Od 1997 r. w święto Ofiarowania Pańskiego przeżywamy również Światowy Dzień Życia Konsekrowanego. Co dla Siostry oznacza wyrażenie „osoba życia konsekrowanego”?
Jako siostry zakonne nie przyjmujemy święceń takich jak kapłani. Jesteśmy poświęcone Bogu, czyli konsekrowane.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Konsekrowana znaczy poświęcona?
Tak, poświęcona, czyli jeszcze inaczej oddana na służbę Bogu dla bliźnich.
Czy od zawsze chciała Siostra być „oddana na służbę Bogu”?
Reklama
Nie. Kiedy byłam w podstawówce i wracałam z mamą do domu z kościoła, zapytała mnie: „A może Ty będziesz siostrą zakonną?”. Odpowiedziałam jej: „Nigdy w życiu. Nawet nie zadawaj mi takich pytań”. W tym czasie miałam też zatarg z jedną katechetką, która była zakonnicą. Widząc na ulicy siostry zakonne, zawsze przechodziłam na drugą stronę. Mówiłam wtedy sama do siebie: „Nie chcę nigdy być taką wredną osobą”. Miałam zły obraz siostry. W szkole średniej, w pierwszej klasie, dowiedziałam się, że będzie nas uczyć siostra zakonna. Nie byłam z tego powodu za bardzo niezadowolona, ale zaskoczyłam się, bo ta kobieta pokazała mi inny obraz. Powiedziała mi, jak naprawdę wygląda życie zakonne. Dotarło wtedy do mnie, że nie każda siostra jest taka, jak ta pierwsza, którą poznałam w moim życiu. Zrozumiałam, że to ode mnie zależy, jaką będę siostrą zakonną, jeśli zdecyduję się na taką drogę.
Co się wydarzyło, że zapragnęła Siostra wstąpić do zgromadzenia?
Byłam na spacerze z chłopakiem i usłyszałam głos: „To nie Twoja droga. Zostaw go. To nie Twoja droga”. Odrzucałam ten głos. Nie chciałam go słyszeć. To jednak było silniejsze. Ten głos był na tyle mocny, że przerwałam szkołę średnią po drugiej klasie i poszłam do klasztoru.
Czy oprócz tego głosu podczas spaceru był jakiś inny bodziec? Porzucenie nauki w szkole to bardzo odważny ruch. Co spowodowało taką decyzję?
Reklama
To był sen. Byłam wtedy z koleżanką na spacerze i powiedziałam jej, że myślę o wstąpieniu na drogę życia konsekrowanego. Ona wtedy powiedziała mi: „Zgłupiałaś? Przecież grasz z chłopakami w piłkę. Nie nadajesz się do zakonu, co najwyżej go rozniesiesz”. Miałam wtedy bardzo mocne pragnienie podjęcia tej drogi i nagle zdarzyło się coś niespodziewanego. Stanęła przede mną siostra zakonna w starym stroju i zakonnik. Nie znałam założycieli naszego zgromadzenia, wiedziałam tylko, że te postacie wyglądały jak ze zgromadzenia franciszkańskiego. Oni odezwali się do mnie w tym śnie: „My Cię przyjmujemy”. Wtedy jednak nie domyśliłam się, kim są. Miesiąc po tym wydarzeniu wpadł mi do ręki folder, na którym dostrzegłam o. Honorata Koźmińskiego i matkę Małgorzatę Szewczyk — postacie z mojego snu. To był dla mnie znak. Wiedziałam, że to będzie moje zgromadzenia. No i poszłam tam, bo powiedzieli „My Cię przyjmujemy” i przyjęli. Wstąpiłam więc do klasztoru serafitek.
Ile miała Siostra wtedy lat?
Miałam siedemnaście lat, więc aby wstąpić do zakonu, musiałam mieć pozwolenie od rodziców, ponieważ byłam niepełnoletnia. Tata się zgodził. Bez słowa podpisał. Mama powiedziała jednak, że nie podpisze. Zaznaczała, że jak będę miała osiemnaście lat, to sama o sobie zadecyduje. Wtedy pewnie i otwarcie odparłam mamie: „Zaraz kończę osiemnaście lat. Dzień po urodzinach już mnie nie będziesz widzieć”. Mama więc podpisała zgodę.
Jak przebiegał proces wstępowania do klasztoru?
Kiedyś było troszkę inaczej. Kiedy ja wstępowałam, to zawsze był postulat i najpierw dzień skupienia przed przyjęciem. Dostawałyśmy taką sukienkę z białym kołnierzykiem i czarnym welonem. Na początku było nas trzynaście.
Jak wyglądały początki?
Przyglądałyśmy się temu życiu i byłyśmy włączane w pracę. Pracowałyśmy w kuchni, potem też w przedszkolu i w ogrodzie. Uczyłyśmy się szyć na maszynie. Wykonywałyśmy podstawowe rzeczy, żeby poczuć tak od środka, jak wygląda życie zakonne. Miało to na celu pokazanie, że w zakonie nie jest obecna tylko modlitwa, ale że jest to zwykłe życie, w którym trzeba po prostu wykonywać pracę. Po rocznym postulacie odbyły się rekolekcje przed nowicjatem. Otrzymałyśmy krzyżyk, biały welon i nowe imię.
Reklama
Przyjęła Siostra imię Rafaela. Jaka jest historia z tym związana? Skąd pomysł na takie imię?
Miałyśmy możliwość wybrać sobie nowe imię zakonne, ale nie wybierało się tylko jednego. Na kartce pisało się trzy imiona. Zbierała się Rada Generalna, która decydowała, które imię się dostanie. Na pierwszym miejscu wypisałam „Rafaela”. Z domu wyniosłam modlitwę do Anioła Stróża, a w zakonie była już Michaela, więc postawiłam na kolejnego z Archaniołów. Moim drugim wyborem była Emmanuela. Udało się tak, że otrzymałam imię Rafaela, które oznacza „Bóg uzdrawia”.
Co zaskoczyło Siostrę podczas nowicjatu?
Nowicjat to były dwa intensywne lata przygotowania. Pierwszy rok był rokiem kanoniczym. Panowała wtedy taka zasada, że mogłyśmy rozmawiać tylko między sobą i z mistrzynią. Nie wolno było nam rozmawiać z „profeskami” (siostrami po profesjach zakonnych). Z innymi można było toczyć rozmowy tylko za pozwoleniem.
Jaki jest cel takiej formy milczenia?
Chodziło o ćwiczenie woli. Sprawdzenie, czy potrafię się dostosować do „braków”, które mogą wystąpić na drodze zakonnej.
Co składało się na ramowy plan dnia w nowicjacie?
Reklama
Rano po śniadaniu chodziłyśmy na godzinny wykład, później praca — sprzątanie, zamiatanie, takie drobne obowiązki. Następnie kolejny wykład, modlitwa i obiad. Pod wieczór była medytacja i wspólne czytanie. Różaniec poprzedzał kolację i rekreację. Często podczas wspólnej integracji byłyśmy bardzo głośno. W końcu tyle kobiet w jednej sali. Wtedy się nawet śmiałyśmy, że muszą nas uciszać, a teraz niestety nie mają kogo uciszać. Jest cicho, bo nie ma ani jednej nowicjuszki.
Jak wyglądały kolejne lata życia zakonnego?
Po dwóch latach nowicjatu jest egzamin. To było całkiem stresujące. Siedziałyśmy przed całą Radą Generalną. Po zdaniu byłyśmy dopuszczone do pierwszych ślubów. Po tym rozdzielałyśmy się na placówki. Każda z nas miała inne obowiązki. Później jest jeszcze pięć lat na decyzję. Co roku odnawia się śluby, a po pięciu latach następują śluby wieczyste. Cała droga trwa więc osiem lat.
Co ceni sobie Siostra w takiej formie życia?
Dla mnie najcenniejszą rzeczą jest czas, który mam na modlitwę, zatrzymanie się, wejście w siebie i spotkanie się z Panem. Cenię również życie wspólnotowe. Wspólnota łączy. Wspólnota wspiera, podnosi człowieka. Pomaga również w trudnych chwilach. Jeśli ma się dobre relacje z współsiostrami, to wspólnota pomoże przezwyciężyć trudności, zobaczyć, że nad problemami da się przejść. Ludzie czasem potrafią pokazać dobre strony problemów. Dodatkowo mam możliwość wyboru spowiednika. Mogę przy jego pomocy zmieniać w sobie to, co wymaga pracy. Nieraz się mówi, że „życie jest usłane różami”, ale róże mają też kolce. Jeżeli jest się z Bogiem, jest się otwartym na wspólnotę, na innych ludzi, można i z tych kolców wyciągnąć dobro. Można pięknie przejść przez życie.
Co radziłaby Siostra komuś, kto zastanawia się nad drogą życia konsekrowanego?
Radziłabym, żeby przemodlili tę decyzję, aby nie musieli się nieskończenie długo zastanawiać — może wybiorę to życie, a może tamto. To musi być konkretna decyzja: „Chcę podążać za Jezusem na drodze rad ewangelicznych, czyli na drodze zakonnej lub na drodze kapłaństwa. Wypełniać misję, którą Chrystus zleca Kościołowi. Być przez Boga dla innych. Tym siebie uświęcać i prowadzić do świętości, do Chrystusa inne osoby”. Trudno jest wchodzić do zakonu z myślą: „Może mi się spodoba, a może nie. Jak mi się nie spodoba, to wybiorę inną drogę”. To jest jedna z opcji do wyboru. Tak samo jak droga życia w samotności lub w małżeństwie. Ty decydujesz.