Reklama

Oko w oko

Oko w oko

To nie była walka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zawsze, gdy są jakieś okrągłe rocznice, rząd i różne media „zmuszone” są do świętowania lub chociaż odnotowania danego wydarzenia. Czasami chcieliby zapomnieć, przeoczyć, ale przeszkadza pamięć narodu. Tej nie da się zabić. Tak jest z 70. rocznicą zbrodni zwanej wołyńską, chociaż dotyczy nie tylko Wołynia. Chodzi o ludobójstwo na wielkim obszarze południowo-wschodniej Polski.

Reklama

Gdy zbliżała się lipcowa rocznica, w mediach pojawiały się wywiady, oceny, dyskusje różnych ekspertów. Wszystkie tezy sprowadzały się do dywagacji na temat, jak Ukraińcy walczyli z Polakami, uważanymi za okupantów, ciemiężycieli, panów („Lachom smiert!”). I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, że jakiś naród zrywa się do walki o słuszne ideały. Tak było od wieków, narody ze sobą walczyły, ścierały się armie, jedni zwyciężali, inni przegrywali. Dziwi mnie, że nikt z mądrych komentatorów i dyskutantów nie mówi, że to nie była żadna walka! To było ohydne mordowanie, tak bestialskie, że wprost niemożliwe do ogarnięcia umysłem ludzkim! Przecież działo się to w XX wieku, w środku Europy, w Polsce, która wówczas niezwykle bohatersko biła się na wszystkich frontach świata „za wolność naszą i waszą”! Działo się to „wśród pól starannie uprawnych i domostw schludnych, Bogiem i pracą wypełnionych, wiernych świętej tradycji przodków” - jak zapisał w swoich notatkach Franciszek Stefczyk, przedwojenny twórca spółdzielczości wiejskiej, przemierzając drogę ze Lwowa do Krakowa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podobnie opowiadał mi mój ojciec, który w 1939 r., jako młody kawalerzysta, ze swoim 11. Pułkiem Ułanów, znalazł się na terenach południowo-wschodniej Polski. Był z rodziny ziemiańskiej i potrafił właściwie ocenić tamtych gospodarzy. „Prawdziwa Polska była na Kresach - wspominał. - Starannie uprawione ziemie, zadbane domy i budynki gospodarcze, ludzie gościnni, serdeczni, czyści, wierni tradycji, Bogu i Ojczyźnie. Bardzo pracowici, wszyscy szli w pole o świcie, w domu gospodynie i pomoc domowa przygotowywały posiłki, dbały o dzieci i starszych, niemogących pracować w gospodarstwie. Dla wszystkich był szacunek i nikt nie pytał, czy to Ukrainiec, czy Polak, gdy sąsiad był w potrzebie”. Mój ojciec nie mógł potem uwierzyć, że tam wszystko zostało zniszczone, zalane krwią Polaków, żyjących na swoich pradawnych ziemiach od stuleci! Gdy mężczyźni poszli walczyć z okupantem, mordercy ukraińscy zakradali się znienacka z siekierami, nożami, piłami i zabijali w straszliwy sposób dzieci, matki, kobiety ciężarne, ojców, dziadków, całe rodziny żyjące od pokoleń na swojej ziemi!

Reklama

Wystarczy wziąć do ręki jedną z książek Lucyny Kulińskiej „Dzieci Kresów” - czyste fakty, relacje tych, co cudem uratowali się, uciekli, skryli w zbożu, w lesie… Najczęściej były to jeszcze dzieci, ale pamiętają dokładnie, bo takiej traumy nie da się w sobie zdusić, wyrzucić z pamięci. Obrazy wracają dniem i nocą, wyciskają resztki łez i tak jest już do końca życia.

„Nad ranem wyszedłem z kryjówki. Na klepisku naszej stodoły leżały spalone zwłoki ok. 40 ofiar. Mamę poznałem po tym, że miała przytulone dwoje małych dzieci. Ciocię Justynę poznałem po kawałku niedopalonego czerwonego sweterka. Dalej już nie poszedłem. Mój ojciec, jako jeden z pierwszych, był zarąbany siekierą. W domu Łukasza Wereszczyńskiego wszyscy zostali spaleni. Na podwórzu u Krajewskich ofiary były pomordowane nożami i siekierami. Marysia Różycka miała przepiłowany brzuch i wyciągnięte wnętrzności… Dom nasz był zamożny, ale bandyci wszystko pozabierali i wywieźli. Ukrywałem się w lesie, a żywiłem zbożem z kłosów. Byłem ranny w rękę, która opuchła i strasznie bolała. Miałem zaledwie 7 lat i sam w nocy w lesie, płakałem i modliłem się o śmierć, tak, jak nauczyła mnie mama”.

Inne wspomnienie: „Uciekałem z mamą, tatuś prosił Ukraińców, żeby nas nie zabijali, bo to byli nasi dobrzy znajomi, żyliśmy w zgodzie… Odrąbali siekierą głowę mojej babci, która nie mogła uciekać. Tatusia uderzyli nożem i bagnetem dobijali, strasznie jęczał. Ja i moje dwie młodsze siostrzyczki zaczęliśmy przeraźliwie krzyczeć. Banderowiec złapał dziewczynki i pokroił nożem, drugi zarąbał mamę, ja uciekałem krzycząc, wpadłem do naszej sadzawki za domem. Bandyta myślał, że się utopiłem, klnąc, zawrócił na podwórko dalej mordować”.

Takie są wszystkie strony książek będących bezpośrednimi relacjami tych, którzy ocaleli, by dać świadectwo. Czy to można nazwać walką narodu ukraińskiego o niepodległość? Czas powiedzieć prawdę w imię dobra przyszłych pokoleń. Musimy dzisiaj zadać dwa zasadnicze pytania: Gdzie są granice ludzkiego bestialstwa? Gdzie są granice ludzkiego cierpienia? Trzeba starać się odpowiedzieć na takie pytania, które pozwolą zapobiec wynaturzeniom, zniszczeniom rodzaju ludzkiego. Dzisiaj człowiek dysponuje o wiele groźniejszymi narzędziami zbrodni. To już nie są tylko proste narzędzia gospodarstwa domowego - siekiery, noże, młoty, piły itd., ale całe machiny niszczenia i zabijania, ukryte pod hasłami propagandy dobra, tolerancji i nowoczesności.

2013-07-16 08:11

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ocalić od zapomnienia

Niedziela wrocławska 45/2013, str. 6-7

[ TEMATY ]

kresy

cmentarz

Archiwum Niedzieli Wrocławskiej

Uczennice z Bolesławca na cmentarzu w Sieniawie k. Zbaraża

Uczennice z Bolesławca na cmentarzu w Sieniawie k. Zbaraża

Pamiętamy o zmarłych, dbamy o ich groby. Staramy się to robić nawet, gdy są one bardzo daleko, na Kresach – to wyraz nie tylko naszej religijności, naszego patriotyzmu, ale również świadectwo tego, jak ważne dla tożsamości człowieka są jego korzenie. Trwając w miesiącu pamięci o duszach zmarłych jak również miesiącu szczególnej modlitwy za Ojczyznę, Barbara Misiewicz rozmawia z konsulem Krzysztofem Świderkiem

BARBARA MISIEWICZ: – Listopad to czas szczególny, ponieważ pamiętamy o naszych zmarłych, ale pamiętamy również o Kresach i o grobach pozostawionych tam, na Ukrainie. Jak wygląda akcja wydobywania na światło dzienne polskich grobów rozsianych po całej Ukrainie?
CZYTAJ DALEJ

Abp Jędraszewski podczas Pasterki na Wawelu: od chwili Wcielenia żyjemy w pełni czasu

2024-12-25 08:39

[ TEMATY ]

pasterka

Boże Narodzenie

abp Marek Jędraszewski

katedra na Wawelu

BP Archidiecezji Krakowskiej

2025 lat temu nastała pełnia czasu. Od chwili Wcielenia żyjemy w tej pełni. Jako chrześcijanie mamy obowiązek w tę pełnię każdego dnia niejako się zanurzać i w nią wchodzić, stając się synami Bożymi i dziedzicami nieba - powiedział abp Marek Jędraszewski podczas tradycyjnej Mszy św. pasterskiej w katedrze na Wawelu.

W homilii metropolita krakowski zauważył, że treść pełni czasów została rozwinięta w liście św. Pawła do Galatów, w którym Apostoł Narodów wskazuje na skutki narodzenia Bożego Syna, a w liście do Efezjan nadał temu przyjściu na świat Bożego Syna wymiar prawdziwie kosmiczny. Przed pełnią czasów - jak wyjaśniał - czas jawi się jako „chronos” - przemijanie i zdążanie ludzi do śmierci. Gdy Zbawiciel przyszedł na świat, los człowieczy nabrał zupełnie innego znaczenia. - Chrystus przyszedł na świat, abyśmy byli dziećmi Bożymi. Abyśmy byli dziedzicami nieba - mówił abp Marek Jędraszewski, zwracając uwagę na fakt, że nowa sytuacja człowieka jest tak radykalna, że odtąd czas liczy się według szczególnej cezury-granicy, jaką jest przyjście Chrystusa na świat - święty czas kairós. - Ciągle liczy się ten czas, nasz czas, od narodzin Chrystusa. To chrześcijańska, zatem nasza era. Era naszych wartości, wyznaczonych przez święty czas kairós, określonych wolnością dzieci Bożych. Poczuciem, że jesteśmy przeznaczeni do życia wiecznego, ludźmi, którzy żyją już innym kształtem wolności ducha. Wolności polegającej na zdążaniu do prawdy, a to zdążanie wypełniane jest nowym kształtem miłości - wskazywał metropolita krakowski.
CZYTAJ DALEJ

Łódź: miejska wigilia dla samotnych

2024-12-25 17:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Blisko 800 osób zasiadło do wieczerzy wigilijnej w hali Expo.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję