Spektakl rozpoczyna melodia właśnie z płyty Osiem Błogosławieństw, darowanej przez jej wykonawców Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. Milkną głośniki, gości wita uczennica klasy IIb - Izabela Kembrowska.
Na chwilę robi się przy wejściu zamieszanie, to na widownię wchodzą Maryja (Małgorzata Obrębska, kl. IIa) i Józef (Wojciech Stelmaszewski, kl. IIb). Zmęczeni długą wędrówką szukają miejsca, w którym narodzi
się ich Syn. Gospody przepełnione; odsyłają ich dalej. Znużeni wędrowcy siadają przy studni. Józef zmartwiony, a Maryja, zawsze pełna wiary, zaufania Bogu, bardzo pięknymi słowami opowiada, jakby proroczo
o swoim nienarodzonym jeszcze Synku: Będzie On pocieszał, koił ból, wygładzał bruzdy na czołach ludzi zmęczonych, zapracowanych. Będzie czynił pokój, dawał radość i przywracał nadzieję.
W trakcie tego serdecznego - bardzo pięknie powiedzianego przez Małgosię Obrębską - monologu Maryi, ze sceny zstępuje Jezus (Rafał Wróbel, kl. IIIb). Ciepłym, spokojnym głosem ogłasza Osiem Błogosławieństw
(I teraz rozumiem podtytuł jasełek). Naucza - a spośród widzów nadciąga rzesza słuchających: mężczyźni, kobiety, dzieci, starcy, kaleki, faryzeusze, żołnierze - jak w Ewangelii. Ślicznie poprzebierane
dzieciaki siadają na ziemi, obok Maryi i Józefa, u stóp nauczającego Pana. Bardzo to przemyślana, piękna, wzruszająca scena.
I dalej akcja ewangeliczna - w stajence przy żłóbku - przeplata się z epizodami, czy obrazami nawiązującymi do któregoś z Ośmiu Błogosławieństw. Jest rodzina, szkoła ze swoimi problemami, Wigilia,
babcia i wnuczęta, matka z sześcioma parami rąk, z trzema parami oczu, a z jedną tylko łzą. Jest Pan Bóg, anioł, chora królewna z doktorami i dzieckiem. Jest Mama, Tata, są pasterze, Trzej Królowie z
wielbłądem, Cyganie i dużo dzieci. Jeszcze niepokój diabłów: Co teraz będzie, skoro narodził się Boży Syn? Trzeba się ostro brać do roboty, zdwoić czujność wokół ludzi, bo zrealizowanie w życiu człowieka
Ośmiu Błogosławieństw odbiera możliwość jakiegokolwiek diabelskiego działania. Klęska. Tylko jedna marna, byle jaka dusza - Herod. Bardzo wymowne to zamieszanie w piekielnej jaskini.
Całe widowisko, tekst, a przede wszystkim niecodzienny pomysł połączenia jasełek i Ośmiu Błogosławieństw, reżyseria, przygotowanie aktorów są zasługą Beaty Sujki, polonistki pijarskiego gimnazjum.
Scenariusz, napisany z uczennicami klasy II a, urzeka dojrzałością, zmusza do zastanowienia się i nad sobą, i nad życiem, ale przywraca również swoim ciepłem nadzieję i radość.
Pani profesor należą się ogromne brawa, uznanie i gratulacje. A wszystkich aktorów niepodobna wymienić z imienia i nazwiska, bo było ich przecież 120. Należy jednak pochwalić za opanowanie, spokój,
ładne podanie tekstu i wyuczenie się go na pamięć - na szóstkę.
Dyrekcja, Pedagodzy, Rodzice, wszyscy oddani widać pijarskiej szkole bez reszty, z ogromnym zaangażowaniem i na pewno niemałym trudem, doprowadzili do wystawienia tego serdecznego, mądrego widowiska.
Kończyły się jasełka wspólnym śpiewem kolęd, do czego zachęcała swoim ślicznym głosem sceniczna Mama - Ludwika Frątczak, kl. IIa.
Piękne, ciepłe, Bożonarodzeniowe spotkanie podsumował, oddany Pijarskim Szkołom w Łowiczu, ich dobry duch, o. Eugeniusz Śpiołek. Wzruszony, rozradowany podziękował wszystkim, bez wyjątku, i życzył,
by ta pijarska, szkolna rodzina trwała zawsze, by rozrastała się, by niosła pokój i radość. "Pod Twoją obronę...", Maryjo, oddał tę swoją kochaną gromadę i pobłogosławił wszystkim.
A nam, widzom, również wzruszonym, było żal, że to już koniec i cały rok trzeba będzie czekać na następne jasełka. Dziękujemy z całego serca za te i... Do zobaczenia!
Pomóż w rozwoju naszego portalu