Dawid Ben-Gurion twierdził, że żadne miasto na świecie, nawet Rzym czy Ateny, nigdy przez tak długi czas nie odgrywało w życiu żadnego narodu tak wielkiej roli, jaką odegrała Jerozolima w życiu narodu żydowskiego. Jerozolima może zachwycać. Dziś fotografów „National Geographic” i producentów turystycznych folderów, które zalegają półki dusznych biur podróży, przyciągają oświetlone nocą mury miejskie bądź fascynujący widok modłów przy Ścianie Płaczu. Jednak ani poszukiwacze ofert last minute, ani pracownicy biur, z których wydobywają się elektroniczne dźwięki komputera i przyprawiający o ból głowy szum kserokopiarki, nie mogą zachwycić się widokiem świątyni, która legła w gruzach po podłożeniu ognia przez żołnierzy Tytusa.
Powstanie Żydów przeciw Rzymianom, które wybuchło w 66 r., doprowadziło do osaczenia Świętego Miasta cztery lata później. Oblężenie Jerozolimy przez późniejszego cesarza w dramatycznych słowach opisał żydowski historyk Józef Flawiusz: „Z chwilą, gdy miasto zostało istotnie ze wszystkich stron szczelnie zamknięte, znikła dla Żydów wszelka nadzieja ratunku, a głód, szerząc się coraz gwałtowniej, niszczył teraz lud całymi domami i rodzinami. Dachy były przepełnione przymierającymi niewiastami i dziećmi, (...) chłopcy i młodzieńcy z głodu opuchli, wałęsali się jak mary po rynkach, gdzie bądź padając z wycieńczenia” („Wojna żydowska”, ks. V, 12, 3).
Jezus, który bierze do ręki bicz ze sznurków, wywraca stoły bankierów, rozsypuje ich monety i uwalnia gołębie przeznaczone na ofiarę, zapowiada tym proroczym gestem zdarzenia, które przyjdą na świątynię 40 lat później. Zapowiada zburzenie instytucji, która w oczach chrześcijan traci swoje znaczenie. Ofiara Chrystusa na krzyżu zastąpiła bowiem wszystkie ofiary Starego Prawa. Dziś uobecnia się ona w każdej Eucharystii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu