Reklama

Wiadomości

Odbierają dzieci biednym rodzinom

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z raportu przedstawionego w Sejmie przez resort polityki społecznej wynika, że od początku 2012 r. zabrano polskim rodzinom 1827 dzieci. Powód – niezaradność życiowa, trudne warunki lokalowe, bezrobocie i wiele innych czynników, które składają się na zjawisko biedy. O ile zależy nam, by państwo interweniowało, gdy dzieci są katowane przez konkubentów mam, gdy chodzą głodne, brudne i wystraszone, o tyle budzi się w nas sprzeciw, gdy jedynym powodem odbierania rodzicom potomstwa jest fakt, że nie starcza im do pierwszego. Czasem to ich wina, czasem nie – ale obowiązkiem państwa jest im pomóc, opracować wsparcie systemowe, chuchać i dmuchać na polską rodzinę – bo w niej nasza przyszłość – zamiast wprowadzać restrykcje i straszyć biedaków. Zapewne ustawodawca, zapisując w Ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie sformułowanie: „w przypadku wystąpienia bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia dziecka”, nie przewidział, że może ono zaskutkować samobójstwem nastoletniego Sebastiana, rozłączonego z matką rzekomo „dla jego dobra”. Matka nie biła syna ani nie głodziła. Była po prostu niezaradna...

W Polsce już się mówi, że wystarczy pójść do opieki społecznej i poprosić o jakąkolwiek pomoc w jakiejkolwiek sprawie, by sprowadzić na siebie i rodzinę poważne kłopoty. Jest to oczywiście przesada, bo cała rzesza pracowników służb socjalnych wychodzi ze skóry, by pomagać swoim podopiecznym, a nie siłą zabierać im dzieci. Są jednak i tacy, którzy albo lubią chodzić na skróty, albo szwankuje im zdrowy rozsądek, albo zapomnieli, że mają serca, i zamiast szukać rozwiązania, jak podopiecznych wyprowadzić na prostą, w majestacie prawa zabierają dzieci do rozmaitych ośrodków opiekuńczych czy domów dziecka.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Przyczyna nieszczęść

Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie już w trakcie jej przygotowywania wzbudzała niepokój, że będzie pozwalała na zbyt radykalne ingerowanie państwa w życie rodziny. Tłumaczono nam jednak, że głównym celem ustawy ma być ochrona dzieci przed agresją ze strony dorosłych, w tym rodziców, przed rozmaitymi patologicznymi sytuacjami, które zdarzają się w rodzinach dysfunkcyjnych. I to zdarzają się coraz częściej, o czym donoszą nam nieustannie media.

Reklama

Nowelizacja Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która obowiązuje od 1 sierpnia 2010 r., zawiera jednak sformułowanie, które winne jest dramatu coraz większej liczby biednych rodzin: „zagrożenie zdrowia lub życia dziecka”. Oznacza ono, że pracownik socjalny wraz z policjantem, lekarzem, pielęgniarką lub ratownikiem medycznym może zdecydować o zabraniu rodzicom lub opiekunom dziecka bez wcześniejszej decyzji sądu. Podstawą jest przeświadczenie pracownika, że dziecku dzieje się krzywda. Co więcej, bez wiedzy rodziny może założyć jej na policji „Niebieską Kartę”, co jest wstępem do zbierania informacji o kondycji rodziny. Punktem wprowadzającym w ruch całą machinę państwową może okazać się np. brak wystarczającego ogrzewania w mieszkaniu. Niemożliwe? A jednak... Pani Monice z Bydgoszczy, matce wychowującej samotnie czworo dzieci, postanowiono odebrać je, gdy napisała do MOPS-u prośbę o pomoc w zakupie nowego pieca do ogrzewania.

Bo poszli na jagody

Przykładów jest, niestety, coraz więcej i coraz bardziej nas one bulwersują. Pani Sylwii, decyzją wejherowskiego sądu, ma zostać odebranych dziewięcioro jej dzieci. Wniosek w tej sprawie złożyła kuratorka, która nie raczyła swojej decyzji skonsultować nawet z miejscowym Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej, opiekującym się rodziną p. Sylwii i negatywnie opiniującym decyzję kuratorki. Co z tego, skoro mleko już się rozlało...

W tym samym regionie w małej popegeerowskiej wsi szkoła napisała do opieki społecznej, że dzieci zamiast chodzić na lekcje, chodzą do lasu na jagody... żeby wspomóc rodzinny budżet, jak się potem okazało – potem, bo szybciej pracownicy miejscowego ośrodka zawnioskowali do sądu, że najlepiej byłoby dzieci zabrać do domu dziecka. Dopiero interwencja Romana Góreckiego ze Stowarzyszenia Rodzicielstwa Zastępczego „Nasze Gniazdo” zastopowała sprawę.

Reklama

Gdy jednak machina urzędniczo-sądowa zacznie się obracać, niezwykle trudno ją zatrzymać – małżeństwo państwa Prymów z Lubaczowa przez 15 miesięcy toczyło bój o oddanie im czwórki dzieci. Prymowie nie są alkoholikami, nie znęcali się nad dziećmi, nie głodzili ich. Są po prostu biedni. Nawet sąd uznał, że zbyt biedni, aby wolno im było zatrzymać potomstwo. Na próżno chcieli wesprzeć rodzinę ludzie z rozmaitych stowarzyszeń, nie pomogły nawet opinie biegłych, którzy pozytywnie pisali o stosunkach panujących w rodzinie. Po upływie niemal półtora roku ktoś puknął się w głowę. Ciekawe, czy sprawcy tej sytuacji zastanowili się, jaki skutek pozostawi te 15 miesięcy w psychice i sercach czwórki dzieci i ich rodziców. Ciekawe, czy znajdzie się prawnik, który w imieniu rodziny wystąpi o odszkodowanie.

Grażynę Chmiel spod Lublina, matkę dziewięciorga dzieci, pracownicy opieki społecznej namówili, by po latach znoszenia przemocy ze strony męża poskarżyła się wreszcie do prokuratury. Kobieta tak uczyniła. Kilka tygodni później znalazła w skrzynce pismo z sądu rodzinnego, orzekające o zabraniu piątki jej niepełnoletnich jeszcze dzieci i umieszczeniu ich w domu dziecka. Orzeczenie sądu było wynikiem działania owych pracowników, którzy tłumaczyli potem, że dobrze się stało – wywołało to bowiem u matki wstrząs motywujący ją do działania. Okazało się, że wstrząs nastąpił gdzie indziej – i to za sprawą mediów. Gdy o sprawie zrobiło się głośno, wójt gminy, na terenie której mieszka rodzina, ale działa też ośrodek pomocy społecznej, znalazł dla p. Grażyny i jej dzieci dach nad głową, a kobiecie nawet pracę. Ciekawe, czy bez medialnego hałasu miałaby ona szanse na odzyskanie dzieci...

Reklama

Media odegrały pozytywną rolę „straszaka” także w sprawie rodziny Bajkowskich z Krakowa. To w obronie tej rodziny inicjatywa „Nie niszczcie rodziny” zorganizowała w Krakowie wielką manifestację przeciw absurdom często orzekanym przez sądy rodzinne. To w ich sprawie pisała m.in. „Niedziela”. Przypomnijmy w skrócie: małżonkowie poszli do poradni rodzinnej poszukać fachowej pomocy, bo ich synowie niechętnie chodzili do szkoły. I rozpętało się piekło. Najpierw w domu pojawił się kurator, żeby zbadać rzekome „akty przemocy” w rodzinie. Potem był sąd i ograniczenie praw rodzicielskich, mimo dobrej opinii o rodzinie, wydanej m.in. przez szkołę. Ku zdumieniu i przerażeniu Bajkowskich, dwoje z trojga ich dzieci sąd umieścił w domu dziecka. O akcji zabierania chłopców ze szkoły pisały już wysokonakładowe dzienniki – opisując, że do pełnego absurdów obrazu zmagania się funkcjonariuszy z opierającymi się malcami brakowało tylko antyterrorystów. Trzeba było kilku miesięcy sądowych zmagań i prokuratorskich czynności sprawdzających, by okazało się, że Bajkowscy są „w porządku”. I jako ludzie, i jako rodzice. Że można im oddać dzieci. Że ich fizycznie ani psychicznie nie maltretują, a wręcz przeciwnie – że to dobra i kochająca się rodzina...

Nie było happy endu w innej rodzinnej historii. 16-letni Sebastian powiesił się w ośrodku dla nieletnich, bo nie mógł znieść myśli o rozłące z matką i rodzeństwem. Trójkę dzieci, w tym 16-letniego Sebastiana, odebrano matce, gdy sąd uznał, że kobieta nie daje sobie rady z życiem. Wcześniej rodzinę eksmitowano z mieszkania, a kobieta bez skutku szukała pracy. W tym niełatwym życiu samotnie wychowującej matki nie pojawił się nikt, kto skutecznie mógłby jej pomóc. Była samotna i zdana na siebie. Sebastian czuł się podobno głową rodziny – może nie mógł znieść myśli, że zawiódł... Wszystkim jakoś umknęło, że odłączenie chłopaka od rodziny jest dla niego niewyobrażalną tragedią. Dopiero po fakcie zainteresowano się rodziną. Sprawdzano, w jakim zakresie służby socjalne pomagały jej wcześniej, nim zastosowano tę najbardziej drastyczną metodę – ukaranie rozłąką. Z zainteresowaniem czekamy na wyniki tych badań... chociaż nie opuszcza nas przeświadczenie, że papierków urzędnicy mają dużo, gorzej z efektami.

Reklama

Poseł Barbara Bartuś, członek sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, komentując tragedię w Suwałkach, mówiła: – Chodzi o pomoc państwa w ocaleniu rodziny, a nie w jej dzieleniu. A dzisiaj państwo polskie koncentruje się na tym, aby odbierać dzieci – zamiast pomagać w ich utrzymaniu. Mówimy o polityce prorodzinnej, której wcale nie ma. W Polsce mamy wiele przypadków, że jest bieda w rodzinie, a nie ma pomocy finansowej, tylko odbiera się dzieci...

Chodzi o pieniądze?

Tak dla jasności: utrzymanie jednego dziecka w placówce opiekuńczej kosztuje państwo, czyli nas wszystkich, ok. 4 tys. zł. Nietrudno sobie wyobrazić, że zaledwie część tej sumy mogłaby uratować od biedy wiele polskich rodzin. I uchronić przed fundowaniem ich dzieciom pobytów w placówkach opiekuńczych...

Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców założyły specjalny telefon pomocowy dla osób w podobnej sytuacji: 515-866-142 (czynny od pn. do pt. w godzinach 10.30 – 12.30. Więcej na: www.rzecznikrodzicow.pl.

2014-03-10 15:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świdnicka parafia postawiła na dzieci i młodzież

Niedziela świdnicka 20/2018, str. II

[ TEMATY ]

dzieci

Archiwum prywatne

Warsztaty z pierwszej pomocy

Warsztaty z pierwszej pomocy

W dzisiejszych czasach, niestety, coraz rzadziej spotyka się dzieci i młodzież spędzającą swój wolny czas na podwórkach czy placach zabaw. W ostatnim czasie powstało nawet wiele filmików w Internecie przywołujących dawne wspomnienia, gdzie przepełnione dziećmi i młodzieżą podwórka tętniły życiem, a szczególnym miejscem spotkań była piaskownica lub trzepak. Co wpływa na to, że powstają takie filmiki, gdzie z utęsknieniem pokazuje się dawne czasy? Gdzie szukać przyczyny tych pustych niekiedy podwórek? Odpowiedź jest dość oczywista. W dzisiejszym świecie wolny czas dzieciom i młodzieży wypełnia komputer. Już nie tylko gry komputerowe są bardziej atrakcyjne niż podwórko. Dzisiaj jest wiele portali społecznościowych, które mają szeroką propozycję czatów, wideorozmów, co wpływa na to, że nie trzeba wychodzić z domu, aby porozmawiać ze swoimi kolegami czy koleżankami mieszkającymi kilka bloków dalej. Na szczęście nie wszystko odchodzi do lamusa. Wiele ruchów, które skupiają dzieci i młodzież, od wielu lat zmaga się z wyrwaniem młodych ludzi od komputera. Niekiedy nie jest to proste, ale nadal istnieją i cieszą się zainteresowaniem takie ruchy i grupy, jak: harcerze, oaza, ministranci, lektorzy, schole czy chociażby działający przy świdnickiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego Dziecięcy i Młodzieżowy Klub „Kuźnia”.

CZYTAJ DALEJ

Bp Pindel do nowo wyświęconych diakonów: naśladujcie wyobraźnię miłosierdzia św. Jana Kantego

2024-05-08 15:12

[ TEMATY ]

bp Roman Pindel

mr

Celebracja w Łagiewnikach

Celebracja w Łagiewnikach

Do naśladowania przykładu św. Jana Kantego, doskonalenia się i okazywania miłosierdzia wszystkim ludziom zachęcił bp Roman Pindel 8 maja br. w kęckim sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, gdzie udzielił święceń diakonatu dwóm alumnom krakowskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Do uroczystości wybrano świątynię związaną miejscem urodzenia Jana Kantego. Tu też znajduje się grób założycielki sióstr zmartwychwstanek bł. Celiny Borzęckiej oraz jej córki współzałożycielki - służebnicy Bożej Jadwigi Borzęckiej.

Nowo wyświęceni diakoni nawiedzili dziś także barokowy kościół ku czci św. Jana z Kęt, wybudowany na miejscu jego domu rodzinnego. Diecezja bielsko-żywiecka przeżywa Rok Jubileuszowy związany z 550. rocznicą śmierci tego XV-wiecznego uczonego.

CZYTAJ DALEJ

Nowacka: w kolejnym roku szkolnym oceny z religii i etyki nie będą wliczane do średniej

2024-05-09 10:40

[ TEMATY ]

katecheza

religia

PAP/Jarek Praszkiewicz

Minister edukacji narodowej Barbara Nowacka powiedziała w czwartek w TVP Info, że jest przywiązana do idei zmniejszenia liczby lekcji religii do jednej godziny w tygodniu, bo "szkoła jest od kształcenia, a nie od formacji religijnej".

Potwierdziła, że w kolejnym roku szkolnym oceny z religii i etyki nie będą wliczane do średniej ocen. Będzie też możliwość łączenia grup na lekcje z tych przedmiotów. Obecnie szkoła ma obowiązek wpisać w plan lekcje religii lub etyki, jeśli w danej klasie zgłosi się na nie więcej niż siedem osób. Po zmianach będzie można te mniejsze grupy połączyć w jedną większą.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję