkich przystępny?”.
Już w domu rodzinnym zacząłem pojmować, jak wiele można dokonać, gdy się prowadzi dialog z drugim człowiekiem, zwłaszcza w duchu empatii. Każdy dialog jest dla mnie pouczający, nawet ten najtrudniejszy. Prowadzenie dialogu z ludźmi wymaga cierpliwości. Nieprzypadkowo więc w mojej dewizie biskupiej znalazły się słowa „W miłości i cierpliwości”. Wszak nie ma miłości bez cierpliwości, a cierpliwości nie osiągnie się bez miłości.
– Dotknął Ksiądz Biskup ludzi łódzkiego Kościoła, o których dziś mówimy: niezłomni. To m.in. proboszcz parafii św. Wojciecha – wywieziony do Dachau, któremu udało się przetrwać obóz, to profesorowie łódzkiego Seminarium także doświadczeni traumą obozu koncentracyjnego, czy bp Kazimierz Tomczak. I pewnie wielu innych. Jak to jest otrzeć się o świętość kapłanów męczenników? Jak to jest spotkać tych, którzy przeszli przez traumę obozów, przesłuchań, wywózek i prześladowań?
Reklama
– Pani Redaktor nawiązuje do obchodów ubiegłorocznego Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, 1 marca. Wtedy w archikatedrze przewodniczyłem Mszy św. w intencji poległych żołnierzy drugiej konspiracji nazywanych Wyklętymi albo Niezłomnymi. Tu chcę podkreślić, że takie uroczystości budzą pamięć uczestników i przyczyniają się do odważnych oświadczeń. Właśnie wtedy, po Mszy św. ks. prał. Ireneusz Kulesza, proboszcz parafii katedralnej zaprosił chętnych do odwiedzenia nowej krypty w katedrze, gdzie można zobaczyć film na temat Żołnierzy Wyklętych. Po obejrzeniu tego filmu dwie panie zabrały głos. Jedna z nich oświadczyła, że była łączniczką w oddziale „Warszyca”. Druga zaś poinformowała mnie, że jej wuj, ks. kan. Adam Bąkowicz był kapelanem w tym oddziale. Spotkanie to było piękną niespodzianką dla jego uczestników i przyczyniło się do poszerzenia wiedzy o Konspiracyjnym Wojsku Polskim, które powstało przecież na terenie województwa łódzkiego i tu bardzo skutecznie działało.
– Jedyny obecny biskup pochodzący z Łodzi, jedyny, który był proboszczem. Ksiądz Biskup wie, na czym polega praca duszpasterska w parafii. Jak bardzo różni się posługa biskupia od tej proboszczowskiej?
– Jest wyraźna różnica w zakresie obowiązków. W parafii przedmiotem troski są wierni mieszkający w granicach parafii. Tymczasem biskup obejmuje troską pasterską duszpasterzy i wiernych z wszystkich parafii, które stanowią wspólnotę Kościoła lokalnego. Należy jeszcze dopowiedzieć, że jest różnica w stopniu odpowiedzialności za duszpasterstwo i jego owoce. Widzi się tę różnicę, gdy porównujemy odpowiedzialność biskupa diecezjalnego (ordynariusza) i jego biskupa pomocniczego. I druga różnica: oto proboszcz jest w stałym kontakcie ze swoimi parafianami: codziennie podczas Mszy św., w konfesjonale, w kancelarii, w czasie kolędy, a także na ulicy.