Reklama

Wiadomości

Ładna polszczyzna i prosty język

O niełatwej funkcji rzecznika partii najbardziej krytykowanej przez media z Elżbietą Witek rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 31/2015, str. 36-37

[ TEMATY ]

polityka

Grzegorz Boguszewski

Elżbieta Witek Polityk, nauczycielka, posłanka na Sejm V, VI i VII kadencji, od lipca 2015 r. rzecznik prasowy PiS

Elżbieta Witek
Polityk, nauczycielka, posłanka na Sejm V,
VI i VII kadencji, od lipca 2015 r. rzecznik
prasowy PiS

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Być w III RP rzecznikiem wielkiej partii opozycyjnej to – jak pokazują doświadczenia Pani poprzedników – niełatwe zadanie, gdyż krytyka sypie się zewsząd, nawet ze strony życzliwych. Jeszcze na początku tego roku prof. Jadwiga Staniszkis mówiła, że PiS – mimo rosnących już notowań – ma fatalną politykę informacyjną. Zastanawiała się Pani, skąd się biorą tego rodzaju oceny?

ELŻBIETA WITEK: – Pierwszym i głównym powodem jest chroniczna nieprzychylność mediów, wynikająca z tego, że jesteśmy właśnie Prawem i Sprawiedliwością, czyli taką, a nie inną partią. Innym partiom wiele uchodziło płazem, a dziennikarze starali się nawet tłumaczyć ich błędy, nadużycia, zaniechania itp. W naszym przypadku trzeba się było pilnować na każdym kroku, uważać na każde słowo, każdy gest. To bardzo trudne.

– W każdej dobrej polityce informacyjnej niezbędna jest tego rodzaju precyzja.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Tak, tylko proszę pamiętać, że my musieliśmy pracować w warunkach wyjątkowo zaostrzonego rygoru. Zbyt często doświadczaliśmy niesprawiedliwego i złośliwego traktowania przez media głównego nurtu.

– Bez własnej winy?

Reklama

– Pewnie jakieś błędy popełniliśmy, jak każdy, ale nasz przekaz merytoryczny się nie przebijał, media wolały szukać sensacji i na nich skupiać uwagę. Naszą „winą” były tylko uczciwość i szczerość przekazu... Niestety, właśnie to spotykało się z politycznym atakiem zamiast dyskusji. Przyznam, że nigdy tego nie zrozumiem. I mimo to wciąż będę mierzyć ludzi miarą własnej uczciwości.

– Nawet cynicznych dziennikarzy?

– Nawet dla nich charakteru nie zmienię! Przyznaję, że jest to dla mnie całkiem nowy, inny świat, ale będę się starała swoje zadanie wykonywać jak najlepiej, wykorzystując dotychczasowe swoje i kolegów doświadczenia.

– W polityce?

– Nie tylko. Dziesięcioletni staż poselski to niezła szkoła, dająca rozeznanie w sprawach ludzi i kraju, ale ponadto wciąż się przekonuję, jak bardzo przydatne jest moje „belferskie” podejście do wszystkich napotykanych problemów. Polega to na wewnętrznym przymusie uczenia się, a więc zagłębiania się w każdą sprawę, z którą ludzie do mnie przychodzą. Bycie posłem to proces nieustannego uczenia się, poszerzania wiedzy w wielu dziedzinach – czy to w kwestii służby zdrowia, czy górnictwa miedziowego, czy szkodliwości farm wiatrowych.

– A zatem dobry poseł jak dobry dziennikarz – musi wiedzieć coś o wszystkim?

– Właśnie tak.

– A dobry rzecznik prasowy?

– Powinien być jak dobry belfer, dokładnie wiedzący, co i jak chce przekazać swym uczniom. Jeśli zachodzi potrzeba, powinien umieć ich zdyscyplinować, a bywa, że też przeprosić za swoje błędy.

– Z dziennikarzami to może się nie udać.

Reklama

– I nie zamierzam tego robić tak dosłownie, chciałabym tylko, aby ze zrozumieniem słuchali tego, co mam im do przekazania. A to przecież w żadnym razie nie wyklucza mojej wobec nich życzliwości.

– Lubi Pani dziennikarzy? Bywają rzecznicy uważający dziennikarzy za osobistych wrogów.

– To nie jest rzecz lubienia bądź nielubienia, chodzi raczej o wzajemny szacunek do siebie i wykonywanej pracy. Myślę, że dostatecznie rozumiem specyfikę pracy dziennikarzy, mimo że przez 10 lat pracy w Sejmie trzymałam się z dala od mediów. Jako rzecznik muszę być do ich dyspozycji i na pewno nie mogę i nie będę unikać kontaktów z nimi. Z całą życzliwością! Ale też liczę na wyrozumiałość.

– Długo się Pani zastanawiała nad przyjęciem tej, wciąż jednak niewdzięcznej, funkcji rzecznika PiS? Było trochę strachu?

– Oczywiście, że się bałam, ale długo się nie zastanawiałam, ponieważ nie było na to czasu i po prostu nie godziło się odmówić...

– Dlaczego?

– Z czysto ludzkich powodów: gdy rok temu byłam w bardzo trudnej sytuacji rodzinnej, to właśnie stąd – od moich kolegów, od prezesa, od szefa klubu otrzymałam tyle pomocy, życzliwości, tyle wsparcia, że teraz po prostu nie mogłam odmówić przyjęcia tego zadania.

– Zwłaszcza gdy prosił sam prezes Kaczyński?

Reklama

– Tak. Nie tylko dla mnie Jarosław Kaczyński jest postacią wyjątkową na polskiej scenie politycznej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dzisiaj jestem nie tylko twarzą Prawa i Sprawiedliwości, ale także twarzą samego prezesa. To zobowiązuje.

– Przed Panią zatem także zadanie odczarowania wizerunku Jarosława Kaczyńskiego jako „nieprzejednanego satrapy” i „podpalacza Polski”. Ma Pani pomysł, jak to zrobić?

– Po prostu cierpliwie będę stosować łacińską zasadę: „Gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo” (Kropla drąży skałę nie siłą, lecz często padając). Przy różnych okazjach będę się więc starała tłumaczyć i pokazywać, jak bardzo nieprawdziwy jest ten medialny obraz prezesa, że naprawdę jest on człowiekiem niezwykle ciepłym, wrażliwym, lubiącym ludzi, umiejącym słuchać, że ma ogromne poczucie humoru, także na swój temat. Ale przede wszystkim to, że jego działaniom przyświeca naczelna zasada: służba Polsce.

– W poprzednich latach były już przez PiS podejmowane próby ocieplania wizerunku partii, jednak z mizernym skutkiem. Teraz postawiono na kobiety?

– Prawdą jest, że już sama obecność kobiet jest ociepleniem wizerunku każdego mężczyzny... Nie chodzi tu jednak o samo ocieplanie dla ocieplania, z czego na ogół niewiele wynika. Chodzi o wiarygodny i skuteczny przekaz; o to, by prawda o naszych celach i działaniach, a także o prezesie Kaczyńskim, mogła skutecznie dotrzeć do świadomości społecznej. By mogła się przedostać przez medialne bariery i zapory.

Reklama

– Do tej pory to się nie udawało. Niewiele wynikało nawet ze specjalnych, bardzo merytorycznych konferencji prasowych PiS, bo dziennikarze zawsze wykorzystują tego rodzaju okazje do zadawania niezwiązanych z tematem pytań. Ma Pani jakiś sposób na opanowanie tego żywiołu?

– Mam już nawet pewne doświadczenia w tej mierze. Intuicyjnie wykorzystuję właśnie te swoje belfersko-dyrektorskie nawyki i także jako rzecznik staram się być dość stanowcza, gdyż inaczej nie da się skupić uwagi na tym, co chcielibyśmy przekazać. Ostatnio na konferencji poświęconej górnictwu po prostu zdecydowanie nie dopuściłam pytań niedotyczących jej przedmiotu. I poskutkowało! Dzięki temu w mediach ten nasz przekaz się przebił.

– Obejmuje Pani funkcję rzecznika w bardzo ważnym momencie politycznym; z jednej strony notowania PiS rosną, a z drugiej – w razie wygranej w jesiennych wyborach i przejęcia rządów – trzeba się przygotowywać do medialnego rozliczania z obietnic. Spoczywa na Pani niełatwe zadanie podjęcia uprzedzających działań, osłaniających późniejsze kontakty z mediami, a przede wszystkim ze społeczeństwem niezadowolonym z powodu tego, że nie od razu wszystko zmienia się na lepsze. Da się z tym coś zrobić?

Reklama

– Sądzę, że już dziś społeczeństwo lepiej nas rozumie i docenia nasze kompetencje oraz uczciwość. W przeciwieństwie do rządzącej Platformy Obywatelskiej jesteśmy partią bardzo mocno osadzoną w problemach społeczeństwa, zahartowaną w boju o wspólne dobro. Nie mając takich środków oddziaływania na opinię publiczną, jakie ma PO – którą jawnie wspierają media głównego nurtu – przez ostatnich osiem lat tropiliśmy wszystkie polskie bolączki i przekładaliśmy je na nasz program. A ostatnio wykonaliśmy równie mrówczą pracę, objeżdżając dosłownie całą Polskę, docierając bezpośrednio do ludzi, słuchając ich. Bez kamer i fleszy! Nie boimy się bezpośrednich kontaktów z ludźmi, nie uciekamy i nie będziemy uciekać przed najtrudniejszą nawet merytoryczną debatą. Także w nieżyczliwych nam stacjach telewizyjnych.

– Kilka lat temu w ramach prac nad ocieplaniem wizerunku PiS padło hasło, że „wystarczy ludzkim językiem mówić ludziom prawdę”. Nie uważa Pani, że trochę brakowało – nie licząc, oczywiście, nieprzychylności mediów – właśnie tego „ludzkiego języka”?

– Przyznam, że bardzo mnie cieszy, gdy słyszę – także od dziennikarzy – że mówię bardzo ładną polszczyzną, że moje komunikaty są proste i zrozumiałe. O to przecież przede wszystkim chodzi w skutecznym komunikowaniu się. Tę umiejętność wyniosłam właśnie ze swojego belferstwa. Wiadomo, że aby uczeń pojął cośkolwiek z tego, co staram się mu wtłoczyć do głowy, muszę mówić prostym językiem. A ponadto warto się też posługiwać konkretnymi przykładami z życia, a nie szkolnymi regułkami, hasłami, propagandowymi sloganami... Być może to moje przygotowanie nauczycielskie pomoże mi teraz w prostym przekazie ważnych, choć czasem skomplikowanych treści.

– Tak, aby dotarły pod strzechy? Bez życzliwych i uczciwych dziennikarzy to się nie uda.

Reklama

– A jednak wierzę, że właśnie ten mój prosty i szczery przekaz po pierwsze dotrze do nich, że nie będą mieli kłopotu ze zrozumieniem i opracowywaniem moich komunikatów, które – mam taką ambicję – będą na tyle klarowne, że nie pozostawią miejsca na jakiekolwiek dziennikarskie manipulacje. Mogę też zawsze liczyć na wsparcie kolegów; wśród posłów PiS mamy naprawdę znakomitych ekspertów – czy to w dziedzinie prawa, ekonomii, finansów, rolnictwa, górnictwa czy np. energetyki. Teraz np., przy okazji kolejnej afery z dopalaczami, mogliśmy nie bez satysfakcji przypomnieć nasze propozycje skutecznego rozwiązania tej sprawy; już w 2010 r. Lech Sprawka, Bolesław Piecha i Beata Kempa prezentowali nasz projekt ustawy o dopalaczach, odrzucony, oczywiście, przez PO i ówczesną minister zdrowia Ewę Kopacz. Dziś okazuje się, że był on lepszy od tamtych – a nawet od obecnych – propozycji rządowych. Wtedy jednak PO i media nas zakrzyczały. Zresztą nadal w medialnych dyskusjach trudno nam się przebić, mamy mniejsze szanse na swobodne wypowiadanie się niż przedstawiciele innych partii. Tak już jest, musimy z tym żyć i mimo wszystko robić swoje.

– W środowisku dziennikarskim krążyły plotki, że politycy PiS na każdą wypowiedź dla mediów muszą mieć zgodę samego prezesa i tylko niektórzy dostają takie pozwolenie. To prawda?

– To oczywista przesada. Faktem jest jednak, że duża partia opozycyjna, która idzie po władzę, nie może sobie pozwolić na kakofonię w przekazie. Dlatego czasem niezbędne jest uzgadnianie, doprecyzowywanie treści i tonu przekazu. Poważna partia musi mówić jednym głosem. Ale moją szczególną ambicją jest pokazanie całego bogactwa naszych zasobów ludzkich – także tych polityków, którzy dotąd do telewizji nie chodzili.

– „Starzy wyjadacze” jednak lepiej dają sobie radę z nieżyczliwością dziennikarzy, z napastliwością współuczestników dyskusji w audycji...

– To prawda, ale trzeba przecierać szlaki dla nowych kadr, zwłaszcza że są naprawdę dobrze merytorycznie przygotowane. Niech się więc zaprawiają w tym medialnym boju! To samo dotyczy mnie.

– Ale Pani sama nie nastawia się na tę polityczną walkę wręcz za pośrednictwem mediów?

Reklama

– Prawdą jest, że nie mam w niej doświadczenia, ale też nie zamierzam jej unikać; nie boję się słownych konfrontacji, ale nie chcę także udawać, że pozjadałam wszystkie rozumy. Zamierzam korzystać z prawa wyboru takich, a nie innych mediów, gdy chcę coś ważnego przekazać, ale też z prawa do odmowy wobec nierzetelnych dziennikarzy.

– Media dzieli Pani Rzecznik na wrogie i partnerskie?

– Z grubsza biorąc, tak można by powiedzieć. Ale przede wszystkim ubolewam nad tym, że większość polskich mediów zapomniała o swojej naturalnej misji służenia społeczeństwu.

– Oj, niepoprawna z Pani Rzecznik marzycielka! Od samego początku III RP nam, dziennikarzom „nareszcie wolnej prasy”, wpajano, że nasze teksty są przede wszystkim towarem na sprzedaż.

– A ja jednak będę się upierała przy tym, aby choćby media publiczne – a takie ponoć mamy, przynajmniej z nazwy – spełniały swoją misję na rzecz społeczeństwa i państwa, by gwarantowały pluralizm wyrażania poglądów, by były miejscem obywatelskiej i politycznej debaty. Teraz swą misję rozumieją one prawie wyłącznie jako krytykę PiS.

* * *

Elżbieta Witek
Polityk, nauczycielka, posłanka na Sejm V, VI i VII kadencji, od lipca 2015 r. rzecznik prasowy PiS

2015-07-29 08:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ostatni narodowy skarb

Niedziela Ogólnopolska 40/2014, str. 42

[ TEMATY ]

polityka

górnicy

Karolina Pękala

Górnicze związki obawiają się, że ktoś wyżej od polskiego rządu już podjął decyzję o likwidacji tego sektora polskiej gospodarki. Trzeba tylko polskimi rękami doprowadzić do jego upadłości, a potem za grosze go przejąć. Polscy górnicy zablokowali znajdujący się w Braniewie jeden z największych portów przeładunkowych rosyjskiego węgla. Tu oraz w kilku innych miejscach tylko w ubiegłym roku wwieziono do Polski 11 mln ton węgla. W tym roku może go być jeszcze więcej. Tymczasem w polskich kopalniach na Śląsku zalegają milionowe hałdy węgla, kilka kopalń rzekomo nierentownych ma być zlikwidowanych, w tym ostatnia kopalnia „Kazimierz Juliusz” w Zagłębiu Dąbrowskim, gdzie trwa strajk górników pod ziemią przeciw jej likwidacji.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa z Avila - życiowa mistyczka

Niedziela łódzka 41/2007

[ TEMATY ]

święta

François Gérard, "Św. Teresa”

Św. Teresa Wielka z Ávila – piękna kobieta, „teolog życia kontemplacyjnego”

Św. Teresa Wielka z Ávila – piękna kobieta, „teolog życia kontemplacyjnego”
Czy czytali Państwo „Drogę doskonałości” św. Teresy z Avila, reformatorki żeńskich klasztorów karmelitańskich, mistyczki i wizjonerki? A jej listy pisane do osób duchownych i świeckich? To zaskakująca literatura. Autorka, święta i doktor Kościoła, żyjąca w XVI w. w Hiszpanii, ujawnia w niej nadzwyczajną trzeźwość umysłu oraz wiedzę o świecie i człowieku. Jej znajomość ludzkiej, a szczególnie kobiecej natury, z pewnością przydaje się i dziś niejednemu kierownikowi duchowemu. Trapiona chorobami, prawie nieustannie cierpiąca, św. Teresa zwraca się do swoich sióstr językiem miłości, wolnym od pobłażania, ale świadczącym o głębokim rozumieniu i nadprzyrodzonym poznaniu tego, co w człowieku słabe, i może stanowić pożywkę dla szatańskich pokus. Po latach pobytu w klasztorze św. Teresa podjęła trudne dzieło reformy żeńskich wspólnot karmelitańskich. Dostrzegła niedogodności i zagrożenia wynikające z utrzymywania dużych zgromadzeń, zaproponowała więc, aby mniszki całkowicie oddane na służbę Chrystusowi mieszkały w małych wspólnotach, bez stałego dochodu, zdane na Bożą Opatrzność, ale wolne od nadmiernej troski o swe utrzymanie. Zadbała także o zdrowie duchowych córek, nakazując, aby ich skromne siedziby otoczone były dużymi ogrodami, w których będą pracować i modlić się, korzystając ze świeżego powietrza i słońca. Te wskazania św. Reformatorki pozytywnie zweryfikował czas i do dziś są przestrzegane przy fundacji nowych klasztorów. Oczywiście, główna troska św. Teresy skierowana była na duchowy rozwój Karmelu. Widziała zagrożenia dla Kościoła ze strony proponowanych przez świat herezji. Cóż może zrobić kobieta? - pytała świadoma realiów. Modlitwa i ofiara jest stale Kościołowi potrzebna. Kobieta, przez daną jej od Boga intuicję i wrażliwość, potrafi zaangażować nie tylko swój umysł, ale i serce na służbę Bożej sprawy. W życiu ukrytym i czystym, przez modlitwę i ufność może ona wyprowadzić z Serca Jezusa łaski dla ludzi. Jak korzeń schowany w ziemię czerpie soki nie dla siebie, ale dla rośliny, której część stanowi, tak mniszka za klauzurą Karmelu podtrzymuje duchowe życie otaczającego świata. Dąży do zażyłości z Panem nie dla zaspokojenia własnych pragnień, lecz dla Królestwa Bożego, aby Stwórca udzielał się obficie stworzeniu, karmiąc je łaską i miłością. Tak widziała to św. Teresa i tak postrzegają swe zadanie dzisiejsze karmelitanki. Modlą się za Kościół, za grzeszników i ludzi poświęconych Bogu, narażonych na potężne i przebiegłe zasadzki złego, aby wytrwali i wypełnili swoje powołanie. Szczęśliwe miasto, w którym Karmel znalazł schronienie. Szczęśliwa Łódź. Pełne wiary, wolne od strapień doczesnych, mieszkanki Karmelu potrzebują wszakże naszego wsparcia, materialnej ofiary, dziękczynnej modlitwy. W przededniu święta Założycielki Karmelu terezjańskiego, w roku poprzedzającym 80. rocznicę obecności Karmelitanek Bosych w Łodzi przy ul. św. Teresy 6, ku nim zwracamy spojrzenie. Niech trwa wymiana darów.
CZYTAJ DALEJ

„Wielkie Ostrzeżenie" - film, który wzywa do nawrócenia

2025-10-15 13:26

[ TEMATY ]

film

Rafael

Materiał prasowy

„Wielkie Ostrzeżenie” w reżyserii Juana Carlosa Salasa Tameza to film, który wymyka się prostym definicjom. To dzieło głęboko poruszające, duchowe i jednocześnie niezwykle aktualne wobec moralnego kryzysu współczesnego świata. Już pierwsze pytanie, jakie stawia widzowi, brzmi: Co by się stało, gdyby można było zobaczyć swoje życie z innej perspektywy — zarówno dobre, jak i złe czyny, wraz z ich konsekwencjami, w pełnym świetle prawdy? Tak jak widzi je Bóg? To pytanie prowadzi przez cały film, skłaniając do refleksji nad własnymi wyborami, relacjami i sensem życia. Premiera filmu w kinach w Polsce już 31 października.

Jak mówi ks. Mateusz Szerszeń, redaktor naczelny Któż jak Bóg: „To film, który nie tylko porusza, ale przede wszystkim wzywa do nawrócenia i przygotowania serca na spotkanie z Bogiem. Jestem przekonany, że poruszy sumienia i uchroni on wielu ludzi od piekła.” Rzeczywiście, „Wielkie Ostrzeżenie” jest jak duchowe lustro – pokazuje prawdę o człowieku, o jego słabościach i nadziei, o tym, co w życiu najważniejsze. Kamera prowadzi widza przez obrazy, które przypominają osobisty rachunek sumienia – nie po to, by potępić, lecz by ukazać prawdę i wzbudzić pragnienie przemiany.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję