Reklama

Niedziela w Warszawie

Nie takie czarne chmury

Jest wigilia Wigilii Bożego Narodzenia 1973 r., ludzie są zajęci przygotowaniem do Świąt. Tymczasem w telewizorze słychać żywą muzykę i widać jeźdźców. To początek „Czarnych chmur”, jednego z kultowych seriali z czasów PRL

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Każdy serial był wtedy wydarzeniem i tematem rozmów. Tym bardziej polski i spod znaku płaszcza i szpady, z popularnymi aktorami, a reżyserowany przez Andrzeja Konica, twórcę przebojowego „Klossa”. Zupełna nowość, nic dziwnego, że wielu na lata zapadł w pamięć i chcieli go oglądać ponownie, potem trzeci, piaty raz.
A nie jest to trudne, bo jest jednym z częściej pokazywanych dawnych seriali. Mimo że nigdy nie miał dobrej prasy, przez czterdzieści lat telewizje wyemitowały go najpewniej… ze czterdzieści razy. Bo mimo krytyki, uważa Maciej Rayzacher, warszawski aktor, odtwórca roli kapitana Knothe, dowódcy pruskich rajtarów, serial zawsze był lubiany i nadal taki jest.
– Różnie można patrzeć na serial po czterdziestu latach, ale na pewno nie wyrzeknę się go. Mojej roli, pewnie nie dałoby się zgrać inaczej. Dziś zagrałbym podobnie – mówi Rayzacher. – Inna rzecz, że grałem przeciwnika. Wszyscy kochali „naszych”, a nienawidzili elektorskich, takich jak ja.

Kacper – konie!

Recenzenci pisali złośliwie, że to muzyka jest jedynym, co warto zapamiętać z dziesięcioodcinkowego serialu. Skądinąd jej autorem był nie byle kto, bo Waldemar Kazanecki, autor muzyki do takich filmów i seriali jak „Noce i dnie” „Brunet wieczorową porą”, „Dom”, czy „Bolek i Lolek”. Serial denerwował też tym, że każdy odcinek kończył się w kluczowym momencie akcji. Na ciąg dalszy trzeba było czekać tydzień.
Jedna z opowieści towarzyszących serialowi, rzecz dzieje się w jednym z warszawskich kabaretów w latach 70. Grupa artystów wystukuje rytm kopyt końskich, równocześnie nucąc motyw przewodni z telewizyjnego serialu. Widownia chichocze. Nagle ze sceny pada okrzyk „Kacper – konie!” i widzowie wybuchają śmiechem. Wszyscy wiedzą, jaki serial jest obiektem drwin. Wielu zapamiętało z niego ciągłe pościgi, ucieczki na koniach i pojedynki na szable. A wszystko na historycznym tle.
– Po modyfikacji niektórych zdarzeń, opowieść jest bardziej filmowa niż historyczna. Ale opiekunem filmu był prof. Henryk Samsonowicz, nie przypuszczam, żeby dopuścił do jakichś fałszerstw. Dopuścił do opowieści z historią w tle – tłumaczy Maciej Rayzacher.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Dowgird czy Kalkstein

Akcja serialu rozgrywała się w XVII wieku, jej kanwą są losy pułkownika Krystiana Kalksteina-Stolińskiego, a tłem historycznym odrywanie się Prus Książęcych od słabnącej Rzeczpospolitej. Po sekularyzacji państwa zakonnego i złożeniu hołdu królowi polskiemu pozostawały one w lennej zależności od Rzeczypospolitej tylko do czasu. W XVII w. ziemie te wpadły w ręce elektora Brandenburgi. Kalkstein-Stoliński stanął na czele opozycji przeciwko elektorowi i w 1670 r. musiał uciekać z Prus do Polski. Tu, w Warszawie, na rozkaz elektora został porwany i mimo wstawiennictwa króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego – stracony w 1672 r. w Kłajpedzie.
Serialowy pułkownik Krzysztofow Dowgird, ma wiele cech Kalksteina-Stolińskiego. Jednak nie żyjący już dziś reżyser Andrzej Konic wielokrotnie podkreślał, zbyt daleko idących analogii nie należy się doszukiwać. Ot, jest to rozrywkowy, przygodowy, trzymający w napięciu serial, a najważniejsze jest w nim to, co tygrysy lubią: akcja, ucieczki, pogonie, pojedynki, intrygi i uczucia.
Inaczej mówiąc, to nie Dowgird (w tej roli Leonard Pietraszak) wraz z wiernym wachmistrzem, wspomnianym Kacprem (Ryszard Pietruski) przez istotną część serialu uciekają z Lecka do Warszawy przed rajtarami kapitana Knothe i dragonami rotmistrza Zaremby (Stanisław Niwiński) – osobistego wroga Dowgirda, zakochując się po drodze, odpowiednio w Annie Ostrowskiej (Elżbieta Starostecka) i Magdzie (Anna Seniuk).

Warszawa w Lublinie

Zdjęcia kręcono w łódzkim atelier, w pałacu w Baranowie Sandomierskim, w Pałacu Biskupim w Kielcach, w Krakowie, i w klasztorze pokamedulskim w Rytwinach pod Kielcami, a plenery – m.in. pod Augustowem. W Warszawie, gdzie toczy się istotna część akcji, zdjęć nie kręcono.
– Warszawę „zagrała” przepiękna lubelska Starówka. Tam również było bardzo dużo zdjęć – zaznacza Leonard „Dowgird” Pietraszak. – Starówka w Lublinie jest autentyczna i nigdy nie była zniszczona, dlatego właśnie została wybrana do filmu. Nie mogliśmy kręcić w Warszawie, bo wszyscy wiemy, jak bardzo nowe jest tu Stare Miasto.
We wrześniu w Rytwinach odbył się rocznicowy benefis. Jak mówiono, serial kończy wkrótce 40 lat, a więc wkracza w dojrzałość. Imprezę współorganizował ks. Wiesław Kowalewski, dyrektor miejscowej Pustelni Złotego Lasu, który od lat jest fanem serialu. Zgromadził rekwizyty z planu i stworzył w refektarzu muzeum „Czarnych chmur”. – Ks. Kowalewski jest niesamowity, odprawił Mszę św. w intencji zmarłych twórców serialu, zorganizował koncert. A Muzeum po prostu zatyka. Czego tam Ksiądz nie zgromadził! – zachwyca się Maciej Rayzacher.
– Mamy świeczniki, kosę, fotel z filmu, kielichy, puchary, obrazy, fotografie. Odtwarzamy także część rekwizytów, jak choćby wóz poczty elektorskiej – wylicza ks. Kowalewski. – Od lat myślałem, jak wrócić do tamtych chwil, gdy leżąca w ruinie Pustelnia stała się scenerią do wielu scen słynnego serialu.

Tajemnicza sakwa

Wielu po serialu pozostały miłe wspomnienia z czasów młodości, ale także bon moty, szczególnie: „Ja go bukłaczkiem, a on mi Wilcze Doły”, wypowiedziany przez szlachciurę Błazowskiego (Cezary Julski). Miłośnicy rebusów też mieli coś dla siebie, bo przez dziewięć odcinków nie było wiadomo, skąd tytuł serialu. Dowiedzieli się w dziesiątym, z ust filmowego Jana Sobieskiego. – Widzę czarne chmury zbierające się nad Polską – wieszczył hetman grany oczywiście przez Mariusza Dmochowskiego.
Dla antropologa kultury najciekawsze są te artefakty, które mają znaczenie symboliczne. W serialu jest nim tajemnicza czarna sakwa, której zawartość może skompromitować brutalnego grafa von Hollsteina (Janusz Zakrzeński) i podstępnego margrabiego von Ansbacha (Edmund Fetting).
Obsada w ogóle była wymarzona. Znani, uznani aktorzy i tacy, którzy dopiero później stali się znani. Przez parę sekund na ekranie pokazało się dwoje debiutantów. Bogusław Linda, dziś wzięty aktor i reżyser – grał halabardnika w warszawskim Barbakanie, a Krystyna Janda, dziś właścicielka warszawskiego Teatru Polonia – chłopkę tańczącą na weselu.
– Specjalnie się do tego nie przyznają. Ale gdzieś trzeba debiutować – mówi aktor proszący o anonimowość. – Ale proszę ich o to nie pytać, bo raczej nie chcą o tym pamiętać. Ja przyznaję się chętnie, bo serial był nowym doświadczeniem. Nieczęsto można w Polsce zagrać w filmie płaszcza i szpady. A to był taki serial, choć był też ciut za długi.
Maciej Rayzacher sporo się najeździł po planie na koniu, wszak dowodził rajtarami goniącymi Dowgirda. – Jazdę konną ćwiczyliśmy przez dwa miesiące w wojskowej stadninie na dzisiejszej ul. Kozielskiej, w Klubie Jeździeckim Legii – opowiada. Przydało mu się to także w życiu, gdy związał się z antykomunistyczną opozycją i musiał zmienić zawód. – Gdy władze zadbały o to, żebym nie pracował jako aktor, zostałem wychowawcą w domu małego dziecka i zajmowałem się dziećmi autystycznymi i niewidomymi. Dzięki „Czarnym chmurom” mogłem prowadzić zajęciach hipoterapii. I właśnie wtedy – a nie w czasie kręcenia serialu – po raz pierwszy spadłem z konia.

2013-12-18 09:21

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Polska specjalność

Niedziela Ogólnopolska 4/2024, str. 55

[ TEMATY ]

serial

Materiały promocyjne producentów filmu Akson Studio/Netflix

Jeszcze raptem kilka tygodni temu z wypiekami na twarzy śledziliśmy losy bohaterów "Informacji zwrotnej", a już na szczyty wspiął się serial "1670".

Pierwszy to tragiczny opis wydarzeń, które spadły na niepijącego alkoholika, onegdaj gwiazdy rocka. Ot, Marcin Kania (tu jedna z tzw. życiowych kreacji Arkadiusza Jakubika) budzi się pijany w mieszkaniu swojego dorosłego syna. Nosi ślady pobicia, zaczyna szukać syna, ten nie odbiera telefonów, nikt nie wie, co się z nim dzieje. Marcin wyrusza na poszukiwania. Z każdym odcinkiem powracają flashbacki, puzzle zaczynają się układać, co prowadzi do odkrycia wstrząsającej prawdy. Nie chcę zdradzać detali, są bowiem tacy, którzy jeszcze do serialu nie dotarli, pokazuje on jednak pewien fenomen. Po pierwsze, mamy znakomitą prozę poddającą się genialnie ekranizacji (film bazuje na powieści Jakuba Żulczyka). Po drugie, są tacy, którzy potrafią przenieść słowo na filmowe klatki. Warto tutaj wrócić do książki Szczepana Twardocha Król, która też doczekała się serialowej adaptacji 4 lata temu, do tego stopnia jednak „nadmuchano balon”, że niestety, konfrontacja z pierwowzorem wypadła blado. A zdradzę, że jako fan audiobooków potrafiłem czasami siedzieć kilkanaście minut na parkingu, by dosłuchać do końca jakiegoś rozdziału czy wątku.

CZYTAJ DALEJ

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

[ TEMATY ]

litania loretańska

Adobe Stock

Litania Loretańska to jeden z symboli miesiąca Maja. Jest ona także nazywana „modlitwą szturmową”. Klamrą kończąca litanię są wezwania rozpoczynające się od słowa ,,Królowo”. Czy to nie powinno nam przypominać kim dla nas jest Matka Boża, jaką ważną rolę odgrywa w naszym życiu?

KRÓLOWO ANIOŁÓW

CZYTAJ DALEJ

Matko Serdeczna, módl się za nami...

2024-05-02 20:37

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Zasłuchani w „Polską litanię” ks. Jana Twardowskiego zatrzymamy się w stolicy diecezji sandomierskiej ze świadomością, że na jej terenie jest jeszcze kilka innych sanktuariów maryjnych.

Rozważanie 3

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję