1. Dzień prezesa Orlenu
Jak wygląda dzień prezesa Orlenu?
Widział pan Dzień świstaka?
Wyobrażałem to sobie dużo weselej…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bohater Dnia świstaka miał przynajmniej każdy dzień trochę inny. Kiedy pracowałem w Orlenie, na miasto wyszedłem dwa razy. Szczególnie że w pewnym momencie zorientowałem się, że mogą chcieć mnie wykończyć, że jest duże lobby, które na to pracuje.
Do tego jeszcze wrócimy. Czyli troska o bezpieczeństwo nie dostarczała rozrywek?
Tak naprawdę to ja postanowiłem sam zadbać o własne bezpieczeństwo. Musiałem, bo widziałem, do czego to może doprowadzić. Coraz lepiej też się orientowałem, co się tu wcześniej działo, jak się załatwia ludzi. Wtedy zarządziłem co trzy dni sprawdzanie biura przez ludzi z Orlen Ochrona, którzy byli bardzo zaufani. Zakupiliśmy najnowszy sprzęt do sprawdzania. Wydałem polecenie, żeby założyć kurtyny zagłuszające na wszystkie okna w moim gabinecie, wymienić wkładki i zamki, przypilnować, żeby nikt do zamka nie miał kluczy. Wprowadziłem czytniki twarzy przy wejściu. Zarządziłem, że nawet firma sprzątająca nie ma prawa sprzątać bez towarzystwa moich zaufanych ludzi z Orlenu. Wydałem też polecenie, że ludzie, którzy wchodzą do Orlenu, muszą zostawiać telefon, a do rozmów o wyższej tajności zakupiliśmy specjalne urządzenia zagłuszające.
Miał pan przyznaną ochronę?
Reklama
Jacek Krawiec miał przyznaną ochronę. Ja stwierdziłem, że nie chcę ochrony osobistej na miejscu, ale kiedy wyjeżdżam poza Warszawę, to już tak. Wynajęliśmy firmę.
Obawiał się pan, że pana porwą?
Bardziej, że mi coś podłożą. Albo podstawią jakiegoś gościa z mafii paliwowej, który stanie przy moim ogrodzeniu, a ktoś mu zrobi zdjęcie i powiedzą, że był u Obajtka. A to będzie facet skazany prawomocnym wyrokiem, jakiś bandyta czy ktoś jeszcze inny. Dlatego poprosiłem szefa ochrony, by w miarę możliwości prawnych monitorował wszystkich, którzy do mnie przychodzą i ode mnie wychodzą.
A kiedy rodzina przyjeżdżała?
To oni wiedzieli, że to jest ktoś z rodziny. Mieli listę nazwisk. Musieli uważać na każdego. Ja też uważałem.
Koszmar, jeśli ktoś ceni sobie wolność…
Reklama
Nie przeczę. To było życie w paranoi podyktowane wieczną inwigilacją, publikacjami, które miały mnie zniszczyć, jeżdżeniem po ludziach, po moich sąsiadach. Podsuwaniem gotowych tez. Proponowaniem pieniędzy za informacje albo potwierdzanie informacji wyssanych z palca. Oczernianiem mnie i każdego, kto się do mnie zbliżył. Faktycznym terroryzowaniem, stygmatyzowaniem całej okolicy tylko dlatego, że stamtąd pochodzę. To faktycznie było pod jednym względem skuteczne. Ta symbioza działań jakichś mrocznych postaci ze służb, z mafii i różnych redakcji sprawiła, że ja zacząłem żyć w wiecznie obserwowanym więzieniu. W pewnym momencie sam musiałem sobie dołożyć tej inwigilacji. Do tego proszę pamiętać, że śpię cztery godziny. Cała reszta więc naprawdę zaczęła wyglądać jak wspomniany film. No może jeszcze trochę jak Truman show. Wszyscy na ciebie patrzą, ale ty żyjesz w małym świecie. W klatce, którą sam sobie organizujesz. To może jedyna różnica między moim światem a filmowym. Sam musiałem siebie uwięzić.
To jest fragment książki: "Daniel Obajtek. Jeszczenie nie skończylem."KUP KSIĄŻKĘ W NASZEJ KSIĘGARNI: WWW.KSIEGARNIA.NIEDZIELA.PL

2. Jak radzić sobie z poważną chorobą?
Był pan grzecznym dzieckiem?
Chyba dość niepokornym. Chodziłem swoimi ścieżkami. Ale nie paliłem papierosów, nie piłem wódki. Ja w ogóle prawie jestem niepijący, a z niektórych artykułów dowiadywałem się, jak to strasznie chleję wódę!
Dostawał pan czasem lanie?
Nigdy… a nie, raz dostałem klapsa w tyłek od taty. Wyzywałem ciocię. Ciocia wyzywała się z sąsiadkami, jak mnie pilnowała. Pokłóciły się o coś i klęły, no to przeniosłem ten standard na nią.
A towarzystwo? Rozrywki?
Jak coś robię, to jestem skupiony na tym, co robię. Do dziś jakoś za towarzystwem tak bardzo, poza pracą, nie tęsknię. Jako dziecko miałem też z tym problem ze względu na ten mój zespół Tourette'a.
Jak to w ogóle zdiagnozowano?
Od dziecka miałem takie gwałtowne ruchy, wstrząsy, napady, a dawniej tego nie leczono. Na początku w szkole po prostu po łbie dostawałem i się ze mnie śmiali. Tak to w PRL-u było.
Nie diagnozowano zespołu Tourette’a?
Reklama
Nie. Mama chodziła ze mną do różnych lekarzy. Mówiono, że to nadpobudliwość, tym podobne rzeczy. Później w latach dziewięćdziesiątych już stosowano tabletki, ale to były takie psychotropowe leki, które spowalniały. Dopiero po 2000 roku weszły lepsze generacje leków, ale to i tak wymagało bardzo dużej pracy nad sobą.
Ciężko było?
Ciężko. Do dziś w sumie mi z tym ciężko. Widzi pan, jak teraz o tym mówimy, to też mam takie tiki. To jest silniejsze ode mnie.
To jest kwestia emocji? Denerwuje się pan, gdy mówi o chorobie?
Nie, mój oddech jest OK, jestem spokojny. Jak dostaję zastrzyk adrenaliny, to tak nie mam.
Nudzi się pan ze mną. Zaraz to zmienimy, gdy dojdziemy do trudniejszych tematów…
Nauczyłem się nad tym panować podczas pełnienia różnych funkcji. Chociaż było bardzo ciężko.
Pana znajomi mówią, że panu się to cofa. Zresztą pamiętam, że rozmawiałem z panem po raz pierwszy z sześć lat temu i rzeczywiście objawy były wtedy silniejsze…
Stosuję techniki, które są całkiem skuteczne. Przenosiłem te napięcia na ruchy rąk, na różne niewidoczne napięcia i zacząłem coraz bardziej nad tym panować.
Lekarze i rehabilitanci pana tego nauczyli?
Do wielu rzeczy doszedłem sam. Kosztowało mnie to bardzo dużo nerwów, bo miałem na przykład jakieś przemówienie i musiałem się skupiać na ruchach, nie na treści.
Czyta pan z kartki?
Nigdy. Ani nigdy nie robiłem żadnego wywiadu ekonomicznego z kartki.
Reklama
Nigdy też nie prosiłem innych, by mi podpowiadali podczas wywiadu, jak robi to wielu wpływowych ludzi, gdy chodzą na rozmowy z doradcami. Zawsze starałem się być przygotowany, ale tu pojawiał się problem. Bo ja jestem przygotowany, wiem, co powiedzieć, mam pełną kompetencję, ale największym problemem dla mnie jest to, że muszę się skupić na tym, co mówię, i na tym, żeby nie mieć tych ruchów, nie przekręcać słów, nie zmieniać końcówek. Szczególnie w obecności kamery pochłaniało to największą ilość mojej energii i uwagi. Nie to, co mówię, nie merytoryka, tylko skupienie się, żeby tego nie zrobić, nie mieć tych napadów. Czasami było trudno nad tym zapanować. To był poważny problem.
Powiedział pan, że tak pan robi, kiedy jest spokojny.
Kiedy jestem żywiołowy, pobudzony, to skupiam się na czymś innym. Mam taką nadpobudliwość, jakbym wpadł do kociołka. W sumie często jestem w takim stanie.
3. Maseczki dla Ojca Świętego - nawet za to atakowano
Według Onetu mieliście wysłać dwa tiry maseczek do Watykanu, żeby dobrze wyglądało…
I tu ślicznie widać manipulację w tych nagraniach. Tam ktoś twierdzi, że ja rzekomo wysyłam chińskie maski od handlarza bronią. A poszły wyłącznie maski polskich firm, polskie płyny i środki. Wysłaliśmy je w momencie, kiedy w Polsce już było nasycenie tego. Wysłaliśmy do Watykanu, bo tam brakowało. Poza tym dla większości Polaków to chyba dość ważne miejsce. I co? Papież Franciszek za to mówił, że popiera Daniela Obajtka? Jaką korzyść, jaki nielegalny, nieetyczny zysk, z tego odniosłem? Przecież obaj wiemy, o co chodzi. Część mediów i dziennikarzy, jak słyszy Watykan, nieważne, jak ten papież byłby liberalny, to by ten Watykan najchętniej spychaczem przejechała, bo to główny punkt Kościoła Katolickiego, którego oni nienawidzą. Przecież o to chodzi w całej aferze.
Jakiś dowód?
Reklama
Porównawczy. Pełno masek poszło na Litwę. Wysyłaliśmy je także z racji tego, że mamy tam aktywa, związki, znaliśmy się. Dużo poszło do Czech, na Ukrainę. Paru ambasadorów osobiście nas prosiło, byśmy pomogli, jak zobaczyli, że mamy dosyć sprzętu, zaopatrzenia, nawet gdzieniegdzie nadwyżki, że u nas rząd działa skutecznie. W związku z tym wysyłaliśmy też pomoc w paru innych kierunkach świata. No i co w tym strasznego? Nic. Ale jak oni słyszą Watykan, to dostają spazmów. To po prostu głupota i uprzedzenia antykatolickie. Prawda jest taka, że zrobiliśmy w pandemii nieprawdopodobną robotę.
„Wybuch pandemii Daniel Obajtek jako prezes PKN Orlen postanowił wykorzystać do budowy swojego wizerunku i umocnienia pozycji”...
To ja jeszcze się przyznam. To ja spowodowałem, że pandemia wybuchła w kraju. To ja spowodowałem, że pandemia wybuchła na świecie i w ten sposób przyczyniłem się do ratowania potem świata. Najpierw wrzuciłem wirus z Wuhan, a potem ratowałem świat. Wszystko, by się polansować.
A tak na poważnie. Niech pan to rozbierze na czynniki pierwsze. Musieliśmy zalać rynek informacją, bronić się, jeżeli cały czas nas atakowali. Musieliśmy uzasadnić, że przeprowadzamy operację specjalną pod nazwą pandemia. Przecież masa ludzi w ogóle w nią nie wierzyła. Tymczasem przestawiano całą gospodarkę. Świat się zamykał, zagrożone były łańcuchy dostaw. W pewnym momencie ropa miała cenę ujemną w kontraktach terminowych, czyli sprzedający ropę dopłacali do tego, by ktoś ją zabrał. My staliśmy przed gigantycznym wyzwaniem. Tego się bałem i tym się zajmowaliśmy, a nie pierdołami, którymi żyją media. Filmem albo tirem maseczek.
Na czym polega taka operacja specjalna? To dotyczy produkcji?
Oczywiście, w ciągu dwóch tygodni przestawiliśmy produkcję na płyny. Dodam, że robiła to spółka Orlen Oil, którą Platforma wcześniej chciała sprzedać. Orlen wyposażał wszystkie służby podległe MSWiA, kupował respiratory, budował szpitale tymczasowe. No i przede wszystkim przygotowywaliśmy się na przyszłość. A przecież nie wiedzieliśmy, ile to potrwa. Transport stanął, ludzie przestali się przemieszczać. Co ze stacjami? Co z przyszłością branży? Musieliśmy z jednej strony błyskawicznie podejmować decyzje, a z drugiej rozpatrywać różne scenariusze.
Tytuły pochodzą od redakcji.