Unię energetyczną mamy już z głowy. Przecież nie po to Niemcy z Rosjanami „Nord Stream” budowali, nie po to niedawno prezydent Putin byłego kanclerza Schrödera ściskał „zum Geburtstag”, żeby w imię wyimaginowanej europejskiej solidarności nie mieć biznesu na gazie i nie móc dyktować Europie warunków. Kto myślał inaczej, właśnie wychodzi na politycznego naiwniaka.
Co innego unia walutowa. W tym przypadku powinniśmy wszyscy zrozumieć, że wspólna waluta no dobrze, nie musi to być marka, może nią być euro to najlepszy środek cementujący wspólnotę europejską. Jedna waluta! Jeden bank centralny! Jedno europejskie, sfederalizowane i ponadnarodowe państwo! Może zbyt daleko idę w skojarzeniach, ale czy już gdzieś kiedyś nie wybrzmiewały złowieszczo podobne wezwania do „jedności”?
Krach pomysłu unii energetycznej pokazuje jeszcze kilka prawidłowości, m.in. taką, że w świecie twardej polityki nie ma miejsca na takie pojęcia, jak wspólnota, solidarność czy pomocniczość, a tym bardziej na ich realizację w praktyce. Warto o tym pamiętać, gdy z mediów „głównego nurtu” wylewają się całe strumienie propagandy, ile to nie zyskaliśmy dzięki Unii Europejskiej. Nic za darmo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu