Reklama

Niedziela w Warszawie

Anioły są wśród nas

Ks. Andrzej Dziedziul MIC nie ma wątpliwości: laur Totus, który przyznano mu i wręczono w czasie Dnia Papieskiego, nie jest tylko dla niego. Jest dla wszystkich pracujących w Hospicjum Domowym Zgromadzenia Księży Marianów na Pradze, którym kieruje. A sporo ich jest

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Konkretnie kilkudziesięciu pracowników, po ok. 25 lekarzy i pielęgniarek, kilku fizykoterapeutów i psychologów, pracownik socjalny. Wolontariuszy ok. 60. stałych, kilkudziesięciu pomagających od czasu do czasu. Zajmują się półtora tysiącem ciężko, nieuleczalnie chorych, często umierających osób, rocznie. Ale i ich rodzinami, bo i one chorują, a potem żałoba też bywa dramatyczna.

Praskie hospicjum Marianów jest wielką, jedną z największych, jeśli nie największą, tego typu placówką w Polsce. Od lata opiekują się znacznie większą liczbą osób, niż przewidują wszelkie limity. Dlatego, jako jedni z nielicznych w Polsce, nie mają kolejki oczekujących. - Tak chcemy, choć często jest to ponad siły - mówią w hospicjum. Inna rzecz, że tego „ponad siły” by mnie było, gdyby nie fakt, że życie skutecznie utrudnia biurokracja - te bezsensowne procedury i dokumentacje - pochłaniająca i pieniądze, i czas, który mógłby zostać poświęcony chorym.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Przywracają nadzieję

Praca w hospicjum jest specyficzna - przyznaje Ksiądz Dyrektor. Trzeba mieć ten rodzaj dojrzałej wrażliwości na ludzkie cierpienie, siły psychicznej, która pozwala na służenie bardzo, bardzo chorym. Oprócz pracowników są wolontariusze - niezbędni i wciąż bardzo poszukiwani. Są szkoleni - rocznie kilkaset młodych osób. Jednak to chyba najbardziej trudny rodzaj wolontariatu. Dlatego po szkoleniach, na stałe w Hospicjum Domowym na Pradze pozostają nieliczni.

Wiele zależy od tego, czy wolontariusz miał w ogóle kontakt z ciężka chorobą i śmiercią. Jeśli miał, wie, że człowiek umiera, to połowa sukcesu; bo jeżeli ktoś nie był przy śmierci, to może być dla niego trudne, niekiedy traumatyczne przeżycie. Gdy trafi się tu z dobrymi chęciami, ale bez wytrwałości, szybko traci się zapał i odchodzi.

Ale w hospicjum nie mają do takich niedoszłych wolontariuszy pretensji. Bo i tak jest „zysk”: więcej ludzi - oby jak najwięcej ludzi - wiedziało, jak opiekować się ciężko chorym, jak go pielęgnować, jak rozumieć niektóre, „dziwne” zachowania, słowa chorego. Wolontariusz, który przejdzie przez tą próbę, zdobędzie doświadczenie. Gdy widzi czasem trudne emocje rodziny chorego jest z nim obyty, jest w stanie zapanować nad własnymi emocjami. I wtedy potrafi pomagać.

Reklama

- Działamy w hospicjum tak, że wielu chorych jest zaleczanych, że czują się bezpiecznie, że mimo choroby wyglądają na szczęśliwych - mówi ks. Andrzej Dziedziul. - Chory jest dziś w Polsce, w zbiurokratyzowanym systemie służby zdrowia, towarem. Z tego powodu czuje się zgnębiony, często jest niedoleczony, czuje się jak przedmiot. Natomiast, kiedy opieka medyczna jest bardziej ludzka, kiedy ważne są radości i smutki chorych, większość z nich radykalnie zmienia się, stają się dojrzalsi, choć przecież choroby, z którymi mamy do czynienia są ciężkie, nieuleczalne.

Przywracają chorym nadzieję, pewność, że są pełnowartościowymi ludźmi. Bo tu traktuje się ich poważnie i normalnie. - To jest także część naszego charyzmatu, że współpracując z rodzinami, dajemy im też nadzieję. Przy nas mogą się nauczyć, co przy chorym mogą zrobić, nie są bezradni wobec trudniej rzeczywistości - dodaje Ksiądz.

- Twarz odchodzącego człowieka najpiękniejsza jest przed śmiercią, kiedy jest on już pogodzony z tym co ma nastąpić - powiedział w jednym z wywiadów. - Uśmiech odchodzącego jest piękny, bo on nie uśmiecha się z zadowolenia, że inni go cenią, że jest mu dobrze. Przez to oderwanie się taki człowiek patrzy na innych także inaczej, zaczyna autentycznie kochać, interesować się innymi, jest wdzięczny.

Listy z hospicjum

Zajmują się w hospicjum nieuleczalnie chorymi, ale i ich rodzinami, które za chwilę staną oko w oko ze śmiercią swojego bliskiego. Gdy człowiek umiera, jego rodzina musi się podnieść. Niestety, często nie udaje się im to zrobić o własnych siłach. Trzeba im pomagać. Osoby w żałobie też chorują. Jeżeli zostawi się ich samemu sobie, żałoba jest dramatyczna, są na długo wyłączeni z życia - uważa Ksiądz.

Reklama

- Polega to na traktowaniu rodziny jako partnerów, nie spycha się do roli przedmiotów, to daje im nadzieje, że wiedzą, że robią, robili, co trzeba - podkreśla Ksiądz. - Jednym z elementów patologicznej żałoby jest przekonanie, że coś zaniedbali, albo, że część ich działań w chorobie bliskiego była bezsensowna. Z tym związane są wyrzuty sumienia, zagubienie. Jeżeli w czasie choroby odpowiednio prowadzi się chorego, to rodzina jest bardziej aktywna, jest współuczestnikiem, daje więcej ciepła i ta żałoba jest nieco łatwiejsza. Nie do wszystkich docieramy w żałobie, ale mamy swoje sposoby.

Z hospicjum wysyła się listy do rodzin po stracie, telefonuje się, zaprasza na spotkanie. Obserwuje się dzieci, co rysują, jak się bawią, proponuje wyjazd na kolonie. Obserwuje się - i dzieci, i dorosłych - czy mogą samodzielnie zacząć żyć. Proponuje się grupy wsparcia, wyjazdy dla młodych wdów i wdowców, pomyślane jako rodzaj terapii. - Do wielu trafiamy i wielu wraca do normalności, a nawet osiąga głębszą dojrzałość - ocenia Ksiądz.

Sztafeta pomocy

Do niesienia pomocy trzeba być przygotowanym na okrągło. W weekendy na dyżurze jest wolontariusz, kierowca, lekarz, pielęgniarka. Działają na zasadzie swoistego pogotowia. Najbardziej potrzeba wolontariuszy, którzy mogą pracować przed południem. Ale takich w Polsce najbardziej brakuje. Ludzie pracują, nie ma tylu bogatych, którzy mogliby sobie zagospodarować czas na pomaganie ciężko chorym. Podobnie jest z opieką w nocy.

Niekiedy pomagają ci, którzy sami wcześniej przez coś takiego przeszli. Włączają w sztafetę pomocy. Sam ks. Andrzej jako dziecko, gdy zmarł jego ojciec, a mama popadła w apatię, sam musiał korzystać z pomocy innych. Najpewniej to był jeden z powodów, że już jako dorosły - student Politechniki Gdańskiej - zajął się pomocą charytatywną. Kontynuował to jako kleryk seminarium w Lublinie i już jako duszpasterz w Grudziądzu, Lublinie i Licheniu. Otaczał opieką osieroconych przez rodziców, biednych i opuszczonych. A potem, już na warszawskiej Pradze, kilkanaście lat temu, współtworzył wciąż rozrastające się - w obliczu coraz większych potrzeb - hospicjum domowe.

Ks. dyrektor Andrzej Dziedziul został właśnie jednym z laureatów 12. edycji nagród Totus (przyznawanych corocznie w przeddzień Dnia Papieskiego przez Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia”, w kategorii „Promocja człowieka, praca charytatywna i edukacyjno-wychowawcza”, a uzasadnienie wyboru brzmiało: „za wieloletnie czynne wypełnianie nauczania Ojca Świętego Jana Pawła II przez miłosierną, samarytańską służbę drugiemu człowiekowi”. Gdy wręczano laur nikt nie miał żadnych wątpliwości, że trafił naprawdę w dobre ręce.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z potrzeby serca

Hospicja domowe w wielu przypadkach przywracają ludziom ciężko chorym wiarę w dobroć, miłość, wyrozumiałość i bezinteresowność. W tym kalekim świecie egoizmu, propagującym eutanazję jako antidotum na cierpienie, pozwalają uwierzyć w człowieka

Ludzie wymagający opieki paliatywnej są zdesperowani, ogarnięci lękiem, umęczeni cierpieniem. Służba zdrowia leczy do czasu, gdy chory rokuje nadzieję na wyzdrowienie. Gdy rokowania nie są pomyślne, pacjent przestaje się liczyć. Staje się dla szpitali jedynie zawadą. Chora na raka pacjentka, u której wystąpił, z winy szpitala, zator płucny i poczynił spustoszenia w osłabionym chorobą organizmie, w jednym ze szpitali przeżyła horror. Zaczęto traktować ją jak powietrze, w końcu wypisano do pustego domu. Nikt jej nie poinformował o dalszym sposobie postępowania. Lekarz lakonicznie stwierdził, że to już koniec. W stanie strasznego wyczerpania - zarówno fizycznego, jak i psychicznego - trafiła w końcu do hospicjum. I tam miała wrażenie, że znalazła się w raju. Doskonała opieka, życzliwość, cierpliwość. Wspaniała posługa duszpasterska, która pozwoliła na ponowne poukładanie relacji z Panem Bogiem. Wszystko to sprawiło, że dwa ostatnie miesiące życia pozwoliły chorej na spokojne, godne odejście. Takich przypadków jest bardzo wiele. Często bezduszny, biurokratyczny świat szpitali kontra hospicyjna miłość, życzliwość i pomoc w cierpieniu. Pracujący tam lekarze, pielęgniarki, wolontariusze sprawiają, że pacjent pomimo swojej ciężkiej choroby nie czuje się na marginesie życia. Jest w centrum uwagi tych ludzi, którzy podchodzą do niego z szacunkiem i miłością.
Dla chorych dużym zaskoczeniem jest opieka i troska wolontariuszy. Wiedzą, że dla lekarzy, pielęgniarek hospicjum jest miejscem pracy, ale wolontariusze... Dlaczego tak bezinteresownie, tylko z potrzeby serca poświęcają swój czas na opiekę nad pacjentami? Wielu ludziom trudno to zrozumieć. W dzisiejszym konsumpcyjnym, egoistycznym świecie taka postawa jest niezrozumiała. Dlaczego młode dziewczyny zamiast rywalizacji w wyścigu szczurów, bezproblemowego życia, poświęcają swój czas ludziom, którzy już stoją na krawędzi śmierci? Co ich do tego skłania?

CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

Kielce/ Strażacy opanowali pożar DPS; do szpitali trafiło 17 pensjonariuszy

2024-05-10 19:58

[ TEMATY ]

pożar

straż pożarna

Kielce

DPS

PAP/Piotr Polak

Ewakuacja 39 osób z domu pomocy społecznej w Kielcach, 10 bm. gdzie doszło do pożaru.

Ewakuacja 39 osób z domu pomocy społecznej w Kielcach, 10 bm. gdzie doszło do pożaru.

Strażacy opanowali pożar domu pomocy społecznej przy ulicy Tobruckiej w Kielcach; do szpitali trafiło łącznie 17 pensjonariuszy – przekazał st. kpt. Marcin Bajur, oficer prasowy świętokrzyskiej straży pożarnej.

Do pożaru domu pomocy społecznej doszło w piątek około godziny 17. Z budynku ewakuowano 39 pensjonariuszy oraz cztery osoby z personelu. Do ewakuacji jednej osoby, która nie mogła poruszać się o własnych siłach i znajdowała się w najwyższej kondygnacji budynku, strażacy użyli drabiny mechanicznej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję