Reklama

Polityka

Koniec strategii doganiania

Niedziela Ogólnopolska 4/2013, str. 30-31

[ TEMATY ]

polityka

rząd

DOMINIK RÓŻAŃSKI

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Na samym początku stycznia w Sejmie miała się odbyć debata na temat ratyfikacji przez Polskę tzw. traktatu fiskalnego, którą - jak ogłaszały media - PiS zamierzał bojkotować... Dlaczego?

DR ZBIGNIEW KUŹMIUK: - Wręcz przeciwnie! Z naszej strony nie było mowy o żadnym bojkocie debaty, bo przecież dotąd nie było żadnej poważnej dyskusji nad treścią i sensem tego traktatu! Protestowaliśmy tylko przeciwko dziwnemu trybowi pracy nad tym dokumentem. W marcu 2012 r. na szczycie UE polski premier zgodził się na przystąpienie Polski do traktatu fiskalnego, następnie, po półrocznym milczeniu na ten temat, pod koniec listopada swą akceptację wyraził rząd i w dość pilnym trybie przesłał dokument do Sejmu, żeby w tygodniu przedświątecznym sprawę niepostrzeżenie załatwić. Nie na sali plenarnej, lecz w ciszy, pod osłoną świąt Bożego Narodzenia, na posiedzeniu połączonych komisji: ds. UE, finansów publicznych i spraw zagranicznych.

- To było pierwsze czytanie ustawy ratyfikacyjnej? Bez dyskusji?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Jakaś zdawkowa dyskusja się odbyła, jednak nie uczestniczyli w niej ministrowie konstytucyjni, lecz wiceministrowie, którzy przedstawiali oficjalne uzasadnienie. Nie było odpowiedzi na realne problemy związane z przyjęciem traktatu. Po tym „pierwszym czytaniu” zostaliśmy poinformowani, że drugie i trzecie odbędzie się już w pierwszym tygodniu nowego roku na specjalnie w tym celu zwołanym posiedzeniu Sejmu. Próbowaliśmy więc przeforsować tzw. długą debatę, podczas której kluby opozycyjne mogłyby się swobodnie wypowiedzieć na ten temat. Jednak pani marszałek w ogóle nie chciała o tym słyszeć, zarządzono tylko 10-minutowe oświadczenia klubów poselskich oraz możliwość zadawania pytań.

- Ale nawet do tego nie doszło, bo i tę debatę odwołano. Dlaczego?

- To kolejna dziwna wolta rządzących. Oto nagle przestali się spieszyć, a premier zapowiada nawet całodzienną debatę na ten temat w bliżej nieokreślonym terminie.

Reklama

- Co to może oznaczać?

- Najprawdopodobniej sam rząd nie bardzo wie, co teraz robić. Składając tę mocno proeuropejską deklarację w marcu, być może próbował coś uzyskać w sprawie budżetu europejskiego. Tymczasem okazało się, że mimo takich gestów wobec strefy euro, mimo zgody na pożyczkę dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego, nie dostajemy nic w zamian. Być może więc dopiero teraz przychodzi jakieś otrzeźwienie... A może to wyrachowanie, żeby tę polską „niepewność” wykorzystać w lutowych negocjacjach nad budżetem UE? Naprawdę nie wiadomo, dlaczego ten wcześniejszy pośpiech na złamanie karku przerodził się w obecne niejasności.

- Może to rzeczywiście mądra zagrywka wobec Brukseli? Może w ten sposób Polska coś jeszcze wytarguje w negocjacjach budżetowych?

- Moim zdaniem, zupełnie nic. I raczej nie jest to jakaś przemyślana zagrywka, lecz po prostu rażący brak własnej strategii. Dziś rząd jest pewien tylko tego, że musi przeforsować tę ratyfikację zwykłą większością głosów, bo bezwzględnej nie ma. A tu przecież chodzi o przekazywanie kompetencji na rzecz organizacji międzynarodowej, a zatem powinien być brany pod uwagę art. 90. Konstytucji - decyzja powinna zapaść kwalifikowaną większością 2/3 głosów w Sejmie i w Senacie.

- W jaki sposób przystąpienie do traktatu fiskalnego będzie prowadzić do przekazania kompetencji państwa, ograniczenia suwerenności?

- Prowadzi to prostą drogą poprzez ingerencję instytucji zewnętrznych w politykę budżetową i gospodarczą państwa. Obecnie jesteśmy jeszcze podporządkowani rygorom Paktu Stabilności i Wzrostu, co oznacza, że dopiero poziom 3 proc. deficytu sektora finansów publicznych uruchamia tzw. procedurę nadmiernego deficytu. Po przyjęciu paktu fiskalnego rygory będą znacznie bardziej zaostrzone; dopuszcza się średniookresowy strukturalny deficyt 0,5 proc. PKB, a w wyjątkowych przypadkach do 1 proc. Nakładamy więc na siebie bardzo ciasny gorset krępujący samodzielne ruchy.

- Ale ten gorset obowiązuje też wszystkich uczestników traktatu, dlaczego Polska ma się czuć bardziej zniewolona?

- O ile państwa rozwinięte (Francja, Niemcy), a nawet kraje południowe (Włochy, Hiszpania) mogą dążyć teraz do zrównoważonego budżetu, bo nie mają już zapóźnień w zakresie infrastruktury, to kraje Europy Środkowo-Wschodniej, ze swoją bardzo zapóźnioną infrastrukturą, nie powinny przyjmować na siebie takich ograniczeń budżetowych. Polska wciąż znajduje się w tzw. strategii doganiania; przez najbliższe 20-30 lat musimy inwestować znacznie więcej niż inni. Sztandarowym przykładem na to, że nie powinniśmy sobie zakładać tego gorsetu, jest sprawa Krajowego Funduszu Drogowego, który kilka lat temu został powołany tylko po to, żeby zabezpieczyć pieniądze na własny dodatek inwestycyjny do pieniędzy unijnych. Minister Jacek Rostowski wyprowadził te pieniądze poza system finansów publicznych, aby nie rzutowały na deficyt. A teraz godzimy się na przyjęcie tak drastycznych ograniczeń budżetowych?!

- A więc to nie tyle gorset, ile zaciskająca się pętla?

- Moim zdaniem, tak! To znaczy, że nigdy już nie wybudujemy pełnej struktury autostradowej, kolejowej, energetycznej. A przecież my musimy się rozwijać 2-3 razy szybciej niż inne kraje. Dlatego nie powinniśmy przyjmować tych samych rozwiązań, co kraje rozwinięte, bo je na to stać, nie muszą już inwestować w swoją infrastrukturę na taką skalę jak Polska, kraj doganiający. Warto też pamiętać, że każdemu najdrobniejszemu przekroczeniu reguły zrównoważonego budżetu towarzyszyć będą ostre restrykcje, które mogą pogrążyć finanse państwa jeszcze bardziej.

- Na przykład w jaki sposób?

- Po stwierdzeniu odchyleń od obowiązujących reguł wprowadza się mechanizm korygujący opracowywany doraźnie pod specjalnym nadzorem Komisji Europejskiej. Dziś podpisujemy się zatem pod dokumentem, który nakłada na nas różne rygory, w tym takie, których jeszcze nie znamy. To Komisja Europejska będzie na bieżąco decydowała o charakterze, zakresie i harmonogramie działań naprawczych. I należy się spodziewać, że nie będzie to wychodzenie naprzeciw krajom na dorobku, lecz raczej będzie to działanie na rzecz silniejszych.

- A więc przystępując teraz do traktatu, tak naprawdę nie potrafimy przewidzieć, co nas czeka później?

- Tak. Strona podpisująca ten traktat musi przedstawić Komisji Europejskiej i Radzie UE program partnerstwa budżetowego i gospodarczego, zawierający szczegółowy opis reform strukturalnych. Ten scenariusz powinien wynikać z solidnej debaty wewnątrz kraju, biorącej pod uwagę także zdanie opozycji. Bo gdy ta przejmie władzę i zechce przeprowadzić głębokie reformy (np. zmianę systemu podatkowego, swobodę wyboru OFE lub powrót do poprzednich rozwiązań emerytalnych), to bez zatwierdzenia tych pomysłów przez KE i Radę UE nie będzie mogła nic zrobić. Czy to nie jest pozbawienie kompetencji państwa narodowego? Czy to nie jest ograniczenie możliwości rozwoju kraju w przyszłości?

- Ograniczenie na rzecz większej, silniejszej wspólnoty, bo podobno my, Polacy, bardzo chcemy być w tej wspólnocie...

- Chcemy, ale nie zdajemy sobie sprawy z wiążących się z tym - a ostatnio bardzo narastających - ograniczeń; z postępującego ubezwłasnowolnienia słabszych jej członków. Bo czymże jest zapis, że „umawiające się strony zapewniają, że wszelkie zasadnicze reformy polityki gospodarczej, które planują realizować, były w ich gronie omawiane ex ante i w stosownych przypadkach przez nie skoordynowane”? Znaczy to, że wszystkie zamierzenia gospodarcze muszą być zasygnalizowane wszystkim umawiającym się stronom, instytucjom unijnym - i z nimi uzgodnione, albo będą odrzucone.

- A więc godzimy się właśnie ex ante - niejako na wyrost - na ostrą ingerencję nie tylko w sferze fiskalnej, ale też wprost - na dyktowanie nam polityki gospodarczej i społecznej? I niemożliwe staną się jakiekolwiek działania naprawcze „na własne potrzeby i we własnym zakresie”, np. naprawa służby zdrowia?

- Tak. Gdybyśmy chcieli wykonać właśnie w tej dziedzinie jakieś poważniejsze ruchy naprawcze, godzące np. w interesy wielkich zachodnich firm farmaceutycznych, to oczywiście spotkamy się z zakazem... Niemożliwa będzie już np. taka ustawa refundacyjna, jak ta ostatnia, która przyniosła 2 mld zł oszczędności poprzez zmuszenie firm farmaceutycznych do obniżenia cen leków. Tak więc można powiedzieć, że właśnie nakładamy na siebie ograniczenia, o których skutkach nawet nie mamy pojęcia.

- Jedno jest chyba pewne: przyjęcie traktatu fiskalnego zdyscyplinuje walkę z deficytem finansów państwa...

- Raczej ją utrudni. Komisja Europejska, według zapisów traktatu, musi być informowana o planach emisji długu publicznego. Jeżeli np. minister finansów zechce zaciągać korzystne pożyczki na obsługę długu - jak to zdążył uczynić minister Rostowski jeszcze w ubiegłym roku - to zgodnie z zapisami traktatu zawsze będzie musiał wcześniej zawiadamiać o tym Komisję Europejską.

- Tylko zawiadamiać?

- Tak, i na wszelki wypadek czekać na jej reakcję. Niewykluczone, że z czasem KE opracuje jeszcze bardziej restrykcyjne i już bardzo konkretne aneksy do obecnych przepisów. O ile wcześniej, jeśli doszło do naruszenia bariery deficytu, KE narzucała rygory tzw. nadmiernego przekroczenia deficytu, czasem kierowała sprawę do Trybunału Sprawiedliwości, to teraz każdy kraj - jeżeli tylko uzna, że jakiś inny kraj nie przestrzega tej zasady - ma prawo zaskarżać do Trybunału Sprawiedliwości. Ten zaś może ukarać winnego wyłamania się z obowiązujących reguł karą 0,1 proc. PKB, czyli obecnie dla Polski, wynosiłoby to 1,6 mld zł. Jeśli np. Niemcy uznają, że trzeba Polsce przykręcić śrubę, to sprawę naszego nadmiernego deficytu skierują do TS.

- Czy, Pana zdaniem, ratyfikowanie traktatu fiskalnego przez Polskę naprawdę nie jest roztropne?

- Tak, bo z każdego artykułu tego paktu wyzierają ograniczenia. Większość z nich jest na tyle niejasna i napisana takim językiem, że naprawdę nie wiemy dziś, co z nich jeszcze może wyniknąć. Nie ulega wątpliwości, że nakładamy na siebie gorset, który nie pozwoli nam prowadzić samodzielnej polityki w zakresie finansów publicznych ani samodzielnej polityki gospodarczej i społecznej.

- Jednak pakt fiskalny to dla Polski przedsionek do wymarzonego Eurolandu...

- Wymarzonego chyba tylko przez rząd Donalda Tuska. To jest oczywiście przygotowanie do wejścia do strefy euro i wciągnięcia nas tam za uszy, nawet być może bez spełnienia wszystkich wymaganych kryteriów fiskalnych i monetarnych.

2013-01-21 13:24

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiosna w polityce

Niedziela Ogólnopolska 17/2013, str. 45

[ TEMATY ]

polityka

RAFAŁ ZAMBRZYCKI/SEJM.GOV.PL

Wiosna jest spóźniona, ale wreszcie jest. Także w polityce. Po lewej stronie wielkie ożywienie. Były prezydent Kwaśniewski wraz ze swoimi starymi towarzyszami zakłada coś super hiper postępowego, czyli nie tylko z Europą w nazwie, a jakże, ale także z plusem. Europa Plus. I nie jest to reklama telefonów komórkowych. Mówiąc nieco poważniej, ma widać nadzieję, że leśni dziadkowie komuny i postkomuny zostaną przy Leszku Millerze, a do niego przyjdzie lewica z Platformy Obywatelskiej rozczarowana Tuskiem. A jeszcze poważniej, to z sondaży wynika, że lewica, podzielona lub nie, ale liczona łącznie, może uzyskać nawet 20-25 proc. w wyborach. To bardzo dużo.

CZYTAJ DALEJ

Kosiniak-Kamysz: zapraszam młodych po szkole ponadpodstawowej na miesiąc szkolenia wojskowego

2024-04-15 14:49

PAP/Łukasz Gągulski

Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował w Krakowie, że razem ze Sztabem Generalnym przygotowywany jest program przeszkolenia wojskowego dla młodych, którzy ukończyli szkoły średnie. Zgodnie z zapowiedzią szkolenie trwałoby miesiąc i przygotowywałoby do aktywnej rezerwy.

"Przygotowujemy program, wspólnie ze Sztabem Generalnym, przeszkolenia zaraz po szkole średniej" – poinformował w poniedziałek Kosiniak Kamysz na konferencji prasowej w Krakowie. "Chciałbym zaprosić młodych ludzi po szkole ponadpodstawowej, zanim pójdą na studia czy do pracy, żeby przyszli na miesiąc przeszkolenia, żebyśmy mogli zaoferować im umiejętność, sprawność" – podkreślił minister obrony.

CZYTAJ DALEJ

1690 kleryków w Kościele katolickim w Polsce w 2024 r., 266 mniej niż rok wcześniej

2024-04-16 07:23

[ TEMATY ]

klerycy

powołanie

powołania

Episkopat News

Do przyjęcia sakramentu kapłaństwa w seminariach diecezjalnych i zakonach Kościoła katolickiego w Polsce przygotowuje się 1690 alumnów. Jest ich o 266 mniej niż rok wcześniej. Z 329 do 280 spadła liczba kleryków, którzy w tym roku rozpoczęli formację.

W Kościele katolickim czwarta niedziela wielkanocna, przypadająca w tym roku 21 kwietnia, nazywana niedzielą Dobrego Pasterza. To także 61. Światowy Dzień Modlitw o Powołania, a w Polsce - początek tygodnia modlitw o powołania.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję