Reklama

Nie traćmy z oczu Chrystusa

Niedziela Ogólnopolska 21/2015, str. 44-45

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Drodzy Przyjaciele Życia,

Chrystus zmartwychwstał! On zmartwychwstał! Alleluja! Alleluja!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W okresie radości ze zmartwychwstania naszego Pana chciałabym wyrazić wdzięczność moim braciom i siostrom w Chrystusie, którzy modlą się za mnie i wspierają mnie na drodze walki o ludzkie życie. Modlę się, aby prawda Pana naszego Jezusa Chrystusa o zmartwychwstaniu ogarnęła nasze serca i prowadziła nas do wielkiego głodu Boga, wielkiego pragnienia, aby żyć dla Niego, i – jak powiedziała bł. Teresa z Kalkuty – „uczynić życie pięknym dla Boga”. Może są wątpliwości w naszych sercach, tak jak to było u Tomasza – musimy usłyszeć na nowo słowa Jezusa: „Nie wątpcie, ale uwierzcie” (por. J 20, 27). Im głębiej wierzymy, tym szerzej otwieramy drzwi naszych serc i pozwalamy Jego królestwu realizować się tu, na ziemi, oraz w niebie.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy napisali lub piszą do mnie. Chciałabym odpowiedzieć Wam wszystkim indywidualnie, ale nie jestem w stanie. Proszę, bądźcie ze mną!

Gwoli wyjaśnienia

W niektórych listach i rozmowach padały pytania lub uwagi, które uświadomiły mi, że muszę złożyć kilka wyjaśnień, chciałabym zatem uczynić to w niniejszym liście.

Reklama

Przede wszystkim w odniesieniu do okoliczności aresztowania mnie może być pomocna wiedza, że postawione mi zarzuty (także te wcześniejsze) to „zakłócanie legalnego działania firmy” i naruszenie próbnego (nadal niepodpisanego ani prawnie niezatwierdzonego) zakazu zbliżania się na odległość 100 m od miejsc, w których morduje się nienarodzone dzieci. 23 grudnia 2014 r., kiedy zostałam aresztowana, byłam w środku poczekalni biura informacyjnego, de facto prowadzącego wprost do zabiegów zabijania nienarodzonych dzieci.

Ludzie często pytali mnie, czy nie mogłam po prostu pozostać poza strefą, do której mam zakaz wstępu, i w ten sposób uniknąć aresztowania. Ale to pytanie nie uwzględnia jednego: dzieci, które zaplanowano zabić, nie miałyby wtedy nikogo, kto by się wstawił za nimi. Przestalibyśmy być obecni dla nich i dla ich matek, posłusznych ograniczeniom nałożonym przez niemoralnie rządzących. Jeśli myślimy w kategoriach: być aresztowanym – niearesztowanym, tracimy z oczu Chrystusa ukrytego w umęczonych i biednych – tak biednych, że nie możemy nawet ich widzieć ani słyszeć. Jeśli myślimy o kimś, kogo bardzo kochamy, i wyobrazimy sobie, że ta osoba zamierza popełnić samobójstwo, to czy nie zrobimy wszystkiego, co w naszej mocy, by ją zatrzymać i chronić?

Reklama

Kiedy myślę w tych kategoriach, uświadamiam sobie, jak mało te bezbronne dzieci są kochane i jak bardzo zostały opuszczone. Ale każde dziecko ukryte w łonie swojej matki jest kochane przez Boga bardziej, niż kochający rodzice mogą kochać swoje dzieci. Ponieważ On je kocha, i my jesteśmy wezwani, by je kochać. Wiemy, że miłości nie odkłada się na jutro; miłość zaprasza nas dzisiaj. Linda i ja (podobnie i inni) jesteśmy wezwane i dążymy do tego, aby kochać te małe istoty, które mają tylko kilka minut życia i dzisiaj mają zostać zabite. Możemy nie odnieść sukcesu w obronie dzieci, ale staramy się być wierne i robić wszystko najlepiej, jak potrafimy, ufając Bogu, który każe wszystkim działać razem dla dobra (por. Rz 8, 28), nie zatrzymując się na niesłusznie nakreślonej granicy prawnej.

Nie chodzi o użalanie się nade mną

Reklama

W tym momencie chciałabym powiedzieć, że choć jestem wdzięczna za wielkie wsparcie, które okazało mi tak wielu ludzi, nacisk na fakt, że zostałam (niesłusznie) uwięziona, w niektórych częściach świata jest zbyt duży. Mój czas niewoli jest małym ułamkiem tego, co przechodzi aresztowana raz po raz Linda Gibbons, a moje trudności są niczym w porównaniu z tym, co spotyka dzieci, którym tak brutalnie odbiera się życie. Oprę sie tu na słowach Joan (Andrews) Bell, która jest dla mnie i dla Lindy wielką inspiracją i którą uważam za prawdziwego apostoła Ewangelii życia: „Powiedzmy, że są dwaj przyjaciele, jeden czarny i jeden biały. Czarny człowiek jest traktowany jak śmieć – jak nienarodzone dzieci. Zostaje on brutalnie zabity, a jego biały przyjaciel jest poturbowany, popchnięty tak, że posiniaczył sobie kolana, upadając. Społeczeństwo – kościoły i ludzie – jest porażone niesprawiedliwością. I co się dzieje? Wszyscy gromadzą się wokół osoby z posiniaczonymi kolanami i krzyczą: «To jest wielka niesprawiedliwość, ten człowiek był popychany!». Nie sądzę, by człowiek, który naprawdę kochał swojego brutalnie zamordowanego przyjaciela, czułby się z tym dobrze, że chciałby, by ludzie zwrócili uwagę na niego, a nie na przyjaciela, który został zamordowany. Z pewnością byłby zasmucony” (fragment wywiadu z Joan [Andrews] Bell, zaczerpnięty z książki Richarda Cowdena-Guido „The History Operation Rescue”).

Musicie wiedzieć, że bardzo sobie cenię Waszą modlitwę, Waszą miłość i wsparcie, i cieszę się, gdy skupiamy się na najmłodszych danych nam przez Boga. Gdy odwołujemy się do rządu lub społeczeństwa w ogóle, zawsze kładźmy nacisk na odpowiedzialność i obowiązek ustanowienia podstawowej sprawiedliwości. A co może być bardziej podstawowym obowiązkiem rządu niż ustanowienie ochrony życia – prawa do niego każdego człowieka...

Linda i ja jesteśmy szczęśliwe, niosąc nasz krzyż (nie jest on zbyt ciężki) – naturalny owoc wiary w Chrystusa, kochania Go w „tych najmniejszych” (Mt 25, 40). Nie chcemy, aby skupiano się na nas. Jesteśmy w więzieniu dobrowolnie i mamy nadzieję, że zachęcimy innych do tego, aby trwali mocno w wierze. Prosimy Was o modlitwę, nie o to, aby ten krzyż został usunięty, ale o siłę, by go nosić i wzrastać w zaufaniu do Boga do tego stopnia, byśmy ten krzyż kochały. Oczywiście, nie możemy się doczekać dnia (mamy nadzieję, że nadejdzie), gdy nie będziemy już zamykane w więzieniu – ale tylko wtedy, gdy zabijanie się skończy i wszyscy będą mieli prawo żyć swobodnie, jako oddani chrześcijanie.

Pro-life, ale w świetle Ewangelii życia

Reklama

Dobry przyjaciel dokonał ważnej obserwacji: jest praca pro-life i praca Ewangelii życia. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, chcemy być pracownikami Ewangelii życia! Nie tylko widzimy problemy (aborcji, eutanazji itp.), ale też jesteśmy wezwani, aby zobaczyć wszystko w świetle Chrystusa (ukrzyżowany, umarł i zmartwychwstał)! Jesteśmy powołani, aby zobaczyć, że największą obecnie niesprawiedliwością jest nie aborcja, ale jej korzenie – brak adoracji Boga. Straciliśmy szacunek dla człowieka, ponieważ już nie wielbimy Boga, któremu uwielbienie i adorację jesteśmy winni.

Czy jesteśmy chrześcijanami, czy nie – wszyscy jesteśmy wezwani do obrony praw człowieka. Ale jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do jeszcze wyższego celu. Bł. Teresa z Kalkuty powiedziała prosto i pięknie: „Niech naszym ideałem będzie Chrystus”. Jako chrześcijanie musimy odkrywać Chrystusa w każdym człowieku, nie „w tłumach”. Jesteśmy powołani do tego, aby robić znacznie więcej niż jedynie walczyć w słusznej sprawie. Jesteśmy powołani do tego, by żyć największą miłością i dawać miłość – oddać życie za przyjaciół, jak Jezus powiedział i uczynił: „Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem” (por. J 13, 34). Nigdy nie możemy być zadowoleni z naszej pracy dla dobra sprawy, ponieważ nasza wiara wymaga od nas ciągłego powołania do życia w Chrystusie i stałej konwersji, rosnącego umiłowania Chrystusa, naszego Życia. Musimy zrobić, co w naszej mocy, aby ustanowić sprawiedliwe społeczeństwo. Ale jeśli nie będziemy starać się kochać tak, jak Chrystus kocha nas – jak mówi św. Paweł – będziemy niczym (por. 1 Kor 13, 2).

Reklama

Chciałabym przedstawić Wam jeszcze wypowiedź Joan (Andrews) Bell, parafrazowaną przez Cowdena-Guido: „Kultura aborcyjna utrzymuje, że komfort jest nie tylko dobrem, ale największym dobrem, większym niż prawda, miłość i sprawiedliwość, i w końcu ma nawet większe znaczenie niż Bóg. Kultura ta jest przekonana, że w końcu chrześcijanie zgodzą się z tym, i liczy na odrzucenie bardzo realnego cierpienia, które będzie prowokować” (tamże).

Uważam, że to stwierdzenie warte jest rozważenia. W bardziej rozwiniętych krajach (zwłaszcza w Kanadzie!) mamy pielęgnować nasze liczne i różne udogodnienia. A gdy Bóg nie może domagać się, abyśmy wyrzekli się wszystkich udogodnień, jesteśmy powołani do wyrzeczenia się wszystkiego, co stoi na przeszkodzie wiary w Niego. To może być nasza reputacja lub ludzki szacunek, praca, kariera lub szansa na nią. To może być związek lub nasza wolność. św. Paweł przypomina: „W swojej walce ze złem opieraj się aż do przelania krwi” (por. Hbr 12, 4).

Boję się tortur fizycznych nie mniej niż większość ludzi, ale wiem, że jeśli kiedyś opieranie się złu (i dążenie w tym do skuteczności) – jak to jest obecnie rzeczywistością dla wielu naszych braci i sióstr w innych częściach świata – doprowadzi do nich, Bóg da łaskę. On pokazuje, że jest zawsze wierny, że wspiera nas tak długo, jak nasze zaufanie do Niego jest żywe. Nawet jeśli zażądano naszego życia, nigdy nie powinniśmy się obawiać, bo Chrystus naprawdę zwyciężył świat (por. J 16, 33), Chrystus zmartwychwstał! Alleluja! On prawdziwie zmartwychwstał! Alleluja! Alleluja! Mówi do nas: „Pokój wam!” (J 20, 21); „To Ja jestem, nie bójcie się” (J 6, 20); „Nie wątpcie, ale wierzcie”.

13 kwietnia 2015 r.

2015-05-19 13:51

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Przyjaciel Anioł Stróż

Niedziela Ogólnopolska 39/2015, str. 26-27

[ TEMATY ]

anioł

Anioł Stróż

Karol Porwich/Niedziela

2 października obchodzimy w Kościele wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów. Zazwyczaj w liturgii upamiętnia się imiona świętych, ale Aniołowie Stróżowie są uosobieniem działania Bożej Opatrzności. Chociaż więc nie znamy ich z imienia, rola ich jest szczególna. W granicach świętych obcowania dane jest nam przeżywać więź z istotami, o których wiemy niewiele, ale których ślady obecności zapisane są w świadomości Kościoła, a także w doświadczeniu wierzących.

Czy aniołowie istnieją naprawdę, a jeśli tak, to kim są? Choć nasza wiara pełna jest odniesień do niebieskich duchów, do istot widzialnych i niewidzialnych, do ich działania i obecności, to często tak naprawdę nie wiemy, jak włączyć ich istnienie do naszej codzienności, by było owocne, realne i skuteczne, a przy tym by nie przesłaniało nam Boga.
CZYTAJ DALEJ

Podejrzany o zabicie księdza z Kłobucka był poczytalny

2025-10-02 11:06

[ TEMATY ]

śp. ks. Grzegorz Dymek

Karol Porwich/Niedziela

Ks. Grzegorz Dymek

Ks. Grzegorz Dymek

Tomasz J., podejrzany o zabicie w lutym br. księdza z Kłobucka (Śląskie), był w chwili popełnienia tego czynu poczytalny – uznali biegli w przesłanej prokuraturze opinii sądowo-psychiatrycznej. Do sądu wkrótce powinien trafić akt oskarżenia.

Ks. Grzegorz Dymek, proboszcz parafii NMP Fatimskiej w Kłobucku, został zamordowany 13 lutego podczas napadu na plebanię. Zbrodnia miała najprawdopodobniej tło rabunkowe. Śledztwo prowadzi Prokuratura Rejonowa w Częstochowie. Informację o uzyskanej opinii biegłych przekazał w czwartek PAP rzecznik częstochowskiej prokuratury okręgowej Tomasz Ozimek.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję